Karola
Do zobaczenia w piekle
-
Oskarżam podporucznika Kamila Skrupskiego o celowe zaniechanie obowiązków na
służbie i złamanie rozkazów przełożonego w dniu 15 sierpnia 2013 r. W wyniku
niesubordynacji oskarżonego śmierć poniosło trzech oficerów Polskiego
Kontyngentu Wojskowego – prokurator odczytywał powoli akt oskarżenia. – Czy
oskarżony przyznaje się do zarzucanych mu czynów?
Młody czarnowłosy mężczyzna wstał.
Był bardzo nerwowy. Przygryzał usta i bawił się palcami. Na jego czole pojawiły
się kropelki potu. W jego oczach można było dotrzeć ogromny ból oraz smutek.
- Tak – odpowiedział krótko,
odwracając wzrok od rodzin poległych.
Od czasu akcji w Afganistanie płonął
nienawiścią do samego siebie. Był snajperem. Jednym z najlepszych. Miał być cichym,
niewidzialnym zagrożeniem. Ale jego lekkomyślna i samolubna potrzeba, żeby
spuścić łomot wrogom wzięła nad nim górę i skończyła się śmiercią trzech
żołnierzy. To on powinien leżeć w piachu zamiast nich. Zasłużył na to.
***
- Skrupski – mówił pułkownik,
wskazując punkt na mapie. – Ukryjesz się na pobliskim wzgórzu między kamieniami
i zaroślami. Kiedy uderzymy na ich obóz, zdejmiesz ich dowódcę oraz rebeliantów
operujących stałymi działami. Dzięki temu przejmiemy ich bazę bez ponoszenia
większych strat. Zrozumiano?
- Tak jest, pułkowniku – salutuję i
wychodzę z namiotu.
Na zewnątrz łapią mnie moi kumple.
- Wszystko dobrze, stary? – pyta
Adrian, uśmiechając się zachęcająco.
O, nie. Nie zamierzam się im
zwierzać.
Są takie rzeczy, którymi facet nigdy
nie chce podzielić się z innymi w obawie przed utratą męskiej dumy. A mój
problem zdecydowanie do takich należy.
- Jak najbardziej – uśmiecham się
sztucznie.
Nic nie jest w porządku.
Cały mój świat legł w gruzach, gdy
otworzyłem kopertę od mojego brata, a z niej wysypały się zdjęcia z dopiskiem Ona cię zdradza.
Sylwia.
Moja najbliższa przyjaciółka,
narzeczona, a w końcu żona. Kilka lat temu oddałem jej swoje serce. Była tą
jedyną. Tą, bez której mój świat wydawał się niekompletny. Niestety, kilka
miesięcy po ślubie musiałem ją zostawić, kiedy wyjeżdżałem na misję do
Afganistanu.
Wysyłaliśmy do siebie listy. Sylwia
zapewniała mnie o swojej miłości. Mówiła, że zawsze będzie na mnie czekać.
Jednak nie dodała, że z miejscowym
bibliotekarzem w naszym łóżku.
- Na pewno? – wtrąca Janek. – Od
wczoraj chodzisz jak struty i nie wyglądasz najlepiej.
-Dajcie spokój, chłopcy. Nie
potrzebuję psychoanalityków – trącam łokciem stojącego obok mnie potężnego
blondyna.
Udajemy się do namiotu, żeby
przygotować się do ataku na bazę rebeliantów. Ubieramy kamizelki kuloodporne
pod mundury, szykujemy broń i amunicję. To nasz wielki dzień. Musimy przejąć
dokumenty Talibów, żeby powstrzymać kolejne ataki na cywilów.
- Panowie! – krzyczy pułkownik
Borowiecki. – Liczę na was! Wszyscy wiedzą, co mają robić?
Stoimy w kilku rzędach na zbiórce, a
dowódca przechodzi przed nami.
- Tak jest, pułkowniku – salutujemy.
- Do dzieła!
Rozpoczynamy operację „Pustynny
wilk”.
Czuję,
jak adrenalina zaczyna we mnie krążyć, gdy rozpoczynam bieg do mojej pozycji na
wzgórzu.
Biegnąc, odmawiam z przyzwyczajenia krótką
modlitwę. W mojej głowie pojawia się obraz Sylwii, która powtarzała, że Bóg
daje nadzieję, która pozwala jej wierzyć, że wrócę z misji żywy. Dlatego zawsze
przed akcjami modliłem się, myśląc o niej.
Do diabła z tym!
Nawet nie jestem wierzący. Gdyby
istniały jakieś siły wyższe, nie pozwoliłyby na to, żeby tylu ludzi ginęło w
bezsensownych konfliktach. Wierzyłem, a przynajmniej próbowałem dla niej. Dla
mojej żony.
A ona, ta która zawsze miała być
przy mnie, zdradziła.
Przeszywa mnie fala gniewu i
frustracji. Mam ochotę odreagować na kimś swoją złość.
Nie mam już nic do stracenia. Nie
mam dla kogo żyć.
Łamię rozkaz Borowieckiego. Skręcam
w lewo i kieruję się prosto do obozu rebeliantów. Zamierzam wyładować się na
nich.
Biegnę najszybciej jak tylko
potrafię. Zostało mi jeszcze jakieś dwieście metrów. Wbiegam do wrogiego bloku
tuż za moim pułkiem.
Nie zwracam uwagi na otoczenie.
Rzucam się w wir walki. Przedzieram się za Adrianem, Jankiem i Danielem przez
linię ognia w stronę automatycznego działa, za którym stoi dwóch potężnych
mężczyzn.
Janek upada na ziemię. Zmasakrowany
pociskami.
Ogarnia mnie chęć mordu. Zaczynamy
bezpośrednią walkę. Nacieram na potężnego Taliba i powalam go na ziemię.
Próbuję go ogłuszyć. Mężczyzna wyciąga nóż. Udaje mi się zrobić unik. Łapię
jego dłoń z bronią, kieruję w jego stronę i pcham z całej siły. Oczy rebelianta
robią zachodzą mgłą, a jego ciało zastyga pod moim.
Przenikliwy ból przeszywa moje
ramię, przez co ląduję na ziemi. Obok mnie na piach upada zakrwawiony Daniel.
Nie żyje.
Chwilę później dołącza do niego
Adrian.
Brud, skwar, krzyki i hałas nie
pozwalają mi się skoncentrować. Moje ramię pulsuje z bólu.
Cholera. Spieprzyłem sprawę. Nie
powinno mnie tu być. Powinienem zostać na wyznaczonej pozycji i zdejmować
wrogów z zaskoczenia. Cholera.
Moi przyjaciele leżą w piachu.
Martwi.
To JA powinienem zginąć.
Nie oni. Nie oni!!!
Wyrywam się z zamyślenia. Muszę
działać.
Wyciągam podręczny pistolet i
podnoszę się z ziemi. Łapię za mundur skurwiela, który zabił moich kumpli i
odwracam go do siebie. Jego serce bije gorączkowo pod cienkim materiałem jasnej
koszuli, kiedy przyciskam go do siebie. Ale w jego oczach nadal lśni
złowieszczy błysk. Patrzę na niego z pogardą.
- Sssee you in hell – syczy przez zęby.
Pociągam za spust. Kula przeszywa
jego czaszkę.
Upadam na ziemię.
Zapada ciemność.
***
- W imieniu Rzeczypospolitej
Polskiej uznaję podporucznika Kamila Skrupskiego winnym zarzucanych mu czynów i
skazuję na…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz