Agnieszka Łoś
Gimnazjum
II miejsce w Powiatowym Konkursie Literackim
Gimnazjum
II miejsce w Powiatowym Konkursie Literackim
Mycha
i Klakier
- I oczywiście nie mam szans na
poprawę – burknęła Mycha pod nosem, kopiąc niewinny kamyk butem. Po chwili rozległ się cichy plusk, a kałuża rozprysła się na wszystkie strony. Brudna woda znalazła się także na jej nowych butach – czarnych, wojskowych glanach. Mycha aż jęknęła na ten widok. Najukochańsze buty całe w błocie! Jak przyjdzie do domu natychmiast je wyczyści. Nagle tuż obok przejechał samochód, dokładnie ochlapując każdy centymetr kwadratowy ubrania dziewczyny. Kierowca, nie zatrzymując się nawet, aby przeprosić, szybko odjechał. Mycha próbowała jakoś ratować swój wygląd, tak staranie dobrany przed wyjściem do szkoły, wrzeszcząc:
poprawę – burknęła Mycha pod nosem, kopiąc niewinny kamyk butem. Po chwili rozległ się cichy plusk, a kałuża rozprysła się na wszystkie strony. Brudna woda znalazła się także na jej nowych butach – czarnych, wojskowych glanach. Mycha aż jęknęła na ten widok. Najukochańsze buty całe w błocie! Jak przyjdzie do domu natychmiast je wyczyści. Nagle tuż obok przejechał samochód, dokładnie ochlapując każdy centymetr kwadratowy ubrania dziewczyny. Kierowca, nie zatrzymując się nawet, aby przeprosić, szybko odjechał. Mycha próbowała jakoś ratować swój wygląd, tak staranie dobrany przed wyjściem do szkoły, wrzeszcząc:
- Jak jeździsz idioto! Cymbał! O nie, o nie, nie, nie, nie…
Śliczny zielony płaszczyk nadawał się tylko do prania. ,,Wspaniale, mama znowu się wkurzy, że łaziłam po parku…” pomyślała Mycha. Ze spuszczoną głową udała się w stronę Starego Miasta. Wszystko wydawało się tak brudne i banalne.
Mieszkanie Majki znajdowało się przy ulicy Pijarskiej, niedaleko Basztowej. Mycha była dość zadowolona ze swojego maleńkiego domku, wiecznego potykania się o
z pelargonią czy starej wycieraczki z wytartym napisem ,,Welcome”. Widok z balkonu nie wyglądał
zachęcająco, lecz Mycha bardzo lubiła patrzeć na śpieszących się ludzi i samochody. Salon zawsze
wyglądał jak pobojowisko. W końcu tam było ulubione miejsce zabaw Scylli i Charybdy. Porozrzucane zabawki, pomazane ściany, porysowana podłoga były na porządku dziennym. Rzadko do tego pokoju zaglądał odkurzacz czy choćby ścierka. Kanapa i fotel wyglądały jakby pochodziły z dziewiętnastego wieku (trudno uwierzyć, że tata Krabik nabył je zaledwie dwa miesiące temu). Jednak najnowszą ozdobą były świeżo nadpalone firanki i popiół na podłodze. Kiedy Mycha ściągnęła ten nieszczęsny płaszcz i glany, bliźniaczki już zdążyły powitać ją z radosnym piskiem. Obie buzie były umazane farbami i pastelami, które najwyraźniej imitowały one groźne barwy indiańskich wojowników. Mycha poklepała obie po jasnorudych włosach i po chwili dziewczynki wróciła do zabawy polegającej na tym, kto pierwszy spadnie z kanapy, przegrywa.
z pelargonią czy starej wycieraczki z wytartym napisem ,,Welcome”. Widok z balkonu nie wyglądał
zachęcająco, lecz Mycha bardzo lubiła patrzeć na śpieszących się ludzi i samochody. Salon zawsze
wyglądał jak pobojowisko. W końcu tam było ulubione miejsce zabaw Scylli i Charybdy. Porozrzucane zabawki, pomazane ściany, porysowana podłoga były na porządku dziennym. Rzadko do tego pokoju zaglądał odkurzacz czy choćby ścierka. Kanapa i fotel wyglądały jakby pochodziły z dziewiętnastego wieku (trudno uwierzyć, że tata Krabik nabył je zaledwie dwa miesiące temu). Jednak najnowszą ozdobą były świeżo nadpalone firanki i popiół na podłodze. Kiedy Mycha ściągnęła ten nieszczęsny płaszcz i glany, bliźniaczki już zdążyły powitać ją z radosnym piskiem. Obie buzie były umazane farbami i pastelami, które najwyraźniej imitowały one groźne barwy indiańskich wojowników. Mycha poklepała obie po jasnorudych włosach i po chwili dziewczynki wróciła do zabawy polegającej na tym, kto pierwszy spadnie z kanapy, przegrywa.
- Hej, hej! Co to ma być? Kolejna inteligenta zabawa?
Dziewczynki nawet nie zwróciły na siostrę uwagi. Ta westchnęła i dopiero teraz spostrzegła uśmiechającą się mamę, która stała opierając się o drzwi. Ze zmęczonym wyrazem twarzy uściskała córkę na powitanie.
- Uważaj, jestem cała w mące. Lepię pierogi.
Kiedy Mycha usiadła, zaraz przed nią pojawił się talerz pełny pierożków. Dziewczyna z zapałem chwyciła widelec i zabrała się do jedzenia.
- Jak ci minął dzień? Dzisiaj miałam okropnych klientów, po prostu koszmar. ,,Zupa jest za zimna”… ,,Ile jeszcze można czekać?”… No, a czego się można spodziewać, jeżeli jest się w restauracji w porze obiadowej? Mnóstwo ludzi, a każdy chce być w miarę szybko obsłużony. Ale ja się przecież nie rozdwoję! Chociaż niektórzy chyba woleliby jakbym się klonowała i jednocześnie przyjmowała zamówienia od sześciu stolików… Koszmar po prostu, koszmar! No, ale dlaczego się nie odzywasz? Siedzisz tak cicho, nic nie mówisz… A pewnie miałaś o wiele lepszy dzień ode mnie. No, opowiadaj!
Zaraz przed Mychą wylądowała druga porcja pierogów z serem. Dziewczyna w odpowiedzi tylko się uśmiechnęła i zaczęła opowiadać:
- Miałam nie lepiej od ciebie. Znowu dostałam jedynkę z fizyki. Bez możliwości poprawy, bo ,,kartkówek u niego się nie poprawia”. Mama aż złapała się za głowę, nie zważając na wszechobecną mąkę. Na jej brązowych włosach pozostały białe smugi.
- Wspaniale, królowo śniegu.
- Jak każda królowa muszę mieć swoją armię i doskonale zaopatrzonych żołnierzy. Ty, jak widzę, zabezpieczasz się w każdy możliwy karabin – odgryzła się mama, nawiązując do sławnego przysłowia.
Mycha machnęła ręką.
- „Uczeń bez jedynki, to jak żołnierz bez karabinu”. Swoją drogą, głupie powiedzenie. Teraz ze spokojem mogłabym iść na wojnę.
- No, i właśnie to mnie martwi. Jakim cudem zdałaś testy gimnazjalne? Do tej pory łamię sobie na tym głowę.
Dziewczyna poczuła się lekko urażona, lecz w tym momencie rozległ się pisk. Mama tylko spojrzała na Mychę, a ta od razu pobiegła do salonu. Ujrzała dwie tarzające się siostry, najwyraźniej walczące o lalkę Bezokiennicę.
- Oddawaj! Dzisiaj moja kolej!
- Nieprawda! Ty ją miałaś wczoraj!
- No tak, oczywiście! Jak zwykle kłamiesz!
- Ja kłamię? To ty wczoraj powiedziałaś Krabikowi, że ma ładny sweter! A doskonale wiesz, był paskudny!
- Oddawaj!
Wtem rozległ się trzask zamykanych drzwi.
- Czy ktoś tu mówi o moim swetrze? Dzisiaj w pracy bardzo go chwalili! Krzysiek, wiecie, ten z działu zaopatrzeniowego, zapytał, kto tak ładnie dzierga!
Po chwili w drzwiach pojawił się Krabik, niosąc małą reklamówkę, z której sączyła się woda. Tata najwyraźniej nic sobie z tego nie robił, uśmiechając się do żony i dzieci.
Po chwili w drzwiach pojawił się Krabik, niosąc małą reklamówkę, z której sączyła się woda. Tata najwyraźniej nic sobie z tego nie robił, uśmiechając się do żony i dzieci.
- Cyrk na kółkach, normalnie dom wariatów! – westchnęła Mycha i jednym ruchem rozdzieliła młodsze siostry. Każda patrzyła w inną stronę, bocząc się na swoją bliźniaczkę. Mycha powstrzymała
wybuch śmiechu, wiedząc, że miałby on iście niewychowawczy skutek.
wybuch śmiechu, wiedząc, że miałby on iście niewychowawczy skutek.
- Dobra małe potworki, o co tym razem wybuchła wojna?
Od razu zaczęły się jęki oraz płacz, świadczące o winie obydwu sióstr. Szesnastolatka przyłożyła dłoń do czoła i po chwili zapytała:
- Która miała wczoraj Bezokiennicę?
- Ja! – odparły chórem dziewczynki, po czym łypnęły na siebie oczami.
- Zaraz, zaraz. Dobrze pamiętam, że wczoraj Scylla tuliła ją do snu, więc dzisiaj kolej Charybdy. Scylla, znowu kłamiesz? Okej, gdzie jest lalka?
Bezokiennica leżała na oparciu kanapy. Zgodnie z jej imieniem, nie miała oczu, tak samo jak nosa i jednej nogi. Mycha z czułością podniosła brzydką lalkę, przypominając sobie chwilę, gdy to ona tuliła do siebie zabawkę (wtedy jeszcze z jednym okiem). Dostała ją od mamy na czwarte urodziny, tak samo jak ona dostała ją od swojej mamy. Ileż ona musiała wysłuchać sekretów szeptanych tak cicho, aby nawet pluszowy miś leżący na półce z zabawkami nie usłyszał, ile kołysanek i pocałunków, ile łez wylanych w poduszkę. Bezokiennica pamiętała nawet czasy powstania warszawskiego, kiedy to babcia Krabówna była sanitariuszką. Mycha podała swojej siostrze lalkę, a ta natychmiast czmychnęła z nią do łazienki. Przecież teraz jest pora na popołudniową kąpiel! Scylla natychmiast pobiegła za nią.
- Myszko, czasami mamy wrażenie, że to ty bardziej je wychowujesz od nas. – powiedział Krabik, tuląc do siebie mamę.
- Ja akurat jestem tego pewna. Nie jesteście dla nich zbyt surowymi rodzicami – odparła szesnastolatka, zbierając swoje koszulki leżące na oparciu kanapy – A tak właściwie to widział ktoś mój podręcznik do chemii? Mam jutro sprawdzian, a nic nie umiem. Kurczę, dlaczego nie uczyłam się wcześniej…
Mycha minęła rodziców oglądających świeży nabytek taty – dwa potężne sumy z wąsami, łazienkę, z
której dobiegały radosne piski i chlupanie wody, aż w końcu dotarła do swojego małego królestwa – jej pokoju.
której dobiegały radosne piski i chlupanie wody, aż w końcu dotarła do swojego małego królestwa – jej pokoju.
Po dwóch latach nieustannych bitew, kłótni oraz wojen rodzice bliźniaczek i Mychy postanowili zrobić dwa osobne pokoje. Salon został przedzielony na pół, wstawiono ścianę i od tamtej pory mieścił się tam pokój bliźniaczek. Mycha kiedy tylko miała gości (co się bardzo rzadko zdarzało, bo nie miała żadnej przyjaciółki) omijała tę część domu z daleka. Pomimo że salon służył dziewczynkom za ,,główną bazę”, w ich sypialni zawsze można było się natknąć na samotnego klocka lego lub niekompletne puzzle. Na łóżkach zazwyczaj siedziały misie, o ile nie zostały zrzucone na podłogę. Sara i Sylwia uwielbiały swój pokoik, nadając mu iście dziewczyńskiego wyglądu. Różowa tapeta już dawno zaczęła odłazić od ściany, a okna pełne w kolorowych
potrzebowały wymiany. Mimo to bliźniaczki nie zgodziły się – za bardzo przywiązały się do swoich czterech kątów, nawet z paskudnymi ozdobami.
potrzebowały wymiany. Mimo to bliźniaczki nie zgodziły się – za bardzo przywiązały się do swoich czterech kątów, nawet z paskudnymi ozdobami.
Jeżeli siostry Mychy lubiły swój pokój, o niej można powiedzieć, że go kochała. To było jej królestwo, jej azyl, jej bezludna wyspa na której przebywała, chcąc odciąć się od rodziny. Majka nie była odludkiem, o nie – można powiedzieć że to ona najbardziej angażowała się w życie rodzinne. Po prostu lubiła od czasu do czasu posłuchać dobrej muzyki (na przykład Republiki bądź Kultu), poczytać dobrą książkę czy sprawdzić wiadomości w komputerze (jedynym w domu). Jej sypialnia bardziej przypominała malutką spiżarnię niż pokój – ledwo co mieścił się tu komputer, szafa, biurko i łóżko. Na podłodze zazwyczaj stały stosy książek przeczytanych i czkających w kolejce do przeczytania. Ściany koloru ciemnego błękitu aktualnie były ozdobione plakatami bohaterów ,,Harry’ego Pottera”. Nad łóżkiem wisiał obraz ,,Szał” Władysława Podkowińskiego. Był lekko przerażający i kiedy Majka budziła się w nocy czuła na sobie wzrok konia. Niejednokrotnie zakrywała obraz ścierką, lecz nie chciała go zdjąć. Niby po co? I tak zaraz będzie jej czegoś brakowało. Po prostu nienawidziła zmian.
Mycha rzuciła plecak na łóżko i otworzyła okno. Świeże powietrze omiotło jej twarz, napełniając pokój przyjemnym chłodem. Zaraz potem jednak dziewczyna poczuła zapach spalin i w
pośpiechu zamknęła je.
pośpiechu zamknęła je.
- Jak zwykle, jak zwykle. Czemu w tym mieście nie ma czystego powietrza?
Na parapecie leżała książka – druga część przygód o Tomku Wilkowskim. Majkę bardzo kusiło, żeby rzucić w kąt zadanie z matematyki oraz języka polskiego i zanurzyć się w świecie lwów, nosorożców, antylop i małp, jednak jednocześnie wiedziała, że jeśli to zrobi, to zanim skończy odrabiać lekcje, będzie już północ. A jutro lekcje rozpoczynają się o ósmej! Na szczęście (lub nieszczęście) w drzwiach sypialni stanęła mama, niosąc kawałek szarlotki i herbatę.
- Lepiej odrabiaj lekcje, bo znowu pójdziesz spać o drugiej, jak wczoraj.
A właściwie dziś. Krabik przyniósł piękne ryby, widziałaś?
A właściwie dziś. Krabik przyniósł piękne ryby, widziałaś?
,,Bo nie mam nic lepszego do roboty niż oglądanie rybich zwłok” pomyślała Mycha, jednak przyjęła ciasto i podziękowała.
Było już po godzinie pierwszej, kiedy Iwona zajrzała do pokoju pierworodnej. Ujrzała Mychę siedzącą, a właściwie półleżącą na krześle, z głową opartą o biurko. Mama uśmiechnęła się szeroko i z troskliwością znaną tylko u matek, odgarnęła jasny lok córki. Zapaliła światło i lekko szturchnęła Majkę. Ona mruknęła coś niewyraźnie i przekręciła się na drugi bok.
- Myszko, jest już pierwsza.
Majka znowu coś burknęła pod nosem, ale otworzyła oczy i spojrzała na mamę.
- Już… już idę spać.
Jednak pół godziny później w Lazurowym Pokoiku nadal świeciło się
światło.
światło.
Mycha zasnęła dopiero po drugiej. Kiedy następnego dnia (a właściwie tego samego) otworzyła oczy, światło bijące od latarni oświetlało jej sypialnię. Dziewczyna powoli wstała i od razu skierowała się do łazienki. Spojrzawszy w lustro ujrzała całe swe szesnastoletnie jestestwo -ogromne worki pod oczami, ciemną czuprynę krótkich, lekko pokręconych włosów i zmęczone, brązowe ślepia. Mycha jednym ruchem zmyła oznaki nieprzespanej nocy z twarzy lodowatą wodą. Uważała bowiem, że najlepszą wizytówką człowieka jest jego wygląd. Elegancja, szyk i urok to najwspanialsze trio na świecie, jeżeli chcesz pokazać się z jak najlepszej strony. Masz wszystkie te cechy – jesteś kimś ważnym, nie masz.-… cóż, wtedy możesz liczyć jedynie na pogardę ze strony rówieśników. Majka na szczęście posiadała tę trójkę.. Mycha nie była próżną osobą – po prostu już w pierwszej klasie podstawówki wyrobiła sobie opinię na świat. Uznała, że oryginałom i odludkom jest bardzo ciężko, o wiele ciężej niż ,,tym fajnym”. Ubierasz się, mówisz i myślisz inaczej, zostajesz od razu wykluczony z wysokiego kręgu. Nie masz szans na przebicie, o ile nie znajdziesz przynajmniej drugiej osoby takiej jak ty. Dlatego Majka starała się modnie ubierać i nie odstawać od koleżanek z klasy. Praktycznie to ona nimi ,,dowodziła”. Magda zawsze radziła się właśnie jej, gdy nie wiedziała jak odmówić wyjście do kina z Tomkiem. A Alka nigdy nie zapominała, żeby spytać się, czy wziąć niebieską czy różową apaszkę do żółtej sukienki. Jednak mimo posiadania tylu licznych koleżanek Majka nie posiadała przyjaciółki. Była samotna, okrutnie samotna. Nie miała z kim umówić się do kina, z kim poplotkować czy wyjawić, który chłopak jej się aktualnie podoba. Doświadczenie z Irką skutecznie ją zniechęciło do zawierania nowych przyjaźni. Irka, po tym jak zwierzyła się Majce z sekretu, zaczęła ją uważać za najlepszą przyjaciółkę i przesiadła się do jej ławki.. Jednak po dwóch miesiącach Irka porozmawiała z Magdą i następnego dnia oświadczyła wszystkim, że to teraz Gosia jest jej ,,BFF”, czyli best friend forever. A później Magda, Zuzia oraz Kasia zasłużyła sobie na ten, jakże szlachetny, tytuł. Chociaż od tego wydarzenia minęło już osiem lat i każda zapomniała o tych dziecinnych zabawach Majka nadal miała w pamięci to uczucie odrzucenia, kiedy siedziała sama w ławce. Teraz miała te całe przyjaźnie za idiotyzm, ale niesmak pozostał.
Idąc po na wpół stopniałym, brudnym śniegu Mycha posępnie rozważała cały swój dzień i dokładnie planowała każdy szczegół. Pomimo, że urodziła się w niezbyt rozgarniętej rodzinie, uwielbiała, kiedy każda rzecz miała swoje miejsce i czas.
,,Na pierwszej lekcji angielski, wszystko gra, potem matma… o nie! Nie mam zadania. Trudno, może nie sprawdzi…”
Zamyślona Mycha nie zauważyła nawet, kiedy dotarła na ulicę, przy której mieściła się jej szkoła. Minęła róg jakiegoś budynku i po chwili uderzyła nosem w coś twardego.
- Ał!!!– zawołała, łapiąc się za twarz.
- Mogłabyś trochę uważać i czasem rozglądać się dookoła – odpowiedział jej jakiś niski głos.
- To ty patrz jak chodzisz! To bolało!
- Ja akurat nie mam ptasiego gniazda na głowie, nie zasłania mi to widoku – rzekła owa osoba.
Kiedy Majka podniosła oczy, musiała jeszcze zadrzeć głowę do góry, by zobaczyć twarz sprawcy bolącego nosa. Przed nią stał bardzo wysoki chłopak w okularach, z szalikiem zakrywającym pół twarzy i ogromną czapką. Nieznajomy przyglądał się jej z uwagą, ale w jego wzroku była wyraźna niechęć. Majka czuła się przy nim jak krasnoludek. Jej sto sześćdziesiąt trzy centymetry były niczym w porównaniu do jego metr dziewięćdziesięciu, więc chcąc nie chcąc, aby na niego popatrzeć musiała zadzierać głowę. Dziewczyna prychnęła.
- Bezczelny! Ja chociaż nie muszę się schylać przechodząc przez drzwi!
Po czym szybko podniosła reklamówkę z butami i ruszyła przed siebie z nosem uniesionym wysoko w górę.
- Ja przynajmniej potrafię wejść przez drzwi, nie zderzając się z każdą napotkaną osobą!
Majka pokazała mu język, ale on już na nią nie patrzył. Szedł w drugą stronę, nie zaszczycając jej nawet spojrzeniem.
,, I dobrze” pomyślała dziewczyna ,,Moja fryzura gniazdem? Jeszcze czego! Jak on śmiał!”
Jednak gdy mijała najbliższą wystawę sklepową, szybko przejrzała się w szybie. Lekko potargane włosy i policzki zaróżowione z gniewu były jedyną oznaką spotkania z dziwnym chłopakiem. Przypatrując się sobie, z zadowoleniem stwierdziła, że jednak jest jej bardzo ładnie w tym zielonym płaszczyku, założonym w zastępstwie za tę nieszczęsną kurtkę. Maleńka część osobowości Majki odpowiadająca za próżność podpowiedziała iż jest bardzo dobrze ubrana. I z takim przekonaniem dziewczyna przekroczyła próg szkoły.
- Hej, idziesz z nami do Wierzynka? Podobno jest nowy gatunek czekolady. Masz ochotę? Magda patrzyła się na Mychę błagalnym wzrokiem, a ta obdarzyła ją przychylnym spojrzeniem. Kiedy dziewczyny się umawiały na czekoladę, zawsze miała pewność, że będą tam jakieś osobniki płci męskiej, a po dzisiejszym spotkaniu chciała tylko wrócić do domu. Po pewnym czasie Majka stwierdziła, iż przecież to było strasznie dziecinne i żałosne. Przecież tylko się zderzyli i obrzucili pięknymi ,,komplementami”, więc czym się przejmować? Dziecinada.
- Nie, nie idę. Muszę się w końcu wyspać. Położę się koło dziesiątej. Do jutra! – zawołała, zakładając apaszkę.
Po chwili usłyszała chór głosów. W jej klasie było niedopuszczalne, żeby ktoś nie pożegnał lub nie przywitał najpopularniejszą dziewczynę.
Po chwili usłyszała chór głosów. W jej klasie było niedopuszczalne, żeby ktoś nie pożegnał lub nie przywitał najpopularniejszą dziewczynę.
Na zewnątrz było bardzo zimno, a wokół wszystko przykryte białą szatą śniegu. Majka nie lubiła zimy, więc na taki widok zareagowała cichym jękiem.
,,Wszystko jest takie paskudne” myślała, torując sobie drogę wśród przechodniów ,,Głupi śnieg. Czy on w ogóle musi padać?”
Nagle na jej oczach rozegrała się prawie tragiczna scena: jakaś dziewczyna chciała najwyraźniej przejść na drugą stronę, lecz poślizgnęła się na cienkiej warstwie lodu. Na szczęście nie znalazła się na środku drogi, ale najwyraźniej nie mogła wstać. Majka wiedziona nagłym impulsem podbiegła do niej, lecz po chwili sama leżała na lodzie. Obca dziewczyna jakoś wstała oraz podała rękę Myszce. Pomogła jej podnieść się na nogi, a na jej twarzy rozkwitł nieśmiały uśmiech.
- Dziękuję za pomoc. Majka szybko otrzepała swój płaszcz i odparła lekko zawstydzonym głosem:
- Raczej ty mnie pomogłaś. Jestem trochę niezdarna.
Nieznajoma poprawiła zieloną czapkę. Dopiero teraz Majka zauważyła piękne, długie włosy.
- Wow… też bym takie chciała – powiedziała, wskazując na czarne kosmyki nieznajomej.
Ona tylko uśmiechnęła się odrobinę szerzej, prawie niezauważalnie, wiedząc o co chodzi.
- Może przejdziemy na chodnik? Mamy szczęście, że nic nie jedzie.
- Dobra. Tak właściwie w którą stronę idziesz? Stare Miasto?
Dziewczyna pokiwała głową. Szły przez chwilę w ciszy, a potem Mycha rozpoczęła rozmowę.
- Jak masz na imię?
- Anna, a ty?
- Mycha.
Ania popatrzyła na nią z uniesionymi brwiami.
- No, Mycha to przezwisko.
Naprawdę nazywam się Majka.
Naprawdę nazywam się Majka.
- Bardzo ładnie. A skąd to przezwisko?
Mycha machnęła ręką.
- Sama nie wiem. Po prostu jest i już, nigdy nie byłam nazywana per ,,Majka”. Zawsze Mycha.
Dziesięć minut później dziewczyny znały swoje dokładne dane osobowe, hobby,
do których szkół chodzą oraz gdzie mieszkają. Majka jeszcze nigdy nie mówiła tyle o sobie i nie miała pojęcia, że tak wiele rzeczy może o sobie powiedzieć. Jej nowa koleżanka Ania poinformowała ją, że mieszka koło Starego Miasta, ale bardzo lubi chodzić i wracać ze szkoły, ma młodszą siostrę, którą zawsze odprowadza do przedszkola, jej mama jest artystką a tata lekarzem, lubi praktycznie każdy przedmiot.
- Żartujesz! Naprawdę nie masz znienawidzonej lekcji? To strasznie dziwne. Ja nie cierpię fizyki – mam okropnego nauczyciela. Nigdy nie daje poprawiać kartkówek.
Ania uśmiechnęła się.
- Akurat mnie uczy wspaniały nauczyciel, więc nie mam problemu. Jedynie wychowanie fizyczne nie jest tym, w czym czuję się pewnie – przyznała, spuszczając głowę.
- Ej, nie miej nosa na kwintę. Jeżeli masz piątki z matmy, to ci zazdroszczę. Zawsze dostaję dwóje – powiedziała Majka, łapiąc spadający płatek śniegu. Biała śnieżynka opadła na jej rękawiczkę, by po chwili zniknąć. Ania przyglądała się jej z uwagą.
- Był piękny prawda? Zima ogólnie jest wspaniała. Tyle śniegu dookoła…- rozmarzyła się.
Mycha potrząsnęła głową.
Mycha potrząsnęła głową.
- Zima jest najgorszą porą roku, jaka może być. Paskudna, zwykle śnieg przypomina breję niż leciutki puch jakim powinien być – powiedziała, jednocześnie szukając w plecaku kanapki. Podała ją
koleżance, po czym wyjęła drugą.
koleżance, po czym wyjęła drugą.
- Jemy?
- Na pewno mogę ją wziąć?
- Pewnie, zresztą mam jeszcze trzecią w plecaku – odparła Mycha i zatopiła zęby w kanapce. Anna zrobiła to samo, po chwili obie stały przy przejściu dla pieszych i opierały się o jakiś budynek. Brunetka spojrzała na zegarek i z lekką nutą żalu w głosie powiedziała:
- Będę musiała już iść, za pół godziny mam lekcję gry na skrzypcach.
Mycha westchnęła. Wcale nie było jej wspaniale z myślą, że dalszą część drogi przebędzie sama. W następnej chwili Ania zrobiła coś, czego nigdy wcześniej nie zrobiła żadna dotychczasowa
koleżanka – przytuliła mocno swoją nową znajomą i na pożegnanie krzyknęła:
koleżanka – przytuliła mocno swoją nową znajomą i na pożegnanie krzyknęła:
- Do zobaczenia! Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy!
- Do następnego czwartku! Wpół do trzeciej przy skrzyżowaniu!
Ania nie odpowiedziała, tylko poszła dalej. Majce zrobiło się trochę przykro, ale nie widziała szerokiego uśmiechu nowej znajomej i jej szeptu ,,wreszcie mam koleżankę!”.
Mycha tymczasem wbiła smutny wzrok w swoją kanapkę. Jakoś w ogóle jej nie smakowała.
- I dobrze zrobiłaś, że jej pomogłaś. Sama bym tak zrobiła, moja krew! Może to będzie twoja prawdziwaprzyjaciółka?
W kuchni jak zwykle panował rozgardiasz. Sara i Sylwia opowiadały wszystkim o swoim dniu w przedszkolu, nie przejmując się faktem, iż połowa nie była zainteresowana słuchaniem o zabawach sześciolatków. Dziewczynki siedziały grzecznie przy stole i piły malinową herbatę, a Mycha jadła pierogi. Krabik nadal był w pracy, rodzina nie spodziewała się go wcześniej niż przed osiemnastą.
- Mamo, praktycznie o niej nic nie wiem. Zapomniałam nawet nazwisko. Na razie jest tylko koleżanką.
Iwona właśnie pisała kartkę na cotygodniowe zakupy, więc przerwała córce w jej wynurzeniach:
- Nie wiecie czy mamy majonez? Zrobilibyśmy sałatki, Charybdziu, idź sprawdź.
- Nie pójdzie Sara.
- Nie pójdę, mama poprosiła ciebie!
- Ale ja tak mówię!
- A ja mówię, nie!
Mycha przejechała ręką po twarzy i cicho westchnęła.
- Mamo, ale to jest strasznie głupia historia, normalnie jakby była wzięta z jakiejś głupiej książeczki dla dziewczynek do lat sześciu! Dziewczyna przewraca się na lodzie, druga chce jej pomóc, ale także się przewraca, obie się pozbierają i jakoś się zaprzyjaźniają?! To brzmi idiotycznie! Dziecinnie!
- Majonezu nie ma, jest tylko musztarda – oznajmiła Scylla, wchodząc do kuchni. Najwyraźniej jej siostra namówiła ją do wykonania tak trudnej czynności, jaką było pójście do spiżarni.
Mama skrobnęła coś na kartce.
- Idźcie gdzieś i namalujcie mi swój plan dnia, dobrze? Ja muszę porozmawiać z Myszką.
Bliźniaczki zbytnio nie protestowały. Pomysł podsunięty przez mamę był idealny – nareszcie mogły się wyżyć artystycznie. Iwona wyszła i pokazała najstarszej córce, że ma iść z nią. Weszły do pokoju rodziców, a mama wyjęła z szafy jakieś stare pudełko. Kiedy je otworzyła, Majka ujrzała mnóstwo zdjęć – zarówno kolorowych, jak i czarno-białych. Niektóre z nich przedstawiały całą rodzinę Krabików, niektóre dziadków a jeszcze inne zupełnie obce osoby. Iwona jednak szukała czegoś innego. Po chwili wyjęła szare zdjęcie przedstawiające pięć dziewczyn w wieku Mychy. Każda była ubrana w spódnicę, białą bluzkę i rajstopy. Obejmowały się nawzajem i widać było, że bardzo się lubią. Mama pogładziła zdjęcie oraz wyprostowała zagięty róg.
- Wiesz kto to jest? – zapytała, a Majka pokręciła głową – To ja i moje cztery najlepsze przyjaciółki. Sylwia, Sara, Sabina i Staszka.
- Wszystkie imiona na s?
- Tak. Tworzyłyśmy klub S – Super Fajnych. Jedynie ja się wybijałam, bo mam na imię Iwona, ale dziewczyny to zaakceptowały. Jeszcze nigdy nie opowiadałam ci, jak się poznałyśmy, prawda? Sylwia chodziła do tej samej klasy szkoły średniej, ale nigdy nie byłyśmy specjalnie blisko. Zawsze uważaliśmy ją za samotniczkę, nikt do niej nie podchodził. Ale raz spotkałam ją w toalecie, jak łzy jej leciały po twarzy, a ona nie miała chusteczki. Pamiętam dobrze, rzucił ją wtedy chłopak. Pożyczyłam jej moją najukochańszą chustkę, ale nie żałowałam później. Zostałyśmy najlepszymi przyjaciółkami i Sylwia nie była potem uważana za samotniczkę.
Mama wskazała na śliczną czarnowłosą dziewczynę, stojącą na końcu. Uśmiechała się trochę nieśmiało, jakby nie mogła uwierzyć, że tu ją akceptują.
- A to Sara – powiedziała mama, wskazując na odpowiednia osobę. Sara była bardzo wysoka i zgrabna, miała kręcone blond włosy – Ją również poznałam przez przypadek. Na urodzinach koleżanki wylała na mnie sok, po czym omal nie padła na kolana, przepraszając. Była bardzo bystra, od razu poznała, że będziemy przyjaciółkami. Resztę przyjęcia spędziłyśmy razem w kącie, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Była bardzo odważna i to ona była naszym ,,klejem” – zapobiegała rozpadowi się grupy, gdy tylko pojawiła się taka możliwość.
- Stasia była typem milczka, zawsze ostatnia i zawsze pomagająca innym – powiedziała mama, wskazując na bardzo niską dziewczynę - Nawet nie pamiętam, jak ją poznałam, ale to także był przypadek, na pewno. Lubiłam ją za ten spokój, który zawsze roztaczała wokół siebie. Nikt tak jak ona nie potrafił słuchać i pocieszać, ale kiedy to ona potrzebowała pomocy, to my ją pocieszałyśmy. Całą grupą. Tak jak to robią przyjaciółki. Mycha w milczeniu przetwarzała wszystkie informacje. Historia mamy była tak podobna do jej własnej, że trudno było uwierzyć w taki zbieg okoliczności.
- Mamo, pamiętasz tę książkę, którą zawsze czytałaś mi na dobranoc? Tę pomarańczową? Tam też były niestworzone rzeczy, przypadki. Dziewczyna zapłakana w toalecie, znajduje ją akurat ta koleżanka i od razu się przyjaźnią, chłopak wpada na dziewczynę na korytarzu i bum! Miłość! Ale przecież tak się nie dzieje naprawdę, to fikcja!
Iwona uśmiechnęła się.
- Fikcja? Czy po tym wszystkim, co ci opowiedziałam nadal uważasz, że to była fikcja, bo jest zbyt prosta, by być prawdziwą? Nie Myszko, to przypadki, tak banalne przypadki decydują o przyjaźni, nienawiści bądź miłości. Już wcześniej zdarzały się ludziom, dlatego ten temat jest po prostu nudny. Nie ciekawi nas banalna historia miłości, ciekawi tragiczna i wspaniała przygoda miłosna. Mamy
dość nudy w życiu, więc sięgamy po fantastykę. Te banalne przypadki zadecydowały o moich przyjaźniach z dziewczynami z klubu S, tak poznałam waszego tatę. Przypadek to najwspanialsza rzecz na świecie, tak zwykła i niezwykła zarazem.
Mycha w milczeniu patrzyła na czarno-białą fotografię. Mama westchnęła i wstała.
- Idę do dziewczynek, mamy lepić
figury z masy solnej. Przyłączysz się?
figury z masy solnej. Przyłączysz się?
Mycha pokręciła głową.
- Albo, wiesz co… Idę do pokoju.
Kiedy Majka zamknęła drzwi, od razu rzuciła jej się w oczy powieść Alfreda Szklarskiego. Odrzucając na bok obowiązki szkolne zanurzyła się w świecie Dzikiego Teksasu i Indian.
***
Następnego dnia Mycha obudziła się wyjątkowo niewyspana – czytała książkę do trzeciej w nocy. Ledwo otworzyła zmęczone powieki, od razu wyczuła coś dziwnego – w domu panowała cisza. Żadnego postukiwania obcasów mamy, wrzasków bliźniaczek, gwizdania czajnika ani odgłosów potykania się o zabawki dziewczynek. Coś było nie tak. Majka zerwała się z łóżka i spojrzała na budzik – wpół do dziesiątej.
- AAAAAA!!! Piła mnie zabije!
Nawet nie patrząc na kartkę leżącą na stole, szybko ubrała się oraz umyła w tempie ekspresowym. Z lekką nutą paniki chwyciła kanapki zostawione przez mamę i wypadła na klatkę schodową, bez kluczy, czapki, tornistra. Po chwili pacnęła się w czoło. Bez plecaka? Gdzie on jest, gdzie on jest… TAK! W końcu! Mycha wybiegła z domu opatulona szalikiem i ciepłą czapką z pomponem, mając na sobie połyskliwą czarną kurtkę (nie mogła znaleźć płaszczyka). Wychodząc z klatki schodowej wpadła na kogoś, lecz nie zatrzymywała się dalej. Nawet nie powiedziała przepraszam. Zatrzymała się dopiero, gdy usłyszała krzyk biednego przechodnia:
- Uważaj, mała pchło! Miałem rację, że nie potrafisz chodzić!
Majka odwróciła się mimo woli, gotując się ze złości. Poznała ten drwiący ton – to był jej prześladowca z zakrytą twarzą. Teraz również miał na sobie szalik.
- Nie twój zakichany interes!
- Istotnie, ale to prawda.
Mycha miała okropną ochotę dać mu w twarz, lecz spokojnie wystawiła język.
- Odczep się! I co tu robisz? Chyba tu nie mieszkasz, prawda?
Denerwujący prześladowca zdjął okulary.
- A nawet jeśli to co? Uwierz mi, tak samo nie mam ochoty na oglądanie cię z samego rana. Zepsujesz mi apetyt.
- Apetyt zaraz ci się poprawi, pewnie zaspałaś i nie zjadłaś śniadania. A tak z ciekawości, czy ty się
przypadkiem nie spieszyłaś?
przypadkiem nie spieszyłaś?
Mycha fuknęła i pobiegła w stronę szkoły. Nieznajomy patrzył na nią przez chwilę z pobłażliwym uśmiechem dopóki nie zniknęła mu z oczu. Otrząsnął się i poszedł dalej. Nie jego sprawa, czy ona
jest spóźniona, czy też nie. Po co się przejmować zwykłym, przypadkowym spotkaniem?
***
Doktor habilitowany Franciszek Czwartek posiadał przezwisko Piła. Znany przede wszystkim z ciętości języka, surowego oceniania i dogryzania uczniom był nie lubiany praktycznie przez wszystkich – z nauczycielami włącznie. Z czasem także grono pedagogiczne zaczęło nazywać tak swojego kolegę po fachu – Piła nie odpuszczał nikomu jednej nie wpisanej oceny do dziennika, uwagi czy chociaż plusa znajdującego się w zeszycie ucznia. Niestety, pan Czwartek był wicedyrektorem, więc każdy drżał przed jego wielką i wszechobecną osobą. Istotnie, bo jeżeli któryś z uczniów coś nabroił, od razu pojawiał się tam nauczyciel geografii wraz ze swoim pokaźnym brzuszkiem, łysiną oraz nieodłączną podkładką do notowania. Ów nieszczęśnik zostawał wtedy zaprowadzony do wychowawcy i surowo ukarany. Ze wszystkich podopiecznych Piła lubił tylko Feliksa Lipickiego – wysokiego licealistę o wyglądzie wszystkich znanych aktorów filmowych naraz a zarazem przewodniczącego szkoły. Uczeń drugiej klasy liceum miał ciemne blond włosy i zielone oczy, wszystkim imponował także znajomością geografii.. Feliks doskonale orientował się o wojnach panujących we wschodnich krajach, położeniu Kataru, rozmieszczenia ludności na świecie czy chociażby podania dokładnej informacji o przyroście naturalnym w Gujanie Francuskiej. Nic dziwnego, że był promowany przez Piłę na wszystkie konkursy geograficzne.
I właśnie Feliks został o mało co nie przewrócony, gdy Majka wpadła zadyszana
szkoły. Pędząca dziewczyna nie zauważyła go, stojącego z plikiem jakiś papierów przy drzwiach sekretariatu. Zdziwiony chłopak upuścił to, co trzymał w rękach a Maja wywróciła się. Wokół wirowały kartki. Dziewczyna przeprosiła i zaczęła zbierać papier i dopiero teraz spostrzegła, kogo wywróciła. Głęboki rumieniec wykwitł na jej twarzy, świadcząc o dużym zakłopotaniu.
- Przepraszam, naprawdę nie chciałam… Przepraszam, nie…
- Spokojnie – przerwał jej Feliks, obdarzając ją miłym uśmiechem. – To kartki do drukarki, nic ważnego. Nie przejmuj się. Spóźniłaś się? Wyglądasz, jakby coś gnało cię przez pół miasta.
Mycha uśmiechnęła się.
- Sama gnałam przez pół miasta. Spóźniłam się na sprawdzian z geografii.
Feliks spojrzał na zegar.
- Masz szczęście, dopiero co skończył się apel. Nie było lekcji.
Majka aż pokraśniała z zadowolenia.
- Uff, to znaczy, że jeszcze będę żyła. Dziękuję i przepraszam.
- Nie ma sprawy. Słuchaj – Feliks wziął głęboki wdech – Zaczekaj, Jak się właściwie nazywasz? Znam cię tylko z widzenia.
Maja spojrzała na niego ze zdziwieniem. W całym gimnazjum i liceum (był to jeden wielki budynek, w którym mieściły się obie szkoły) nie było osoby, która nie znała Majki, najpopularniejszej dziewczyny.
- Nazywam się Mycha Krabikowska.
- Mycha? To od jakiego imienia?
- Eeee, tak właściwie to przezwisko. Moje imię to Majka.
Feliks uśmiechnął się.
- Bardzo fajnie. Mogę cię nazywać Myszka?
- Pewnie. Nie jesteś jedyną osobą, która tak do mnie mówi. Zresztą, cała moja rodzina tak mnie nazywa. A szczególnie Kicia.
- A kto to Kicia? – zapytał chłopak.
- Moja mama. Jej ulubione kolory to czarny i biały, jak futro naszej nieżyjącej kotki. Mam też dwie siostry, Scyllę i Charybdę i tatę Krabika.
Feliks wybuchnął śmiechem.
- Zwierzęca rodzinka, jak widzę! Wiesz, mam pewien pomysł… Chyba mamy kilka tematów do obgadania, więc może się spotkamy po szkole?
Majka czuła, jak serce jej zatrzepotało, pragnąc się uwolnić. On, Feliks Lipicki chce się z nią umówić! O rany! Dziewczyna udała jednak, że jej to nie obchodzi i wesoło odrzekła:
- Pewnie! Tylko gdzie, kiedy, o której i z kim…
Chłopak ponownie się zaśmiał.
- Z kim… No, na pewno ze mną. Co powiesz na jutrzejsze popołudnie, o trzeciej, w parku Strzeleckiego, okej?
- W porządku.
- No to do zobaczenia jutro!
Po chwili Feliks zniknął w drzwiach biblioteki, a Mycha przez następne pięć minut stała z wypiekami na twarzy i obserwowała padający śnieg.
Majka zdążyła dopiero na piątą lekcję – jej przedostatnią. Właściwie nie było sensu przychodzić w tym dniu do szkoły, ale spotkanie z Felisem było tego warte. Przez całą matmę i wychowanie fizyczne Mycha myślała tylko o nim i o propozycji spotkania w parku. Ta cała banalna sytuacja, banalne upuszczenie kartek i banalne zaproszenie na randkę było wprost… banalne. W myślach Maja miała już dokładny scenariusz spotkania. On przyjdzie pierwszy i będzie czekał na nią pół godziny przed wejściem, ona przybędzie w swoim ślicznym płaszczyku i z makijażem, Feliks da jej kwiaty, oczywiście fiołki, jej ulubione (Majka nie wiedziała skąd będzie miał fiołki w zimie). A potem oboje będą długo ze sobą rozmawiać, aż w końcu chłopak odprowadzi ją pod sam dom i Mycha pocałuje go w policzek na pożegnanie…
- Krabikowska! Nie myśl o niebieskich migdałach, leć za piłką!
Majka otrząsnęła się z marzeń i spełniła polecenie trenera, po czym strzeliła gola drużynie przeciwnej.
,,Zakochanie dodaje mi skrzydeł” pomyślała dziewczyna, przybijając piątki z resztą grupy. ,,Miłość? Chyba za dużo powiedziane” dodała po chwili. Lecz po minucie przestała o tym myśleć, skupiając się na grze.
,,Zakochanie dodaje mi skrzydeł” pomyślała dziewczyna, przybijając piątki z resztą grupy. ,,Miłość? Chyba za dużo powiedziane” dodała po chwili. Lecz po minucie przestała o tym myśleć, skupiając się na grze.
***
Następnego ranka Mycha obudziła się wypoczęta i świeża. Była sobota, najukochańsza sobota, ulubiony dzień tygodnia większości uczniów. Majka od razu spojrzała na zegarek – wpół do dwunastej. Dziewczyna z uśmiechem na twarzy wyskoczyła z łóżka – dziś ma spotkać się z Feliksem! Jej rodzice podczas śniadania i kolacji patrzyli niebo podejrzliwie na córkę, lecz z pewną pobłażliwością. W końcu też byli młodzi, oczywiście w swoim czasie. Dzień dłużył się jej niezmiernie. Co rusz zerkała na wskazówki zegara, jakby miała wzrokiem przenieść się w czasie. Lecz w końcu nadeszła ta upragniona chwila. Wyperfumowana i z delikatnym makijażem stała przed wejściem do parku. Po chwili usłyszała odległe wołanie:
- Myszka! Myszka!
Następnie pojawił się Feliks,
trzymający coś za plecami. Dziewczyna od razu domyśliła się co to jest - jej upragnione fiołki! Dech zamarł jej w piersi.
trzymający coś za plecami. Dziewczyna od razu domyśliła się co to jest - jej upragnione fiołki! Dech zamarł jej w piersi.
- Mam coś dla ciebie… - chłopak podał jej trzy czerwone róże. Majkę na ten widok ukłuł cień zawodu, lecz przypomniała sobie słowa taty – liczy się gest! Mycha przyjęła kwiatki i podziękowała, uśmiechając się przy tym.
- To co idziemy? – zaproponował Feliks i po paru minutach byli pogrążeni w rozmowie. Tuż obok matki ganiały za swoimi dziećmi, które chciały koniecznie pójść nad zamarznięty staw, zakochane pary i pojedyncze osoby, chcące najwyraźniej spędzić sobotnie popołudnie samotnie.
- Twój tata ma przezwisko Krabik?
Ale fajnie! Scylla i Charybda? Te mitologiczne potwory?
Ale fajnie! Scylla i Charybda? Te mitologiczne potwory?
- Nazywamy tak bliźniaczki, bo czasami są strasznie nieznośne. Są w wieku wszelkiego rodzaju lalek i klocków Lego, więc często można się potknąć o zabawki w salonie. Kiedy czytałam mity greckie, od razu skojarzyłam sobie te potwory z moimi siostrami – jak nie jedna wszczyna awanturę, to druga. Pseudonim taty wziął się od nazwiska – mama go tak zawsze nazywała i my także zaczęłyśmy.
- U nas w domu nie ma pseudonimów – jest ojciec, mama, Bartek i ja. Mówimy do siebie po imieniu.
- Podobno przeprowadziłeś się do Krakowa dwa lata temu? – spytała Mycha.
Feliks wskazał dziewczynie ręką na zamarznięty staw. Był rzeczywiście piękny i Maja z zachwytem podała się jego urokowi.
- Tak, od niedawna mieszkam w Krakowie. Wcześniej byłem w Suchej Beskidzkiej, później w Stryszawie, a teraz tu.
- Czemu tak często się przeprowadzasz?
- Praca ojca. Cały czas jesteśmy w ruchu, nie ma ani chwili spokoju… Dopiero tutaj jesteśmy trochę dłużej. Chociaż według mnie, Sucha jest o wiele piękniejsza… Ale dość zażaleń – otrząsnął się chłopak - Jaki jest twój dom? Gdzie mieszkasz?
- Wiesz, gdzie jest Pijarska? – odpowiedziała pytaniem Maja.
- Mniej więcej – odrzekł chłopak.
- Tam jest moje mieszkanie. Stara i brudna kamienica, nic wielkiego.
- Fajnie żyć w bloku. Ja całe życie spędziłem w domu, gdzie trzeba wszystko robić samemu – narąbać drzewa, napalić w piecu, wyjść z psem, strzyc trawę… Okropność – wyznał Feliks.
Majce spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Wspaniale mieszkać w domu! Masz tyle miejsca, ile chcesz, robisz co ci się podoba i to bez względu na sąsiadów.
Feliks spojrzał na nią z pobłażliwością i już chciał coś odpowiedzieć lecz ktoś mu przerwał:
- Proszę, proszę mała pchła ma chłopaka… W podstawówce?
Majka szybko się odwróciła i głucho jęknęła.
- To znowu ty… Czemu mnie prześladujesz?
Nieznajomy prześladowca poprawił szalik.
- To ty ciągle mnie śledzisz.
Czego ode mnie chcesz?
Czego ode mnie chcesz?
- Spokoju! I nie jestem w podstawówce! Uczę się w liceum!
- Jasne, wmawiaj to wszystkim, ja nie uwierzę.
- Nie mój problem.
- Owszem, ale i tak wyglądasz na podstawówkę.
Majka spojrzała na niego nienawistnie.
- Wynocha, masz pewnie ciekawsze zajęcia niż śledzenie mnie.
- I to o wiele. To do zobaczenia gołąbeczki!
Feliks stał jak sparaliżowany, obserwując malejącą sylwetkę oddalającego się nieznajomego.
- Kto to był? – zapytał cicho.
- Taki jeden… mój znajomy. A właściwie nieznajomy. Nie, to jest mój… dręczyciel.
- Dręczyciel? Powiedz tylko jedno słowo a się z nim rozprawię – powiedział Feliks,
- Nie! To znaczy, ja go nie znam, ale on mi trochę dokucza. Nic mu nie rób, dobrze? – poprosiła Mycha. Chłopak pokiwał głową. Ich sielankowy nastrój wyraźnie został zepsuty.
***
Dwa tygodnie później Mycha wciąż wspominała to nieszczęsne spotkanie. Na zakończenie tego feralnego dnia Feliks po prostu wyszedł z parku i nie odprowadził jej do domu – to Mycha mogła zrozumieć. Ale naprawdę głupio jej się zrobiło, gdy pożyczył od niej pieniądze na taksówkę (czemu nie mógł pójść piechotą, skoro przyszedł?). Miała ochotę za nim pobiec i wytłumaczyć, że powinien ją odprowadzić. Aktualnie w szkole rozpowiadał wszystkim jakieś bzdury, że podczas spotkania ktoś ukradł jego dziewczynie torebkę, on pobiegł za złodziejem i ją odzyskał, a za to dostał namiętnego całusa Teraz, grzebiąc w misce z płatkami śniadaniowymi, wpatrywała się smętnie w kłócące się bliźniaczki. Tym razem poszło o jakiś rysunek. Słuchając ich wrzasków, w końcu nie wytrzymała i wrzasnęła:
- Spokój! Czy wy zawsze musicie się kłócić?! Ciekawie jak będzie u babci! Spalimy się ze wstydu!
W tym momencie do kuchni weszła mama, niosąc warzywa i owoce w siatce.
- Dziewczynki, Myszka ma rację. Babcia na pewno nie będzie miała ochoty wysłuchiwać waszych krzyków. Idźcie, ubierajcie się, za chwilę wychodzimy do przedszkola.
- Ale mamo! – zaprotestowały bliźniaczki.
- No, bez dyskusji. Pewnie znowu się spóźnię do pracy... Szybciutko.
Kiedy drzwi zamknęły się za małymi potworkami, Mycha powiedziała cicho z podziwem:
- No, w końcu zaczęłaś je traktować surowiej. Punkt dla ciebie.
Irena sprawdziła, czy drzwi są szczelnie zamknięte.
- Nigdy nie wiadomo, co im przyjdzie do głowy. Mogą podsłuchiwać, muszę ich tego oduczyć. Tak z
ciekawości, czemu uważasz, że traktuję ich zbyt łagodnie? Tak wychowałam ciebie i nie mam problemów. Chyba, że po kryjomu ćpasz i pijesz.
ciekawości, czemu uważasz, że traktuję ich zbyt łagodnie? Tak wychowałam ciebie i nie mam problemów. Chyba, że po kryjomu ćpasz i pijesz.
Mycha spoglądając w oczy mamie i ujrzawszy jej poważne spojrzenie, zachichotała.
- Nie, do narkotyków mi daleko. No, wyłączając endorfiny.
- Jakie zaś endorfiny?! – mama ze zdumieniem wpatrywała się w najmłodszą córkę.
Mycha odpowiedziała z uśmiechem:
- Hormony szczęścia. Wiesz, czekolada, ciastka, te sprawy.
- Czasami mam wrażenie, że tobie tych hormonów szczególnie brakuje. No, co się stało?
Maja zagryzła wargi. Nie chciała mówić o tym nikomu, a szczególnie mamie. Patrzyła więc
ciszy na swoje kapcie. Irenka westchnęła.
- Nie chcesz, nie mów. Ale tylko chcę wiedzieć – stwierdziła, wpatrując się w Majkę – czy jest miły i cię szanuje?
Jej córka wytrzeszczała oczy.
- Tak. To znaczy nie. Nie nie, to znaczy tak. Nie wiem…
Mama położyła rękę na ramieniu Majki. Uśmiechnęła się dobrotliwie, tym uśmiechem znanym tylko matkom.
- Patrz czy on cię szanuje, nic więcej.
Mycha zarumieniła się, ale cicho powiedziała ,,dziękuję”.
Mama wstała i wesoło zapytała:
- Idziesz z nami czy wolisz iść z Anią?
Wtem otwarły się drzwi i do środka wpadły bliźniaczki, kłócąc się o różową czapkę z wielkim pomponem. Irena spojrzała na Mychę, westchnęła i rzekła:
- Chyba wiem.
***
Pół godziny później, kiedy bliźniaczki zostały podwiezione do przedszkola, Majka nadal siedziała w kuchni i piła swoją herbatę. Miała dopiero na trzecią lekcję, więc nie było obawy, że się spóźni. Smętnie patrzyła przez okno. Przez jej wrodzoną maskę optymizmu przebijała się myśl, iż świat jest brudniejszy i brzydszy niż trzy tygodnie temu, przed spotkaniem z Feliksem. Mycha ujęła kubek dłońmi. Gorąca herbata zawsze pozwala jej się uspokoić, wyciszyć. A tego ostatnio bardzo często potrzebowała. Majka miała straszną ochotę, aby nie iść dzisiaj do szkoły, tylko zaprosić Anię do domu i po prostu wagarować. Wiedziała jednak, że nie powinna tego robić. W zaplanowanym oraz uporządkowanym życiu szesnastolatki brakowało miejsca na spontaniczność i nieprzemyślane decyzje. Majka zawsze musiała trzymać ster w rękach – nie dawała rady inaczej funkcjonować.
Nagle zadzwoniła komórka. Mycha spojrzała na wyświetlacz. To był tylko alarm informujący o konieczności wyjścia do szkoły. Dziewczyna westchnęła. Rzucając ostatnie spojrzenie kuchni, zauważyła kalendarz i ogromne kółko. Scylla zawsze zaznaczała tak ważne daty. Okazało się, że był to pierwszy dzień ferii. Już pojutrze! Mycha z o wiele lepszym nastrojem wylała resztę herbaty do zlewu i ubrana w swoją starą kurtkę i czapkę z wielkim zielonym pomponem wyszła przed dom. Nagle serce zatrzymało jej się w piersi – ujrzała swojego prześladowcę z szalikiem opierającego się o kamienicę i obracającego czapkę w dłoniach. Majka przez chwilę zastanawiała się jak się zachować. Czy powinna zignorować czy jakoś zagadać? Po chwili zdecydowała się przejść jakby nigdy nic. Gdy mijała (nie)znajomego usłyszała jego głos:
- Hej dziewczyno z ptasim gniazdem na głowie! Czekaj!
Mycha lekko zwolniła, lecz się nie zatrzymała. Na jej policzki rumieniec złości.
- Nie zadzieraj tak wysoko nosa,
jak nadęta pierwszoklasistka.
jak nadęta pierwszoklasistka.
Pomimo oburzenia Majka uśmiechnęła się, słysząc jego komentarz.
- Nie twoja sprawa jak wyglądam. I czemu za mną łazisz?
Chłopak poprawił szalik.
- Mam tę samą drogę na uniwersytet co ty. Więc chyba we środy jesteśmy na siebie skazani – odparł.
- Kraków jest przecież ogromny, nie musimy iść tymi samymi ulicami.
- Droga wolna, możesz się wracać.
Ja nie zamierzam – powiedział. Majka prychnęła. Ona także nie chciała się wracać, jeszcze czego!
Ja nie zamierzam – powiedział. Majka prychnęła. Ona także nie chciała się wracać, jeszcze czego!
- Więc czego chcesz?
- Niczego.
- To czemu za mną idziesz?
- Powtarzasz się.
- Bo nie odpowiadasz na moje pytania.
- Na głupie pytania są głupie odpowiedzi.
- Przecież nic nie powiedziałeś!
- Milczenie jest złotem.
- A mowa srebrem, każdy to wie.
- Oprócz dwunastoletniej
ziewczynki z wielkim pomponem.
ziewczynki z wielkim pomponem.
- Hej! Nie mam dwunastu lat!
Chodzę do pierwszej klasy licealnej!
Chodzę do pierwszej klasy licealnej!
Nieznajomy popatrzył na nią z udawaną zadumą.
- Udowodnisz?
- Jasne!
Po paru sekundach Majka wyciągnęła swoją legitymację szkolną i podetknęła chłopakowi pod nos. On obejrzał ją z wyraźnym zainteresowaniem i mruknął:
- No dobra, może i jesteś w liceum, ale nadal wyglądasz na gimnazjum.
- Strasznie się upierasz przy swoim, wiesz?
- Wiem, ale dobrze mi z tym.
- Uparciuch.
- Mądralińska.
- Osioł.
- Kretynka.
- Świrus.
- Będziemy się obrzucać inwektywami przez całą drogę?
- Najwyraźniej tak. Muszę zniżyć do twojego poziomu.
- Cicho bądź, Mycha.
Dziewczyna ze zdumienia wytrzeszczała oczy.
- Skąd wiesz jak się nazywam?
- Widziałem przecież legitymację.
- Ale tam nie było mojego pseudonimu.
Zapadła niezręczna cisza.
- Heeej!!! Mycha!!!
Na szczęście (lub nieszczęście) nagle pojawiły się Alka z Magdą, machające jak opętane. Obie podbiegły do wcześniej kłócącej się pary i kiedy spostrzegły, że ich przyjaciółka nie jest
, zapytały niepewnie:
, zapytały niepewnie:
- A… Czy my wam przypadkiem nie przeszkadzamy?
- Nie! – odpowiedziała Majka.
- Tak! – jednocześnie rzekł dryblas. Ala i Madzia spojrzały na siebie zdezorientowane. Majka rzuciła mu zdumione spojrzenie.
- Nie, my tylko…
- Się kłócimy – dokończył jej znajomy.
- Aha – cicho bąknęła Ala – Eeee… to my może już pójdziemy do szkoły, nie Madziu?
Magda gorliwie przytaknęła jej głową.
- Czekajcie, idę z wami – wyrwała się Mycha. Poprawiła plecak i zapytała – No? Idziemy?
Madzia rzuciła ostatnie spojrzenie nieznajomemu oraz ruszyła z koleżankami w stronę liceum. Kiedy
znajdowała się po drugiej stronie ulicy przypominała sobie, że nie zadała mu ważnego pytania.
znajdowała się po drugiej stronie ulicy przypominała sobie, że nie zadała mu ważnego pytania.
- Hej! – wrzasnęła – Jak masz na imię?!
On odkrzyknął, starając się przygłuszyć młot pneumatyczny, który właśnie rozpoczął swój ,,koncert”:
- Pla… – tu reszta jego słów utonęła w słodkiej melodii jakiegoś robotnika obsługującego przeklęte narzędzie.
- Jak?!
- Klakier!!!
Mycha nie zdążyła już spytać się, skąd u licha ma taki pseudonim, bo została zasypana pytaniami.
- Znasz go?!
- Musi go znać idiotko, przecież z nim chodzi!
- Jak się nazywa?!
- Ile ma wzrostu?!
- Chodzi do liceum?!
- Gdzie mieszka?!
Majka przyłożyła sobie dłoń do czoła. Nagle zorientowała się, że praktycznie nic o nim nie wie – on
praktycznie znał każdy szczegół jej danych personalnych z legitymacji.
praktycznie znał każdy szczegół jej danych personalnych z legitymacji.
- Nie mam pojęcia – odrzekła, starając się uniknąć wzroku koleżanek – naprawdę nie wiem…
Ala i Magda przez chwilę jej się przypatrywały, po czym zgodnie stwierdziły:
- No, to masz przerąbane!
***
Dwa dni później Mycha spotkała się z Anią w swojej ulubionej kawiarni. Czekając na zamówioną czekoladę, dziewczęta starały się omówić każde zdarzenie tego tygodnia, najdrobniejszy szczegół. W pomieszczeniu dla niepalących siedziały tylko one i jakaś para – najwyraźniej
kawiarenka nie miała dużego powodzenia w sobotnie popołudnie. Mycha nie potrafiła zrozumieć czemu, bo jedzenie oraz napoje były wyśmienite.
- Fajnie tu jest – stwierdziła Anna, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Pewnie. To moje ulubione miejsce spotkań – powiedziała Majka, wskazując na migdalącą się parę – I chyba ich też.
Ania uśmiechnęła się i podziękowała za przyniesioną czekoladę. Mycha od razu dosypała trzy łyżeczki cukru.
- To jest przeraźliwie słodkie, a ty jeszcze dosładzasz?
- Dla mnie wszystko jest zbyt mdłe – odparła jej przyjaciółka.
- To akurat racja.
Zapadło chwilowe milczenie. Mycha w tym czasie smętnie patrzyła na padający śnieg. Ania nadal mieszała swój napój. Jej koleżanka nagle szeroko się uśmiechnęła.
- Ej, rozchmurzmy się. Są ferie!
Co zamierzasz robić?
Co zamierzasz robić?
- Jeszcze nie wiem. Jestem pewna, że będę trenować skrzypce i pływanie.
Słysząc odpowiedź Ani, Majka skrzywiła się.
- W ferie?! To nasz czas wolny, należy leniuchować! Ja jadę do kuzynki na tydzień. Wiesz mniej więcej, gdzie jest Zubrzyca Górna?
- To koło Babiej Góry, tak?
- Uhm. Moja kuzynka ma mnie tam zabrać. Jeszcze nigdy nie byłam w górach wczesną wiosną.
- To najwspanialsza pora na zwiedzanie. Wszystko jest przykryte takim ślicznym puchem…
Majka zrobiła zabawny grymas.
- Jak się nazywa ta kuzynka? – zapytała Ania.
- Żaneta, świruska i dziwaczka, ale jest w porządku – odpowiedziała Mycha.
- A nazwisko?
- Mickiewicz. Akurat to do niej pasuje, bo cały czas pisze jakieś wierszydła. Najczęściej miłosne.
- Wiesz, ja chyba znam tę dziewczynę. Byłam z nią na konkursie literackim…
- Kojarzysz ją?
- Trochę, ale nie przedstawiłyśmy się. Pamiętam tylko, że zajęła pierwsze miejsce.
Majka odstawiła pustą filiżankę.
- Wow, a które ty miałaś?
- Drugie.
- A czy…
Jednak dalszą część wypowiedzi Mychy przerwało trzaśnięcie drzwiami i szuranie butów
o wycieraczkę. Cztery pary oczu zwróciły się ku wejściu, a po chwili wyłonił się z nich wysoki jegomość. Ów chłopak trzymał w ręku kurtkę i jakąś książkę. Przebiegł wzrokiem po sali i napotkał spojrzenie dziewcząt – od razu jego twarz rozświetliła się uśmiechem. Podszedł do ich stolika i zapytał:
- Wolne?
Ania roześmiała się i odpowiedziała:
- Sebastian, nie wygłupiaj się.
Siadaj.
Siadaj.
Dryblas usiadł, a Majka od razu przestudiowała jego wygląd i doszła do takich wniosków: dryblas musiał mieć przynajmniej metr dziewięćdziesiąt, posiadał czarne jak węgiel włosy oraz zielonkawe oczy. Był strasznie przystojny i zupełnie niepodobny do Filipa (dzięki Bogu, nie miała
ochoty oglądać wstrętnej gęby tego kłamcy) . Sebastian położył na stoliku jakąś książkę – był to ,,Makbet” Williama Szekspira. Anna uśmiechnęła się do zaciekawionej i lekko onieśmielonej Mychy i zapytała:
- Wy się chyba nie znacie? To jest Mycha, a to Sebastian. Ona jest w pierwszej liceum, Basek jest na trzecim roku medycyny.
Sebastian podał ciepłą, wielką łapę i gwałtownie potrząsnął małą ręką Mychy.
- Anka mi o tobie mówiła. Podobno, wywróciłaś się na lodzie?
Majka zaczerwieniła się, ale odpowiedziała zduszonym głosem:
- Niespecjalnie, nie chciałam…
- A kto by chciał? Mieć poobijany tyłek, to chyba nie jest przyjemne.
- I kto to mówi? Basek jest florecistą, mistrzem w tej dziedzinie – zwróciła się do Mycha Ania.
- Basek? – zapytała Maja
Ania machnęła ręką.
- Inaczej Sebastian.
- Hej, hej, we florecie nie chodzi o zbicie przeciwnika – wtrącił się Basek – To najwspanialszy sport na świecie. Miałabyś ochotę zobaczyć? – zapytał Maję. Ona uśmiechnęła się. Czuła się coraz pewniej.
- Oczywiście! Eee… to znaczy tak.
Sebastian aż pokraśniał z zadowolenia.
- Poinformuję cię kiedy i gdzie.
Dam znać Ance, ona ci przekaże.
Dam znać Ance, ona ci przekaże.
- Hej, ja też tu jestem! Mnie już nie zaprosisz? – brwi Ani podniosły się w udawanym oburzeniu. Basek popatrzył na nią z pobłażliwością i skupił swoją uwagę na Majce.
- Mógłbym ci pokazać parę prostych pchnięć, jeżeli chcesz.
W tym momencie odezwała się jego komórka. Maja zauważyła, że miał ten sam model telefonu, co Klakier. Po chwili, która zdawała się być wiecznością, Sylwester wstał
i powiedział:
- No, ale widzę, że szanowne panie wypiły swoje czekolady i chyba macie zamiar iść, to ja też opuszczę ten przybytek kofeiny. Do zobaczenia!
Ania i Mycha przez chwilę patrzyły na siebie.
- To było… niespodziewane – stwierdziła druga i zaczęła ubierać płaszcz.
- Sebastian jest trochę… impulsywny. Spokój to nie jest jego dobra strona – odrzekła Ania, zakładając czapkę.
- Skąd ty go właściwie znasz?
- To jest mój kolega z warsztatów literackich. Ma wybitny talent dziennikarski, ale twierdzi, że woli rozpruwać ludziom wnętrzności, naprawiać i zszywać niż pisać artykuły.
- Yyyy… – stwierdziła Mycha.
Teraz miała pewność, że chłopcy już niczym jej nie zaskoczą.
Teraz miała pewność, że chłopcy już niczym jej nie zaskoczą.
- Miły jest, co nie? Fajny gość.
- Nawet w porządku – lecz Mycha w tej samej chwili pomyślała, że Klakier jest o wiele dziwniejszy i choć mniej uprzejmy, w jakiś sposób lepszy od Sebastiana.
***
Dom Żanety Mickiewicz nie był wielki ani nowoczesny – przypominał raczej góralską chatkę. Wybudowany przez dziadków Majki mógł pomieścić całą rodzinę, czyli wujostwo Mickiewiczów, ich córkę, babcię z dziadkiem, psa, dwa koty oraz świnkę morską. Mycha wprost uwielbiała dom swojej rodziny – choć kochała miasto, nic nie mogło równać się z urokiem małej mieściny. Dziadek i babcia byli typowymi góralami, dla nich wszystko musiało być tradycyjne. Oboje uwielbiali chodzić po górach, lecz niestety zdrowie oraz wiek nie pozwalało im na takie eskapady, więc namawiali wszystkich gorąco na wyprawę na Babią Górę. Owe wyżyna miało dla
nich szczególne znaczenie, ponieważ tam właśnie się poznali i zakochali. Majka oraz Żaneta uwielbiały słuchać tej romantycznej (według nich) historii.
nich szczególne znaczenie, ponieważ tam właśnie się poznali i zakochali. Majka oraz Żaneta uwielbiały słuchać tej romantycznej (według nich) historii.
- Dziadku, ile miałeś lat, kiedy poznałeś babcię? – zapytała Mycha, trzymając w dłoniach kubek herbaty.
- Dwadzieścia osiem, o ile dobrze pamiętam. Dziewczynki, zyntycy to wy nie chcecie? Babcia zrobiła taką pyszną. A na deser jabłecznik z kompotem.
Kuzynki uprzejmie podziękowały.
- Jadłam już w domu, dziękuję – powiedziała Mycha – Uwielbiam tę waszą gwarę. Powiesz mi coś tak po góralsku, dziadziu?
Jędrzej uśmiechnął się i spełnił prośbę wnuczki.
- Chyba juz przysła najwyzso pora, cobyk napisoł pare słów w mowie góralskiej. Babia Góra to przeco napiykniyjsze miejsce.
Mycha podziękowała. Żaneta patrzyła trochę ze zdziwieniem na kuzynkę – przecież to jest normalna mowa, czemu Majka się tak zachwyca? Jej dalsze rozważania przerwało wołanie jej matki:
- Żanetka! Poć tu, trzeba na pole iść po drewno!
Dziewczyna wstała i wyszyła.
Mycha odprowadziła ją wzrokiem.
Mycha odprowadziła ją wzrokiem.
- Dziadku, czy mama dzwoniła, że już dojechali? – zapytała.
- Nie, jeszcze nie. Zanim, dojadą do Złotowa trochę minie. Bliźniaczki nadal źle znoszą podróż?
- Nadal. Współczuję rodzicom, kiedy jedziemy samochodem, Scylla i Charybda są naprawdę nieznośne. A szczególnie, kiedy ruszamy do domu babci – odpowiedziała Mycha.
- Nie dziwię się im. Są w takim wieku, że każda podróż wydaje się być bardzo daleka – rzekł dziadek.
Mycha pokiwała głową.
- Siedzenie z nimi w samochodzie to męczarnia. Nie można się doczekać, aż dojedziemy. Ale na miejscu wrzaski i tak się nie kończą.
Dziadek przytaknął i oboje
zagłębili się we własnych myślach. Po paru minutach do pokoju weszła ciocia.
zagłębili się we własnych myślach. Po paru minutach do pokoju weszła ciocia.
- No, do łóżek, wszyscy. Jeżeli mamy iść jutro na Babią Górę, musimy się wyspać. Myszko, ty będziesz spała w salonie, dobrze?
Majka przytaknęła i godzinę później w całym domu słychać było tylko głośne pochrapywanie dziadka.
Następnego dnia mama Żanety, Klaudia, obudziła wszystkich o siódmej. Maja oraz Żaneta od dawna nie spały, wsłuchując się w ciszę i obserwując spadający śnieg. Białe drobinki tworzyły piękną śnieżną szatę, która bardzo się zachwycały. Co jakiś czas wymieniały uwagi, aż w końcu rozgadały się na dobre. Przedtem nigdy nie miały tak dobrego kontaktu ze względu na nieśmiałość Mychy i nieco wybuchowy charakter Żanety. Jednak teraz okazało się, że mają dużo wspólnych tematów do obgadania. Gadulstwo kuzynki Mai było wprost ogromne.
- Wiesz, ostatnio zainteresowałam się ilustrowaniem moich opowiadań. Wiesz, tu jakaś postać, tu jakieś drzewo, tu krzaczek, nic wielkiego. Chodzi mi o to, aby moje prace nie były jednokolorowe
i nudne. Chcę, żeby coś się wyróżniało. Czytałaś jakąś moją pracę?
i nudne. Chcę, żeby coś się wyróżniało. Czytałaś jakąś moją pracę?
- Tak, ale nie pamiętam tytułu. Coś o lesie, partyzantach, wojnie… - odpowiedziała Mycha.
- Czyżby ,, Z bronią”? – zasugerowała jej kuzynka.
Majka kiwnęła głową.
- No, było coś takiego. Wspaniale się czyta, super język.
- Pamiętam, jak to pisałam. Przeczytałam wtedy ,,Kamienie na szaniec” i …
W tej chwili do pokoju Żanety zapukała jej mama. Z uśmiechem stwierdziła:
- Już nie śpicie, wspaniale. Zbierajcie się, za godzinę wychodzimy.
Po godzinie Żaneta, jej mama, tata i Mycha byli już gotowi do drogi. Każde z nich miało mały plecak, w środku herbatę i kanapki. Mieli zamiar iść zielonym szlakiem, najłatwiejszym, ze względu na kuzynkę. Państwo Mickiewiczowie niejednokrotnie bywali na Babiej Górze w gorszych warunkach. W marcu śnieg trochę stopniał, lecz nadal było go dość dużo. W miarę, gdy posuwali się do góry, słońce przygrzewało mocniej. Mycha nie była bardzo zmęczona, lecz spragniona.
- Lepiej nie pij zimnej wody, tylko herbatę – przestrzegł ją wujek – Szybko się rozgrzejesz.
- Właśnie, miałam cię o to zapytać już wcześniej, na jaki profil chodzisz Mysiu? – zapytała ciocia.
- Na razie bez rozszerzenia, będzie dopiero w drugiej klasie – odpowiedziała Mycha, otrzepując buty ze śniegu.
- A co ma herbata do profilu? – spytała Żaneta, lecz nikt jej nie odpowiedział - I na jakie studia masz zamiar iść?
- Mmmm… Najprawdopodobniej prawo.
- Naprawdę? Wspaniały kierunek, ptasia główko. Nie za ambitny? – Mycha zadrżała i jednocześnie spurpurowiała na ten głos. Obróciła się wolno i zapytała:
- Klakier, czy ty zawsze musisz za mną łazić? Gdzie nie pójdę, wciąż widzę twoją gębę.
Chłopak poprawił szalik (czy to był odruch bezwarunkowy?) i grzecznie przywitał się z wujostwem Majki.
- Dzień dobry państwu, cześć Żaneta. Co u ciebie słychać? Dawno się nie odzywałaś.
Mycha aż przystanęła ze zdziwienia. Skąd u licha Klakier znał jej kuzynkę?
- W porządku, Klakier. Ty też ostatnio się nie przypominałeś. Skąd taka nagła zmiana?
- Poczułem zew gór, nic nie poradzę – po tym zdaniu wszyscy oprócz Majki się roześmiali. Wujostwo najwyraźniej dobrze znało dryblasa, skoro ciocia zaproponowała mu, czy pójdzie z nimi razem. Klakier z ochotą przytaknął, a Mycha uśmiechnęła się. Trochę się stęskniła za gadatliwością tego szalikowca.
Przez całą drogę na szczyt Klakier bawił wszystkich opowieściami o swojej rodzinie, studiach i wyczynach z kolegami. Wszystkim szczególnie podobała się historia, jak to jeździli na nartach po schodach.
- Słuchajcie, stwierdziliśmy, że na sylwestra musimy zrobić coś szalonego – chłopak mówiąc, wspomagał się gestykulacją – Więc Marcin, mój przyjaciel wpadł na pomysł, żeby pojeździć na
nartach. Tylko gdzie? A że byliśmy w bloku, ktoś stwierdził, że na schodach. Oczywiście, nie byliśmy do końca trzeźwi, więc przystaliśmy na jego propozycję. O mało co nie skończyło się to tragedią – jakaś kobieta chciała wejść do swojego mieszkania i ktoś ją potrącił. Zemdlała, a my wezwaliśmy pogotowie. Kiedy następnego dnia przyszliśmy w odwiedziny, dowiedzieliśmy się, że leży na oddziale z zaburzeniami umysłowymi, bo kiedy podała powód omdlenia, lekarze stwierdzili, że jest psychicznie chora. Wyjaśniliśmy tę całą sytuację, na szczęście była to babcia naszej koleżanki, to nie ponieśliśmy konsekwencji. Ale głupio było potwornie.
nartach. Tylko gdzie? A że byliśmy w bloku, ktoś stwierdził, że na schodach. Oczywiście, nie byliśmy do końca trzeźwi, więc przystaliśmy na jego propozycję. O mało co nie skończyło się to tragedią – jakaś kobieta chciała wejść do swojego mieszkania i ktoś ją potrącił. Zemdlała, a my wezwaliśmy pogotowie. Kiedy następnego dnia przyszliśmy w odwiedziny, dowiedzieliśmy się, że leży na oddziale z zaburzeniami umysłowymi, bo kiedy podała powód omdlenia, lekarze stwierdzili, że jest psychicznie chora. Wyjaśniliśmy tę całą sytuację, na szczęście była to babcia naszej koleżanki, to nie ponieśliśmy konsekwencji. Ale głupio było potwornie.
Całe towarzystwo pękało ze śmiechu, słysząc tę historię, lecz w tym momencie dotarli na szczyt. Rozlegał się stąd przecudny widok, który nie był zmącony złą pogodą, przeciwnie – po niebie pełzały jedynie leniwie obłoki. Cała grupa zamarła, widząc te pejzaże. Babiogórskie widoki są naprawdę piękne, szczególnie w zimie. Na szczycie spotkali także innych turystów. Mickiewiczowie stali obok jakiejś pary i coś opowiadali, Mycha odeszła trochę na bok. Wpatrywała się w nieskazitelną biel z zachwytem. ,, Chyba jednak kocham wczesną wiosnę” stwierdziła.
- Ja też ją kocham. Jest cudowna prawda?
Maja dopiero teraz spostrzegła, że powiedziała to zdanie na głos. Obok niej stał Klakier i wpatrywał się w dal. Trzymał coś małego w rękach.
- Mała pchełko, nigdy wcześniej nie byłaś na Babiej Górze, prawda?
Mycha pokręciła głową i odrzekła:
- Nie, ale przyznaję, warto było się wdrapać tyle metrów w górę.
Klakier nie odpowiedział. Coraz bardziej obracał pudełko w rekach, najwyraźniej będąc czymś zdenerwowany. Kiedy przemówił, jego głos był lekko niepewny.
- Słuchaj, Mycha mam coś dla ciebie.
Maja ze zdziwieniem spojrzała na zestresowaną twarz chłopaka.
- Zamknij oczy. Tylko nie podglądaj!
Dziewczyna poczuła, że Klakier delikatnie otwiera jej rękę i kładzie coś zimnego.
- Możesz otworzyć. Maja spojrzała na dół i spostrzegła maleńki wisiorek na łańcuszku – małe srebrne serduszko. Wzruszenie i zdziwienie odebrało jej mowę, więc tylko patrzyła na Klakiera wielkimi oczami, a w końcu się do niego przytuliła. Chłopak, zdziwiony takim obrotem spraw, oddał uścisk i zapytał cicho:
- Skąd wiesz, że mam dziś urodziny? Nawet ciocia o nich zapomniała.
- Nie zapomniała, chce ci zrobić przyjęcie niespodziankę. Mycha…poznajesz mnie?
- Mmmm… O co ci chodzi?
- Nie rozpoznajesz? Szkoda – Klakier zdjął czapkę, szalik i okulary. Dziewczyna spojrzała
na jego twarz i zdała sobie sprawę, że skądś go zna. Dopiero teraz Maja spostrzegła, że patrzy w oczy
Sebastianowi, znajomemu Ani! Otworzyła usta ze zdziwienia.
Sebastianowi, znajomemu Ani! Otworzyła usta ze zdziwienia.
- Sebastian? – spytała cicho i ponownie przytuliła się do chłopaka.
- Czemu mi nic nie powiedziałeś, tylko grałeś, jak gdyby nigdy nic?
Nagle z tyłu rozległy się gwizdy i pomruki. To wujostwo wiwatowało, widząc przytulającą się parę.
- No! W końcu ci się udało, Klakierze! – zawołała ciocia.
- O co wam chodzi? – spytała Mycha, lecz nikt jej nie odpowiedział. Wszyscy się tylko śmiali.
***
W końcu Mycha dowiedziała się o tajemnicy Sebastiana. Chłopak zobaczył ją kiedyś razem z Żanetą w Krakowie. Przez zupełny przypadek – one stały przy straganach, on kupował chleb. Nie wiedząc dlaczego, postanowił się z nią zapoznać. W związku z tym, że Mickiewiczowie doskonale znali Klakiera, pomogli mu ułożyć plan. Sebastian zanim odważył się odezwać do Majki, chodził za nią do szkoły krok w krok. Początkowo fascynacja przerodziła się w zauroczenie. Jednak to Mycha zrobiła pierwszy krok – po prostu wpadła na niego na ulicy. Klakier nie pokazując swojej twarzy, zaczął się naigrywać z dziewczyny. Wiedząc też, że jego wybranka przyjaźni się z Anią, jego bliską krewną niby przypadkiem spotkał je obie w kawiarni. Ania doskonale udawała, że o niczym nie wie. Po spotkaniu zrozumiał, że naprawdę się zakochał i to w jakiej dziewczynie! Mickiewiczowie powiedzieli mu, kiedy idą na Babią Górę i wtedy postanowił się ujawnić.
Kiedy Mycha się o wszystkim dowiedziała, ogarnął ją duży wstyd, a także szczęście. Po
raz pierwszy miała chłopaka, na którym naprawdę jej zależało i w którym była zakochana. Poznała obie strony medalu – znała Sebastiana jako dokuczliwego Klakiera i wesołego studenta medycy. Była pewna swojego wyboru.
raz pierwszy miała chłopaka, na którym naprawdę jej zależało i w którym była zakochana. Poznała obie strony medalu – znała Sebastiana jako dokuczliwego Klakiera i wesołego studenta medycy. Była pewna swojego wyboru.
Dzisiejszego dnia miała przedstawić go rodzicom. Cała w nerwach szła przez ulicę z Klakierem i obgryzała paznokcie ze zdenerwowania. Sebastian próbował ją jakoś uspokoić.
- Hej, nie denerwuj się – powiedział jej na ucho, gdy byli już bardzo blisko jej domu – Przecież cię nie zjedzą, prawda?
- Mnie nie – szepnęła – Ale o ciebie się trochę boję.
Chłopak parsknął, a Maja otworzyła drzwi do mieszkania. Od razu na spotkanie wybiegły bliźniaczki i wytrzeszczały oczy, patrząc na swoją siostrę trzymającą za rękę jakiegoś wysokiego dryblasa.
Mycha jeszcze nigdy nie przyprowadziła chłopaka do domu. Po chwili z kuchni wyszli rodzice. Kiedy para weszła do przedpokoju, zapadła niezręczna cisza. W końcu przerwała ją Majka:
Mycha jeszcze nigdy nie przyprowadziła chłopaka do domu. Po chwili z kuchni wyszli rodzice. Kiedy para weszła do przedpokoju, zapadła niezręczna cisza. W końcu przerwała ją Majka:
- Mamo, tato, to jest Sebastian.
Basek podał rękę ojcu jego dziewczyny, a Kicia spojrzała szklistymi oczami na swoją szesnastoletnią córkę i spytała cicho:
- Mysiu, pamiętasz naszą rozmowę sprzed paru miesięcy? O szacunku?
Maja pokiwała głową.
- Czy teraz jesteś pewna?
Mycha spojrzała na rodziców zamglonym wzrokiem, lecz mocno i twardo odpowiedziała:
- Tak.
Wówczas Kicia przywitała się z Sebastianem.
- Witaj w naszym domu, Klakierku.
***
Słowniczek góralski:
Chyba juz przysła najwyzso pora, cobyk
napisoł pare słów w mowie góralskiej. Babia Góra to przeco napiykniyjsze
miejsce –Chyba już przyszła
odpowiednia pora, abym powiedział coś gwarą góralską. Babia Góra to
najpiękniejsze miejsce!
napisoł pare słów w mowie góralskiej. Babia Góra to przeco napiykniyjsze
miejsce –Chyba już przyszła
odpowiednia pora, abym powiedział coś gwarą góralską. Babia Góra to
najpiękniejsze miejsce!
Poć tu, trzeba na pole iść po drewno – Chodź tu, trzeba iść na zewnątrz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz