Kazimiera Iłłakowiczówna
O Boże!... Najpierw jechali długo, wieziono ich wiosenną szarugą. ... Ilu ich było? Dwa? Pięć? Osiem? Dwanaście tysięcy?... Pamiętamy ich zbrojnych i hojnych, pamiętamy młodziutkich przed wojną... O Boże... Nie myśleć więcej. Każdy dzień ma swoją pracę. a tamto - nie powraca. ... A jednak... O czym myślał, zanim umierał za szeregiem walący się szereg? Będziemy kiedyś wiedzieli, skoro już wyszli spod ziemi. Ktoś ocalony cudem, ktoś schowany przypadkiem w rowie straszliwą opowieść opowie: czy szarpały ich ręce brudne? czy poszli na rzeź bez oporu? czy konali wiosennym wieczorem? czy zabito ich w mroźne rano? O Boże... Czy im się pożegnać dano? Czy do końca, aż kat wystrzelił, o niczym nie wiedzieli? Jeden był jedynak u matki, a drugi u ojca ostatni; a trzeci popełnił zbrodnię i jeszcze jej nie zamodlił. U czwartego synek i żona, piątemu wielkość sądzona... ... Jak to być może?! a katów przecie także Pan Bóg stworzył... O Boże, który w jaskółce mieszkasz, co obłoki mija, i w jastrzębiu, co w locie jaskółkę zabija, w kwiatuszku - wypieszczonym w cieniu leśnych malin, i w tych, co i maliny, i kwiat podeptali... ... Który zlatujesz ogniem w pędzącym pocisku i w mózgu świecisz, co od ciosu się rozpryska... ... Który jesteś - i to mię zdumiewa najwięcej - jednocześnie w Polaku, Moskalu i Niemcu... O Boże, z tej wichury, co pali pół świata, zstąp i zamieszkaj, błagam Ciebie, nie w dzieciach, nie w kwiatach, nie w czystych duszach, ani w jasnych wodach, ale w sercach katów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz