piątek, 14 września 2018

Do zobaczenia w piekle

Karola




Do zobaczenia w piekle


- Oskarżam podporucznika Kamila Skrupskiego o celowe zaniechanie obowiązków na służbie i złamanie rozkazów przełożonego w dniu 15 sierpnia 2013 r. W wyniku niesubordynacji oskarżonego śmierć poniosło trzech oficerów Polskiego Kontyngentu Wojskowego – prokurator odczytywał powoli akt oskarżenia. – Czy oskarżony przyznaje się do zarzucanych mu czynów?
            Młody czarnowłosy mężczyzna wstał. Był bardzo nerwowy. Przygryzał usta i bawił się palcami. Na jego czole pojawiły się kropelki potu. W jego oczach można było dotrzeć ogromny ból oraz smutek.
            - Tak – odpowiedział krótko, odwracając wzrok od rodzin poległych.
            Od czasu akcji w Afganistanie płonął nienawiścią do samego siebie. Był snajperem. Jednym z najlepszych. Miał być cichym, niewidzialnym zagrożeniem. Ale jego lekkomyślna i samolubna potrzeba, żeby spuścić łomot wrogom wzięła nad nim górę i skończyła się śmiercią trzech żołnierzy. To on powinien leżeć w piachu zamiast nich. Zasłużył na to.

***

            - Skrupski – mówił pułkownik, wskazując punkt na mapie. – Ukryjesz się na pobliskim wzgórzu między kamieniami i zaroślami. Kiedy uderzymy na ich obóz, zdejmiesz ich dowódcę oraz rebeliantów operujących stałymi działami. Dzięki temu przejmiemy ich bazę bez ponoszenia większych strat. Zrozumiano?
            - Tak jest, pułkowniku – salutuję i wychodzę z namiotu.
            Na zewnątrz łapią mnie moi kumple.
            - Wszystko dobrze, stary? – pyta Adrian, uśmiechając się zachęcająco.
            O, nie. Nie zamierzam się im zwierzać.
            Są takie rzeczy, którymi facet nigdy nie chce podzielić się z innymi w obawie przed utratą męskiej dumy. A mój problem zdecydowanie do takich należy.
            - Jak najbardziej – uśmiecham się sztucznie.
            Nic nie jest w porządku.
            Cały mój świat legł w gruzach, gdy otworzyłem kopertę od mojego brata, a z niej wysypały się zdjęcia z dopiskiem Ona cię zdradza.
            Sylwia.
            Moja najbliższa przyjaciółka, narzeczona, a w końcu żona. Kilka lat temu oddałem jej swoje serce. Była tą jedyną. Tą, bez której mój świat wydawał się niekompletny. Niestety, kilka miesięcy po ślubie musiałem ją zostawić, kiedy wyjeżdżałem na misję do Afganistanu.
            Wysyłaliśmy do siebie listy. Sylwia zapewniała mnie o swojej miłości. Mówiła, że zawsze będzie na mnie czekać.
            Jednak nie dodała, że z miejscowym bibliotekarzem w naszym łóżku.
            - Na pewno? – wtrąca Janek. – Od wczoraj chodzisz jak struty i nie wyglądasz najlepiej.
            -Dajcie spokój, chłopcy. Nie potrzebuję psychoanalityków – trącam łokciem stojącego obok mnie potężnego blondyna.
            Udajemy się do namiotu, żeby przygotować się do ataku na bazę rebeliantów. Ubieramy kamizelki kuloodporne pod mundury, szykujemy broń i amunicję. To nasz wielki dzień. Musimy przejąć dokumenty Talibów, żeby powstrzymać kolejne ataki na cywilów.
            - Panowie! – krzyczy pułkownik Borowiecki. – Liczę na was! Wszyscy wiedzą, co mają robić?
            Stoimy w kilku rzędach na zbiórce, a dowódca przechodzi przed nami.
            - Tak jest, pułkowniku – salutujemy.
            - Do dzieła!
            Rozpoczynamy operację „Pustynny wilk”.
Czuję, jak adrenalina zaczyna we mnie krążyć, gdy rozpoczynam bieg do mojej pozycji na wzgórzu.
            Biegnąc, odmawiam z przyzwyczajenia krótką modlitwę. W mojej głowie pojawia się obraz Sylwii, która powtarzała, że Bóg daje nadzieję, która pozwala jej wierzyć, że wrócę z misji żywy. Dlatego zawsze przed akcjami modliłem się, myśląc o niej.
            Do diabła z tym!
            Nawet nie jestem wierzący. Gdyby istniały jakieś siły wyższe, nie pozwoliłyby na to, żeby tylu ludzi ginęło w bezsensownych konfliktach. Wierzyłem, a przynajmniej próbowałem dla niej. Dla mojej żony.
            A ona, ta która zawsze miała być przy mnie, zdradziła.
            Przeszywa mnie fala gniewu i frustracji. Mam ochotę odreagować na kimś swoją złość.
            Nie mam już nic do stracenia. Nie mam dla kogo żyć.
            Łamię rozkaz Borowieckiego. Skręcam w lewo i kieruję się prosto do obozu rebeliantów. Zamierzam wyładować się na nich.
            Biegnę najszybciej jak tylko potrafię. Zostało mi jeszcze jakieś dwieście metrów. Wbiegam do wrogiego bloku tuż za moim pułkiem.
            Nie zwracam uwagi na otoczenie. Rzucam się w wir walki. Przedzieram się za Adrianem, Jankiem i Danielem przez linię ognia w stronę automatycznego działa, za którym stoi dwóch potężnych mężczyzn.
            Janek upada na ziemię. Zmasakrowany pociskami.
            Ogarnia mnie chęć mordu. Zaczynamy bezpośrednią walkę. Nacieram na potężnego Taliba i powalam go na ziemię. Próbuję go ogłuszyć. Mężczyzna wyciąga nóż. Udaje mi się zrobić unik. Łapię jego dłoń z bronią, kieruję w jego stronę i pcham z całej siły. Oczy rebelianta robią zachodzą mgłą, a jego ciało zastyga pod moim.
            Przenikliwy ból przeszywa moje ramię, przez co ląduję na ziemi. Obok mnie na piach upada zakrwawiony Daniel. Nie żyje.
            Chwilę później dołącza do niego Adrian.
            Brud, skwar, krzyki i hałas nie pozwalają mi się skoncentrować. Moje ramię pulsuje z bólu.
            Cholera. Spieprzyłem sprawę. Nie powinno mnie tu być. Powinienem zostać na wyznaczonej pozycji i zdejmować wrogów z zaskoczenia. Cholera.
            Moi przyjaciele leżą w piachu. Martwi.
            To JA powinienem zginąć.
             Nie oni. Nie oni!!!
            Wyrywam się z zamyślenia. Muszę działać.
            Wyciągam podręczny pistolet i podnoszę się z ziemi. Łapię za mundur skurwiela, który zabił moich kumpli i odwracam go do siebie. Jego serce bije gorączkowo pod cienkim materiałem jasnej koszuli, kiedy przyciskam go do siebie. Ale w jego oczach nadal lśni złowieszczy błysk. Patrzę na niego z pogardą.
            - Sssee you in hell – syczy przez zęby.
            Pociągam za spust. Kula przeszywa jego czaszkę.
            Upadam na ziemię.
            Zapada ciemność.

***

            - W imieniu Rzeczypospolitej Polskiej uznaję podporucznika Kamila Skrupskiego winnym zarzucanych mu czynów i skazuję na…

             To już bez znaczenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz