Zeszły rok upłynął pod znakiem
twórczości Josepha Conrada – wybitnego pisarza anglojęzycznego o polskich
korzeniach, emigranta ze złym akcentem, który zrobił zawrotną karierę w
marynarce Wielkiej Brytanii, chorego na depresję, który osiągnął spektakularny sukces. Na lekcjach języka polskiego w klasach 2c, 2d i 3a uczczono pamięć tego niezwykłego człowieka.
Efekty czytelniczego projektu to m.in. poznanie na nowo biografii tego twórcy, zakładki
do książek z cytatami z twórczości pisarza
przygotowane dla gimnazjalistów na Dzień Otwarty oraz rysunki będące
plastycznymi interpretacjami fragmentów dzieł: „Lord Jim”, „Tajfun”, „Jadro
ciemności”, które znalazły się na wystawie w Bibliotece Wojewódzkiej w
Krakowie.
Jednym z najciekawszych zadań w ramach projektu było porównanie przekładów „Jądra ciemności” Anieli Zagórskiej i „Serca ciemności” Jacka Dukaja z oryginalną wersją J. Conrada. Dokonał tego utalentowany językowo uczeń klasy 3a Aleksander Bajor, który wnioski z tej fascynującej lektury w języku angielskim i polskim przedstawił klasie humanistycznej. „Spolszczenie” książki Conrada jest kontrowersyjne, ale Dukaj pragnął przybliżyć „Heart of darkness” dwudziestopierwszowiecznemu czytelnikowi. I zdaniem Aleksa Bajora – to mu się udało!
Jednym z najciekawszych zadań w ramach projektu było porównanie przekładów „Jądra ciemności” Anieli Zagórskiej i „Serca ciemności” Jacka Dukaja z oryginalną wersją J. Conrada. Dokonał tego utalentowany językowo uczeń klasy 3a Aleksander Bajor, który wnioski z tej fascynującej lektury w języku angielskim i polskim przedstawił klasie humanistycznej. „Spolszczenie” książki Conrada jest kontrowersyjne, ale Dukaj pragnął przybliżyć „Heart of darkness” dwudziestopierwszowiecznemu czytelnikowi. I zdaniem Aleksa Bajora – to mu się udało!
***
J. Conrad, Jądro ciemności, tłum. A. Zagórska, Wydaw. GREG, Kraków 2004, s. 34
„ Drzewa i drzewa, miliony drzew masywnych, olbrzymich, strzelających w górę; a u ich stóp pełzł przeciw prądowi tuż przy brzegu mały, umorusany sadzą parowiec, jak ociężały chrząszcz łażący po posadzce wyniosłego portyku. Człowiek czuł się bardzo mały i zagubiony, a jednak to uczucie nie było właściwie przygnębiające. Wprawdzie byliśmy mali, ale umorusany chrząszcz pełzł naprzód – czego się właśnie od niego wymagało. (…) Droga otwierała się przed nami i zamykała za nami, jakby las wkraczał powoli w wodę, by zagrodzić nam powrót. Przenikaliśmy wciąż głębiej i głębiej w jądro ciemności. Bardzo tam było spokojnie. Czasami nocą warkot bębnów za zasłoną drzew biegł w górę rzeki i trwał w słabym odgłosie do brzasku, jakby się unosił wysoko powietrzu nad naszymi głowami. Nie wiedzieliśmy, czy oznacza wojnę, pokój czy modlitwę. Przed samym świtem zapadała chłodna cisza; drwale spali, ogniska ich przygasały; człowiek się zrywał na trzask gałązki. Wędrowaliśmy po przedhistorycznej ziemi, po ziemi mającej wygląd nieznanej planety. Mogliśmy sobie wyobrazić, że jesteśmy pierwszymi ludźmi biorącymi w posiadanie jakiś przeklęty spadek, którym można zawładnąć tylko za cenę dojmującej udręki i niezmiernego znoju. I nagle, kiedy okrążaliśmy z trudem jakiś zakręt, ukazywały się ściany z sitowia, spiczaste dachy z trawy, wybuchał wrzask, kłębił się wir czarnych członków, klaszczących rąk, tupiących nóg, rozkołysanych ciał, oczu przewracających białkami – pod nawisłym listowiem, ciężkim i nieruchomym. Parowiec brnął powoli po krawędzi czarnego, niepojętego szału”.
Marta Szewczyk, I miejsce w wojewódzkim konkursie: "Inspiracje Conradowskie"
***
„W oddali można było rozróżnić ciemne ludzkie kształty, migające niewyraźnie na tle mrocznego lasu, a blisko rzeki dwie brązowe, wojownicze postacie, wsparte na wysokich włóczniach, stały w blasku słońca jak posągi; na głowach miały przybranie z fantastycznie upiętych , nakrapianych skór. A z prawej strony szła wzdłuż oświetlonego brzegu dzika i wspaniała postać kobieca.
Stąpała miarowym krokiem, owinięta w pasiastą szatę z frędzlami, depcząc dumnie ziemię wśród lekkiego brzęku i migotu barbarzyńskich ozdób. Trzymała głowę wysoko; jej włosy były upite w kształt hełmu; na nogach miała mosiężne kółka aż do kolan, bransolety z mosiężnego drutu aż po łokcie, szkarłatną plamę na ciemnym policzku, nieprzeliczone naszyjniki ze szklanych paciorków u szyi; dziwaczne jakieś przedmioty, amulety, dary czarowników, które wisiały na niej, lśniły i drgały przy każdym kroku. Musiała mieć na sobie wartość kilku kłów słoniowych. Była dzika i przepyszna, płomienno oka i wspaniała; jej powolne posuwanie się naprzód miało w sobie coś złowieszczego. A wśród ciszy, która spadła nagle na całą te smutną krainę, olbrzymi obszar puszczy, cały ogrom płodnego i tajemniczego życia zdawał się patrzeć na nią, zadumany, jakby patrzył na wizerunek swojej własnej mrocznej i namiętnej duszy.
Znalazłszy się naprzeciwko parowca, kobieta zatrzymała się i zwróciła w naszą stronę. Jej długi cień sięgał wody. Twarz o tragicznym i dzikim wyglądzie wyrażała obłędny smutek i niemy ból, a zarazem niepokój jakiegoś nurtującego, na wpół dojrzałego postanowienia. (…) Kobieta patrzyła na nas, jakby życie jej zależało od niezłomnej wytrwałości tego wzroku. Wtem otworzyła nagie ramiona i poderwała je sztywno w górę, jak owładnięta niepohamowanym pragnieniem, by dotknąć nieba – a w tejże chwili szybkie cienie wypadły na ziemię i ogarnęły rzekę obejmując parowiec w mrocznym uścisku. Straszliwa cisza wisiała nad krajobrazem”.
Dominik Huber, III miejsce w wojewódzkim konkursie: "Inspiracje Conradowskie"