poniedziałek, 5 marca 2018

Ciało, czyli...





5 marca 2018 roku w siedzibie Instytutu Dialogu Międzykulturowego im. Jana Pawła II w Krakowie został rozstrzygnięty konkurs dla uczniów szkół gimnazjalnych, ponadgimnazjalnych oraz osób dorosłych pt. „Ciało… czyli?”.
Na konkurs nadesłane zostały prace z całej Polski, spośród których nagrodzono 5 i wyróżniono 6.

A oto wyróżnione teksty naszych uczennic!  Serdecznie gratulujemy!

Zbiór komórek?

Ciało, czyli... Obiekt pożądania? Zbiór tkanek i narządów? Ośrodek duszy? Może zupełnie coś innego? Każdy może sam dokończyć to zdanie, ma do tego absolutne prawo. Gdy zastanawiam się nad tym dłużej…  ciało jest czymś bardziej niezwykłym,  niż nam się wydaje. Ucząc się biologii, poznajemy, jak ono funkcjonuje, z czego jest zbudowane itd. To fascynujące zdobywać wiedzę o ciele. Ale gdy o nim mówimy, musimy pamiętać, że tworzy je fizyczność i psychiczność. Te dwie sfery przenikają się.
Dosyć popularnym od jakiegoś czasu tematem jest aborcja. Czarne protesty, okładka gazety, na którym widnieje zdjęcie trzech uśmiechniętych kobiet w różnym wieku i slogan „Aborcja jest OK”. Naprawdę?  Jakie to smutne!!! Aborcja jest dramatem,  tragedią – zawsze! Na Facebook’u czytam, że „aborcja to nie morderstwo”. Taaaak, przecież płód nie jest człowiekiem. Przecież płód to tylko zbiór komórek, które z czasem… myślą, czują, słyszą, widzą tak samo jak my. W takim razie my też nie jesteśmy ludźmi. Tylko zbiorem komórek.
Bóg mówi do nas: „utkałem Cię w łonie twej matki”. Bóg przez 9 miesięcy tka komórki, składa puzzle w jeden obraz, obraz Boży, swoje podobieństwo. W każdej części układanki jest kawałek nas, duszy i ciała. Pomyślmy, czy chcielibyśmy, żeby nasze komórki w łonie kobiety, która nas nosi pod sercem, były tak po prostu usunięte, zapomniane? Bez względu na to, że tego nie chcemy, że nas to boli, że chcemy ŻYĆ?
Gdybym opowiedziała historię, bardzo prawdopodobną, może nawet realną, która może dotknęła mnie, ciebie, może dopiero dotknie, a może nigdy się z tym nie spotkasz. Uwierzysz, że takie istnieją, że to nie są bajki, opowieści wyssane z palca.
Pewna kobieta poznała pewnego mężczyznę. Nazwijmy ich „On” i „Ona”, żeby było uniwersalnie. Spodobali się sobie, umówili na kawę. W brzuchu pojawiło się to coś, co powszechnie nazywamy „motylami”. Przyspieszone bicie serca, myśli skierowane tylko na tę drugą osobę, radość, endorfiny, podniecenie. Normalne. Prędzej czy później każdy to przeżywa. Kolejne randki, niesamowite emocje, pierwszy pocałunek... Ich ciała wariują. On pyta, czy zostaną parą. Wiadomo, bukiet róż, te wszystkie frazesy, które sprawiają, że Ona jest w siódmym niebie. Wyznanie miłości, pierwsze słowa „kocham” i jest cudownie. Cudownie mija jakiś czas - rok, może dwa. Podczas romantycznej kolacji w drogiej restauracji pada pytanie „Czy zostaniesz tą, z którą stworzę dom, rodzinę? Tą, z którą podczas chłodnego wieczoru będę pił herbatę i trzymał spracowaną, pomarszczoną dłoń, na której nadal będzie widniał ten oto pierścionek? Czy zostaniesz moją żoną?”. Chwytają ją te słowa za serce. Kogo by nie chwyciły? Łzy płyną po jej policzkach. Jest niesamowicie wzruszona tak pięknymi oświadczynami. Przecież każda chciałaby usłyszeć coś takiego. Przygotowania do ślubu są równie piękne, wzruszające, bardzo romantyczne. Ślub jest po prostu bajeczny, Ona wygląda jak księżniczka, On jak książę. W noc poślubną dają początek nowemu życiu. Oboje doznają wielkiej rozkoszy. Tworzy się to życie pięknie, z wielkiej wydawałoby się miłości i namiętności. Kilka dni później dowiadują się, że zostaną rodzicami. Połączyli się w jedno i stworzyli nowe ciało, nowego człowieka, który jest dziełem niesamowitej miłości. W trzecim miesiącu zalecają jej badania prenatalne, coś jest nie tak. To ciało jest chore- takie są przypuszczenia. Świat się wali, choroba nowego człowieka, który „jest dziełem niesamowitej miłości”, przekreśla ich całe ich cudowne, bajkowe życie. Trzeba się TEGO pozbyć, trzeba TO  usunąć z życia, z jej ciała, które przecież jest jej! Ona ma prawa, ona ma decydujący głos, ona ma władzę nad swoim ciałem. Doprawdy? Ten bezbronny człowiek, który jest… a może jednak nie jest dziełem niesamowitej miłości też ma prawo, głos, władzę. Bo jest człowiekiem, a nie jak lekarz ujął to z medycznej strony „płodem”, „zbiorem komórek”. On załatwił wszystkie formalności i jest już po. Już nie ma problemu. Ich życie znowu jest bajkowe i słodkie… Czyżby?
Czy tego chcemy w naszym życiu? Być ciałem, tylko ciałem, a nie człowiekiem? Bo na pewno ciało nie jest tylko zbiorem komórek, jest czymś o wiele więcej. Każdy jest złożony z niepowtarzalnych zakamarków, które sprawiają, że jesteś inny o innych, że nie ma drugiej takiej samej istoty na ziemi. Marylin Monroe, która wg niektórych źródeł wielokrotnie przechodziła zabieg aborcji (czasem robiono ją podobno bez jej wiedzy), bardzo przeżyła stratę nienarodzonego, upragnionego dziecka ukochanego mężczyzny. To ona powiedziała, że „Hollywood to takie miejsce, w którym płacą ci tysiąc dolarów za twoje ciało, a jedynie 50 centów za duszę”.  
Jeżeli nasze ciało będzie „puste”, próżne, taka też będzie nasza dusza. Biust, bicepsy, pośladki to nie wszystko. Światło, które daje dusza, może sprawić, że mimo niedoskonałości nasze ciało będzie najpiękniejsze dla drugiej osoby. Mimo choroby, starości, zmarszczek, kilku kilogramów za dużo. Trzeba umieć patrzeć oczyma duszy, nie ciała. Ciało samo w sobie jest doskonałością, pięknem i czymś, co tworzy harmonię z duszą. Jeżeli tylko znajdziemy odpowiedniego człowieka na naszej drodze życia, który nas prawdziwie pokocha i dostrzeże naszą doskonałość, wydobędzie z nas wszystko to, co najpiękniejsze, będziemy szczęśliwi. Tylko wtedy. Zespół Downa, mózgowe porażenie dziecięce i wiele, wiele innych chorób nie będą straszne, jeśli się kocha. Kocha siebie, człowieka, z którym się jest, człowieka, którego się stworzyło. W mojej ulubionej książce, do której nieraz wracałam i wracać będę nieskończenie, napisane jest „Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”.  Chociaż zarówno oczy, jak i serce są zbiorami komórek, które tworzą tkanki, a te z kolei narządy, potrafią widzieć inaczej. „Widzieć” to za dużo powiedziane. Serce czuje to, co najlepsze, oczy tylko na to patrzą.
Pomyśl dziewczyno, czy chciałabyś, żeby twój chłopak, który jest niesamowicie przystojny widział w tobie „dobrą d…ę”, „niezłą lalunię” czy kobietę, która ma wspaniałe wnętrze, kochające serce, piękny uśmiech, cudowną głębię oczu?
 Pomyśl chłopaku, czy chciałbyś, żeby twoja dziewczyna miała cię za „ciacho”, które najlepiej zjeść i strawić bez pamięci, czy mężczyznę, który zatroszczy się o jej dobro, w którego ramionach znajdzie bezpieczeństwo i ciepło? 
Na pewno chcecie być postrzegani dobrze, jako ci, którym warto poświęcić nie chwilę, a całe życie uwagi.
Niech nasze ciała  nie będą niczym innym jak tylko lustrem wewnętrznej siły, odwagi, męstwa, dobroci, wrażliwości, pogody ducha…
Przecież ciało to odzwierciedlenie duszy.


Natalia Talaga



Karolina Malaga

Symfonia cieni

Okrążałam wystawę fotografii kolejny raz. Straciłam rachubę, który…  Podobnie jak pozostali w galerii patrzyłam na ogromne czarno - białe zdjęcia wiszące na ścianach. Wszystkie przyciągały spojrzenia, były hipnotyzujące. Ale dlaczego…
                Obrazy przedstawiały muzyków, nagich muzyków, którzy trzymali instrumenty. Niektóre ujęcia były subtelne, inne ordynarne i bezpośrednie, ale nie potrafiłam zaprzeczyć, że wszystkie były zachwycające. Ale piękno to nie jedyne, co je łączyło. Przedstawione na nich postaci były anonimowe, ich twarze były odwrócone, zasłonięte lub ukryte w cieniu.
                Przystanęłam przed zdjęciem nagiej skrzypaczki. Kobieta leżała na podłodze. Jej plecy wygięte były w łuk, a nogi lekko podkurczone. Jedną dłonią trzymała skrzypce oparte o biodro, a drugą ręką unosiła nad sobą smyczek. Wyglądała, jakby właśnie zakończyła grać utwór, który całkowicie pochłonął jej duszę. Jej twarzy ukryta była w cieniu.
                Otulona zmysłowością zrobiłam kilka kroków w lewo i zatrzymałam się po raz kolejny przed następną fotografią. Uwieczniona na niej kobieta siedziała na drewnianym krześle w szerokim rozkroku, trzymając między nogami kontrabas, zasłaniający jej łono oraz piersi. Jej dłonie delikatnie pieściły instrument, którego kształt przypominał łudząco krzywizny jej ciała. Kompozycja utrzymana była w ciemnych kolorach. Twarz kobiety skąpaną w mroku dodatkowo przysłaniały czarne fale włosów spływające od nasady głowy.
                                Razem w tłumem podążyłam ku kolejnemu obrazowi. Przedstawiał pianistę i harfistkę. Mężczyzna siedział przy fortepianie. Jego palce tańczyły po biało - czarnych klawiszach. Padająca smuga światła oświetlała jego twarz, która zasłonięta była maską. Jednak można było dostrzec, że muzyk, mimo że pochłania go melodia, wpatruje się zuchwale w nagą partnerkę siedzącą na fortepianie. Kobieta siedziała przodem zwrócona do mężczyzny, a jej dłonie pieściły struny harfy. Twarz harfistki przysłonięta była przez opadające do przodu jasne loki.
                Przepełniona namiętnością, jaka biła od tej dwójki z fotografii poszłam dalej, mijając kolejne portrety. Mój wzrok przykuł akt perkusisty. Mężczyzna był widocznie pochłonięty i wyczerpany grą na instrumencie. Po jego nagim torsie spływały krople potu. Lekko rozmyte pałeczki wskazywały na to, że zamierza ponownie uderzyć w instrument. Głowa muzyka była mocno uniesiona do góry, przez co nie było widać jego twarzy.
                Oderwałam wzrok od perkusisty i poszłam dalej. Krążyłam bez celu między fotografiami, a kolejne minuty upływały. Mijali mnie ludzie, za każdym razem inni. Patrzyłam na nich, czekałam na ich reakcje, komentarze… Niektórzy nie okazywali zachwytu, inni zaś całkowicie pochłonięci byli erotyką płynącą ze zdjęć…
                I tak stojąc, zrozumiałam, że wszyscy wpatrujemy się w akty anonimowych ludzi. Nikogo nie obchodziło, kim są, jacy są. Nie chcieliśmy poznać ich historii. Każdy zainteresowany był wyłącznie idealnym ciałem sportretowanego. Kobiety i mężczyźni, starsi i młodsi. My, my wszyscy patrzyliśmy na intymność, cielesność i lubieżność. Nie zastanawialiśmy się nad wnętrzem modeli. Byliśmy zainteresowani nimi wyłącznie jako obiektami seksualnymi…

                Nagle poczułam się uwięziona i zniewolona. Nie mogłam złapać oddechu. Czułam, że się duszę. Przepychając się przez tłum, wybiegłam z galerii…




opieka: Małgorzata Skawińska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz