niedziela, 9 września 2018

Ciało

Ciało

Lubię swoje ciało. Lubię je oglądać. Lubię patrzeć, jak się zmienia, jak pod wpływem doświadczeń nabywa nowe blizny i szramy.  Moje ciało, jak każde,  ma swoją historię. Opowiada mi ją w zmęczeniu po całym dniu czy w biegu na 1000 metrów, siedzeniu w kuckach albo w potrząsaniu głową.  Ciało to dom dla moich myśli, inspiracji, poruszeń - taki z drzwiami, oknami i spadzistym dachem. To bliskość niezgrabnych nóg, puszystych włosów i wąskich ust. Ciało to ja, czemu więc mam siebie do tego domu nie przyjąć?

          Przeszłam długą i trudną drogę, aby w ten sposób postrzegać swoje ciało i mieć taki jego obraz w swojej głowie. Kilka dobrych lat zajęło mi usłyszenie jego bezbronnego krzyku, który dotyczył tylko jednego  – przyjęcia go bez szalonej potrzeby udoskonalania. Wiem, że nie wszyscy potrafią zaakceptować swoje ciało takim, jakie jest; sama miałam z tym wielki problem. Niegdyś ciało było niewolnikiem moich kompleksów i wiem, że wciąż jest  tak w przypadku tysięcy innych ludzi. Gdziekolwiek spojrzymy, jakiś „ekspert” podpowiada nam, jak być szczuplejszymi, silniejszymi, ładniejszymi, zdrowszymi.
„Schudnij do Sylwestra”, „Amerykańscy naukowcy odkryli jeden prosty trik, by pozbyć się zbędnych kilogramów!”  „Schudnij 15 kg w 30 dni!” Czyż to nie znajome hasła? Jestem pewna, że każdy chociaż raz się z nimi spotkał. Z łatwością możemy ujrzeć je telewizji, Internecie czy na miejskich bilbordach. Nasza kultura promuje wartość ciała i podsuwa nam tysiące sposobów, jak wydać pieniądze na poprawę wyglądu. Wystarczy wejść na Instagram, by przekonać się, co ceni współczesny świat, a przy okazji zobaczyć to, czego los/ natura nam poskąpili. „Cool” są tylko zdjęcia opalonych, wyrzeźbionych ciał, długie zgrabne nogi, piersi z miseczką C i talia osy. Wystarczy przejrzeć kilka stron przypadkowego kolorowego pisma, aby skonfrontować się z mitem idealnych wymiarów, kolorytu skóry i grubości włosa i od razu w naszej głowie rodzą się prześladowcze myśli pt. Czemu tak nie wyglądam? Co ze mną jest nie tak? Jestem beznadziejna!

           Środowisko to główny sprawca grzechu. Tak bardzo przez nie  cierpimy, narażamy swoje ciała na katusze, wykańczające „diety cud”, czasem zamykamy się w czterech ścianach, bez  chęci opuszczenia ich kiedykolwiek.
 Ile razy usłyszałeś chociażby przypadkiem rzucane w szkole, na ulicy, w autobusie sformułowania  „krzywy ryj”, „wyłupiaste oczy”, „gruby tyłek”, „koślawe nogi”, „deska, bez biustu”, „krzywe zęby”, „ogólnie brzydka” ?
Ja bardzo często.
             Ile razy sam pocisnąłeś sobie kilka nieprzyjemnych fraz  na temat swojego bardzo nieidealnego wyglądu?  Pewnie równie często, a może nawet i częściej.   
              Jesteśmy  przerażeni – możliwością oceny, krytyki, nieprzyjemnych spojrzeń i jednoczesną koniecznością ujęcia się za sobą samym. Straszne.
Kocham swoje ciało. Już widzę, jak to zdanie ciężko przechodzi ci przez gardło.  Z taką łatwością przychodzi nam mówienie o tym, że kochamy podróże, dobre jedzenie, książki…  A czasem tak trudno jest nam powiedzieć, że kochamy własne ciało. Pod ubraniami chowamy lata niekochania, miliony zranień i pragnienie akceptacji.  Nie pozwalamy sobie poczuć się dobrze z naszym ciałem takim, jakie jest naprawdę. Może najwyższy czas to zmienić?
Wszystko jest w naszej głowie. Sposób myślenia wpływa na nasz punkt widzenia.
         Co w życiu jest tak naprawdę ważne i jakimi wartościami powinniśmy się kierować? Piękny czy brzydki, chudy czy gruby - każdy umrze.  Wyrwijmy się z codziennego biegu. Przypomnijmy sobie pewną podstawową, często zapominaną, a wręcz wypieraną prawdę, że to, za czym pędzimy, to nie wszystko!
Że to, o co tak bardzo zabiegamy, nie będzie trwało wiecznie. Kiedyś się rozpadnie, minie, zużyje. Są rzeczy ważniejsze i to na nich potrzeba się na nowo skupić.
Warto dbać o swoje ciało dla własnego dobrego samopoczucia i zdrowia, ale nie warto przykładać do niego większej wagi i przejmować się każdym zbędnym kilogramem i krytyką. Zacznijmy traktować ciało  jako świadectwo życia, które niesie w sobie historię nawet tę najwcześniejszą, nawet z okresu, kiedy jeszcze nie mówiliśmy; nasze traumy, ale też czuły kontakt z ciałem matki. To historia warta tego, aby podejść do niej z szacunkiem i zrozumieniem. Przecież ciało daje nam życie, więc nie warto dla niego umierać.



Benia


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz