Niedawno dzieliliśmy się radosną informacją o sukcesach naszych uczniów w półfinale OKK. Dziś już wiemy, że do grona utalentowanych retorów należy również Anna Kulak z klasy 1c. Ania przygotowała filmik z krótkim przemówieniem na temat: „Gdzie ci mężczyźni?” – i zyskała uznanie jury Ogólnopolskiego Konkursu Retorycznego. Znalazła się wśród 10 uczniów z całej Polski, zaproszonych w kwietniu do Warszawy. Odbędą się wtedy warsztaty dla finalistów konkursu i ich opiekunów. W ich trakcie uczestnicy będą doskonalić swoje umiejętności i poszerzą wiedzę z zakresu retoryki, komunikacji i wystąpień publicznych. Zajęcia poprowadzą najlepsi specjaliści w dziedzinie wystąpień publicznych, retoryki, przemawiania i kultury mowy. Uroczysty finał Konkursu Retorycznego zaplanowano na 15 kwietnia 2018. Gratulujemy tego niezwykłego sukcesu!
środa, 28 lutego 2018
wtorek, 27 lutego 2018
Pasmo sukcesów!
Karolina Malaga z klasy 2d została laureatką Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego "Rytmy nieskończoności". Jej wiersze zostaną opublikowane w pokonkursowej antologii.
Gratulujemy!!!!
poniedziałek, 26 lutego 2018
Latami nie liczy się losu
– motyw starości w liryce
Jacka Kaczmarskiego
Motyw starości często występuje w literaturze.
Przemijanie fascynuje od wieków, rzadko jednak znajduje się w kręgu
zainteresowań współczesnych, zwłaszcza młodych ludzi. Starość wynika z upływu czasu,
ma przede wszystkim wymiar
biologiczny, lecz także poznawczy, emocjonalny i społeczny.
W twórczości Kaczmarskiego powracają pewne
wątki - te same tematy ukazywane są z różnych perspektyw. Tak też jest z
motywem starości w poezji barda, który pisze o niej, wykorzystując wątki
autobiograficzne lub wcielając się w różne role – ludzi anonimowych bądź
znanych: emeryta, podróżnego, starego poety, wybitnej osobowości. Wieloaspektowość
w poezji Kaczmarskiego wiąże się często z liryką roli. Poeta szuka prawdy
artystycznej i egzystencjalnej, prawdy o świecie i przemijaniu, która wynika z
jednostkowych doznań człowieka skrytego za maską: Norwida, Owidiusza, Tezeusza,
muszkietera; wszyscy oni doświadczają upływu czasu.
Według Jacka Kaczmarskiego latami nie liczy się losu…
Prawem kaduka, w
drodze wyjątku
Niepowtarzalni, jak starodruki
Żyją co dzień, dzień w dzień - od początku
I troszczą się o prawnuki
Niepowtarzalni, jak starodruki
Żyją co dzień, dzień w dzień - od początku
I troszczą się o prawnuki
Swoje rozważania chcę zacząć od wiersza
niezwykłego, który Jacek Kaczmarski dedykował swoim dziadkom - Felicji i Stanisławowi Trojanowskim. Odegrali
oni znaczącą rolę w jego życiu i twórczości. To właśnie oni go wychowali. Byli
ludźmi niezwykłymi- mądrymi i kochającymi się.
Przeżyli wojnę. W czasie likwidacji getta
zginęła cała rodzina Felicji – siedem sióstr, brat oraz jej matka. Ją sama z
córką Stanisław ukrył po stronie aryjskiej w schowku w kuchni. Po upadku
Powstania Warszawskiego znalazł się w obozie jenieckim, potem odnalazł żonę i
córkę u rodziny kolegi poza Warszawą. Na szacunek zasługuje siła, jaką wykazali
się Trojanowscy: nie zatracili woli i radości życia, stworzyli dobry,
szczęśliwy dom córce a potem wnukowi.
W archiwach po poecie zachował się
brudnopis pisma złożonego w dyrekcji jego szkoły podstawowej, w którym rodzice
formalnie przekazali opiekę nad dzieckiem dziadkom ze strony matki z powodu zajęć artystycznych, naukowych i
społecznych. Dom Jacka to był dom
jego dziadków, tam czuł się u siebie, tam czekała na niego kanapki albo zupka a
pod nieobecności babci, jak wspomina jeden z kolegów Jacka: talerzyk z obranym i pokrojonym na ćwiartki
jabłkiem oraz napisana po francusku (dla ćwiczenia języka!) karteczka, że ma
zjeść jabłko i poćwiczyć grę na pianinie. Kaczmarski, śpiewając Dęby, dodawał czasem na koncertach: pobili się po raz pierwszy po
siedemdziesięciu latach małżeństwa – poszło o tytuł lub autora jakiejś
książki i któreś z nich użyło laski jako argumentu. Kilka lat wcześniej
zasadzili dwa dęby, które urosły w pokaźne drzewa. W wywiadach Kaczmarski mówił
o swoich dziadkach: Babcia zmuszała mnie
do słuchania muzyki klasycznej, co jej się udało, i do nauki gry na pianinie,
co jej się nie udało. Dziadek, który sam był pasjonatem – geografem i
politykiem, zdołał rozbudzić we mnie ciekawość świata. Dziadek Kaczmarskiego
sprawował liczne funkcje państwowe. Otrzymał medal Yad Vashem, dożył 99 lat.
Felicja w dobrym zdrowiu przeżyła 100 lat, zachowując jasność umysłu - Jacek
mówił o niej, że jest jak komputer,
wszystko ma na twardym dysku.
Piszę o tym, ponieważ echa tych wydarzeń
odnajdziemy we wspomnianym wierszu. „Dęby”
(1997) zachwycają optymizmem. Wizja codziennego, prostego życia opromienia
perspektywę sędziwego wieku. Kaczmarski pisze:
Pośród nas żyją ci, co
przeżyli,
Choć przeżyć przecież
nie mieli prawa.
I jeszcze cieszą się z
każdej chwili,
którą ich los im
zostawia.
Ci, którzy przeżyli wojnę, ocaleni nie
należą do entuzjastów szumnej historii czy hałaśliwej codzienności (może
dlatego wiersz łączy potocyzmy z poetyzmami). Są spokojni, cierpliwi; cechuje
ich mądrość życiowa, stateczność. Potrafią się cieszyć z małych rzeczy po
epikurejsku, okazują wdzięczność za każdy dzień drugiego życia, jakie dano im
po wojnie; kochają rodzinę i czują się częścią kosmosu:
- Jesteśmy częścią
kosmosu!
Częścią kosmosu - popiół we włosach,
Popiół tych wszystkich, co nie przeżyli -
Nieusuwalna pamięć jak osad
Częścią kosmosu - popiół we włosach,
Popiół tych wszystkich, co nie przeżyli -
Nieusuwalna pamięć jak osad
Stosując metonimię popiół we włosach autor ma na myśli nie tylko starczą siwiznę, ale
też prochy ludzi spalonych w piecach obozów koncentracyjnych. Starcy są
doświadczeni, mocni i wieczni jak dęby, które sami sadzą – stają się one
skromnymi pomnikami ich pokolenia. Pokolenia, które skazane na zagładę uczy nas
– tak obrażonych na życie, czym to
życie jest i jak godnie je przeżyć. Przypomina mi się w tym miejscu moja własna
kochana babcia i jej słowa: młodość
szybciej biegnie, ale starość lepiej drogę zna…
Taka
refleksja o starości szczęśliwej, spełnionej, godnej, wypełnionej miłością i książkami wydaje się czymś wyjątkowym w zbiorze pieśni Jacka Kaczmarskiego.
My
starzy ludzie w autobusie
Nie powinniśmy jeździć nim
Lecz nie wybiera ten kto musi,
Kto wybrać nie ma w czym
Nie powinniśmy jeździć nim
Lecz nie wybiera ten kto musi,
Kto wybrać nie ma w czym
Zupełnie inny obraz starości zawiera wiersz
z 1976 roku pt. Starzy ludzie w autobusie. Jest kolejnym dowodem na to, że twórczą
wyobraźnię poety pobudzało często to, co banalne. Przykre obserwacje
codziennych sytuacji wykorzystywał, by opowiedzieć o życiu, o ludziach w ogóle.
We wspomnianym wierszu Kaczmarski zastosował poetykę podmiotu zbiorowego.
Dzięki temu zabiegowi uzyskał ciekawą pespektywę, ukazując senilne ograniczenia
- brak sił fizycznych, ogólną słabość, powolność. To poruszające świadectwo starości,
bezsilności grupy ludzi jadących
autobusem.
Wiersz Kaczmarskiego ma charakter
ironicznego manifestu osób starszych przeciw bezradności. Ze względu na
fizyczne słabości, starcze niedoskonałości są oni wykluczeni ze społeczności (miejsce
już dawno są zajęte, A nam dostępu brak do okien,/A nam dostępu brak do drzwi).
Ten poetycki reportaż o przymusowej alienacji, odrzuceniu, wyobcowaniu
jednocześnie stanowi heroiczną pieśń starców przeciwko chórowi pasażerów mających przewagę, drwiących z nich w duchu, dobrotliwie karcących słabszych.
Podczas lektury tego wiersza
nasuwają się skojarzenia z Listem do
ludożerców Tadeusza Różewicza. Perspektywa mówienia jest inna, ale tajemniczy
kierowca (z Nim rozmawiać się zabrania!),
pasażerowie bez twarzy, odwróceni plecami, autobus jako klatka ciszy, środek
komunikacji bez komunikacji podkreślają
charakterystyczne dla XX wieku zobojętnienie w rozmowie z drugim człowiekiem,
brak zainteresowania jego poglądami na daną sprawę, mało empatyczne spojrzenie.
Puenta jest dramatyczna. Starszym ludziom
pozostają jedynie: pętla – autobusowa
czy sznura? - lub do zajezdni zjazd - autobusowej lub w sensie metaforycznym:
rezygnacja z podróży, jaką jest życie (Kaczmarski wykorzystuje polisemiczność
wyrazów; środki komunikacji są u niego często metaforą życia). Ironiczny
manifest starszych ludzi polega na wyborze trzeciej drogi, jaką jest
przedstawienie społeczeństwu trudnej sytuacji wyobcowania. Odbiorca tego
wiersza powinien stanąć w obronie
słabszych, przede wszystkim uchronić ich przed wykluczeniem, bezsilnością i
utratą godności.
Pamiętajmy, że nie jest to jedyna możliwość odczytania tego
utworu. Starość jest tu ośrodkiem metafory życia w trudnych czasach. Wg
Krzysztofa Nowaka, znawcy twórczości i dokumentalisty dorobku J. Kaczmarskiego, o popularności piosenek w latach 80.
decydował kontekst polityczny. Omawiany tekst niby nie mówił o komunie, ale
odczytywano go jednoznacznie i stał się metaforą Polski zdeformowanej, kulawej,
podobnie jak Czerwony autobus Kaczmarskiego,
inspirowany obrazem B. Linkego.
Stoją nade mną
tubylcy pachnący czosnkiem i czuję,
Jak zmieniam się w list do Stolicy, który nikogo nie wzrusza.
Kiedyś tu będzie Rumunia, Morze - już Czarne - faluje
I glebą pieśni się staje ciało i świat Owidiusza
Jak zmieniam się w list do Stolicy, który nikogo nie wzrusza.
Kiedyś tu będzie Rumunia, Morze - już Czarne - faluje
I glebą pieśni się staje ciało i świat Owidiusza
Dużo miejsca w twórczości Jacka
Kaczmarskiego zajmuje obraz starości artysty. Wiersze często już na poziomie
tytułu nawiązują do twórczości znanych
ludzi. Kaczmarski, szukając odpowiedzi na pytanie o sens życia, a więc i starości,
sięga do źródeł, do kultury i do poezji Starych Mistrzów. W cyklu Kosmopolak znajdziemy m. in. sąsiadujące
teksty: Ostatnie dni Norwida, Starość
Owidiusza, w których artysta u schyłku życia jest podmiotem
lirycznym.
Samotny, stary Norwid Kaczmarskiego nie ma do nikogo pretensji, swoje
zmęczone życiem ciało i niemoc twórczą
porównuje do działania mrozu:
Ręce grabieją, wino całkiem kwaśne
Na rękawiczki braknie mi pieniędzy
I myśl zmarznięta nie chce płynąć prędzej
A przecież przez nią i to dla niej właśnie
Umieram w nędzy...
Na rękawiczki braknie mi pieniędzy
I myśl zmarznięta nie chce płynąć prędzej
A przecież przez nią i to dla niej właśnie
Umieram w nędzy...
Romantyczny poeta godzi się z końcem,
który jest konsekwencją podporządkowania się Poezji: umiera w nędzy z pełną
świadomością swojego losu.
W Starości Owidiusza również pojawia
się akceptacja starczej niemocy. I Norwid, i Owidiusz Kaczmarskiego to artyści
starzy pod względem wieku i doświadczenia, piszący na emigracji. W obliczu
śmierci zastanawiają się nad wartością sztuki i sensem poświecenia się dla
niej. Owidiusz wygnany z ukochanego Rzymu szuka czegoś, co jest nieprzemijalne,
trwałe. Bardziej trwałe od życia okazuje się bycie poetą, początkiem czy
prawodawcą tradycji, glebą pieśni.
Starzy Mistrzowie z
racji wieku zajmowali miejsce po stronie starości, schyłku egzystencji, jednak
z racji popularności i wielkości swych dzieł mogli aktywnie uczestniczyć w
życiu publicznym. Kaczmarski w swym utworze, podążając myślą za Norwidem, który
pozostawił po sobie poetycką spuściznę, uzbraja Owidiusza w poczucie
przynależności do grona sławnych artystów.
Przesłanie obu wierszy odnieść możemy
do osobistych doświadczeń Kaczmarskiego. Tak jak Norwid i Owidiusz tworzył on z
dala od ojczyzny. Kryzys światopoglądowy
autora – emigracja, monotonia pracy, pierwsze oznaki uzależnienia od alkoholu
odbiły się na wymowie całego zbioru Kosmopolak.
Starzy Mistrzowie w momencie słabości
fizycznej, intelektualnej czy zbliżającej się śmierci dokonywali
przewartościowania nie tyle własnego dorobku artystycznego, ile sensu
poświęcania się sztuce (trwałej i ulotnej zarazem). Przywoływanie twórczości
Mistrzów i czerpanie z ich dorobku świadczą o uniwersalności praw rządzących
światem. Stąd Kaczmarski, pisząc w Starości Owidiusza, że z Ariadny powstaje pająk ma na myśli
powrót do źródeł, w tym przypadku w celu poszukiwania odpowiedzi na pytania o
sens sztuki, o sens życia.
Tworząc wiersz o wybitnym poecie rzymskim
Kaczmarski wznosi się na wyżyny poetyckiej sztuki: stosuje skomplikowane układy
rymów: rymy zewnętrzne w 2. i 4. wersie,
ukryte na końcu wersu 1. i w średniówce wersu 3. Wiersz staje się wysmakowaną
zagadką literacką:
Z dala
od dworu i tłumu - cóż to za cena wygnania?
Mówiłem wszak sam - nad poezją władza nie może mieć władzy.
Cyrku w pustelnię zamiana spokój jednak odbiera,
Bo pyszniej drażnić Cesarza, niż kupcom za opał kadzić.
Mówiłem wszak sam - nad poezją władza nie może mieć władzy.
Cyrku w pustelnię zamiana spokój jednak odbiera,
Bo pyszniej drażnić Cesarza, niż kupcom za opał kadzić.
Sen,
jedzenie, gra w kości do bólu w schylonych plecach,
Wiersz od ręki pisany dla tych, którym starczy - co mają.
Piękna tu nikt nie obieca, za piękno płaci się złotem.
Pojąłem, tworząc tu, jak z Ariadny powstaje pająk.
Wiersz od ręki pisany dla tych, którym starczy - co mają.
Piękna tu nikt nie obieca, za piękno płaci się złotem.
Pojąłem, tworząc tu, jak z Ariadny powstaje pająk.
Starość artysty to, jak widać u Kaczmarskiego, okres
wątpliwości, pytań, których młodość nie zna, autokrytyki, niemocy twórczej. Rzadziej, jak w wierszu Jan
Kochanowski, jest to czas afirmacji i radości. Ta poetycka stylizacja stanowi
renesansową pochwałę życia.
Po kilku latach
weszła na stale do repertuaru Kaczmarskiego. Wydaje się, że ma to związek z
pobytem artysty w Australii, gdzie odnalazł swoje miejsce, swój raj. Wiersz kończy
się epikurejskim wyznaniem:
Im
mniej cię co dzień, miodzie -
Tym mi smakujesz słodziej:
I słońcem i księżycem,
Rozkoszą nienasyceń,
Szczodrością moich dni
- Dziękuję ci.
Tym mi smakujesz słodziej:
I słońcem i księżycem,
Rozkoszą nienasyceń,
Szczodrością moich dni
- Dziękuję ci.
Starzejesz się,
stary – i ja się starzeję,
Latami nie liczy się losu:
Gdzieś się zapodziały młodzieńcze nadzieje
Bliskości stosu i trzosu
Latami nie liczy się losu:
Gdzieś się zapodziały młodzieńcze nadzieje
Bliskości stosu i trzosu
W roku 1990 Kaczmarski wrócił do Polski. Zapowiadając bisy po długich
koncertach, które dawał znowu ze Zbigniewem Łapińskim, zaznaczał, że
organizatorzy wymagają, by koncert trwał nie dłużej niż godzinę i 25 minut, gdyż
nikt nie jest w stanie wytrzymać więcej. Po jednym z występów rozejrzał się i
dodał: No, ale widzę, że tu na sali w
większości młodzi ludzie, nie to co my – stare…. Na to Łapiński wymamrotał pod
nosem, ale tak, żeby było słychać: No,
no, mów za siebie! Kaczmarski z udawaną powagą odpowiedział: Ja mam 36 lat! Ci dwaj artyści doskonale
się rozumieli. Dodam, że Łapiński był starszy od Kaczmarskiego o 10 lat. I tylko on z niezwykłego artystycznego tria: Kaczmarski – Gintrowski -
Łapiński żyje. Kaczmarski umarł jako stosunkowo młody człowiek i duchem był młody
przez całe życie, co widać w jego utworach. Nie pasowała do niego rola
człowieka, zmagającego się z czasem – i los zabrał go młodym (wybrańcy bogów
umierają młodo).
W wierszu Starzejesz się, stary
datowanego na 16 IX 1990 rok pisał: i ja
się starzeję… Znacząca dla interpretacji jest dedykacja Przemkowi. Przemysław Gintrowski był
utalentowanym kompozytorem i wokalistą. Ich drogi rozeszły się w 1981 roku,
kiedy Kaczmarski został w Paryżu, a pozostali w kraju nie dostali paszportów.
Kaczmarski, pisząc ten wiersz, miał 33
lata, Gintrowski – 39. W na pozór tautologicznym zwrocie starzejesz się, stary Kaczmarski wykorzystał różne znaczenia słowa stary: mający wiele
lat, niemłody;
w wołaczu jest to przecież potoczny, poufały
sposób zwracania się do dobrego znajomego. Łączyła ich miłość do muzyki, geniusz,
tworzenie Sztuki. W latach
1991–1993 ponownie koncertowali we trójkę: Kaczmarski – Gintrowski –
Łapiński. Statuetka z okazji
XX – lecia pracy artystycznej nie oddaje pełnej prawdy - jeśli dobrze
policzymy, Kaczmarskiego i Gintrowskiego łączyło pięć lat wspólnej pracy i tras
koncertowych, ale były to lata niezwykle intensywne, czas przebywania ze sobą
24 godziny na dobę. Ale przecież latami
nie liczy się losu…
Zastosowane przez Kaczmarskiego w tym
wierszu duże litery pozwalają podkreślić symboliczne znaczenie, uwydatnić sensy,
ale tylko w wydaniach książkowych, co niemożliwe jest do uzyskania w wokalnej realizacji:
Stos płonie tak tylko, jak wicher zawieje,
Gdy Ciszę oddziela od Głosu (…)
Gdy Ciszę oddziela od Głosu (…)
Ale
los nut - losem Głosu!
Kaczmarski pokazuje tu zmienność
ludzkiego istnienia i ewaluację twórcy. Życie to proces, zwielokratniający się
dzięki twórczym przebudzeniom (za takie można uznać powrót Kaczmarskiego po 9
latach do kraju i nowe koncerty?). W tekstach z końca lat 90. częściej pojawiać
się będą refleksje egzystencjalne –
dystans człowieka odchodzącego, choć Kaczmarski nie mógł jeszcze wtedy
wiedzieć o śmiertelnej chorobie.
Muszkieterowie -
już nie ci sami -
Dojrzałości pożółkli goryczą
Zaczęli liczyć się z realiami,
Choć realia się z nimi nie liczą...
Dojrzałości pożółkli goryczą
Zaczęli liczyć się z realiami,
Choć realia się z nimi nie liczą...
Jak widać, starość to pojęcie względne. Warto
omówić w tym miejscu, jak sam Kaczmarski to ujął, sposób rozliczenia się z 20 – leciem Solidarności i własnym ćwierwieczem. Upływ czasu,
magiczne 20 lat może oznaczać odrzucenie dawnych ideałów i porywów serca na
rzecz rozumu, ale jest też przedmiotem szerszej refleksji. W utworze Dwadzieścia lat później napisanym u
schyłku kariery (w 2000 roku; składowa albumu Dwadzieścia (5) lat później), autor poza problemem upływu czasu porusza
kwestię społeczno-polityczną przemian, jakie zaszły w Polsce po upadku
komunizmu. Omawia zmiany na szczycie władzy rządzącej - zarówno państwowej, jak
i kościelnej.
Do upadku komunizmu w Polsce
przyczyniły się głównie dwie siły: kościelna z papieżem Janem Pawłem II jako
głównym sprzymierzeńcem „Solidarności” oraz społeczna z Lechem Wałęsą i ruchem
solidarnościowym na czele. Kaczmarski opisuje sytuację aktualną w państwie w
sposób ironiczny; krytykuje postawę dawnych „Muszkieterów”. Czas wpłynął na
nich niekorzystnie: utracili zapał, odwagę; wpadli w sidła władzy i posiadania,
są fałszywi wobec siebie, okłamują się wzajemnie.
Poeta główne siły liczące się na scenie
społeczno - politycznej nazywa imionami głównych bohaterów powieści o przygodach
muszkieterów gwardii francuskiej: Atosie, Portosie, Aramisie i d’Artagnanie.
Druga część przygód muszkieterów nosi taki sam tytuł jak wiersz Kaczmarskiego.
Muszkieterowie u Kaczmarskiego zawodzą na
przestrzeni 20 lat od heroicznych wydarzeń, których efektem był upadek
utopijnego systemu polityczno-gospodarczego. Założenia, z jakimi wyszli po
reformie systemu zakładały wzrost gospodarczy i lepszy byt dla społeczeństwa.
Rzeczywistość okazuje się być inna, co podkreśla refren: Zaczęli liczyć się z realiami, choć realia się z nimi nie liczą. Tekst
tej piosenki niby to o dumasowskich
muszkieterach, którzy obrośli w tłuszcz i odrzucili ideały („Wprost”), wywołał
zamieszanie w 2001 roku, gdy Kaczmarski miał wziąć udział w Przeglądzie
Piosenki Prawdziwej – „Solidarność” Regionu Gdańskiego zagroziła wycofaniem
patronatu nad imprezą.
W
młodości byłem Tezeuszem,
A dzisiaj jestem Minotaurem.
Po mrocznym labiryncie kluczę
Nie mogąc liczyć na Ariadnę
A dzisiaj jestem Minotaurem.
Po mrocznym labiryncie kluczę
Nie mogąc liczyć na Ariadnę
W jednym z ostatnich tekstów poety Starość Tezeusza (2003) powraca wątek przemian w czasie,
dynamicznej metamorfozy człowieka, tutaj - z herosa w bestię:
Kiedyś
walczyłem z potworami –
Dziś przeistaczam się w potwora. (…)
Dziś przeistaczam się w potwora. (…)
W
młodości byłem bohaterem,
Dziś jestem więźniem ciemnej sławy.
Dziś jestem więźniem ciemnej sławy.
Przekonuje mnie interpretacja tego
wiersza, zaproponowana przez Kamila Dźwinela: główny bohater, doświadczając
przemiany, poddaje się pokornemu
oczekiwaniu na mordercę, którym może okazać się czas, tłum, sprytny Tezeusz
czy brutalny Minotaur. Tak naprawdę nie ma znaczenia, kim lub czym on będzie;
heros w momencie przemiany w potwora nie może liczyć na odkupienie. Widzi
oczami Minotaura, co znaczy, że przemienia się w swoją ofiarę, traci własną postać
a z nią nadzieję (tak jak Ariadnę, na którą nie może już liczyć). Kiedy
Kaczmarski rozważa problem upływu lat, starości, nie ma na myśli jedynie
schyłku życia, ale również poszukiwanie, doświadczanie sensu w obliczu śmierci,
pogodzenia się z własną ułomnością. Sędziwy człowiek to w ujęciu Kaczmarskiego
ktoś więcej niż źródło metafory czy bohater liryczny – to punkt wyjścia do
ogólnoludzkich rozważań. Poeta,
któremu nie było dane dożyć starości Owidiusza,
doświadczył u schyłku swego życia starości Tezeusza...
Jacek Kaczmarski zmarł w 2004 roku w
wyniku choroby nowotworowej gardła, mając 47 lat.
Gdybym się starzał konserwatywnie,
gdybym ustateczniał swój bunt, jak to napisał Grochowiak, skończyłbym w
herbertowskich kategoriach porządnego człowieka (….) Nie czekam na iluminację,
lecz drążę. (…) Ja przez dwadzieścia lat
spowiadam się w swojej twórczości i mam najcudowniejszych spowiedników
na świecie: młodych, niewinnych ludzi, którzy chłoną mnie i wierzą mi.
Tak mówił Kaczmarski w rozmowie z M.
Millerem dla „Elle” w 1997 roku. Jego wiersze, również te dotyczące
starości mają głębokie przesłanie: polityczne, egzystencjalne,
społeczno-gospodarcze, duchowe. Wyraźnie jest w nich obecny duch czasu,
przemiana, pogodzenie się z następstwami procesu starzenia organizmu (powolność,
mniejsza sprawność) i jednoczesny brak akceptacji dla zobojętnienia, izolacji,
wykluczenia, zapomnienia o życiowym bagażu doświadczeń. Starość to coś więcej
niż ośrodek metafory, staje się punktem wyjścia do poszukiwań, głębokich
refleksji. Pytając o jej sens, poeta przywołuje osobiste doświadczenia,
korzysta z obserwacji banalnych sytuacji, ale też odwołuje się szerokich
kontekstów kulturowych. Zawsze przy tym
dba o doskonałość formy poetyckiej.
I za to kochamy Go my, młodzi.
Martyna
Bibliografia:
Dźwinel K., „W młodości byłem Tezeuszem”. Perspektywa senilna w twórczości Jacka
Kaczmarskiego, (w) Starość i młodość
w literaturze i kulturze pod red. M.
Kurana, Łódź 2016.
Gajda K., Jacek Kaczmarski. To moja droga, Wrocław 2014.
Gajda K., Jacek
Kaczmarski w świecie tekstów, Poznań 2013.
piątek, 23 lutego 2018
Introwertyk z (nieswojego) wyboru
Samotność,
wyobcowanie, opuszczenie, patrzenie na innych z zazdrością i smutkiem, że nie
jest się jak oni. Myślę, że każdemu człowiekowi kiedyś zdarzyło się czuć
osamotnionym i obcym. Targały nim zazdrość i obojętność. Wpadał w stan apatii i
nie miał ochoty żyć. Ale czy pomyślał wtedy o tym, jak czują się inni? Czy
zwrócił uwagę, że być może oni też są opuszczeni?
Tłum, sprawiający
wrażenie wspólnoty, jest tylko zbieraniną różnych ludzi, którzy tak naprawdę
czują się samotni i którzy są tak zamknięci w sobie, że nie zauważają, że
wszystkich dotyczy ten sam problem. Taki obraz widzimy w „Balladzie o windzie”
Jacka Kaczmarskiego. Tytułowa winda jest symbolem izolacji, w jakiej znajdują
się ludzie. Podmiot liryczny próbuje wyrwać się z kajdan samotności, ale
potrzebuje do tego pomocy innych osób, które jednak nie zwracają na niego uwagi,
ponieważ sami są wyalienowani i przeżywają podobne rozterki. Bohater wiersza z
jednej strony żyje złudzeniami i ma nadzieję, że ktoś mu pomoże, ale z drugiej
zdaje sobie sprawę, że to niemożliwe. Poeta zdaje się sugerować w wierszu, że
nikt nie jest w stanie pomóc uwolnić się od samotności. Ile to razy sami
postępujemy podobnie? Żyjemy w odosobnieniu, patrzymy na innych z zazdrością.
Chcemy być jak oni! Jesteśmy źli, że nikt nie wyciąga do nas ręki. Niestety,
nie zauważamy, że inni również czują się w głębi duszy opuszczeni. Może to na
mnie, może na ciebie ktoś patrzy i myśli: „Chciałbym być tobą”. Jesteśmy
ofiarami naszej własnej izolacji od innych. Zazdrościmy im życia, ale
zapominamy, że oni czasem są bardziej samotni od nas. Żeby wyrwać się z
samotności, paradoksalnie, musimy sami wyciągnąć dłoń do innych.
Wyobcowanie
człowieka jest więzieniem. Światło za tytułowym oknem z „Ballady o samotnym
oknie” jest symbolem człowieka, a okno – ludzkich ograniczeń. Podmiot liryczny
w swojej samotności w nocy, kiedy wszyscy śpią, jest całkowicie wyobcowany. Nie
śpi i rozmyśla. W tańczącym blasku dostrzega siebie samego – samotne światło
nie gaśnie, bo taka jest wola właściciela mieszkania, zaś on sam nie śpi i jest
odizolowany od innych, bo taka jest wola ludzi, którzy go od siebie odsunęli.
Myślę, że Jacek Kaczmarski zwraca uwagę na to, że to od nas zależy, to czy ktoś
będzie czuł się samotnym więźniem, czy będzie szczęśliwy wśród nas. Jesteśmy
tylko i aż ludźmi. Nienawidzimy niewoli i wykluczenia. Jesteśmy skłonni
obwiniać innych o naszą samotność, ale czy sami zwracamy uwagę na to, czy inni
czują się przy nas wyjątkowi, czy sprawiamy, że zaczynają czuć do siebie i do
nas odrazę? To właśnie my sami zamykamy siebie i bliskich do więzienia
samotności. Nie zwracamy się do innych ludzi, gdy spotka nas szczęście lub
kiedy potrzebujemy pomocy. Nie dzielimy między sobą swojego życia, radosnych
chwil, miłości, smutku, złości czy cierpienia. Żyjemy w własnych klatkach, bo
uważamy, że nie obchodzimy innych ludzi. Przyjmując tę postawę sprawiamy, że
czują, że są dla nas obojętni. Izolując siebie, izolujemy innych. Ba! Jak na
ironię, żyjąc w odosobnieniu ludzie odczuwają to samo, a nawet nie zwracają na
siebie uwagi i nie dzielą się współczuciem i empatią.
W obliczu śmierci
każdy człowiek jest osamotniony. „Ballada o umieraniu” Jacka Kaczmarskiego
ukazuje, że nikt nie uniknie śmierci, która sprawia, że będzie samotny. Poeta
przywołuje postać Aleksandra Macedońskiego i Leonidasa, którzy byli wielbieni przez
tłumy, ale umarli opuszczeni i samotni. Umieranie człowieka może też
symbolizować śmierć wewnętrzną – odizolowany od innych człowiek umiera
społecznie, umiera czy też oddaje się wyobcowaniu i smutkowi. Poeta sugeruje,
że każda śmierć równa się samotności, a każda samotność śmierci. Czyż nie jest
to bolesną prawdą? Bez innych ludzi, bez ich wsparcia czy troski, wewnętrznie
ponosimy śmierć, zaczyna nami władać obojętność. Nie można jednak zapominać, że
sami jesteśmy mordercami. Swoją obojętnością odsuwamy od siebie ludzi, którzy
odtrąceni i samotni również wpadają w stan apatii i melancholii. Zaczyna im być
wszystko jedno, nic dla nich nie ma znaczenia i tym sposobem także umierają.
Samotność
sprawia, że człowiek staje się obojętny wobec otaczającego go świata. Barmanka
z wiersza Jacka Kaczmarskiego „Bar w Folies – Bergère” jest odizolowana od
bawiących się ludzi. Nie ma dla niej znaczenia, co dzieje się wokół, nie
obchodzi jej to. Jest nieszczęśliwa i nie okazuje żadnych uczuć – ani radości,
ani smutku, tylko milczy i zamyślona patrzy w przestrzeń. Zdaje się całkowicie
ignorować zaczepiającego ją mężczyznę. Dziewczyna symbolizuje każdego samotnego
człowieka, który stał się obojętny na wszystko i maskuje uczucia, ale odczuwa
zazdrość, patrząc na innych, dobrze bawiących się ludzi, zaś mężczyzna jest
symbolem samotnika, który, mimo strachu, próbuje wyrwać się z rąk samotności.
Poeta ukazuje w wierszu nieszczęśliwą ludzką egzystencję, która przepełniona
jest lękiem, samotnością i smutkiem. Czyż nie odczuwamy podobnych stanów?
Żyjemy w strachu, że gdy spróbujemy wyrwać się z samotności, nasza krucha i
pozorna maska pęknie i staniemy się bezbronni, gdy ktoś nas odrzuci. Wybieramy
własne towarzystwo, bo boimy się innych. Zapominamy, że nami wszystkimi rządzą
te same uczucia, rozterki i wątpliwości. Żyjemy kierując się zasadą „nie pokażę
swoich uczuć, bo mnie zranisz” i nie zwracamy uwagi na to, że inni też czują
ten strach.
Myślę, że Jacek
Kaczmarski w swoich utworach sugeruje, że każdy w pewien sposób jest lub będzie
osamotniony i odizolowany od innych. Izolacja od społeczeństwa i opuszczenie
przez innych dotykają każdego jednego człowieka, a poczucie wspólnoty jest
złudne. Zazdrościmy ludziom towarzystwa, ale nie zauważamy, że mimo
otaczających ich bliskich, oni nadal są samotni. Jesteśmy nieufni i boimy się
pokonać samotności, bo obawiamy się zranienia.
Karolina
czwartek, 22 lutego 2018
W SIDŁACH SAMOTNOŚCI
-
Jakie cechy, według ciebie, najlepiej określają osobowość Jacka Kaczmarskiego?
-
Tak od razu, bez zastanowienia się mogę odpowiedzieć: samotność. (…) Samotność
twórcza. W gruncie rzeczy każdy twórca jest samotny.
Z. Łapiński
Jacek Kaczmarski często ukazywał w swoich utworach wyobcowanie człowieka.
Wiersze, w których poeta podejmował ten temat, są zazwyczaj przygnębiające
i pesymistyczne. Bard przedstawia w nich wszechobecność samotności. Jest
to samotność Boga w pustym raju, wyobcowanie jednostki w tłumie, artysty, który
„także był sam”, samotność emigranta, barmanki w Folies- Bergere, kochanicy
Jugola, potężnej carycy śniącej o godnym jej kochanku, Kassandry, a nawet alienacja
błazna, co „Samotny będzie do starości,/ Czy z przyczyn ludzkiej nienawiści,/
Czy też szacunku, czy zazdrości”. Z bogatej
twórczości Jacka Kaczmarskiego, pełnej erudycji i kontekstów kulturowych
wybrałam tylko kilka tekstów.
Żaden tłum nie dotarł nigdy na mój
szczyt
(...) Jestem w raju
Gdzie spokojny słyszę krwi i myśli
rytm...
W wierszu
„Powrót” (1980) Kaczmarski opisuje samotnego człowieka, porzuconego przez
anioły między ziemią a rajem. Zapomniany, pozostawiony samemu sobie szuka
utraconego raju. Chce „wrócić tam jak najprościej”. Jego sytuację można
porównać do żołnierza błąkającego się po spustoszonym polu bitwy. W
pierwszej zwrotce autor zawarł onomatopeje i epitety działające
na zmysły odbiorcy. Dzięki nim można dokładniej wyobrazić sobie tragiczne położenie
bohatera. Metafora samotności jako szczytu górskiego, a także pytania
retoryczne („Dokąd teraz pójdę”, „Gdzie mój ongiś raj”) potęgują stopień
wyobcowania podmiotu lirycznego. Ciekawe, że kiedy zaczyna rozumieć, że już
nigdy nie wróci do swojego nieba, odkrywa, że jego szczęściem jest
odosobnienie. Samotność to rajski szczyt, którego jedynym zdobywcą jest on sam.
Kaczmarski podkreślił motyw przewodni utworu, wplatając do wiersza refren. Staje
się on pełnoprawnym nośnikiem sensów - dzieje się tak za sprawą zmian w tekście
przy zachowaniu paralelności. Dla poetyki Kaczmarskiego takie powtórzenia ze
zmianą są charakterystyczne - kolejno
przywołuje ten sam element w innych wariantach, pozwala bohaterowi i nam
znaleźć sens.
„Powrót” to
opowieść o poszukiwaniu utraconego spokoju i równowagi. Składał się obok innych
wierszy Kaczmarskiego i tekstów Z. Herberta na widowisko słowno – muzyczno -
wizualne tria: Kaczmarski- Gintrowski – Łapiński. Program nosił tytuł „Raj”: wątki
zaczerpnięte z Biblii poddano w nim reinterpretacji; „Powrót” wieńczył dzieło. To
jeden z nielicznych utworów, do których najpierw powstała muzyka, skomponowana
przez Gintrowskiego. Kaczmarski ukazał tu własną filozofię indywidualizmu,
propozycję odcięcia się człowieka od zewnętrznego świata. Jego zdaniem szczęście
można znaleźć we własnej duszy. Tytuł sugeruje powrót do wnętrza, jądra spokoju
i człowieczeństwa. Taka interpretacja jest sprzeczna z upolitycznionym
odbiorem, ale wprowadza uniwersalną perspektywę.
(...) każdy własną windą mknie
I między swymi piętrami tkwi
„Ballada o windzie” (1974) to
pesymistyczna wizja życia ludzkiego. Osobą mówiącą w wierszu jest
mężczyzna, który zostaje zatrzaśnięty w windzie. Panicznie wzywając pomocy, z
każdą chwilą traci nadzieję na to, że ktoś go uwolni. Po przeczytaniu ostatniej
strofy utworu okazuje się, że windą jest życie. Zadowolony, pełen optymizmu
człowiek mknie przez nie, osiągając kolejne sukcesy. Nadchodzi jednak moment,
kiedy znajduje się między piętrami, kiedy gasną wszystkie marzenia. Tkwi wtedy
między teraźniejszością i przyszłością, szamotając się,
próbując uwolnić. Ogarnia go panika, liczy, że ktoś przyjdzie z pomocą.
Ostatecznie uświadamia sobie, że jest sam, bo każdy ma swoje piętra i zmaga się
z własną windą. Wiersz naszpikowany jest wykrzyknieniami, które wyrażają silne
emocje, dodają dramaturgii i potęgują pesymistyczny nastrój. Metafora
życia-windy pozwala dokładnie zobrazować sobie, co autor miał na myśli. Pytanie
retoryczne „Dlaczego ja właśnie utkwiłem?” skłania odbiorcę do refleksji
nad własnym życiem. W wersji instrumentalnej „Ballady o windzie”
Kaczmarski powtarza ostatnią zwrotkę, kładąc nacisk na nieodwołalną samotność
bohatera wiersza. Szybkie tempo piosenki oddaje ludzki pośpiech, pęd do
kariery, ale też podkreśla dramatyzm tekstu.
(...) patrzyłem na niego
W oknie uwięzionego
Noc potęguje poczucie samotności. Utwór „Ballada o samotnym oknie” (1975)
opowiada o mężczyźnie, który każdego wieczora wpatruje się w budynek znajdujący
się naprzeciw. Światło pali się w jednym tylko oknie. Wszyscy inni już dawno
poszli spać. W odległym mieszkaniu porusza się człowiek - ospały, nieudolny i
cichy. „Uwięziona” w oknie osoba przypomina podmiotowi lirycznemu jego samego.
Mężczyzna ma wrażenie, że patrzy w lustro. Możliwe, że jest tak ciemno, że w
szybie odbija się światło jego własnego okna i widzi rzeczywiście siebie. To
jego okno świeci samotnie pośród
ciemności innych mieszkań. Być może jednak samotność osoby mówiącej jest
odbiciem samotności innego człowieka, co czyni tekst bardziej dramatycznym
(zwielokrotniona samotność w bloku, w środku miasta). Wiersz składa się z dwóch
zwrotek i refrenu. Rytmiczność utworu wprowadza czytelnika w nastrój
rozżalenia, nostalgii. Porównanie siedzenia przy oknie do teatru ma sens
dosłowny (podglądanie sąsiadów w bloku), ale też nawiązuje do toposu theatrum
mundi, czyni tekst bardziej zrozumiałym i pozwala łatwo wyobrazić sobie
opisywaną scenę. Refren rozpoczynający „Balladę...” i powtarzający się po
pierwszej zwrotce jest ważnym składnikiem konstrukcyjnym wiersza, uwypukla jego
treść.
Nikt towarzyszem nie jest mu,
Choćby tysiące przy nim stało.
„Ballada o
umieraniu” (1975) jest kolejnym utworem, w którym Jacek Kaczmarski podejmuje
temat samotności. Pierwsza strofa stanowi stwierdzenie, że człowiek umiera
samotnie, nawet jeśli wokół są inni ludzie. Mimo obecności przyjaciół,
pozostaje sam, gdyż nikt nie przekroczy progu śmierci i nie uda się wraz z nim
w dalszą podróż. W kolejnych zwrotkach Kaczmarski podaje przykłady
potwierdzające ten argument. Przywołuje historię Aleksandra Wielkiego, który,
chociaż miał ogromne imperium, zmarł w wieku trzydziestu trzech lat, wiedząc,
„że nikt mu nie pomoże”. Podobnie spartański władca Leonidas, który poległ
w bitwie pod Termopilami: padł na polu chwały samotnie, choć wraz z nim
zginęło trzystu wojowników. W ostatniej strofie wiersza autor stawia obok
siebie geniusza i łotra, oznajmiając, że umiera się zawsze samotnie, bez
względu na to, kim się jest. Ponadto, okazuje się, że samotność towarzyszy
człowiekowi nawet po śmierci. Ludzie są wpuszczani do nieba pojedynczo, a potem
„snują się samotni”, rozpamiętując swoje życie. Przygnębiający, melancholijny
nastrój utworu podkreślony jest przez jednakową ilość wersów w zwrotkach
oraz regularnie powtarzającą się sekwencję sylab: 8-9-8-9.
Początek wiersza
wydaje się aluzją do słów J. Conrada: „Żyjemy tak jak śnimy – samotnie”. Sen
jest tu bratem śmierci, jak u Kochanowskiego. Z kolei koncepcja samotnego życia
po śmierci przywołuje na myśl cytat z wiersza Z. Herberta (który wszedł zresztą
później w skład programu „Raj”) pt. „U wrót doliny”: „jak się okazuje/ Będziemy
zbawieni pojedynczo”.
Powyższe przykłady świadczą o tym, że Kaczmarski nadawał tytułom dodatkowe
funkcje artystyczne. „Powrót” jest typowy dla praktyki piosenkarskiej – krótki
tytuł pełni funkcję identyfikacyjną, jest prosty, czytelny, ułatwia utrwalenie
się piosenki w świadomości zbiorowej. Ale Kaczmarski w tym zakresie wykazał się
też inwencją – tytułował swoje utwory nazwami gatunkowymi ( jak tu: ballada
o…), co decyduje m. in. o przynależności jego twórczości do kręgu kultury
wysokiej, o jej intertekstualności. Są to albo realizacje gatunkowe wskazanego
wzorca, albo celowe kontrastowanie modelu gatunkowego z piosenkową realizacją.
I nie powiedzą o nas- idą!
I nie powiedzą o nas- oni!
Wiersz „Pokolenie” (1977) stanowi krótki, pesymistyczny opis jednostkowego życia.
Każdy wybiera swoją własną drogę i nikt nie użyje liczby mnogiej: „oni idą”, bo
człowiek wędruje w samotności. Nawet należący do jednego pokolenia, których
powinny łączyć wspólne doświadczenia, ideały, pasje (tekst dedykowany jest
Piosenkariatowi, dzięki któremu poznał np. Kaczmarski Gintrowskiego). Każdy ma swój własny ból, więc cierpi,
izolując się od ludzi. Powraca tu motyw świata – teatru: każdy tworzy swój
własny jednoosobowy teatr, toteż „nie będziemy rozdzielać ról”. Ale jedna osoba
nie zagra całego przedstawienia. Sama może jedynie wygłosić monolog. Każdy
odniesie swoje własne zwycięstwo (?) u schyłku życia. I każdy coś po sobie
pozostawi: płacz, śmiech, świętość, lecz najczęściej obojętność, co autor
zaznacza za pomocą anafory i
wyodrębnienia graficznego tekstu. W wywiadzie dla „Elle” w 1997 roku (a więc w 20 lat po napisaniu tego wiersza) J.
Kaczmarski powiedział: „Moje pokolenie
nie ma dziś dla mnie również wystarczającego wyrazu. Ów brak więzi ze wspólnotą
może się brać stąd, że ja byłem wychowany na artystę – mnicha, na samotnika,
człowieka głęboko nieufającego tłumowi i wszystkiemu, co jest zjawiskiem
masowym (…) byłem pewny wyższości
myślenia indywidualnego nad zbiorowym”. Ta nieufność wobec grupy wynika wg
niego ze znajomości mechanizmów totalitarnych. Kaczmarski używa w wierszu liczby mnogiej,
aby utożsamić się z odbiorcami, a także podkreślić, że samotność
towarzyszy każdemu z nas bez wyjątku,
jest doświadczeniem egzystencjalnym. Dziś ten wiersz nabiera wyjątkowo
pesymistycznego znaczenia: moje pokolenie wybiera wirtualny świat i jest od
siebie coraz dalej.
Mam ja własne mroki
I własną samotność nie cierpiącą zwłoki
I własną samotność nie cierpiącą zwłoki
- pisał Jacek Kaczmarski w 2001 roku w „Przypowieści na własne czterdzieste
czwarte urodziny”. Swoimi dziełami dowiódł, że samotność może towarzyszyć
ludziom całe życie. Zablokowana winda, a w niej odizolowany od świata człowiek
bez szans na uwolnienie. Człowiek wybierający własną drogę życiową i
przeżywający własne cierpienie w odosobnieniu. Człowiek uwięziony w jedynym
oświetlonym oknie, oknie wyobcowania. Człowiek umierający w tłumie, a jednak
osamotniony. Samotność więzi ludzi i nie daje się im wyrwać ze swych sideł.
Jednak czasami może okazać się poszukiwanym całe życie, utraconym niegdyś
rajem; jak w „Powrocie” staje się własnym, wyjątkowym szczytem
niedostępnym dla nikogo innego.
Ola
Bibliografia:
Gajda K., Jacek Kaczmarski. To moja
droga, Wrocław 2014.
Gajda K., Jacek Kaczmarski w świecie tekstów, Poznań 2013.
Jacek Kaczmarski. Między nami. Wiersze zebrane pod red. M. Nalewskiego, Warszawa 2017.
Walentynowicz K., Mimochodem, Rozmowy
o Jacku Kaczmarskim, Warszawa 2014.
niedziela, 18 lutego 2018
Wszystkie książki prowadzą do Krakowa
28
października br. Zwykły dzień. Niezapowiadający się nawet w połowie tak dobrze,
jak będzie. Za oknem deszcz. Pogoda nie zachęca to wstania z łóżka i wyjścia z
domu. Najchętniej usiadłabym w fotelu, otuliła się kocem, zaparzyła herbatę i
przeczytała dobrą książkę. Mimo to jednak wychodzę z domu i idę na przystanek.
Dlaczego? Ponieważ czasem trzeba wyjść z domu. Ponieważ dzisiaj odbywają się
Targi Książki w Krakowie.
Staję
na przystanku. 60 km od Krakowa na przystanku nie ma tłumów. Na busa czeka
tylko jedna osoba. Moja koleżanka, która tak samo jak ja, a może nawet
bardziej, kocha książki. Czekamy więc razem. Wsiadamy do busa. Jedziemy ponad
godzinę. Wysiadamy. Biegniemy na tramwaj. Wsiadamy. Ledwo się mieścimy. W
tramwaju tłum. Wszyscy zmierzają do Expo – Międzynarodowego Centrum
Targowo-Kongresowego, gdzie odbywają się Targi. Dziwne. Nie spodziewałyśmy się
takie tłumu. Przecież tyle się mówi, że Polacy nie czytają. To, co widzimy po
dotarciu na miejsce, temu zaprzecza. W okolicach Expo miasto sparaliżowane.
Korki. Policja kieruje ruchem. Przy wejściu olbrzymia kolejka.
Po
niespełna 30 minutach kupujemy wejściówki i możemy już oficjalnie powiedzieć,
że jesteśmy na Targach Książki w Krakowie. Chodzimy między stoiskami, a
właściwie przeciskamy się, bo ludzi jest tak wielu, że nawet nie można
rozpychać się łokciami. Oglądamy książki, czytamy opisy, wreszcie kupujemy
kilka publikacji. Nie za wiele, bo taszczenie ich w tym tłumie nie zachęca.
Większości ludzi jednak nie przeszkadza robienie większych zakupów. Niektórzy
przyszli na Targi nawet z walizkami. Trochę nas to zaskakuje, ale jak
najbardziej pozytywnie.
Spotykamy
wiele osób promujących książki. Niektóre z nich znamy z telewizji czy
internetu. Inne widzimy pierwszy raz w życiu, jednak, jak się okazuje, mają
sporą rzeszę fanów. Powieściopisarze, poeci, podróżnicy, aktorzy. Wszystkich
ich łączą -książki. W innym miejscu nie
spotkałybyśmy ich razem. Jednak tutaj jest to możliwe… Dlatego właśnie Targi
Książki w Krakowie są wyjątkowe. Łączą pokolenia, ludzi o innych poglądach
politycznych czy wyznaniowych, dzieci i rodziców, całe rodziny.
Na
zegarze godzina 14. Stajemy w długiej kolejce. Na jej końcu, a raczej początku
- Remigiusz Mróz, jeden z najpopularniejszych polskich autorów ostatnich lat.
Kryminały, thrillery prawnicze, powieści historyczne to jego specjalność. Do
tego jest przesympatycznym człowiekiem, nie tworzy sztucznego dystansu, wydaje
się normalny i jest całkiem, całkiem przystojny… To decyduje o tym, że w
kolejce więcej jest przedstawicielek płci pięknej i to bez podziału na grupy
wiekowe. Spotykamy ludzi z całej Polski. Przejechali pół kraju. Chciało im się
wyjść z domu, a przecież są to ludzie, których byśmy o to nie podejrzewali.
Typowi introwertycy. Mole książkowe. Młodzi i ci nieco starsi. Czekamy więc
cierpliwie. Gdzieś tam słychać szepty, że taką kolejkę widziano ostatnio w
czasach PRL-u, kiedy wszystko było jeszcze na kartki.
Czekanie
się opłaciło. W końcu poznajemy Jego. Siadamy z nim przy jednym stole. Chwilę
rozmawiamy. To niezwykłe, że Remigiusz Mróz z każdym, kto stał w kolejce 3
godziny albo może i dłużej, zamienia te kilka słów. Gdy mówimy, jak bardzo
lubimy jego książki, jaką przyjemnością było ich czytanie, wydaje się
zakłopotany. To dziwne, biorąc pod uwagę, jaką popularność zyskał w ostatnich
latach. Dostajemy upragnione autografy i zdjęcia. Podekscytowane odchodzimy od
stoiska.
Po
długim męczącym dniu wychodzimy z hali targów. Wreszcie możemy odetchnąć
niezbyt świeżym krakowskim powietrzem. Czekamy na przystanku. Zaczyna padać.
Niebo płacze, ale emocje buzujące w nas, są zgoła inne. Chociaż jesteśmy
wyczerpane, szczęście wygrywa. Cieszymy się, że przyjechałyśmy tu dzisiaj, że
wyszłyśmy z domu. Tramwaj przyjeżdża. Wsiadamy. Jedziemy. Przesiadamy się do
busa. Wracamy do domu. Inne.
Amelka
Subskrybuj:
Posty (Atom)