środa, 24 grudnia 2014

„Tłumaczenia są jak kobiety – albo piękne, albo wierne”

Kolacja wigilijna zjedzona? Życzenia złożone?Kolędy odśpiewane? Prezenty odpakowane?

Dziś zwierzęta mówią ludzkim głosem i nie mamy problemów z porozumieniem...Nigdy bardziej nie czujemy obecności Boga jak w ten wieczór. A ja proponuję przecudny tekst Kseni (moskwiczanki, tłumaczki języka rosyjskiego, mieszkającej w Polsce), który wygłosiła na egzaminie końcowym w Podyplomowym Studium Retoryki UJ w styczniu tego roku. Poprosiłam ja o przysłanie tego pięknego tekstu dla Was. Żałuje, że nie możecie posłuchać oryginalnego przemówienia Kseni.







Wszyscy jesteśmy tłumaczami

Человек шептал: «Господь, поговори со мной!»
И луговые травы пели,
Но человек не слышал!
Человек оглянулся кругом и сказал:
„Господь, позволь мне увидеть тебя”
И звезды ярко сияли..
Но человек не видел
Человек плакал в отчаянии:
«Дотронься до меня, Господь!
И дай мне знать, что ты здесь!»
И после этого Господь спустился и дотронулся до человека.
Но человек смахнул с плеча бабочку и ушел прочь.

Motyl: butterfly, Schmetterling, papillon, mariposa

„Tłumaczenia są jak kobiety – albo piękne, albo wierne” – ten znany cytat z Voltaira żartobliwie i trafnie ujmuje jeden z głównych  dylematów tłumaczy. Przecież czasami tak trudno znaleźć odpowiednie słowo, dobrać właściwą „barwę tłumaczenia”. A niekiedy nawet zrozumieć, o czym chce powiedzieć autor. Przecież każda niedokładność może okaleczyć tekst, a natłok takich niedokładności – go zabić. Są liczne przykłady nieudanych tłumaczeń, które zdyskwalifikowały godne uwagi książki. Z formalnego punktu widzenia przekład może być dobrze wykonany. Ale sedno, dusza oryginału, która zazwyczaj ukrywa się między wierszami, ulatuje w przestrzeń odtwórczości. A martwy tekst raczej nie porwie czytelnika.
Dlaczego o tym mówię? Nie wszyscy z nas są tłumaczami z zawodu. Nie każdy zna się na tłumaczeniach, nie każdy lubi czytać. A nawet jeśli czyta, nie odczuwa potrzeby zaglądania do oryginału czy uczenia się obcego języka, żeby naprawdę  spotkać się z autorem.

Czy tak jest naprawdę?  Czy jednak każdy z nas bez względu na zawód nie jest tłumaczem? Czy nie próbujemy tłumaczyć światu, o co nam chodzi? Сodziennie podejmujemy się żmudnej pracy tłumacza, dobierając odpowiednią szatę dla naszych myśli, uczuć, emocji. Język przecież to - jedynie system znaków. Nie na próżno „ojciec językoznawstwa” Ferdinand de Saussure odróżniał „język” od „mówienia”. Język to narzędzie, za którego pomocą tworzymy niepowtarzalny akt mowy.
Żeby ten akt zaistniał, powinniśmy mieć coś do przekazania za pomocą tego narzędzia, mieć coś do powiedzenia. I już do tego „czegoś” próbujemy dobrać odpowiednią formę. Jakże to nazwać inaczej, niż tłumaczeniem.
A skoro tak, to sformułowany przez Voltaira dylemat dotyczy każdego z nas. Czy jesteśmy dobrymi tłumaczami? Być może właśnie w tym tkwi korzeń wszystkich nieporozumień – po prostu źle tłumaczymy?
Tutaj doświadczenie tłumacza byłoby bardzo pomocne. Co trzeba zrobić, aby wykonać dobry przekład? Przede wszystkim znać język oryginału, aby zrozumieć sens. Czyli trzeba dobrze rozumieć ten oryginał, który mamy w sobie. Wczytać się w myśli,  zmusić  intuicję do dyscypliny, do „logiki uczuć”, zastanowić się nad całością. Oczywiście, powinniśmy znać język, na który tłumaczymy. No to nic trudnego – powiemy. Przecież każdy zna język ojczysty jak własną kieszeń.
Często słyszę pół-pytanie-pół stwierdzenie: pewnie znasz polski perfekcyjnie. Odpowiadam wtedy – jak mogę znać doskonale obcy język, jeśli własnego języka nie znam doskonale. Czy każdy z was może twierdzić, że zna własny język naprawdę dobrze? Bardzo mi się spodobało trafne powiedzenie polskiego dziennikarza Bolesława Paszkowskiego: "Mów czasami w obcym języku, aby nie zapomnieć, jak źle się nim posługujesz".
Codziennie spotykamy różnych ludzi. Niby posługujemy się tym samym językiem. Czy jest to ten sam język?
Ucząc się języka obcego, poznałam wielu ”fałszywych przyjaciół”. Na przykład, stół. W języku rosyjskim jest podobnie brzmiące słowo, które oznacza „krzesło”.  Z kolei „kreslo” po rosyjsku oznacza fotel. Jeśli w Rosji w sklepie z artykułami spożywczymi poprosi się o "kawior", to sprzedawczyni bardzo się zdziwi, bo po rosyjsku „kawior” oznacza dywan. Z kolei, prosząc o dywan, dostanie się kanapę. Jeśli w Czechach zepsuje nam się komórka, to fachowiec stwierdzi – „cela porouchana”, polska „ubikacja” – to czeski „zachód”. A w Pradze najeść się kiełbasek z piwem można w restauracji „V cipu”, czyli na rożku.
Rozmawiając w tym samym języku, teoretycznie nie powinniśmy mieć tego kłopotu. Tylko teoretycznie. W praktyce okazuje się, że to samo słowo dla różnych ludzi oznacza zupełnie co innego. Czy "dom" dla wszystkich oznacza to samo? A ile sensów może mieć takie zwyczajne zdanie, jak "chcę mi się jeść"!
Ile dylematów mijamy codziennie, nie zwracając na nie żadnej uwagi? Piękne-brzydkie, wierne-niewierne – co tam! Dom niestety nie zawsze jest domem, dla niektórych to tylko budowla. Od nas zależy, jaki nadajemy tym słowom sens… A język jest tylko narzędziem przekazania naszych sensów innym, narzędziem zbudowania wspólnego domu sensów. Myślimy, że mówimy coś ważnego, wartościowego, istotnego – a nikt tego nie słucha, a może po prostu nie rozumie? A jeśli wczoraj, a może nawet dzisiaj  ktoś próbował przekazać nam coś wyjątkowo ważnego, coś nieodzownego, o czym nie można dłużej milczeć… Tylko nie dostrzegliśmy, nie zrozumieliśmy. Dlatego powinniśmy tłumaczyć pięknie, ale nade wszystko wiernie. 
Pięknym letnim rankiem człowiek uklęknął na łące, wznosząc modlitwy do Boga.  «Boże, porozmawiaj ze mną!» - szeptał. I wówczas powiał wiatr, łagodnie szeleszcząc w trawach łąkowych. Ale człowiek pozostał głuchy na to. W nocnej mgle rozglądał się dookoła i wołał: «Boże, objaw mi się». W jednej chwili czarne niebo rozjaśnił mięki błysk dalekich gwiazd. Ale człowiek pozostał ślepy. Szarym ponurym zimowym dniem człowiek poprosił: «Boże, uczyń cud!». Już następnego dnia ziemia uwolniła się od śniegu i dała nowe życie. Ale człowiek pozostał obojętny. Zniecierpliwiony, człowiek uniósł głos: «Dotknij mnie Boże, daj mi znak, że istniejesz!». I stało się to, o co poprosił. Pan Bóg zszedł na Ziemię i dotknął człowieka. Ale człowiek nie zauważył. Strącił z ramienia motyla i poszedł sobie...









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz