poniedziałek, 25 lutego 2019

Nadmiar nowoczesności

     "Tango" należy do najważniejszych współczesnych dramatów polskich. Czesław Miłosz pisał o nim, że jest równocześnie portretem społeczeństwa, dramatem psychologicznym i parabolą. Sławomir Mrożek wyśmiał w tym utworze ludzką głupotę i prymitywne instynkty, które zwyciężają w absurdalnej rewolucji świata na opak. Znany polski aktor i reżyser, Piotr Cyrwus, stworzył spektakl, w którym, jak sam mówił, chciał pokazać, "o czym ta sztuka mówi współczesnym młodym widzom". Przedstawienie "Tango" odbyło się 22 lutego w Teatrze Ludowym w Krakowie.
Zgodnie z literackim pierwowzorem akcja rozgrywa się w mieszkaniu Stomila, który żyje w świecie całkowicie pozbawionym zasad. Jego syn, Artur, nie ma już przeciw czemu się buntować, więc podejmuje próbę uporządkowania świata. Wujowi, zawsze podporządkowującemu się silniejszym, zakłada na głowę drucianą klatkę, babcię, zachowującą się jak nastolatka, kładzie na katafalku, a sam zamierza wziąć tradycyjny ślub z Alą. Oburza się, widząc niechlujstwo ojca i swobodę moralną matki sypiającej "od czasu do czasu" z prymitywnym Edkiem, który nie tylko czuje się jak u siebie, ale wprowadza też do domu Stomila dziwne obyczaje.
W postać głównego bohatera wcielił się Piotr Franasowicz. Zaprezentował się w roli Artura całkiem nieźle, ale, według mnie, zachował się nieprofesjonalnie, nie wychodząc się ukłonić po zakończeniu spektaklu. W moim odczuciu najlepiej odtworzona została rola roztrzepanego, niepoukładanego Stomila. W ciekawy i przejmujący sposób zagrał go Andrzej Franczyk, przedstawiając swoje niezwykłe umiejętności operowania głosem. Widowisko wyreżyserowane przez Cyrwusa powstało z myślą o widowni młodego pokolenia, toteż twórca wykorzystał w oprawie muzycznej współczesne utwory polskiego rapu i hip-hopu, przez co, moim zdaniem, muzyka towarzysząca akcji sprawiała wrażenie nieodpowiedniej do przedstawianej sceny. Kostiumy aktorów tylko częściowo współgrały z tymi, które Mrożek przedstawił w utworze. Spodziewałam się eleganckiego Artura w garniturze i pod krawatem, tymczasem bohater miał na sobie zwykłą bluzę i podkoszulek i swym ubiorem niewiele różnił się od niechlujnego Stomila. Niebanalny, nowatorski efekt wprowadzały światła stroboskopowe, które zwalniały tempo poszczególnych scen. Było ich jednak zbyt dużo i widza po dłuższej chwili zaczynały boleć oczy.
Spektakl nie zgubił sensu oryginału. Reżyser zawarł w nim wszystkie ważne motywy, takie jak konflikt pokoleń, bunt czy kształtowanie się osobowości młodego bohatera. Jednak ostatnia scena, w której Edek i Eugeniusz mieli tańczyć tango, była dla mnie niemałym rozczarowaniem. Z niecierpliwością wyczekiwałam "La Cumparsity", a usłyszałam co? Utwór In-Grid "In-tango". Piosenkę o miłości, której słowa nijak się mają do awangardowego dramatu absurdu. Poza tym bohaterowie zamiast tańczyć tango, wykonali na scenie serię nieokreślonych ruchów, które trudno nazwać tańcem.
Podsumowując, inscenizacja nie spełniła moich oczekiwań. Po przeczytaniu utworu Mrożka spodziewałam się większej ilości humorystycznych momentów w spektaklu. Sztuka nie była nudna, ale niektóre elementy pozostawiały wiele do życzenia. Niestety, "Tango" Piotra Cyrwusa mnie nie porwało. Nie polecam.


A. Ślusarz


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz