IDALIA –
WIDZĄCA SŁOŃCE
Czy
lubicie bajki?
Co to za pytanie, przecież każdy lubi bajki!
A czy jest tutaj ktoś z Lachowic?
Posłuchajcie, co wydarzyło się dawno temu właśnie w Lachowicach...
Co to za pytanie, przecież każdy lubi bajki!
A czy jest tutaj ktoś z Lachowic?
Posłuchajcie, co wydarzyło się dawno temu właśnie w Lachowicach...
Dawno temu Królestwem Lachowic rządził król Henryk. Był to
wspaniały władca. Dbał o królestwo i bardzo troszczył się o swoich
poddanych. Nigdy nie odmawiał, gdy ktoś prosił o chwilę rozmowy, czy
zwykłą poradę. Pomagał każdemu. Często też organizował w pałacu uroczyste
obiady i poczęstunki dla mieszkańców. Król Henryk martwił się jedynie pogodą. A
to dlatego, że nad królestwem ciągle wisiały burzowe chmury lub padał deszcz.
Prawie nigdy nie przychodziło słońce. Zdawało się, że specjalnie
omija Lachowice, jakby nie lubiło ogrzewać swoimi promykami akurat tego
królestwa. Od lat nieodłączny element codziennego stroju mieszkańców stanowił
parasol. Bardziej opłacalne było sprzedawanie tego produktu niż koszulek
z krótkim rękawem! Niektórzy Lachowianie, zwłaszcza dzieci, nigdy nie
widzieli słońca. Wyobrażacie sobie całe dotychczasowe życie patrzeć tylko
na chmury i deszcz? Straszne! Ale nic nie można było na to poradzić. Mimo
nowych urządzeń pogodowych, meteorolodzy rozkładali bezradnie ręce.
Króla bardzo trapiła jeszcze jedna sprawa, której nikt nie umiał zaradzić...
Poczciwy stary władca martwił się o swoją córkę, która w wieku pięciu lat
straciła wzrok. A było to tak...
Królewna Idalia bawiła się na łące przy starym Wielkim Dębie. Było to jej ulubione miejsce w całym królestwie, między innymi dlatego, że nikt nie miał o nim pojęcia. Na grubej gałęzi ogromnego drzewa wisiała drewniana huśtawka, na której księżniczka uwielbiała się bujać. Huśtając się, śpiewała piosenki, układała rymowane wierszyki lub wymyślała bajki.
Pewnego dnia, gdy pięcioletnia Idalia beztrosko bawiła się na łące, znienacka pojawiła się okropna burza. Wściekły wiatr szalał jak opętany. Huki i pioruny miotały na wszystkie strony. Przestraszona dziewczynka objęła pień swoimi drobnymi rączkami. Nagle niebo przeciął oślepiający blask... Królewna upadła na ziemię.
Po długich poszukiwaniach w końcu odnaleziono Idalię leżącą bez ruchu pod Wielkim Dębem. Gdy odzyskała przytomność, okazało się, że... nie widzi! Mała królewna straciła wzrok! Jak? Najprawdopodobniej oślepił ją wyjątkowo jasny piorun. Z momentu wypadku pamiętała jedynie blask oraz drewnianą huśtawkę w tle. Rodzice dziewczynki byli zrozpaczeni. Idalia bez przerwy płakała i całe dnie spędzała w swoim pokoju. Nie wychodziła nawet na posiłki. Była okropnie przygnębiona tym, że nie może oglądać telewizji, bawić się z koleżankami na dworze ani czytać ulubionych baśni. Pozostawały jej jedynie słuchowiska w radiu.
Mijały dni, tygodnie, miesiące, a królewna powoli przyzwyczajała się do swoich niewidzących oczu, ciągle jednak była nieszczęśliwa. Aby temu zaradzić, król próbował wszystkiego. Pierwszą myślą, jaka przyszła mu do głowy było zwołanie mieszkańców królestwa, by opowiadali małej Idalii o otaczającym ją świecie. Jednak, słysząc wspaniałe opowieści, księżniczka smuciła się jeszcze bardziej, ponieważ nie mogła zobaczyć ani kwiatów kwitnących w zamkowym ogrodzie, którymi zachwycali się mieszkańcy, ani opisywanych przez nich wspaniałych obrazów wykonanych przez jedynego w królestwie malarza. Widząc, że to rozwiązanie przynosi skutek odwrotny do zamierzonego, król wyprosił całe zgromadzenie z pałacu. Po namyśle przyszedł mu do głowy kolejny pomysł. Władca postanowił, że kupi córce psa. Zwierzątko z pewnością poprawi jej humor. Niedługo później w zamku rozległo się szczekanie niedużego labradora. Nazwano go Promyk, ponieważ był bardzo radosnym psem. Idalia od razu polubiła swojego nowego przyjaciela, ale niestety nadal nie była taką królewną, jak kiedyś.
Ostatecznie król Henryk wezwał do pałacu najlepszych lekarzy w królestwie, pytając, jak wyleczyć córkę. Długo badali dziewczynkę, wzdychali i zastanawiali się nad jej przypadkiem, ale nic nie potrafili wymyślić. Postawili jedynie diagnozę. Królewna miała depresję. Co do tego nie było wątpliwości.
Minęło dwanaście lat od
wypadku Idalii. Królewna ciągle nie mogła pogodzić się z utratą wzroku, choć
już dawno nabrała pewności, że na zawsze pozostanie niewidoma. Pewnego dnia
podczas spaceru z Promykiem na skraju lasu, słuchając muzyki z odtwarzacza MP3,
wpadła na jakiegoś mężczyznę. Był to Pustelnik, który mieszkał niedaleko
pod Babią Górą.
- Przepraszam - powiedziała, zdejmując słuchawki.
- Nic nie szkodzi, drogie dziecko - odparł staruszek.
- Kim pan jest? - zapytała Idalia, niepewna z kim rozmawia.
- Pustelnikiem.
- Kto to pustelnik?
- Pustelnik, drogie dziecko, to taki ktoś, kto żyje samotnie z daleka od ludzi.
- Pewnie często się nudzisz, jeśli jesteś sam i nie masz z kim porozmawiać, Pustelniku.
- Nie do końca. Całe dnie spędzam, spacerując po lesie i obserwując przyrodę. To naprawdę bardzo ciekawe zajęcie. W dodatku mam tu wielu przyjaciół. Są nimi zwierzęta. One rozumieją mnie lepiej niż ludzie.
Idalia pokiwała głową ze smutkiem i powiedziała:
- Ja niestety nie mogę obserwować przyrody, chociaż bardzo bym chciała.
- Tak, wiem, że w dzieciństwie straciłaś wzrok. Od lat zastanawiam się nad twoim przypadkiem - westchnął mężczyzna. - Doszedłem do jednego wniosku. Otóż uważam, że powinnaś wrócić na miejsce wypadku. Całkiem możliwe, że wydarzy się tam coś, dzięki czemu twoje cierpienie dobiegnie końca.
- Tak myślisz, Pustelniku? - w głosie dziewczyny dało się słyszeć nadzieję. - A co, jeśli to nie zadziała albo przy Wielkim Dębie znów wydarzy się jakaś tragedia? Boję się.
- Nie wiem, czy pójście tam pomoże ci odzyskać wzrok, drogie dziecko, ale wiem na pewno, że nie dowiesz się, jeśli nie spróbujesz - staruszek uścisnął dłoń Idalii, a następnie dodał: - Czas na mnie. Gdybyś potrzebowała rady, wiesz, gdzie mnie znaleźć. Powodzenia.
Królewna chciała jeszcze coś powiedzieć, lecz Pustelnika już nie było. Westchnąwszy, zawołała psa i razem ruszyli z powrotem do zamku. Dziewczyna długo zastanawiała się nad słowami starca. Ostatecznie doszła do wniosku, iż mężczyzna ma rację i postanowiła pójść na łąkę już następnego dnia.
Nazajutrz zaraz po śniadaniu Idalia wraz z Promykiem udała się na łąkę przy Wielkim Dębie. Szła podekscytowana i pełna optymizmu, jednak im była bliżej znajomego miejsca, tym bardziej traciła pewność siebie. Pojawił się za to strach. Ręce królewny zaczęły drżeć. Zatrzymała się i nie mogła zrobić już ani jednego kroku dalej. Sama nie wiedziała dlaczego się boi. Stała tak przez chwilę, po czym zawiedziona wróciła do pałacu.
W kolejnych dniach Idalia ponownie próbowała się przełamać i sprawdzić teorię Pustelnika, ale sytuacja za każdym razem się powtarzała.
Pewnej nocy dziewczynie przyśnił się Wielki Dąb. Wyglądał bardzo smutno. Gałęzie były pozbawione liści, ale na jednej z nich ciągle wisiała stara huśtawka. Drzewo odezwało się łagodnie do królewny:
- Nie bój się, Idalio. Nie zrobię ci krzywdy. Przyjdź do mnie, a uleczę twoje oczy.
Rankiem królewna opowiedziała swój sen ojcu i razem postanowili wybrać się na łąkę. Niebo było zachmurzone jak zazwyczaj w Lachowicach. Tym razem dziewczyna nie bała się. Miała pewność, że nic złego się nie stanie, a poza tym był przy niej tata.
Znalazłszy się przy Dębie, Idalia usiadła na starej huśtawce. Przypomniała sobie jak kiedyś na beztroskiej zabawie spędzała tutaj prawie każdy dzień. Odbiła się nogami od ziemi i po chwili poczuła się dokładnie tak, jak dwanaście lat temu. Nagle zawiał łagodny wietrzyk, który uniósł królewnę kilka metrów nad ziemię. Okręcił ją kilka razy i posadził z powrotem na huśtawce. Idalia zamrugała i z ogromną radością stwierdziła, że widzi. Zeskoczyła z huśtawki i przytuliła ojca, a następnie uśmiechnęła się do drzewa, na którym ni stąd, ni zowąd pojawiły się soczyście zielone liście. Wietrzyk, który uniósł królewnę, rozpędził także chmury i na niebie zagościło tak długo wyczekiwane przez mieszkańców królestwa słońce.
- Przepraszam - powiedziała, zdejmując słuchawki.
- Nic nie szkodzi, drogie dziecko - odparł staruszek.
- Kim pan jest? - zapytała Idalia, niepewna z kim rozmawia.
- Pustelnikiem.
- Kto to pustelnik?
- Pustelnik, drogie dziecko, to taki ktoś, kto żyje samotnie z daleka od ludzi.
- Pewnie często się nudzisz, jeśli jesteś sam i nie masz z kim porozmawiać, Pustelniku.
- Nie do końca. Całe dnie spędzam, spacerując po lesie i obserwując przyrodę. To naprawdę bardzo ciekawe zajęcie. W dodatku mam tu wielu przyjaciół. Są nimi zwierzęta. One rozumieją mnie lepiej niż ludzie.
Idalia pokiwała głową ze smutkiem i powiedziała:
- Ja niestety nie mogę obserwować przyrody, chociaż bardzo bym chciała.
- Tak, wiem, że w dzieciństwie straciłaś wzrok. Od lat zastanawiam się nad twoim przypadkiem - westchnął mężczyzna. - Doszedłem do jednego wniosku. Otóż uważam, że powinnaś wrócić na miejsce wypadku. Całkiem możliwe, że wydarzy się tam coś, dzięki czemu twoje cierpienie dobiegnie końca.
- Tak myślisz, Pustelniku? - w głosie dziewczyny dało się słyszeć nadzieję. - A co, jeśli to nie zadziała albo przy Wielkim Dębie znów wydarzy się jakaś tragedia? Boję się.
- Nie wiem, czy pójście tam pomoże ci odzyskać wzrok, drogie dziecko, ale wiem na pewno, że nie dowiesz się, jeśli nie spróbujesz - staruszek uścisnął dłoń Idalii, a następnie dodał: - Czas na mnie. Gdybyś potrzebowała rady, wiesz, gdzie mnie znaleźć. Powodzenia.
Królewna chciała jeszcze coś powiedzieć, lecz Pustelnika już nie było. Westchnąwszy, zawołała psa i razem ruszyli z powrotem do zamku. Dziewczyna długo zastanawiała się nad słowami starca. Ostatecznie doszła do wniosku, iż mężczyzna ma rację i postanowiła pójść na łąkę już następnego dnia.
Nazajutrz zaraz po śniadaniu Idalia wraz z Promykiem udała się na łąkę przy Wielkim Dębie. Szła podekscytowana i pełna optymizmu, jednak im była bliżej znajomego miejsca, tym bardziej traciła pewność siebie. Pojawił się za to strach. Ręce królewny zaczęły drżeć. Zatrzymała się i nie mogła zrobić już ani jednego kroku dalej. Sama nie wiedziała dlaczego się boi. Stała tak przez chwilę, po czym zawiedziona wróciła do pałacu.
W kolejnych dniach Idalia ponownie próbowała się przełamać i sprawdzić teorię Pustelnika, ale sytuacja za każdym razem się powtarzała.
Pewnej nocy dziewczynie przyśnił się Wielki Dąb. Wyglądał bardzo smutno. Gałęzie były pozbawione liści, ale na jednej z nich ciągle wisiała stara huśtawka. Drzewo odezwało się łagodnie do królewny:
- Nie bój się, Idalio. Nie zrobię ci krzywdy. Przyjdź do mnie, a uleczę twoje oczy.
Rankiem królewna opowiedziała swój sen ojcu i razem postanowili wybrać się na łąkę. Niebo było zachmurzone jak zazwyczaj w Lachowicach. Tym razem dziewczyna nie bała się. Miała pewność, że nic złego się nie stanie, a poza tym był przy niej tata.
Znalazłszy się przy Dębie, Idalia usiadła na starej huśtawce. Przypomniała sobie jak kiedyś na beztroskiej zabawie spędzała tutaj prawie każdy dzień. Odbiła się nogami od ziemi i po chwili poczuła się dokładnie tak, jak dwanaście lat temu. Nagle zawiał łagodny wietrzyk, który uniósł królewnę kilka metrów nad ziemię. Okręcił ją kilka razy i posadził z powrotem na huśtawce. Idalia zamrugała i z ogromną radością stwierdziła, że widzi. Zeskoczyła z huśtawki i przytuliła ojca, a następnie uśmiechnęła się do drzewa, na którym ni stąd, ni zowąd pojawiły się soczyście zielone liście. Wietrzyk, który uniósł królewnę, rozpędził także chmury i na niebie zagościło tak długo wyczekiwane przez mieszkańców królestwa słońce.
Wdzięczny za uzdrowienie
córki władca rozkazał posadzić na łące drugie drzewko, by Wielki Dąb miał
towarzystwo.
Staremu Pustelnikowi obiecano w podzięce, że drzwi zamku zawsze będą dla niego otwarte.
Szczęśliwa Idalia założyła wraz z ojcem fundację opiekującą się niewidomymi dziećmi, w której udzielał się także Promyk.
Mieszkańcy byli w szoku dowiedziawszy się, że Idalia odzyskała wzrok. Ale przecież nie mogło być inaczej. W końcu jej imię znaczy "widząca słońce".
Odtąd w Lachowicach już zawsze świeciło słońce, król Henryk płakał jedynie ze szczęścia, a z twarzy królewny nigdy nie znikał uśmiech.
Staremu Pustelnikowi obiecano w podzięce, że drzwi zamku zawsze będą dla niego otwarte.
Szczęśliwa Idalia założyła wraz z ojcem fundację opiekującą się niewidomymi dziećmi, w której udzielał się także Promyk.
Mieszkańcy byli w szoku dowiedziawszy się, że Idalia odzyskała wzrok. Ale przecież nie mogło być inaczej. W końcu jej imię znaczy "widząca słońce".
Odtąd w Lachowicach już zawsze świeciło słońce, król Henryk płakał jedynie ze szczęścia, a z twarzy królewny nigdy nie znikał uśmiech.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz