poniedziałek, 21 grudnia 2015

Podbabiogórskie komedie

Dziś rozstrzygnięto Powiatowy Konkurs "Podbabiogórskie opowieści".


Daniel Siwiec - wyróżnienie


„Jak to z miłością bywa...”




Prolog



Był to spokojny, grudniowy poranek. Mikołaj Nawrocki właśnie wybierał się do szkoły, jednakże jego myśli zajęte były czymś innym.
Rozmyślał, czy w tym roku wreszcie uda mu się poderwać Majkę, koleżankę z klasy, w której od początku gimnazjum (czyli od czterech miesięcy) się podkochiwał. Chciał, by tegoroczne mikołajki udały się lepiej, niż te sprzed roku, podczas których stał się pośmiewiskiem szkoły. Na szczęście teraz przed nim nowa szkoła, nowi ludzie, nowa dziewczyna…
- Mikołaj, pospiesz się, bo znów spóźnisz się na autobus! -            z zamyślenia wyrwała go jego kochana mama.
- Dobrze, już wychodzę. - odburknął cicho i wyszedł na przystanek. Gdy był już na miejscu, zorientował się, że nie wziął ze sobą śniadania do szkoły.
„Świetnie - pomyślał - kolejny cudowny początek dnia”.


1. O tym,
jak sprawić, by dziewczyna się do ciebie odezwała


Tego dnia w szkole było całkiem normalnie (jeśli normalne są dwie niezapowiedziane kartkówki pod rząd). Mikołaj się tym nie przejmował. Całą uwagę skupiał na Majce, która siedziała zaledwie dwie ławki przed nim. Myślał tylko o tym, jak ją poderwać. Na lekcji plastyki, kiedy pani opowiadała coś o perspektywie, miał dużo czasu na myślenie. W pewnym momencie go oświeciło. Kupi jej prezent na mikołajki! Resztę dnia zajęło mu myślenie, co mógłby ofiarować Majce. Postanowił, że po szkole przejdzie się pasażami, które szczęśliwie znajdowały się nieopodal szkoły. Należało podejść tylko kilkadziesiąt metrów, przejść przez niezbyt ruchliwą ulicę i gotowe, jest się w pasażach.
Jak postanowił, tak zrobił. Mimo lekkiego głodu spowodowanego brakiem drugiego śniadania, dziarsko ruszył przez pasaże. W tej właśnie chwili zobaczył, że to tego samego skrzyżowania zmierza Majka z Justyną, jej koleżanką z ławki. Chłopiec przestraszył się, że jego poszukiwania pójdą na marne, ale na szczęście dziewczyny skręciły w przeciwnym kierunku, w
stronę sławnej suskiej karczmy „Rzym”.
„Na pewno idą do biblioteki. - pomyślał - Justyna mówiła ostatnio coś o nowej książce, której poszukuje. Nieważne, wracam do
pracy”.
Powoli przemierzał pasaże, poszukując czegokolwiek, co spodobałoby się koleżance. Gdy po półgodzinie przeszukał cały rząd pasaży, uznał, że musi spróbować szukać gdzie indziej. Zdenerwowany uformował ze śniegu
kulę o rozmiarach nieco większych niż jego pięść, zamachnął się i rzucił w
pustkę. No, jednak nie do końca. Kula trafiła w głowę jakiejś dziewczyny. Speszony Mikołaj postanowił podejść i spytać, czy wszystko w porządku. Jakież było jego zaskoczenie, gdy tą dziewczyną okazała się jego ukochana. Cały czerwony ze wstydu (co mogło być odebrane jako efekt niskiej temperatury) podszedł do niej, lecz nim zdążył cokolwiek powiedzieć, ona krzyknęła:
- Ty to rzuciłeś?! - chłopak niepewnie pokiwał głową -
Wiesz co, myślałam, że fajny z ciebie kolega, a ty rzucasz śnieżkami w niczego niespodziewające się osoby!
- To nie tak jak myślisz… - zaczął tłumaczyć się nastolatek - Ja nie chciałem.
- Wymówki zostaw komuś innemu. Jesteś żałosny - ostatnie słowo wypowiedziane było z zauważalną pogardą. Dla Mikołaja to był cios. Następne, co poczuł, to silny ból głowy od uderzenia kobiecą torebką.



2. O tym,
jak prosić o wybaczenie


Jeszcze tego samego dnia Mikołaj postanowił, że zrekompensuje Majce tamtą sytuację. Natychmiast przeszedł całą długość pasaży, przemierzył ulicę i udał się do kwiaciarni swojej cioci o wdzięcznej nazwie „Magnolia”, która mieściła się w budynku jego Liceum. Ciocia poleciła mu, by kupił bukiet niedawno sprowadzonych jasnofioletowych astrów. Chłopcu bardzo
spodobała się ta opcja, więc kupił dziewięciokwiatowy bukiet, zapłacił i udał się do domu Majki, która mieszkała przy ul. Nad Stawami w domu nr 1. Wiedział otym, bo tam odbyło się jeno ze spotkań integracyjnych klasy. Wtedy właśnie zwrócił uwagę na dziewczynę, lecz ona tego nie zauważała.
Gdy doszedł do bramki, nacisnął dzwonek. Nic. Kolejny raz. Znowu brak odpowiedzi. Postanowił, że wejdzie przez bramkę            i zadzwoni bezpośrednio do drzwi domu. Gdy jednak znajdował się już o krok od schodów, „zaatakowały” go dwa wielkie psy rasy labrador. Przerażony rzucił się do ucieczki, ale zanim zdążył wyjść za bramkę jeden z labradorów zdążył złapać w pysk bukiet astrów i wydrzeć go Mikołajowi z ręki.
Zrezygnowany chłopiec zza bramki patrzył, jak kupiony przez niego bukiet znika w czeluściach psiego pyska, po czym udał się na przystanek i pojechał busem do domu.


3.  O tym, jak pozostać wiernym


Następnego dnia Mikołaj nie był sobą. Stracił ten swój charakterystyczny błysk w oczach, który zwiastował nowy plan na kolejny dzień szkoły. Pustka. Majka odrzuciła go. Nie ma nic. Czy mi wybaczy?
Myśli w głowie chłopca kłębiły się jak burzowe chmury, gdy jechał busem do szkoły. Dziś nie może w niczym podpaść Majce. Dziś nie będzie nic robił. Nic dziś nie zepsuje.
Plan dobry, a wykonanie?
Pierwsza lekcja upłynęła spokojnie.. Na fizyce omawiali właśnie drogę w ruchu prostoliniowym. Mikołaj skupił się na omawianym zagadnieniu, by odciągnąć myśli od tematu dziewczyny, siedzącej zaledwie ławkę przed nim…
Na przerwie jednak zdarzyło się coś, co zupełnie zaskoczyło naszego bohatera. Gdy on spokojnie jadł kanapkę, podeszła do niego dziewczyna. Nie była to jednak Majka, tylko jej koleżanka z ławki, Justyna.
Mikołajowi Justyna niezbyt się podobała. Lubił ją, ale nic więcej. Dlatego też czuł się tym bardziej zszokowany, gdy ta nieśmiało spytała:
- Przeszedłbyś się ze mną dziś na pizzę?
Chłopaka całkowicie zatkało. Nie wiedział, co powiedzieć. Justyna go zaprosiła! Dlaczego ona? Dlaczego nie Majka? Po chwili zebrał się w sobie i powiedział przyciszonym głosem:
- Wybacz, ale mnie podoba się tylko Majka… - w tej właśnie chwili zza rogu wyłoniła się wspomniana dziewczyna. Mikołaj stanął jak wryty. Tego z pewnością się nie spodziewał. Jednak to, co wydarzyło się po chwili było jeszcze bardziej szokujące.
- Przecież ja mam chłopaka już od roku! - krzyknęła dziewczyna na pół korytarza, a po chwili Mikołaj poczuł dobrze mu znany z poprzedniego dnia ból głowy po uderzeniu kobiecą torebką…






czwartek, 3 grudnia 2015

Listy do...R

Zawoja, dnia 11 XI 2015 r.


 Szanowny Panie
 Władysławie Stanisławie Reymoncie,


 piszę ten list 90 lat po Pańskiej śmierci, ale czy to powód, bym  nie mogła poczynić podobnego kroku? Słowa nadal będą adresowane wprost do Pana,  a czy faktycznie Pan ich nie usłyszy, kto ma absolutną pewność? Być może w najbliższym czasie, gdy kolejne części zapisane tutaj zabrzmią wypowiedziane na głos, Pana dusza zabłądzi w pobliżu i zaciekawiona zatrzyma się na chwilę, posłuchać, co miałam do przekazania. Byłoby mi bardzo miło. Jednak zapyta ktoś, dlaczego właściwie piszę te słowa, co na tyle ważnegomam do powiedzenia, że aż zdecydowałam się na coś równie niecodziennego? Wszystko ulegnie wyjaśnieniu.
 Nie każdy umie zatrzymać się na moment i uważnie przyjrzeć otaczającej rzeczywistości. Żyjemy w biegu, w ciągłej walce o nowej pozycje i korzyści, nie dostrzegając najprostszych szczegółów, tworzących konkretne obrazy. Pan chłonął je wszystkimi zmysłami, umiejętnie przedstawiając  w szerokich panoramach społecznych. Pańskie oczy widziały więcej od oczu przeciętnego człowieka.           Wnikliwe i nietuzinkowe obserwacje pozwoliły na oddanie tak licznych szczegółów świata, w tak wielu odsłonach. Naturalizm oraz realizm Pańskich utworów z pewnością nie wynikały jedynie z tendencji epoki, Pan sam doświadczył opisywanych przez siebie okolic; łowickiej wsi, wielkiego miasta czy prowincji. Doświadczenia nie zostały zmarnowane, nie oddał Pan zapomnieniu wszelkich wspomnień, a skrzętnie opisał. Niedoścignione próby pozostawienia dla kolejnych pokoleń kadrów, które tworzyły się w Pańskim umyśle, pokazania, jak było dawniej i jak wiele się zmieniło, powiodły się i dziś możemy sięgnąć po niejedno dzieło.
 Zapewne nieraz miewał Pan chwile zwątpienia i nie wiedząc, co dalej, odsuwał od siebie zapisane do połowy kartki papieru... Jednak nie poddał się Pan. Gratuluję. Tego chciałabym pogratulować wszystkim pisarzom oraz wielkim artystom. Walki i siły. To powód, dla którego dzisiaj piszę. Jest Pan kolejnym twórcą na mojej drodze, któremu należą się osobiste podziękowania za pracę włożoną w przekazanie następnym pokoleniom prawdy oraz za szczerość przekazu.
  Tymi słowami chciałabym również pokazać, że młodzi naprawdę pamiętają. Pamięć trwa i będzie trwać.
  Jeśli Pan wysłuchał - dziękuję, jeśli nie - spokój Pańskiej duszy.
                                                                                 


                                                                                                                               Magdalena




                                     Judyta


Mucharz, 11.11.2015 r.


  Szanowny panie Władysławie!

  Żałuję, że nie miałam okazji spotkać się z Panem osobiście. Czytałam pana książki i mam wiele pytań. Jest pan wybitnym pisarzem i laureatem Nagrody Nobla - wyróżnienia, które właściwie najbardziej mnie interesuje.
 Zawsze zastanawiało mnie, jak to jest zostaćtak docenionym. Ciekawi  mnie, jak czuje się człowiek, który robi w życiu to, co lubi, a jego praca zostaje wynagrodzona. Czy tak poważna, międzynarodowa nagroda coś zmienia? Czy twórczość laureata może pozostać niezmienna?
 Marzeniem każdego poety jest to, aby jego dzieła były docenione, ale także niosły jakąś prawdę, by mogły coś zmieniać w życiu innych lub być drogowskazem na czyjejś drodze. Wiem, że chciał Pan, by książki niosły przesłanie, czegoś uczyły. Tak jest m.in. w powieści "Bunt", która stała się parabolą terroru, jakim jest rewolucja. Dzięki pana książce pt. "Chłopi" przetrwała pamięć o życiu w dawnych, odległych mi czasach. Utwór jest skarbnicą wiedzy dotyczącej ludowych obrzędów i zwyczajów. Interesuje Pana ludzka psychika oraz zachowania, które w różnych formach, lecz praktycznie niezmienne pozostają obecne w życiu każdego społeczeństwa.

 Czytając Pana życiorys, zastanawiam się nad tym, jak życie ludzkie jest zmienne. Podejmował się pan wielu zawodów. Pracował pan jako krawiec, funkcjonariusz kolei, a nawet aktor, rozważał pan wstąpienie do klasztoru. Nie miał pan wyższego wykształcenia, a jednak potrafił osiągnąć w literaturze bardzo wiele. Chciałabym wiedzieć, czy żałował Pan kiedyś, że nie ukończył Pan jakiegoś uniwersytetu?  Czy wybranie drogi życiowej było trudne czy oczywiste?
   Losy ludzkie toczą sie bardzo różnie, a życie potrafi zaskakiwać. Liczę na Pana odpowiedź i rozwianie moich wątpliwości. Czekam i dziękuję za czas poświęcony na przeczytanie tego listu.

Z wyrazami szacunku
                                                                                                                Paulina




 Zawoja, dnia 11.11.2015r.


Szanowny panie Władysławie!

    Jak rozpocząć list do kogoś, kogo od dawna z nami nie ma? Jakich słów użyć? Które będą odpowiednie? Właściwie to obawiam się, że w bogatym słowniku języka polskiego nie ma takich słów. Nie ma słów, które potrafią w realny sposób oddać wielkość wybitnych postaci, wybitnych tak jak Pan. Jeszcze trudniej oddać świetność
osób, których już z nami nie ma… a przecież Ty jesteś właśnie jedną z tych
osób. Nie ma Cię, nie będzie a jesteś potrzebny. Brakuje osób, które uskrzydliłyby polską literaturę, tak żeby mogła znowu odżyć. Powstać…  jak feniks z popiołu.  Mam mętlik w głowie…
  Nie, nie piszę tego listu po to, żeby Cię chwalić za Twoją twórczość. Miałoby to jakikolwiek cel? Przyniosłoby korzyści? Nie sądzę. Kto, jak nie Ty, zdaje sobie sprawę z tego, czego dokonał? Właściwie to przykre, że twórczość niektórych osób jest doceniona dopiero po tym, jak umierają. To trochę tak, jakby przepustką do wielkiej sławy była śmierć. Chyba nie o to chodziło tym wszystkim wspaniałym twórcom: malarzom, rzeźbiarzom czy pisarzom. Nie sądzisz? Nie wiem, mogę się mylić. Zastanawiasz się pewnie- skąd właściwie Cię znam? Gdzie o Tobie
usłyszałam? Gdzie przeczytałam?  Nie jestem pewna, czy odpowiedź nasuwa Ci się sama, chociaż pewnie tak. Poznałam Twój życiorys przy okazji lektury „Chłopów”. Czy byłam nią zachwycona? Gdyby ten list był skierowany do mnie stwierdziłabym, że ta konkretna uczennica na pewno pisze do mnie po to, żeby mnie pochwalić, oddać mi cześć. Otóż nie. Twoi „Chłopi” nie do końca mnie urzekli. Bluźnię? Nie sądzę. Bynajmniej nie ujmuję Ci talentu, Twój realizm połączony z elementami naturalizmu w prozie Młodej Polski zdecydowanie zasługuje na owacje. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że winny to być owacje na stojąco! Nagroda Nobla, w dziedzinie literatury, którą otrzymałeś rok przed swoją śmiercią zdecydowanie była zasłużoną nagrodą. Nie mówię, że nie! Pewnie myślisz teraz… po co ja właściwie do Ciebie napisałam, skoro Twoja epopeja nie przypadła mi do gustu?
   Otóż moja intuicja podpowiada mi, że należysz,wybacz… należałeś do grona ludzi, z którymi zawsze można było o wszystkim porozmawiać. Jestem prawie pewna, że się nie mylę. Tworzyłeś dzieła, robiłeś to, co lubiłeś, to, w czym czułeś się najlepiej i to właśnie w Twoim życiorysie mnie urzekło.  Ludzie, którzy mają pasję, ludzie, którzy ją realizują, zdecydowanie „wygrywają życie”.  Nie uważasz, że bezcelowe jest robienie w trakcie swojego życia czegoś, co wcale nie sprawia nam satysfakcji? Owszem, wiem… niektórych zmusza do tego trudna sytuacja materialna, po prostu nie mają wyboru- nie twierdzę, że Ci ludzie są gorsi. Są zwyczajnie nieszczęśliwi.     Największa moim zdaniem tragedia dotyka ich wtedy, gdy w tej całej szarej codzienności, zapominają o tym, co tak naprawdę przyprawia ich o szybsze bicie serca, co sprawia, że uśmiechają się sami do siebie.
        W dzisiejszych czasach jest tak mało osób, które swoje życie poświęcają swojej pasji… wciąż jest ich za mało. Wciąż brakuje takich ludzi… brakuje nam takich ludzi jak Ty.
                                                                                                                                          
                Kornelia


                                                                                            
                                                                                       Zawoja, dnia 15 listopada 2015 r.

Szanowny Panie
Władysławie!

Piszę do Pana list, choć wiem, że Pan nie żyje; jednak moja nauczycielka języka polskiego twierdzi, że jest Pan ważną osobą, dlatego też ośmielam się przeszkodzić w wiecznym spoczynku.
Szczerze powątpiewam, by znalazł Pan czas na lekturę mego wybornego tworu (proszę uprzejmie o przekazanie pozdrowień św. Piotrowi), jednakoż jeśli by już do tego doszło, będzie mi niezmiernie miło.
Bardzo podoba mi się, że w swej twórczości ukazuje Pan prawdziwe życie ludzkie na przełomie XIX i XX wieku w sposób pozbawiony złudzeń (jak na rasowego realistę przystało). Stawia Pan świat w innym świetle, tworzy Pan szeroką panoramę wsi, czytając Pańskie dzieła wprost nie mogłam doczekać się ostatniej stronnicy. Dziękuję za zajęcie mi kilkudziesięciu godzin mego krótkiego żywota powieścią „Chłopi”, za którą – jakże bym mogła nie nadmienić! – otrzymał Pan w pełni zasłużoną literacką nagrodę Nobla. Książka ta urzekła mnie nie tylko swymi pokaźnymi gabarytami, ale i skomplikowaną fabułą, przypominającą oscarowe scenariusze jej współczesnych
odpowiedników: programów „Dlaczego ja?” oraz „Trudne sprawy”. Przekształcenie dziejów chłopów w epopeję było genialnym konceptem, który po mistrzowsku Pan zrealizował. Dzięki temu zabiegowi przeciętny czytelnik może poczuć nić porozumienia, łączącą go z prawdopodobnymi i osobliwymi bohaterami, przyswoić ich losy – ja w każdym bądź razie zapamiętam je do końca życia i będę szczycić się swą wiedzą. Na pewno przyda mi się, kiedy będę pisać maturę i rozwiązywać
krzyżówki w gazecie.
Nie chcę dłużej przeciągać (by – broń Boże! – Pana nie zanudzić ani nie zmęczyć mą skromną osobą), zakończę więc swój wywód pochwałą Pańskiego sprytu: wyłudzenie rosyjskich pieniędzy za nieszkodliwy wypadek, w którym Pan uczestniczył, było błyskotliwe (nie każdy wpadłby na ten chytry plan). Dzięki temu posunięciu mógł Pan skupić się na pisaniu i w ten sposób wzbogacić polską kulturę i nie tylko.

Z wyrazami szacunku
Wierna Czytelniczka





                                            Justyna


             
                                                                                                         Kraków, dnia 11. 11. 2015 r.


             Szanowny Pisarzu!

            Od wielu pokoleń ludzkość zmaga się z różnorodnymi problemami: poczynając od tych, które naruszają sacrum, aż po te naruszające profanum istot ludzkich. Problemy jednak nie istnieją na pewnym etapie naszego życia, a przynajmniej nie powinny istnieć. Dzieciństwo. Czas beztroski i zabawy. Niestety… nie każdemu dane jest przeżyć je tak idyllicznie. W moim liście chciałabym opowiedzieć Ci o moim problemie. Wiem, że zrozumiesz; wydaje mi się, że oboje nie rozpoczęliśmy naszego żywota od sielanki.
            Mam siedem sióstr i jednego brata. Kocham rodzeństwo i rodziców. Jesteśmy dużą rodziną, żyjemy skromnie, ale ledwo wiążemy koniec z końcem. Mimo iż wszyscy jesteśmy do siebie podobni z wyglądu, to od dziecka wiedziałam, że ja jestem inna. Nie miałam przyjaciół, a moim ulubionym sposobem na spędzenie wolnego czasu było czytanie. Surowa dyscyplina, która panowała w domu, była ogranicznikiem działań. W obawie przed karą nie chciałam łamać reguł. Rodzice zawsze byli bardzo pobożni. Są dalej. Co niedzielę muszę chodzić do kościoła na mszę, niestety, nie zawsze z własnej woli, ale nie chcę, by byli źli i mnie ukarali. Na mszy jestem więc co niedzielę… Ojciec był nieubłagany dla naszych dziecięcych przewinień. Wszystko trzymał żelazną ręką. Całe moje dzieciństwo było przepełnione obawami i dręczeniem się. Byłam bardzo ciekawa, chciałam odkrywać świat, obserwować przyrodę i zachwycać się jej pięknem. Jedyne co mi pozostało, to marzyć. Świat, który stworzyłam w mojej wyobraźni- pełen ciepła, beztroski i braku zakazów, stawał się tym nierealnym, gdy rzeczywistość ponownie wbijała swoje ostrze w delikatną, nieskazitelną bańkę mydlaną marzeń. Zgadniesz, co było jedyną materialną rzeczą, która nie była surowo karana? Myślę, że już wiesz. Książka. Każda jedna. Jej zaczarowany świat nie był abstrakcyjnym marzeniem, ale wytworem czyichś myśli i rąk. Ten wytwór sprawia, że czytelnik może zapomnieć o wszystkim i chociaż na moment oderwać się od szarego, monotonnego życia. Moje dzieciństwo było pełne biedy, surowości i pracy.
            Miasto, w którym się wychowałam, poskramiało moją ciekawość. Widok blokowisk, betonowych parków i szarych ludzi odbierał mi chęć do życia. Czytałam coraz więcej książek. Nawet lektury szkolne, które niekiedy wydawały mi się zupełnie bezużyteczne. Zresztą tak jak cały system edukacji… oceny nie są odzwierciedleniem wiedzy, a tym bardziej inteligencji! Wiesz o tym najlepiej. Jako samouk (po szkole elementarnej!) osiągnąłeś więcej niż niejeden człowiek, który pół swojego życia spędził na pogoni za ocenami i sprawianiem dobrego wrażenia na nauczycielach, w razie gdyby oceny zawiodły. Do czego zmierzam? Chcę napisać najzwyklejsze i najbardziej ludzkie „DZIĘKUJĘ”. Dziękuję Ci za to, że znalazłeś w sobie siłę, a w otaczającym Cię świecie inspirację do napisania „Chłopów”. Ta książka stała się dla mnie jedną z najsilniejszych odskoczni od rzeczywistości. W betonowym mieście, pełnym zanieczyszczeń, samochodów i obcych ludzi, czytając „Chłopów” zapomniałam o tym wszystkim. Przed moimi oczyma i w mojej głowie rozgrywał się film, którego reżyserką byłam ja sama, a Twoja książka była scenariuszem. Przyroda, która samą sobą wyznacza rytm życia mieszkańców wsi jest… czymś niesamowitym. Coś, co jest niezależne od ludzi, stało się dla nich nadrzędnym. Najciekawsze w tym jest to, że wszyscy na tym zyskują. Praca na roli dla nich była codziennością, a dla mnie stała się czymś pięknym i sielankowym.
            Dzisiaj (11 listopada 2015 roku, w dziewięćdziesiąt siedem lat po odzyskaniu przez Polskę niepodległości), postanowiłam podzielić się z Panem moim problemem- trudnym dzieciństwem, które sprawiło, że stałam się nieufna wobec innych i zaczęłam zbyt często marzyć o sytuacjach, które nigdy się nie wydarzą. Wcześniej wspomniana „idylla” nie określa mojego okresu dzieciństwa, ale stanu, w który wprawia mnie literatura. Pan również miał trudny start… Jednak przez swoją determinację i talent stał się Pan inspiracją, a nawet autorytetem dla niektórych ludzi. Stał się Pan dowodem na to, że liczy się to, co ma się w sercu, a nie w portfelu.
            Chciałabym wysłać ten list. Jest to, niestety, niemożliwe. Miałam jednak potrzebę napisać do kogoś takiego jak Pan. Do kogoś, kto mnie zrozumie i nie będzie oceniać. Jeszcze raz: dziękuję za sprawienie, że rzeczywistość nabrała kolorowych barw i zapachu owoców.


                                                                 Requiescat in pace, Władysławie Reymoncie.

                                                                                                                         Wiola


                                                                                                     

Jeśli nie chcesz mojej zguby, książkę mi kup, o mój luby!

Ja już mam,a Wy?


Zachęcamy Was do czytania: 



         Wiola, 1a


               Lidzia, 1a


        Janek, 1a


            Patrycja, 3d


        Asia, 1a


                             Wiola, 3d


                               Wiktoria, 1a


                Magda, 3d


                    Magda, 3d



                                 Aga, 3f

wtorek, 1 grudnia 2015

Nasze wiadomości do kronikarza oblężonego Miasta





Odmawiają komentarza, wyłączają telewizory, palą gazety, unikają tematu, odwracają głowy i spuszczają wzrok. Niech poznają Twoje słowa. Może wtedy w końcu przemówią ludzkim głosem.


Ty jeden odważyłeś się przedstawić fakty w ostrym świetle prawdy, twardo oskarżyć tchórzliwego człowieka o to, że nie powiedział „nie”, a jedynie biernie się przyglądał.

                                                                                                                 P.

Ci których dotyka nieszczęście mrą wielokrotnie w prasie w sieci w TV i wciąż umierają samotnie Łudzimy się roniąc wirtualne łzy że to nie nasze Miasto postawiono w stan oblężenia 
                                                                                                                M.

Jak opisać życie niemożliwe w mieście oblężonym w XXI wieku? Jak oddać w poezji 3 lata osaczenia mieszkańców Hims w Syrii, którzy żywili się trawą i wszystkim, co nie jest trujące?
                                                                                                                 K.

O tym, że świat opuszcza nieszczęśliwych, dowiadujemy się co dzień z mass mediów. Mimo pozorów solidarności z ofiarami zapraszamy do rozmowy wrogów. Interesy biorą górę nad dobrem.
                                                                                                                N.

Chęć wyzwolenia wyrasta ponad wszelkie pragnienia. Nawet samotność w nieszczęściu jej nie powstrzyma. Na pochwycenie naręcza ptaków, unoszącego ku wolności, zawsze przychodzi pora.
                                                                                                                                  M.

Wolność. Równość. Braterstwo. Stop. 13 XI 2015r. w najbardziej wolnym mieście świata ogłoszono stan oblężenia. Stop!
                                                                                                                 M.

Turniej Recytatorski im. Andrzeja Bursy


    Anna Leśniakiewicz, Karol Duś i Krzysztof Gołuszka 1 grudnia 2015 roku w Młodzieżowym     Domu Kultury w Krakowie
Andrzej Bursa żył tylko 25 lat, ale zdążył się zbuntować przeciw konformizmowi i zakłamaniu, zakpić z tradycji literackiej, ożenić się, mieć syna, być reporterem „Dziennika Polskiego” w Krakowie. Zadebiutował na trzy lata prze śmiercią, opublikował w czasopismach 37 wierszy i opowiadanie „Mason”. Jest też autorem symboliczno - groteskowej minipowiesci „Zabicie ciotki”. Teatr Cricot 2 wystawił jego sztuke „Karbunkuł” (współautor Jan Guntner), Piwnica pod Baranami skecz „Rozmówki chłopskie”, a Stanisław Latałło nakręcił na motywach jego prozy film „Pozwólcie nam do woli fruwać nad ogrodami”. Uznawano go za demaskatora, buntownika i prowokatora, posądzano o nihilizm. Był nadwrażliwy, bywał agresywny. Powód jego nagłej śmierci 15 listopada 1957r to wrodzony niedorozwój aorty (choć długo utrzymywały się pogłoski o samobójstwie poety). Rok później ukazał się tom Bursy „Wiersze” wtedy uznano go za kultowego „poetę przeklętego” i dopiero po 12 latach „Utwory wierszem i proza” z cała jego spuścizną.
(GAZETA WYBORCZA, 5 listopada 2002r)
Turniej Recytatorski im. Andrzeja Bursy organizowany jest od 1991 roku MDK im. A. Bursy w Krakowie. Uczestnicy przygotowują jeden utwór poetycki lub fragment prozy Andrzeja Bursy i drugi tekst autora z pokolenia poety bądź późniejszego. Celem konkursu jest, jak piszą organizatorzy: przybliżenie twórczości poety oraz upowszechnianie poszukiwań w dziedzinie interpretacji poezji współczesnej. Tradycją jest, że na Finał Turnieju zapraszani są przyjaciele i rodzina Poety. 





 Andrzej Bursa

Kopniaki

Przyszedł rzeczowo żeby coś osiągnąć
ale już w pierwszych drzwiach kopniak
uśmiechnął się
kopniak wydał mu się dosyć dowcipny
spróbował znowu
kopniak
postanowił iść piętro wyżej
spadł znów na parter strącony kopniakiem
przywarował grzecznie w korytarzu
kopniak
kopniak w bramie
na ulicy znowu kopniak

więc zapragnął przynajmniej poetycznej śmierci
rzucił się pod samochód

i oberwał tęgiego kopniaka od szofera. 



Kocham cię, kocham. Obsesyjna mantra,
na którą Bóg uprzejmie reaguje, a i 
- a i ludziom świeckim podoba się całkiem.

Kocham cię. Łatwiej dostaniesz kanapkę.
Łatwiej się wymigujesz. Obsłużą cię łatwiej,
jeżeli powiesz: kocham, kocham cię.

Kocham cię. Nawet jeżeli zabijesz
i staniesz nad zwłokami- i powiesz: kocham cię,
to lżej jest, lżej ci. Kocham cię.

Kocham cię- mówię.
Wraca świat.
Śpi ze mną.





Bursa Andrzej

Modlitwa dziękczynna z wymówką

Nie uczyniłeś mnie ślepym 
Dzięki Ci za to Panie 

Nie uczyniłeś mnie garbatym 
Dzięki Ci za to Panie 

Nie uczyniłeś mnie dziecięciem alkoholika 
Dzięki Ci za to Panie 

Nie uczyniłeś mnie wodogłowcem 
Dzięki Ci za to Panie 

Nie uczyniłeś mnie jąkałą kuternogą karłem epileptykiem 
hermafrodytą koniem mchem ani niczym z fauny i flory 
Dzięki Ci za to Panie 

Ale dlaczego uczyniłeś mnie Polakiem? 




Rafał Wojaczek

MODLITWA BOHATERÓW


Na brednię naszą i na naszą nędzę
Na zatwardziałość w naszym szaleństwie

I na naszego głodu głośny krzyk
Na dom nasz który opuściły sny

Na naszą mowę wielce bełkotliwą
Na rozpaczliwie niedorzeczną miłość

I na znikomość wszelkich naszych prac
Na koszmar nocy i na bezsens dnia

Na naszych mistrzów bezradnych i smutnych
Oraz na sędziów ponuro okrutnych

Na biedne matki dogorywające
Przez nasze winy chcące i niechcące

Na nasze serca obrzękłe wątroby
Na nasze wargi popękane szorstkie

Na roztrzęsione fatalnie ręce
Oraz na mózgi w daremnej męce

I na te płuca co bez powietrza
Na strach bezsenny Na koszmarny zegar

Na wszystko co jest udziałem naszym
Błagamy wzgląd miej ironiczna Pani







Casanova

Giuseppe Casanova
któremu tak zazdrościsz
nie był wcale bardzo bogaty
ani bardzo silny
a jego epoka
znała wielu mężczyzn równie pięknych
jak on
lub piękniejszych od niego
ale był grzeczny
tkliwy
rycerski
i zawsze zdobywał
chociaż czasem mógłby bez tego
dopiąć celu
więc o ile chcesz
tak jak on
zdobywaj serca kobiet
i nie zrażaj się trudnościami
Zacznij od własnej żony.


* * * (Bądź przy mnie blisko...)

Halina Poświatowska

      bądź przy mnie blisko
      bo tylko wtedy
      nie jest mi zimno 
      chłód wieje z przestrzeni
      kiedy myślę
      jaka ona duża
      i jaka ja

      to mi trzeba
      twoich dwóch ramion zamkniętych
      dwóch promieni wszechświata



Wiersz "Miłość" Bursy w wykonaniu Fonetyki - polecamy! https://www.youtube.com/watch?v=2IRZaudBuPQ