wtorek, 6 września 2016

Gdzie się podziały ręce Wenus z Milo?

Posłuchajcie takiej hipotezy:

"Gdzie są ręce Wenus z Milo?"






"Teorii jest wiele. Od możliwości porwania rąk przez kosmitów, przez obgryzienie przez boską Wenus
paznokci w wyniku stresu do łokci, aż po zwyczajne "zerwanie ich przez wiatr historii.

Pomnik Wenus z Milo przedstawia półnagą boginię, Afrodytę, spowitą od bioder w dół w obszerny płaszcz. – Zgodnie z kanonem sztuki greckiej  przedstawiona jest jako postać właściwie naga – opowiada dr Jerzy
Żelazowski z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego. – Jej  przesłanie jednak właściwie badaczom umyka, ponieważ nie zachowały się  ręce.
Jak mogły wyglądać ręce Wenus z Milo? – Przyjmowany jest pogląd, że  ręce miała odrzucone w bok, możliwe, że trzymała w nich np. jabłko  Parysa, może lustro, w którym się przeglądała – zastanawia się ekspert Czwórki.
Sprawa nie jest prosta, bo rąk przy posągu nie było już w czasie, gdyodkryto posąg. – Stało się to pewnym estetycznym wyznacznikiem, ikoną  XIX-wiecznej kultury – opowiada dr. Żelazowski. – W ten sposób podobała się w tamtym okresie - bez rąk."

Więcej na temat historii Wenus z Milo i teorii dotyczących braku jej rąk, dowiecie się, słuchając rozmowy w cyklu "Spytaj redaktora" w audycji "W cztery oczy".
http://www.polskieradio.pl/13/53/Artykul/508784,Gdzie-sa-rece-Wenus-z-Milo 


Wyobrażacie sobie Wenus z rękoma?...




      O popularności rzeźby w XIX wieku świadczy np. jej obecność w  w powieści Stefana Żeromskiego "Ludzie bezdomni". Jest tu symbolem wartości i życia, z którego w końcu rozdarty bohater zrezygnuje, by poświęcić sie pracy lekarza i poomocy najuboższym.

 "W zakątku tworzącym jakby niewielką izbę, oświetloną jednym oknem, stoi na niewysokim piedestale tors białej Afrodyty. Sznur owinięty czerwonym pluszem nikomu do niej przystępu nie daje. Judym widział już był ten cenny posąg, ale nie zwracał nań uwagi, jak na wszelkie w ogóle dzieła sztuki. Teraz zdobywszy w cieniu pod ścianą wygodną ławeczkę jął dla zabicia czasu patrzeć w oblicze marmurowej piękności. Głowa jej zwrócona była w jego stronę i martwe oczy zdawały się patrzeć. Schylone czoło wynurzało się z mroku i, jakby dla obaczenia czegoś, brwi się zsunęły. Judym przyglądał się jej nawzajem i wtedy dopiero ujrzał małą, niewidoczną fałdę między brwiami, która sprawia, że ta głowa, że ta bryła kamienna w istocie — myśli. Z przenikliwą siłą spogląda w mrok dokoła leżący i rozdziera go jasnymi oczyma. Zatopiła je w skrytości życia i do czegoś w nim uśmiech swój obraca. Wytężywszy rozum nieograniczony i czysty, posiadła wiadomość o wszystkim, zobaczyła wieczne dnie i prace na ziemi, noce i łzy, które w ich mroku płyną. Jeszcze z białego czoła bogini nie zdążyła odejść mądra o tym zaduma, a już wielka radość dziewicza pachnie z jej ust rozmarzonych. W uśmiechu ich zamyka się wyraz uwielbienia. Dla miłości szczęśliwej. Dla uczestnictwa wolnego ducha i wolnego ciała w życiu bezgrzesznej przyrody. Dla ostrej potęgi zachwytu zmysłów, którego nie stępiły jeszcze ani praca, ani zgryzota, siostry rodzone, siostry nieszczęsne. Uśmiech bogini pozdrawia nadchodzącego z daleka. Oto zakochała się w pięknym śmiertelniku Adonisie… Cudne marzenia pierwszej miłości rozkwitły w łonie jej jako kwiat siedmioramienny amarylisa. Barki jej wąskie, wysmukłe, okrągłe dźwignęły się do góry. Dziewicze łono drży od westchnienia… Długi szereg wieków, który odtrącił jej ręce, który zrabował jej ciało od piersi i zorał prześliczne ramiona szczerbami, nie zdołał go zniweczyć. Stała tak w półmroku „wynurzająca się”, Anadiomene, niebiańska, która roznieca miłość. Obnażone jej włosy związane były w piękny węzeł, krobylos. Podłużna, smagła twarz tchnęła nieopisanym urokiem. Gdy Judym wpatrywał się coraz uważniej w to czoło zamyślone, dopiero zrozumiał, że ma przed sobą wizerunek bogini. Była to Afrodite, ona sama, która się była poczęła z piany morskiej. I mimo woli przychodziła na myśl nieskromna legenda o przyczynie onej piany wód za sprawą Uranosa. A przecież nie była to Pandemos, nie była nawet żona Hefajstówa ani kochanka Anchizesa, a tylko jasny i dobry symbol życia, córka nieba i dnia…".

 Wenus z Milo do dziś jest symbolem doskonałych proporcji ludzkiego ciała. I wiele ma wspólnego z matematyką. Nie wierzycie?
 " Kanon proporcji klasycznych rzeźb greckich i klasycznych budowli greckich jest poświadczony przez źródła: z nich wiadomo, że fasada świątyni miała mieć 27 swych modułów, a wzrost ludzki 7 swoich. Ale ponadto ci, co mierzyli zabytki greckie, znaleźli w nich jeszcze ogólniejszą prawidłowość: że zarówno posąg, jak budowle konstruowane są wedle tej samej proporcji złotego cięcia: tak nazywa się podział linii, w którym część mniejsza ma się do większej, jak ta do całości. W matematycznej formule:
Złote cięcie dzieli linię na części, które w przybliżeniu mają się do siebie jak 0,618: 0,382. Najświetniejsze świątynie jak Partenon i posągi takie, jak Apolla Belwederskiego i Wenus z Milo, są wedle opinii niektórych znawców we wszystkich szczegółach zbudowane wedle zasady złotego cięcia lub tzw. funkcji złotego cięcia (0,528 : 0,472)
Więcej znajdziecie na: http://cyfroteka.pl/catalog/ebooki/0305285/030/ff/101/OEBPS/Text/section007-002-003.xhtml


Nie wszyscy tak poważnie podchodzą do tego posągu... i nie chodzi mi o mem "Wenus z Milo i Radosław z Łodzi". Sławny malarz i rzeżbiarz suurealistyczny Salvador Dali przedstawił Wenus z... z szufladkami i pomponami ;) Bardzo na czasie :D


Na koniec przestroga:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz