Akcja
tej nowej kolędy się rozpoczyna,
gdy przed kominkiem zasiada babcia Kozina.
I
opowiada bardzo ciekawe treści –
świąteczne z dzieciństwa opowieści.
Słowa
Matki Teresy mówią nam, że w święta
chowają
się wszystkie diabły i biesy,
bo
gdy pierwsza gwiazdka zabłyśnie,
nawet
wróg wrogowi dłoń uściśnie.
Każdy
wtedy do pomocy jest chętny,
biednemu
pomoże majętny
i
nieważne są kłótnie i waśnie,
bo
w święta o to chodzi właśnie,
aby
nastała zgoda i ducha pogoda.
Na
początku jest okres Adwentu-
czyli
długie oczekiwanie na przyjście Zbawiciela,
Jezusa
Narodzonego na sianie.
Wszyscy
wtedy na roraty wcześnie wstają
i
lampionami mrok oświetlają.
Gdy
dzień Wigilii nadchodzi, cieszą się starzy i młodzi.
A
kiedy pierwsza gwiazdka na niebie zaświeci,
do
wieczerzy siadają dorośli i dzieci,
lecz
zanim do jedzenia ktoś się zabierze,
to
łamiąc się opłatkiem, składa życzenia szczerze.
Na
stole są same postne potrawy,
zerka
na nie nawet pies ciekawy!
Jeszcze
do opłatka nawiążę -
kiedy
zwierzę zje go o północy,
podobno
mówi jak książę!
Na
pasterkę wszyscy idą całą rodziną,
a
gdy nocne godziny przeminą,
to
od rana diabły i turonie kolędują po całym regionie.
Dzień
świętego Szczepana
to
czas spotkań w rodzinnym gronie.
Pan
Bóg posłał Swego Syna nie z koroną i na tronie,
lecz
jako malutkie dzieciątko,
urodzone
tam, gdzie dom ma bydlątko.
Dlatego
właśnie święta Bożego Narodzenia
to
czas pomagania i nawrócenia.
Nie
inaczej było także u Kozinów,
którzy odwiedzali wtedy swoich kuzynów.
Kiedy
babcia Józia krzątała się po domu,
dzieci podjadały cukierki, nie nic mówiąc
nikomu.
Wtem
dziadek Zenek wszedł do domu niespodziewanie,
poślizgnął
się na mokrej podłodze i wraz z choinką…
wyhamował dopiero na ścianie!
Wszystkie
lampki zapłonęły blaskiem
o
wyjątkowej mocy,
tak
że babci zabrakło do gaszenia kocy!
Niestrapiona
była jednak dziadka mina,
bo
ważne, jak się kończy, a nie jak zaczyna!
Niepisaną
tradycją, która nie przemijała, było,
że
to co roku babcia bombkę rozbijała…
Gdy
dzieci piekły z nią świąteczne pierniki od rana,
cała
kuchnia była mąką zasypana…
A
kiedy tata wrócił z wyprawy nad staw,
okazało
się, że po karpie musiał płynąć wpław!
To
były wielkie sztuki, więc na nic
zdały
się dziadkowe wędkowania nauki.
Ryby
szybko wędkę „poskromiły”
i
tatę do pływania na mrozie zmusiły.
Do
domu wrócił w wodorostach cały
a
dzieci z trudem śmiech powstrzymywały!
Jednak
Wigilia odbyła się szczęśliwie
i
wszyscy życzenia składali rzewliwe…
Po
Pasterce nastąpiło najweselsze świętowanie,
bowiem
cała rodzina zabrała się za kolędowanie.
Ktoś
był diabłem, ktoś turoniem, jeszcze inny dzikiem,
tak
że wszystkie dzieci witały nas krzykiem.
Tak
w rytmie kolęd i pastorałek
nastało
Boże Narodzenie…
Całe rodziny szły wtedy oglądać szopkę, która była żywa.
Całe rodziny szły wtedy oglądać szopkę, która była żywa.
Dla
każdego z nas była to atrakcja prawdziwa!
Największe jednak zamieszanie
wzbudziła
babcia Józia niespodziewanie…
Babcia
stała i patrzyła jak zaklęta,
podziwiając
poruszających się ludzi i zwierzęta.
I
z tego wszystkiego na śmierć zapomniała,
że
do plecaka smakołyków nawkładała.
I
wywołała tym niemały ambaras…
gdy
za nią wszystkie zwierzęta ruszyły naraz!
Babcia
biegała wokół kościoła z miną przerażoną,
aż
ksiądz Staszek wyciągnął wodę święconą!
Kiedy
wreszcie się zorientowała i plecak zdjęła,
gromadka
zwierząt pachnącym jedzeniem się zajęła.
Z
całej sytuacji ciągle śmiał się dziadek,
więc
babcia dziarsko odrzekła: jutro ty
przygotujesz
świąteczny obiadek!
I
tak oto pełne zabawnych wpadek były nasze święta,
lecz
dzięki temu przez lata każdy wnuk o nich pamięta!
Hej,
kolęda… nowa kolęda!
Daria
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz