wtorek, 27 lutego 2018

Pasmo sukcesów!


Karolina Malaga z klasy 2d została laureatką Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego "Rytmy nieskończoności". Jej wiersze zostaną opublikowane w pokonkursowej antologii.
Gratulujemy!!!!

poniedziałek, 26 lutego 2018








Latami nie liczy się losu
motyw starości w liryce Jacka Kaczmarskiego



       Motyw starości często występuje w literaturze. Przemijanie fascynuje od wieków, rzadko jednak znajduje się w kręgu zainteresowań współczesnych, zwłaszcza młodych ludzi. Starość wynika z upływu czasu, ma przede wszystkim wymiar biologiczny, lecz także poznawczy, emocjonalny i społeczny.
     W twórczości Kaczmarskiego powracają pewne wątki - te same tematy ukazywane są z różnych perspektyw. Tak też jest z motywem starości w poezji barda, który pisze o niej, wykorzystując wątki autobiograficzne lub wcielając się w różne role – ludzi anonimowych bądź znanych: emeryta, podróżnego, starego poety, wybitnej osobowości. Wieloaspektowość w poezji Kaczmarskiego wiąże się często z liryką roli. Poeta szuka prawdy artystycznej i egzystencjalnej, prawdy o świecie i przemijaniu, która wynika z jednostkowych doznań człowieka skrytego za maską: Norwida, Owidiusza, Tezeusza, muszkietera; wszyscy oni doświadczają upływu czasu.
Według Jacka Kaczmarskiego latami nie liczy się losu…


Prawem kaduka, w drodze wyjątku
Niepowtarzalni, jak starodruki
Żyją co dzień, dzień w dzień - od początku
I troszczą się o prawnuki

      Swoje rozważania chcę zacząć od wiersza niezwykłego, który Jacek Kaczmarski dedykował swoim dziadkom -  Felicji i Stanisławowi Trojanowskim. Odegrali oni znaczącą rolę w jego życiu i twórczości. To właśnie oni go wychowali. Byli ludźmi niezwykłymi- mądrymi i kochającymi się.
      Przeżyli wojnę. W czasie likwidacji getta zginęła cała rodzina Felicji – siedem sióstr, brat oraz jej matka. Ją sama z córką Stanisław ukrył po stronie aryjskiej w schowku w kuchni. Po upadku Powstania Warszawskiego znalazł się w obozie jenieckim, potem odnalazł żonę i córkę u rodziny kolegi poza Warszawą. Na szacunek zasługuje siła, jaką wykazali się Trojanowscy: nie zatracili woli i radości życia, stworzyli dobry, szczęśliwy dom córce a potem wnukowi.
      W archiwach po poecie zachował się brudnopis pisma złożonego w dyrekcji jego szkoły podstawowej, w którym rodzice formalnie przekazali opiekę nad dzieckiem dziadkom ze strony matki z powodu zajęć artystycznych, naukowych i społecznych.  Dom Jacka to był dom jego dziadków, tam czuł się u siebie, tam czekała na niego kanapki albo zupka a pod nieobecności babci, jak wspomina jeden z kolegów Jacka: talerzyk z obranym i pokrojonym na ćwiartki jabłkiem oraz napisana po francusku (dla ćwiczenia języka!) karteczka, że ma zjeść jabłko i poćwiczyć grę na pianinie. Kaczmarski, śpiewając Dęby, dodawał czasem na koncertach: pobili się po raz pierwszy po siedemdziesięciu latach małżeństwa – poszło o tytuł lub autora jakiejś książki i któreś z nich użyło laski jako argumentu. Kilka lat wcześniej zasadzili dwa dęby, które urosły w pokaźne drzewa. W wywiadach Kaczmarski mówił o swoich dziadkach: Babcia zmuszała mnie do słuchania muzyki klasycznej, co jej się udało, i do nauki gry na pianinie, co jej się nie udało. Dziadek, który sam był pasjonatem – geografem i politykiem, zdołał rozbudzić we mnie ciekawość świata. Dziadek Kaczmarskiego sprawował liczne funkcje państwowe. Otrzymał medal Yad Vashem, dożył 99 lat. Felicja w dobrym zdrowiu przeżyła 100 lat, zachowując jasność umysłu - Jacek mówił o niej, że jest jak komputer, wszystko ma na twardym dysku.
       Piszę o tym, ponieważ echa tych wydarzeń odnajdziemy we wspomnianym wierszu. „Dęby” (1997) zachwycają optymizmem. Wizja codziennego, prostego życia opromienia perspektywę sędziwego wieku. Kaczmarski pisze:   
    
Pośród nas żyją ci, co przeżyli,
Choć przeżyć przecież nie mieli prawa.
I jeszcze cieszą się z każdej chwili,
którą ich los im zostawia.

     Ci, którzy przeżyli wojnę, ocaleni nie należą do entuzjastów szumnej historii czy hałaśliwej codzienności (może dlatego wiersz łączy potocyzmy z poetyzmami). Są spokojni, cierpliwi; cechuje ich mądrość życiowa, stateczność. Potrafią się cieszyć z małych rzeczy po epikurejsku, okazują wdzięczność za każdy dzień drugiego życia, jakie dano im po wojnie; kochają rodzinę i czują się częścią kosmosu:

- Jesteśmy częścią kosmosu!

Częścią kosmosu - popiół we włosach,
Popiół tych wszystkich, co nie przeżyli -
Nieusuwalna pamięć jak osad

    Stosując metonimię popiół we włosach autor ma na myśli nie tylko starczą siwiznę, ale też prochy ludzi spalonych w piecach obozów koncentracyjnych. Starcy są doświadczeni, mocni i wieczni jak dęby, które sami sadzą – stają się one skromnymi pomnikami ich pokolenia. Pokolenia, które skazane na zagładę uczy nas – tak obrażonych na życie, czym to życie jest i jak godnie je przeżyć. Przypomina mi się w tym miejscu moja własna kochana babcia i jej słowa: młodość szybciej biegnie, ale starość lepiej drogę zna…

 Taka refleksja o starości szczęśliwej, spełnionej, godnej, wypełnionej miłością i  książkami wydaje się czymś wyjątkowym  w zbiorze pieśni Jacka Kaczmarskiego.  



My starzy ludzie w autobusie
Nie powinniśmy jeździć nim
Lecz nie wybiera ten kto musi,
Kto wybrać nie ma w czym

Zupełnie inny obraz starości zawiera wiersz z 1976 roku pt. Starzy ludzie w autobusie.  Jest kolejnym dowodem na to, że twórczą wyobraźnię poety pobudzało często to, co banalne. Przykre obserwacje codziennych sytuacji wykorzystywał, by opowiedzieć o życiu, o ludziach w ogóle. We wspomnianym wierszu Kaczmarski zastosował poetykę podmiotu zbiorowego. Dzięki temu zabiegowi uzyskał ciekawą pespektywę, ukazując senilne ograniczenia - brak sił fizycznych, ogólną słabość, powolność. To poruszające świadectwo starości, bezsilności  grupy ludzi jadących autobusem.
            Wiersz Kaczmarskiego ma charakter ironicznego manifestu osób starszych przeciw bezradności. Ze względu na fizyczne słabości, starcze niedoskonałości są oni wykluczeni ze społeczności  (miejsce już dawno są zajęte, A nam dostępu brak do okien,/A nam dostępu brak do drzwi). Ten poetycki reportaż o przymusowej alienacji, odrzuceniu, wyobcowaniu jednocześnie stanowi heroiczną pieśń starców przeciwko chórowi pasażerów mających przewagę, drwiących z nich w duchu, dobrotliwie karcących słabszych.
            Podczas lektury tego wiersza nasuwają się skojarzenia z Listem do ludożerców Tadeusza Różewicza. Perspektywa mówienia jest inna, ale tajemniczy kierowca (z Nim rozmawiać się zabrania!), pasażerowie bez twarzy, odwróceni plecami, autobus jako klatka ciszy, środek komunikacji bez komunikacji  podkreślają charakterystyczne dla XX wieku zobojętnienie w rozmowie z drugim człowiekiem, brak zainteresowania jego poglądami na daną sprawę, mało empatyczne spojrzenie.
Puenta jest dramatyczna. Starszym ludziom pozostają jedynie: pętla – autobusowa czy sznura? -  lub do zajezdni zjazd - autobusowej lub w sensie metaforycznym: rezygnacja z podróży, jaką jest życie (Kaczmarski wykorzystuje polisemiczność wyrazów; środki komunikacji są u niego często metaforą życia). Ironiczny manifest starszych ludzi polega na wyborze trzeciej drogi, jaką jest przedstawienie społeczeństwu trudnej sytuacji wyobcowania. Odbiorca tego wiersza powinien  stanąć w obronie słabszych, przede wszystkim uchronić ich przed wykluczeniem, bezsilnością i utratą godności.
Pamiętajmy, że  nie jest to jedyna możliwość odczytania tego utworu. Starość jest tu ośrodkiem metafory życia w trudnych czasach. Wg Krzysztofa Nowaka, znawcy twórczości i dokumentalisty dorobku J. Kaczmarskiego,  o popularności piosenek w latach 80. decydował kontekst polityczny. Omawiany tekst niby nie mówił o komunie, ale odczytywano go jednoznacznie i stał się metaforą Polski zdeformowanej, kulawej, podobnie jak Czerwony autobus Kaczmarskiego, inspirowany obrazem B. Linkego.





Stoją nade mną tubylcy pachnący czosnkiem i czuję,
Jak zmieniam się w list do Stolicy, który nikogo nie wzrusza.
Kiedyś tu będzie Rumunia, Morze - już Czarne - faluje
I glebą pieśni się staje ciało i świat Owidiusza

Dużo miejsca w twórczości Jacka Kaczmarskiego zajmuje obraz starości artysty. Wiersze często już na poziomie tytułu nawiązują do  twórczości znanych ludzi. Kaczmarski, szukając odpowiedzi na pytanie o sens życia, a więc i starości, sięga do źródeł, do kultury i do poezji Starych Mistrzów. W cyklu Kosmopolak znajdziemy m. in. sąsiadujące teksty: Ostatnie dni Norwida, Starość Owidiusza, w których artysta u schyłku życia jest podmiotem lirycznym.
Samotny, stary Norwid Kaczmarskiego nie ma do nikogo pretensji, swoje zmęczone życiem ciało  i niemoc twórczą porównuje do działania mrozu:

Ręce grabieją, wino całkiem kwaśne
Na rękawiczki braknie mi pieniędzy
I myśl zmarznięta nie chce płynąć prędzej
A przecież przez nią i to dla niej właśnie
Umieram w nędzy...

Romantyczny poeta godzi się z końcem, który jest konsekwencją podporządkowania się Poezji: umiera w nędzy z pełną świadomością swojego losu.
          W Starości Owidiusza również pojawia się akceptacja starczej niemocy. I Norwid, i Owidiusz Kaczmarskiego to artyści starzy pod względem wieku i doświadczenia, piszący na emigracji. W obliczu śmierci zastanawiają się nad wartością sztuki i sensem poświecenia się dla niej. Owidiusz wygnany z ukochanego Rzymu szuka czegoś, co jest nieprzemijalne, trwałe. Bardziej trwałe od życia okazuje się bycie poetą, początkiem czy prawodawcą tradycji, glebą pieśni.
          Starzy Mistrzowie z racji wieku zajmowali miejsce po stronie starości, schyłku egzystencji, jednak z racji popularności i wielkości swych dzieł mogli aktywnie uczestniczyć w życiu publicznym. Kaczmarski w swym utworze, podążając myślą za Norwidem, który pozostawił po sobie poetycką spuściznę, uzbraja Owidiusza w poczucie przynależności do grona sławnych artystów.
         Przesłanie obu wierszy odnieść możemy do osobistych doświadczeń Kaczmarskiego. Tak jak Norwid i Owidiusz tworzył on z dala od ojczyzny.  Kryzys światopoglądowy autora – emigracja, monotonia pracy, pierwsze oznaki uzależnienia od alkoholu odbiły się na wymowie całego zbioru Kosmopolak.
Starzy Mistrzowie w momencie słabości fizycznej, intelektualnej czy zbliżającej się śmierci dokonywali przewartościowania nie tyle własnego dorobku artystycznego, ile sensu poświęcania się sztuce (trwałej i ulotnej zarazem). Przywoływanie twórczości Mistrzów i czerpanie z ich dorobku świadczą o uniwersalności praw rządzących światem.  Stąd Kaczmarski, pisząc w Starości Owidiusza, że z Ariadny powstaje pająk ma na myśli powrót do źródeł, w tym przypadku w celu poszukiwania odpowiedzi na pytania o sens sztuki, o sens życia.
         Tworząc wiersz o wybitnym poecie rzymskim Kaczmarski wznosi się na wyżyny poetyckiej sztuki: stosuje skomplikowane układy rymów: rymy zewnętrzne w 2.  i 4. wersie, ukryte na końcu wersu 1. i w średniówce wersu 3. Wiersz staje się wysmakowaną zagadką literacką:

Z dala od dworu i tłumu - cóż to za cena wygnania?
Mówiłem wszak sam - nad poezją władza nie może mieć
władzy.
Cyrku w pustelnię zamiana spokój jednak odbiera,
Bo pyszniej drażnić Cesarza, niż kupcom za opał kadzić.

Sen, jedzenie, gra w kości do bólu w schylonych plecach,
Wiersz od ręki pisany dla tych, którym starczy - co mają.
Piękna tu nikt nie obieca, za piękno płaci się złotem.
Pojąłem, tworząc tu, jak z Ariadny powstaje pająk.


Starość artysty to, jak widać u Kaczmarskiego, okres wątpliwości, pytań, których młodość nie zna, autokrytyki,  niemocy twórczej. Rzadziej, jak w wierszu Jan Kochanowski, jest to czas afirmacji i  radości. Ta poetycka stylizacja stanowi renesansową pochwałę życia.
 Po kilku latach weszła na stale do repertuaru Kaczmarskiego. Wydaje się, że ma to związek z pobytem artysty w Australii, gdzie odnalazł swoje miejsce, swój raj. Wiersz kończy się epikurejskim wyznaniem:

Im mniej cię co dzień, miodzie -
Tym mi smakujesz słodziej:
I słońcem i księżycem,
Rozkoszą nienasyceń,
Szczodrością moich dni
- Dziękuję ci.




Starzejesz się, stary – i ja się starzeję,
Latami nie liczy się losu:
Gdzieś się zapodziały młodzieńcze nadzieje
Bliskości stosu i trzosu

   W roku 1990 Kaczmarski wrócił do Polski. Zapowiadając bisy po długich koncertach, które dawał znowu ze Zbigniewem Łapińskim, zaznaczał, że organizatorzy wymagają, by koncert trwał nie dłużej niż godzinę i 25 minut, gdyż nikt nie jest w stanie wytrzymać więcej. Po jednym z występów rozejrzał się i dodał: No, ale widzę, że tu na sali w większości młodzi ludzie, nie to co my – stare…. Na to Łapiński wymamrotał pod nosem, ale tak, żeby było słychać: No, no, mów za siebie! Kaczmarski z udawaną powagą odpowiedział: Ja mam 36 lat! Ci dwaj artyści doskonale się rozumieli. Dodam, że Łapiński był starszy od Kaczmarskiego o  10 lat. I tylko on z niezwykłego  artystycznego tria: Kaczmarski – Gintrowski - Łapiński żyje. Kaczmarski umarł jako stosunkowo młody człowiek i duchem był młody przez całe życie, co widać w jego utworach. Nie pasowała do niego rola człowieka, zmagającego się z czasem – i los zabrał go młodym (wybrańcy bogów umierają młodo).  
W wierszu Starzejesz się, stary datowanego na 16 IX 1990 rok pisał: i ja się starzeję… Znacząca dla interpretacji jest dedykacja Przemkowi. Przemysław Gintrowski był utalentowanym kompozytorem i wokalistą. Ich drogi rozeszły się w 1981 roku, kiedy Kaczmarski został w Paryżu, a pozostali  w kraju nie dostali paszportów.
Kaczmarski, pisząc ten wiersz, miał 33 lata, Gintrowski – 39. W na pozór tautologicznym zwrocie starzejesz się, stary Kaczmarski wykorzystał różne znaczenia słowa stary: mający wiele lat, niemłody; w wołaczu  jest to przecież potoczny,   poufały sposób zwracania się do dobrego znajomego.  Łączyła ich miłość do muzyki, geniusz, tworzenie Sztuki. W latach 1991–1993 ponownie koncertowali we trójkę: Kaczmarski – Gintrowski – Łapiński. Statuetka z okazji XX – lecia pracy artystycznej nie oddaje pełnej prawdy - jeśli dobrze policzymy, Kaczmarskiego i Gintrowskiego łączyło pięć lat wspólnej pracy i tras koncertowych, ale były to lata niezwykle intensywne, czas przebywania ze sobą 24 godziny na dobę. Ale przecież latami nie liczy się losu…
Zastosowane przez Kaczmarskiego w tym wierszu duże litery pozwalają podkreślić symboliczne znaczenie, uwydatnić sensy, ale tylko w wydaniach książkowych, co niemożliwe jest do uzyskania w wokalnej realizacji:

Stos płonie tak tylko, jak wicher zawieje,
Gdy Ciszę oddziela od Głosu (…)
Ale los nut - losem Głosu!

Kaczmarski pokazuje tu zmienność ludzkiego istnienia i ewaluację twórcy. Życie to proces, zwielokratniający się dzięki twórczym przebudzeniom (za takie można uznać powrót Kaczmarskiego po 9 latach do kraju i nowe koncerty?). W tekstach z końca lat 90. częściej pojawiać się będą refleksje egzystencjalne –  dystans człowieka odchodzącego, choć Kaczmarski nie mógł jeszcze wtedy wiedzieć o śmiertelnej chorobie.




Muszkieterowie - już nie ci sami -
Dojrzałości pożółkli goryczą
Zaczęli liczyć się z realiami,
Choć realia się z nimi nie liczą...


     Jak widać, starość to pojęcie względne. Warto omówić w tym miejscu, jak sam Kaczmarski to ujął, sposób rozliczenia się z 20 – leciem Solidarności  i własnym ćwierwieczem. Upływ czasu, magiczne 20 lat może oznaczać odrzucenie dawnych ideałów i porywów serca na rzecz rozumu, ale jest też przedmiotem szerszej refleksji. W  utworze Dwadzieścia lat później napisanym u schyłku kariery (w 2000 roku; składowa albumu Dwadzieścia (5) lat później), autor poza problemem upływu czasu porusza kwestię społeczno-polityczną przemian, jakie zaszły w Polsce po upadku komunizmu. Omawia zmiany na szczycie władzy rządzącej - zarówno państwowej, jak i kościelnej.
            Do upadku komunizmu w Polsce przyczyniły się głównie dwie siły: kościelna z papieżem Janem Pawłem II jako głównym sprzymierzeńcem „Solidarności” oraz społeczna z Lechem Wałęsą i ruchem solidarnościowym na czele. Kaczmarski opisuje sytuację aktualną w państwie w sposób ironiczny; krytykuje postawę dawnych „Muszkieterów”. Czas wpłynął na nich niekorzystnie: utracili zapał, odwagę; wpadli w sidła władzy i posiadania, są fałszywi wobec siebie, okłamują się wzajemnie.
Poeta główne siły liczące się na scenie społeczno - politycznej nazywa imionami głównych bohaterów powieści o przygodach muszkieterów gwardii francuskiej: Atosie, Portosie, Aramisie i d’Artagnanie. Druga część przygód muszkieterów nosi taki sam tytuł jak wiersz Kaczmarskiego.
Muszkieterowie u Kaczmarskiego zawodzą na przestrzeni 20 lat od heroicznych wydarzeń, których efektem był upadek utopijnego systemu polityczno-gospodarczego. Założenia, z jakimi wyszli po reformie systemu zakładały wzrost gospodarczy i lepszy byt dla społeczeństwa. Rzeczywistość okazuje się być inna, co podkreśla refren: Zaczęli liczyć się z realiami, choć realia się z nimi nie liczą. Tekst tej piosenki niby to o dumasowskich muszkieterach, którzy obrośli w tłuszcz i odrzucili ideały („Wprost”), wywołał zamieszanie w 2001 roku, gdy Kaczmarski miał wziąć udział w Przeglądzie Piosenki Prawdziwej – „Solidarność” Regionu Gdańskiego zagroziła wycofaniem patronatu nad imprezą.  



W młodości byłem Tezeuszem,
A dzisiaj jestem Minotaurem.
Po mrocznym labiryncie kluczę
Nie mogąc liczyć na Ariadnę

     W jednym z ostatnich tekstów poety Starość Tezeusza  (2003) powraca wątek przemian w czasie, dynamicznej metamorfozy człowieka, tutaj - z herosa w bestię:

 Kiedyś walczyłem z potworami –
Dziś przeistaczam się w potwora. (…)
W młodości byłem bohaterem,
Dziś jestem więźniem ciemnej sławy. 

          Przekonuje mnie interpretacja tego wiersza, zaproponowana przez Kamila Dźwinela: główny bohater, doświadczając przemiany, poddaje się pokornemu oczekiwaniu na mordercę, którym może okazać się czas, tłum, sprytny Tezeusz czy brutalny Minotaur. Tak naprawdę nie ma znaczenia, kim lub czym on będzie; heros w momencie przemiany w potwora nie może liczyć na odkupienie. Widzi oczami Minotaura, co znaczy, że przemienia się w swoją ofiarę, traci własną postać a z nią nadzieję (tak jak Ariadnę, na którą nie może już liczyć). Kiedy Kaczmarski rozważa problem upływu lat, starości, nie ma na myśli jedynie schyłku życia, ale również poszukiwanie, doświadczanie sensu w obliczu śmierci, pogodzenia się z własną ułomnością. Sędziwy człowiek to w ujęciu Kaczmarskiego ktoś więcej niż źródło metafory czy bohater liryczny – to punkt wyjścia do ogólnoludzkich rozważań. Poeta, któremu nie było dane dożyć starości Owidiusza,  doświadczył u schyłku swego życia starości Tezeusza...
           Jacek Kaczmarski zmarł w 2004 roku w wyniku choroby nowotworowej gardła, mając 47 lat.


Gdybym się starzał konserwatywnie, gdybym ustateczniał swój bunt, jak to napisał Grochowiak, skończyłbym w herbertowskich kategoriach porządnego człowieka (….) Nie czekam na iluminację, lecz drążę. (…) Ja przez dwadzieścia lat  spowiadam się w swojej twórczości i mam najcudowniejszych spowiedników na świecie: młodych, niewinnych ludzi, którzy chłoną mnie i wierzą mi.
          Tak mówił Kaczmarski w rozmowie z M. Millerem dla „Elle” w 1997 roku. Jego wiersze, również te dotyczące starości mają głębokie przesłanie: polityczne, egzystencjalne, społeczno-gospodarcze, duchowe. Wyraźnie jest w nich obecny duch czasu, przemiana, pogodzenie się z następstwami procesu starzenia organizmu (powolność, mniejsza sprawność) i jednoczesny brak akceptacji dla zobojętnienia, izolacji, wykluczenia, zapomnienia o życiowym bagażu doświadczeń. Starość to coś więcej niż ośrodek metafory, staje się punktem wyjścia do poszukiwań, głębokich refleksji. Pytając o jej sens, poeta przywołuje osobiste doświadczenia, korzysta z obserwacji banalnych sytuacji, ale też odwołuje się szerokich kontekstów kulturowych.  Zawsze przy tym dba o doskonałość formy poetyckiej.
        I za to kochamy Go my, młodzi.


Martyna 




Bibliografia:

Dźwinel K., „W młodości byłem Tezeuszem”. Perspektywa senilna w twórczości Jacka Kaczmarskiego, (w) Starość i młodość w literaturze i kulturze pod red.  M. Kurana, Łódź 2016.
Gajda K., Jacek Kaczmarski. To moja droga, Wrocław 2014.

Gajda K.,  Jacek Kaczmarski w świecie tekstów, Poznań 2013.

piątek, 23 lutego 2018

Introwertyk z (nieswojego) wyboru



                Samotność, wyobcowanie, opuszczenie, patrzenie na innych z zazdrością i smutkiem, że nie jest się jak oni. Myślę, że każdemu człowiekowi kiedyś zdarzyło się czuć osamotnionym i obcym. Targały nim zazdrość i obojętność. Wpadał w stan apatii i nie miał ochoty żyć. Ale czy pomyślał wtedy o tym, jak czują się inni? Czy zwrócił uwagę, że być może oni też są opuszczeni?
                Tłum, sprawiający wrażenie wspólnoty, jest tylko zbieraniną różnych ludzi, którzy tak naprawdę czują się samotni i którzy są tak zamknięci w sobie, że nie zauważają, że wszystkich dotyczy ten sam problem. Taki obraz widzimy w „Balladzie o windzie” Jacka Kaczmarskiego. Tytułowa winda jest symbolem izolacji, w jakiej znajdują się ludzie. Podmiot liryczny próbuje wyrwać się z kajdan samotności, ale potrzebuje do tego pomocy innych osób, które jednak nie zwracają na niego uwagi, ponieważ sami są wyalienowani i przeżywają podobne rozterki. Bohater wiersza z jednej strony żyje złudzeniami i ma nadzieję, że ktoś mu pomoże, ale z drugiej zdaje sobie sprawę, że to niemożliwe. Poeta zdaje się sugerować w wierszu, że nikt nie jest w stanie pomóc uwolnić się od samotności. Ile to razy sami postępujemy podobnie? Żyjemy w odosobnieniu, patrzymy na innych z zazdrością. Chcemy być jak oni! Jesteśmy źli, że nikt nie wyciąga do nas ręki. Niestety, nie zauważamy, że inni również czują się w głębi duszy opuszczeni. Może to na mnie, może na ciebie ktoś patrzy i myśli: „Chciałbym być tobą”. Jesteśmy ofiarami naszej własnej izolacji od innych. Zazdrościmy im życia, ale zapominamy, że oni czasem są bardziej samotni od nas. Żeby wyrwać się z samotności, paradoksalnie, musimy sami wyciągnąć dłoń do innych.
                Wyobcowanie człowieka jest więzieniem. Światło za tytułowym oknem z „Ballady o samotnym oknie” jest symbolem człowieka, a okno – ludzkich ograniczeń. Podmiot liryczny w swojej samotności w nocy, kiedy wszyscy śpią, jest całkowicie wyobcowany. Nie śpi i rozmyśla. W tańczącym blasku dostrzega siebie samego – samotne światło nie gaśnie, bo taka jest wola właściciela mieszkania, zaś on sam nie śpi i jest odizolowany od innych, bo taka jest wola ludzi, którzy go od siebie odsunęli. Myślę, że Jacek Kaczmarski zwraca uwagę na to, że to od nas zależy, to czy ktoś będzie czuł się samotnym więźniem, czy będzie szczęśliwy wśród nas. Jesteśmy tylko i aż ludźmi. Nienawidzimy niewoli i wykluczenia. Jesteśmy skłonni obwiniać innych o naszą samotność, ale czy sami zwracamy uwagę na to, czy inni czują się przy nas wyjątkowi, czy sprawiamy, że zaczynają czuć do siebie i do nas odrazę? To właśnie my sami zamykamy siebie i bliskich do więzienia samotności. Nie zwracamy się do innych ludzi, gdy spotka nas szczęście lub kiedy potrzebujemy pomocy. Nie dzielimy między sobą swojego życia, radosnych chwil, miłości, smutku, złości czy cierpienia. Żyjemy w własnych klatkach, bo uważamy, że nie obchodzimy innych ludzi. Przyjmując tę postawę sprawiamy, że czują, że są dla nas obojętni. Izolując siebie, izolujemy innych. Ba! Jak na ironię, żyjąc w odosobnieniu ludzie odczuwają to samo, a nawet nie zwracają na siebie uwagi i nie dzielą się współczuciem i empatią.
                W obliczu śmierci każdy człowiek jest osamotniony. „Ballada o umieraniu” Jacka Kaczmarskiego ukazuje, że nikt nie uniknie śmierci, która sprawia, że będzie samotny. Poeta przywołuje postać Aleksandra Macedońskiego i Leonidasa, którzy byli wielbieni przez tłumy, ale umarli opuszczeni i samotni. Umieranie człowieka może też symbolizować śmierć wewnętrzną – odizolowany od innych człowiek umiera społecznie, umiera czy też oddaje się wyobcowaniu i smutkowi. Poeta sugeruje, że każda śmierć równa się samotności, a każda samotność śmierci. Czyż nie jest to bolesną prawdą? Bez innych ludzi, bez ich wsparcia czy troski, wewnętrznie ponosimy śmierć, zaczyna nami władać obojętność. Nie można jednak zapominać, że sami jesteśmy mordercami. Swoją obojętnością odsuwamy od siebie ludzi, którzy odtrąceni i samotni również wpadają w stan apatii i melancholii. Zaczyna im być wszystko jedno, nic dla nich nie ma znaczenia i tym sposobem także umierają.
                Samotność sprawia, że człowiek staje się obojętny wobec otaczającego go świata. Barmanka z wiersza Jacka Kaczmarskiego „Bar w Folies – Bergère” jest odizolowana od bawiących się ludzi. Nie ma dla niej znaczenia, co dzieje się wokół, nie obchodzi jej to. Jest nieszczęśliwa i nie okazuje żadnych uczuć – ani radości, ani smutku, tylko milczy i zamyślona patrzy w przestrzeń. Zdaje się całkowicie ignorować zaczepiającego ją mężczyznę. Dziewczyna symbolizuje każdego samotnego człowieka, który stał się obojętny na wszystko i maskuje uczucia, ale odczuwa zazdrość, patrząc na innych, dobrze bawiących się ludzi, zaś mężczyzna jest symbolem samotnika, który, mimo strachu, próbuje wyrwać się z rąk samotności. Poeta ukazuje w wierszu nieszczęśliwą ludzką egzystencję, która przepełniona jest lękiem, samotnością i smutkiem. Czyż nie odczuwamy podobnych stanów? Żyjemy w strachu, że gdy spróbujemy wyrwać się z samotności, nasza krucha i pozorna maska pęknie i staniemy się bezbronni, gdy ktoś nas odrzuci. Wybieramy własne towarzystwo, bo boimy się innych. Zapominamy, że nami wszystkimi rządzą te same uczucia, rozterki i wątpliwości. Żyjemy kierując się zasadą „nie pokażę swoich uczuć, bo mnie zranisz” i nie zwracamy uwagi na to, że inni też czują ten strach.
                Myślę, że Jacek Kaczmarski w swoich utworach sugeruje, że każdy w pewien sposób jest lub będzie osamotniony i odizolowany od innych. Izolacja od społeczeństwa i opuszczenie przez innych dotykają każdego jednego człowieka, a poczucie wspólnoty jest złudne. Zazdrościmy ludziom towarzystwa, ale nie zauważamy, że mimo otaczających ich bliskich, oni nadal są samotni. Jesteśmy nieufni i boimy się pokonać samotności, bo obawiamy się zranienia.






Karolina














czwartek, 22 lutego 2018

W SIDŁACH SAMOTNOŚCI




- Jakie cechy, według ciebie, najlepiej określają osobowość Jacka Kaczmarskiego?
- Tak od razu, bez zastanowienia się mogę odpowiedzieć: samotność. (…) Samotność twórcza. W gruncie rzeczy każdy twórca jest samotny. 
Z. Łapiński

Jacek Kaczmarski często ukazywał w swoich utworach wyobcowanie człowieka. Wiersze, w których poeta podejmował ten temat, są zazwyczaj przygnębiające i pesymistyczne. Bard przedstawia w nich wszechobecność samotności. Jest to samotność Boga w pustym raju, wyobcowanie jednostki w tłumie, artysty, który „także był sam”, samotność emigranta, barmanki w Folies- Bergere, kochanicy Jugola, potężnej carycy śniącej o godnym jej kochanku, Kassandry, a nawet alienacja błazna, co „Samotny będzie do starości,/ Czy z przyczyn ludzkiej nienawiści,/ Czy też szacunku, czy zazdrości”. Z bogatej twórczości Jacka Kaczmarskiego, pełnej erudycji i kontekstów kulturowych wybrałam tylko kilka tekstów.

Żaden tłum nie dotarł nigdy na mój szczyt
(...) Jestem w raju
Gdzie spokojny słyszę krwi i myśli rytm...

W wierszu „Powrót” (1980) Kaczmarski opisuje samotnego człowieka, porzuconego przez anioły między ziemią a rajem. Zapomniany, pozostawiony samemu sobie szuka utraconego raju. Chce „wrócić tam jak najprościej”. Jego sytuację można porównać do żołnierza błąkającego się po spustoszonym polu bitwy. W pierwszej zwrotce autor zawarł onomatopeje i epitety działające na zmysły odbiorcy. Dzięki nim można dokładniej wyobrazić sobie tragiczne położenie bohatera. Metafora samotności jako szczytu górskiego, a także pytania retoryczne („Dokąd teraz pójdę”, „Gdzie mój ongiś raj”) potęgują stopień wyobcowania podmiotu lirycznego. Ciekawe, że kiedy zaczyna rozumieć, że już nigdy nie wróci do swojego nieba, odkrywa, że jego szczęściem jest odosobnienie. Samotność to rajski szczyt, którego jedynym zdobywcą jest on sam. Kaczmarski podkreślił motyw przewodni utworu, wplatając do wiersza refren. Staje się on pełnoprawnym nośnikiem sensów - dzieje się tak za sprawą zmian w tekście przy zachowaniu paralelności. Dla poetyki Kaczmarskiego takie powtórzenia ze zmianą są charakterystyczne -  kolejno przywołuje ten sam element w innych wariantach, pozwala bohaterowi i nam znaleźć sens.
„Powrót” to opowieść o poszukiwaniu utraconego spokoju i równowagi. Składał się obok innych wierszy Kaczmarskiego i tekstów Z. Herberta na widowisko słowno – muzyczno - wizualne tria: Kaczmarski- Gintrowski – Łapiński. Program nosił tytuł „Raj”: wątki zaczerpnięte z Biblii poddano w nim reinterpretacji; „Powrót” wieńczył dzieło. To jeden z nielicznych utworów, do których najpierw powstała muzyka, skomponowana przez Gintrowskiego. Kaczmarski ukazał tu własną filozofię indywidualizmu, propozycję odcięcia się człowieka od zewnętrznego świata. Jego zdaniem szczęście można znaleźć we własnej duszy. Tytuł sugeruje powrót do wnętrza, jądra spokoju i człowieczeństwa. Taka interpretacja jest sprzeczna z upolitycznionym odbiorem, ale wprowadza uniwersalną perspektywę.  


(...) każdy własną windą mknie
I między swymi piętrami tkwi

 „Ballada o windzie” (1974) to pesymistyczna wizja życia ludzkiego. Osobą mówiącą w wierszu jest mężczyzna, który zostaje zatrzaśnięty w windzie. Panicznie wzywając pomocy, z każdą chwilą traci nadzieję na to, że ktoś go uwolni. Po przeczytaniu ostatniej strofy utworu okazuje się, że windą jest życie. Zadowolony, pełen optymizmu człowiek mknie przez nie, osiągając kolejne sukcesy. Nadchodzi jednak moment, kiedy znajduje się między piętrami, kiedy gasną wszystkie marzenia. Tkwi wtedy między teraźniejszością i przyszłością, szamotając się, próbując uwolnić. Ogarnia go panika, liczy, że ktoś przyjdzie z pomocą. Ostatecznie uświadamia sobie, że jest sam, bo każdy ma swoje piętra i zmaga się z własną windą. Wiersz naszpikowany jest wykrzyknieniami, które wyrażają silne emocje, dodają dramaturgii i potęgują pesymistyczny nastrój. Metafora życia-windy pozwala dokładnie zobrazować sobie, co autor miał na myśli. Pytanie retoryczne „Dlaczego ja właśnie utkwiłem?” skłania odbiorcę do refleksji nad własnym życiem. W wersji instrumentalnej „Ballady o windzie” Kaczmarski powtarza ostatnią zwrotkę, kładąc nacisk na nieodwołalną samotność bohatera wiersza. Szybkie tempo piosenki oddaje ludzki pośpiech, pęd do kariery, ale też podkreśla dramatyzm tekstu.


(...) patrzyłem na niego
W oknie uwięzionego

Noc potęguje poczucie samotności. Utwór „Ballada o samotnym oknie” (1975) opowiada o mężczyźnie, który każdego wieczora wpatruje się w budynek znajdujący się naprzeciw. Światło pali się w jednym tylko oknie. Wszyscy inni już dawno poszli spać. W odległym mieszkaniu porusza się człowiek - ospały, nieudolny i cichy. „Uwięziona” w oknie osoba przypomina podmiotowi lirycznemu jego samego. Mężczyzna ma wrażenie, że patrzy w lustro. Możliwe, że jest tak ciemno, że w szybie odbija się światło jego własnego okna i widzi rzeczywiście siebie. To jego okno świeci  samotnie pośród ciemności innych mieszkań. Być może jednak samotność osoby mówiącej jest odbiciem samotności innego człowieka, co czyni tekst bardziej dramatycznym (zwielokrotniona samotność w bloku, w środku miasta). Wiersz składa się z dwóch zwrotek i refrenu. Rytmiczność utworu wprowadza czytelnika w nastrój rozżalenia, nostalgii. Porównanie siedzenia przy oknie do teatru ma sens dosłowny (podglądanie sąsiadów w bloku), ale też nawiązuje do toposu theatrum mundi, czyni tekst bardziej zrozumiałym i pozwala łatwo wyobrazić sobie opisywaną scenę. Refren rozpoczynający „Balladę...” i powtarzający się po pierwszej zwrotce jest ważnym składnikiem konstrukcyjnym wiersza, uwypukla jego treść.


Nikt towarzyszem nie jest mu,
Choćby tysiące przy nim stało.

„Ballada o umieraniu” (1975) jest kolejnym utworem, w którym Jacek Kaczmarski podejmuje temat samotności. Pierwsza strofa stanowi stwierdzenie, że człowiek umiera samotnie, nawet jeśli wokół są inni ludzie. Mimo obecności przyjaciół, pozostaje sam, gdyż nikt nie przekroczy progu śmierci i nie uda się wraz z nim w dalszą podróż. W kolejnych zwrotkach Kaczmarski podaje przykłady potwierdzające ten argument. Przywołuje historię Aleksandra Wielkiego, który, chociaż miał ogromne imperium, zmarł w wieku trzydziestu trzech lat, wiedząc, „że nikt mu nie pomoże”. Podobnie spartański władca Leonidas, który poległ w bitwie pod Termopilami: padł na polu chwały samotnie, choć wraz z nim zginęło trzystu wojowników. W ostatniej strofie wiersza autor stawia obok siebie geniusza i łotra, oznajmiając, że umiera się zawsze samotnie, bez względu na to, kim się jest. Ponadto, okazuje się, że samotność towarzyszy człowiekowi nawet po śmierci. Ludzie są wpuszczani do nieba pojedynczo, a potem „snują się samotni”, rozpamiętując swoje życie. Przygnębiający, melancholijny nastrój utworu podkreślony jest przez jednakową ilość wersów w zwrotkach oraz regularnie powtarzającą się sekwencję sylab: 8-9-8-9.
Początek wiersza wydaje się aluzją do słów J. Conrada: „Żyjemy tak jak śnimy – samotnie”. Sen jest tu bratem śmierci, jak u Kochanowskiego. Z kolei koncepcja samotnego życia po śmierci przywołuje na myśl cytat z wiersza Z. Herberta (który wszedł zresztą później w skład programu „Raj”) pt. „U wrót doliny”: „jak się okazuje/ Będziemy zbawieni pojedynczo”.

Powyższe przykłady świadczą o tym, że Kaczmarski nadawał tytułom dodatkowe funkcje artystyczne. „Powrót” jest typowy dla praktyki piosenkarskiej – krótki tytuł pełni funkcję identyfikacyjną, jest prosty, czytelny, ułatwia utrwalenie się piosenki w świadomości zbiorowej. Ale Kaczmarski w tym zakresie wykazał się też inwencją – tytułował swoje utwory nazwami gatunkowymi ( jak tu: ballada o…), co decyduje m. in. o przynależności jego twórczości do kręgu kultury wysokiej, o jej intertekstualności. Są to albo realizacje gatunkowe wskazanego wzorca, albo celowe kontrastowanie modelu gatunkowego z piosenkową realizacją.


I nie powiedzą o nas- idą!
I nie powiedzą o nas- oni!

Wiersz „Pokolenie” (1977) stanowi krótki, pesymistyczny opis jednostkowego życia. Każdy wybiera swoją własną drogę i nikt nie użyje liczby mnogiej: „oni idą”, bo człowiek wędruje w samotności. Nawet należący do jednego pokolenia, których powinny łączyć wspólne doświadczenia, ideały, pasje (tekst dedykowany jest Piosenkariatowi, dzięki któremu poznał np. Kaczmarski Gintrowskiego).  Każdy ma swój własny ból, więc cierpi, izolując się od ludzi. Powraca tu motyw świata – teatru: każdy tworzy swój własny jednoosobowy teatr, toteż „nie będziemy rozdzielać ról”. Ale jedna osoba nie zagra całego przedstawienia. Sama może jedynie wygłosić monolog. Każdy odniesie swoje własne zwycięstwo (?) u schyłku życia. I każdy coś po sobie pozostawi: płacz, śmiech, świętość, lecz najczęściej obojętność, co autor zaznacza  za pomocą anafory i wyodrębnienia graficznego tekstu. W wywiadzie dla „Elle” w 1997 roku  (a więc w 20 lat po napisaniu tego wiersza) J. Kaczmarski powiedział:  „Moje pokolenie nie ma dziś dla mnie również wystarczającego wyrazu. Ów brak więzi ze wspólnotą może się brać stąd, że ja byłem wychowany na artystę – mnicha, na samotnika, człowieka głęboko nieufającego tłumowi i wszystkiemu, co jest zjawiskiem masowym (…) byłem pewny  wyższości myślenia indywidualnego nad zbiorowym”. Ta nieufność wobec grupy wynika wg niego ze znajomości mechanizmów totalitarnych.  Kaczmarski używa w wierszu liczby mnogiej, aby utożsamić się z odbiorcami, a także podkreślić, że samotność towarzyszy każdemu z nas bez wyjątku,  jest doświadczeniem egzystencjalnym. Dziś ten wiersz nabiera wyjątkowo pesymistycznego znaczenia: moje pokolenie wybiera wirtualny świat i jest od siebie coraz dalej.

Mam ja własne mroki
I własną samotność nie cierpiącą zwłoki
- pisał Jacek Kaczmarski w 2001 roku w „Przypowieści na własne czterdzieste czwarte urodziny”. Swoimi dziełami dowiódł, że samotność może towarzyszyć ludziom całe życie. Zablokowana winda, a w niej odizolowany od świata człowiek bez szans na uwolnienie. Człowiek wybierający własną drogę życiową i przeżywający własne cierpienie w odosobnieniu. Człowiek uwięziony w jedynym oświetlonym oknie, oknie wyobcowania. Człowiek umierający w tłumie, a jednak osamotniony. Samotność więzi ludzi i nie daje się im wyrwać ze swych sideł. Jednak czasami może okazać się poszukiwanym całe życie, utraconym niegdyś rajem; jak w „Powrocie” staje się własnym, wyjątkowym szczytem niedostępnym dla nikogo innego.


Ola






Bibliografia:

Gajda K., Jacek Kaczmarski. To moja droga, Wrocław 2014.
Gajda K.,  Jacek Kaczmarski w świecie tekstów, Poznań 2013.
Jacek Kaczmarski. Między nami. Wiersze zebrane pod red. M. Nalewskiego, Warszawa 2017.
Walentynowicz K., Mimochodem, Rozmowy o Jacku Kaczmarskim, Warszawa 2014.
                                                                                                  



















Finalistka Ogólnopolskiego Konkursu Retorycznego pod patronatem MEN

Niedawno dzieliliśmy się radosną informacją o sukcesach naszych uczniów w półfinale OKK. Dziś już wiemy, że do grona utalentowanych retorów należy również Anna Kulak z klasy 1c. Ania przygotowała filmik z krótkim przemówieniem na temat: „Gdzie ci mężczyźni?” – i zyskała uznanie jury Ogólnopolskiego Konkursu Retorycznego. Znalazła się wśród 10 uczniów z całej Polski, zaproszonych w kwietniu do Warszawy. Odbędą się wtedy warsztaty dla finalistów konkursu i ich opiekunów. W ich trakcie uczestnicy będą doskonalić swoje umiejętności i poszerzą wiedzę z zakresu retoryki, komunikacji i wystąpień publicznych. Zajęcia poprowadzą najlepsi specjaliści w dziedzinie wystąpień publicznych, retoryki, przemawiania i kultury mowy. Uroczysty finał Konkursu Retorycznego zaplanowano na 15 kwietnia 2018. Gratulujemy tego niezwykłego sukcesu!

niedziela, 18 lutego 2018

Dzień Kota

Niektórzy w Tajlandii :)

Wszystkie książki prowadzą do Krakowa




28 października br. Zwykły dzień. Niezapowiadający się nawet w połowie tak dobrze, jak będzie. Za oknem deszcz. Pogoda nie zachęca to wstania z łóżka i wyjścia z domu. Najchętniej usiadłabym w fotelu, otuliła się kocem, zaparzyła herbatę i przeczytała dobrą książkę. Mimo to jednak wychodzę z domu i idę na przystanek. Dlaczego? Ponieważ czasem trzeba wyjść z domu. Ponieważ dzisiaj odbywają się Targi Książki w Krakowie.

Staję na przystanku. 60 km od Krakowa na przystanku nie ma tłumów. Na busa czeka tylko jedna osoba. Moja koleżanka, która tak samo jak ja, a może nawet bardziej, kocha książki. Czekamy więc razem. Wsiadamy do busa. Jedziemy ponad godzinę. Wysiadamy. Biegniemy na tramwaj. Wsiadamy. Ledwo się mieścimy. W tramwaju tłum. Wszyscy zmierzają do Expo – Międzynarodowego Centrum Targowo-Kongresowego, gdzie odbywają się Targi. Dziwne. Nie spodziewałyśmy się takie tłumu. Przecież tyle się mówi, że Polacy nie czytają. To, co widzimy po dotarciu na miejsce, temu zaprzecza. W okolicach Expo miasto sparaliżowane. Korki. Policja kieruje ruchem. Przy wejściu olbrzymia kolejka.

Po niespełna 30 minutach kupujemy wejściówki i możemy już oficjalnie powiedzieć, że jesteśmy na Targach Książki w Krakowie. Chodzimy między stoiskami, a właściwie przeciskamy się, bo ludzi jest tak wielu, że nawet nie można rozpychać się łokciami. Oglądamy książki, czytamy opisy, wreszcie kupujemy kilka publikacji. Nie za wiele, bo taszczenie ich w tym tłumie nie zachęca. Większości ludzi jednak nie przeszkadza robienie większych zakupów. Niektórzy przyszli na Targi nawet z walizkami. Trochę nas to zaskakuje, ale jak najbardziej pozytywnie.

Spotykamy wiele osób promujących książki. Niektóre z nich znamy z telewizji czy internetu. Inne widzimy pierwszy raz w życiu, jednak, jak się okazuje, mają sporą rzeszę fanów. Powieściopisarze, poeci, podróżnicy, aktorzy. Wszystkich ich łączą  -książki. W innym miejscu nie spotkałybyśmy ich razem. Jednak tutaj jest to możliwe… Dlatego właśnie Targi Książki w Krakowie są wyjątkowe. Łączą pokolenia, ludzi o innych poglądach politycznych czy wyznaniowych, dzieci i rodziców, całe rodziny.

Na zegarze godzina 14. Stajemy w długiej kolejce. Na jej końcu, a raczej początku - Remigiusz Mróz, jeden z najpopularniejszych polskich autorów ostatnich lat. Kryminały, thrillery prawnicze, powieści historyczne to jego specjalność. Do tego jest przesympatycznym człowiekiem, nie tworzy sztucznego dystansu, wydaje się normalny i jest całkiem, całkiem przystojny… To decyduje o tym, że w kolejce więcej jest przedstawicielek płci pięknej i to bez podziału na grupy wiekowe. Spotykamy ludzi z całej Polski. Przejechali pół kraju. Chciało im się wyjść z domu, a przecież są to ludzie, których byśmy o to nie podejrzewali. Typowi introwertycy. Mole książkowe. Młodzi i ci nieco starsi. Czekamy więc cierpliwie. Gdzieś tam słychać szepty, że taką kolejkę widziano ostatnio w czasach PRL-u, kiedy wszystko było jeszcze na kartki.

Czekanie się opłaciło. W końcu poznajemy Jego. Siadamy z nim przy jednym stole. Chwilę rozmawiamy. To niezwykłe, że Remigiusz Mróz z każdym, kto stał w kolejce 3 godziny albo może i dłużej, zamienia te kilka słów. Gdy mówimy, jak bardzo lubimy jego książki, jaką przyjemnością było ich czytanie, wydaje się zakłopotany. To dziwne, biorąc pod uwagę, jaką popularność zyskał w ostatnich latach. Dostajemy upragnione autografy i zdjęcia. Podekscytowane odchodzimy od stoiska.

Po długim męczącym dniu wychodzimy z hali targów. Wreszcie możemy odetchnąć niezbyt świeżym krakowskim powietrzem. Czekamy na przystanku. Zaczyna padać. Niebo płacze, ale emocje buzujące w nas, są zgoła inne. Chociaż jesteśmy wyczerpane, szczęście wygrywa. Cieszymy się, że przyjechałyśmy tu dzisiaj, że wyszłyśmy z domu. Tramwaj przyjeżdża. Wsiadamy. Jedziemy. Przesiadamy się do busa. Wracamy do domu. Inne.

  Amelka