środa, 28 grudnia 2016

LEGENDA O ODWAŻNYM ANTKU




W Zawoi u podnóża Babiej Góry mieszkał sobie biedny rolnik o imieniu Antek. Miał skromną chatę i niewielkie gospodarstwo. Był dobrym sąsiadem, chętnie pomagał innym, więc wszyscy bardzo go lubili. Rodzice zmarli, gdy był młodym chłopakiem. Lata mijały i Antek nawet nie zauważył, że najwyższy czas poszukać sobie żony. Wieczorami doskwierała mu samotność, był smutny, nie miał do kogo gęby otworzyć.
Gdy nadchodziła jesień, codziennie rano wstawał o świcie, brał na plecy największy wiklinowy kosz, siekierkę i wędrował na północne stoki Babiej Góry, w poszukiwaniu drewna na opał. Codziennie wracał bardzo zmęczony, a co zebrał, spalił w piecu wieczorem,  
by się ogrzać i ugotować ciepłą strawę.
Wkrótce miała nastać zima, a starzy górale mówili, że ma być bardzo sroga. Pewnego dnia dobrzy sąsiedzi, którym było żal uczynnego Antka, postanowili pożyczyć mu konia do ściągnięcia ciężkiego drewna z lasu. Antek przeżegnał się i wyruszył w drogę. Szedł jednak nie tam gdzie zawsze, lecz bardziej na wschód. Mało kto się tam zapuszczał, bo o miejscu tym krążyły różne, straszne opowieści. Antek prowadził konia bardzo ostrożnie: było tam wiele dużych, ostrych kamieni i liczne strumyki. Nagle ujrzał las, w którym wiele drzew leżało poprzewracanych przez wiatr. Bardzo się ucieszył. Zaczął siekierą odrąbywać gałęzie, a pnie przywiązywać łańcuchami do uprzęży konia. Zbliżał się wieczór, więc postanowił, że pora  wracać. Szli tą samą drogą. Antek był bardzo zadowolony. Przecież tyle drewna wystarczy mu na całą zimę. Gdy zaczęli zbliżać się do skraju lasu, zauważył, że wokół tworzy się mgła. Była coraz gęstsza i gęstsza, ale Antek wiedział, że nie zabłądzi. Był już blisko domu, a koń szedł pewnie znajomą ścieżką. Nagle zatrzymał się i zaczął strzyc uszami. W niewielkiej odległości coś się poruszyło i błysnęło. Mężczyzna przywiązał konia do drzewa, a sam ruszył w kierunku światła. Oddalało się, więc ruszył za nim. Teraz mgła stawała się coraz rzadsza, a światełko wyraźniejsze. Antek był coraz bardziej zaciekawiony. Ujrzał wysoką, stromą górę, a na jej szczycie jakieś dziwne, ciemne postacie. Nie mógł dokładnie dojrzeć  kto to, więc wspiął się
na pobliską sosnę. Wchodził powoli i cicho, uważając by nie złamać przy tym choćby najmniejszej gałązki. Gdy był już na samym wierzchołku drzewa, jego oczom ukazał się dziwny widok. Na szczycie góry paliło się ognisko, a obok tańczyło kilka dziwnie pochylonych, rozczochranych istot. Nie był pewien kto to. Wtem na gałęzi nad nim zakrakała wrona. Jedna z postaci spojrzała w tym kierunku i wtedy Antek ujrzał straszne, rozżarzone oczy. Zrozumiał, że to tańczące  czarownice. Był przerażony. Włosy zjeżyły mu się na głowie, czuł że ze strachu nie może się poruszyć. Na szczęście wiedźmy nie zauważyły go i usiadły wokół ogniska. Zaczęły szeptać i rzucać coś do ognia. Antek był jak sparaliżowany, ale nie spuszczał wzroku
z czarownic. Ogień stawał się coraz większy i większy. Wtedy chłopak spostrzegł, że za wiedźmami siedzi młoda, piękna dziewczyna w prostej, białej sukience. Była boso, a jej ręce
i nogi krępował sznurek. Antek w mig zrozumiał, co się dzieje. Słyszał przecież wiele razy opowieści o tym, że czarownice porywają młode kobiety i palą je, bądź zamieniają w kolejne straszne czarownice. Antek patrząc na to widowisko spostrzegł, że  im więcej ziół wrzucały  do ognia, tym bardziej stawały się senne. Gdy położyły się i usnęły, zsunął się z drzewa
i wspiął na górę. Biedna, wystraszona dziewczyna siedziała skulona obok dogasającego ognia. Zauważywszy Antka nawet się nie poruszyła. Myślała, że to jakaś zjawa. Chłopak prędko rozwiązał więzy i ostrożnie zeszli stromym zboczem. Biegli z całych sił przed siebie, trzymając się za ręce. W oddali słychać było rżenie konia. Uciekinierzy  szybko go odnaleźli. Spostrzegli też, że już świta. Antek odczepił pnie drzew i usiadł z dziewczyną na grzbiecie zwierzęcia. Ten jakby wiedział, co ma robić, szybko ruszył znaną sobie drogą do domu. Tutaj czekali już na nich sąsiedzi. Wielu mieszkańców wsi niepokoiło się i szukało do nocy Antka, który nie wrócił z lasu. Myśleli, że już po nim. Wtedy chłopak opowiedział  im, co się zdarzyło w lesie. Wszyscy patrzyli na niego z podziwem.
Z zaciekawieniem przyglądali się również jego towarzyszce. Gdy zjadła coś i napiła się ciepłego mleka, opowiedziała jak trafiła do czarownic. Porwały ją z Orawy, gdzie mieszkała
w małej, leśnej chacie. Jej rodzice zginęli w polu od uderzenia pioruna, więc mieszkała sama. Wiedźmy chciały spalić ją w ognisku i dzięki temu odzyskać utraconą dawno młodość, inaczej zamieniłyby się w kamienie. Sąsiedzi wysłuchali tej opowieści z drżącymi sercami.
Zosia, bo tak miała na imię dziewczyna, patrzyła z wielką wdzięcznością i radością na swojego wybawcę. Chłopak czuł zaś, że to jego najszczęśliwszy dzień w życiu. Wszyscy zgromadzeni wiedzieli już, że Antek znalazł w lesie wspaniałą kobietę i prawdziwą miłość.
Wkrótce w zawojskim kościele odbył się ich ślub, a potem wspaniałe wesele.
Żyli razem długo i szczęśliwie.
A czarownice? Co się z nimi stało? Zamieniły się w kamienie. Pewnie można je odnaleźć na jednej z wielu okolicznych gór.


            Magda Pieczara                     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz