27
października 2017 roku. Pogoda okropna. Wciąż pada, jednak ta pogoda nie
powstrzymuje mnie przed wyjściem z domu i pokonaniem prawie dwustu
kilometrów samochodem wraz ze znajomym,
który zgodził się mi towarzyszyć. Jedziemy do Częstochowy. To właśnie dziś w
Centralnej Szkole Państwowej Straży Pożarnej odbędzie się ślubowanie 88 młodych
mężczyzn. Przyszli strażacy stoją w odświętnych mundurach. Zastanawiam się, czy ukradkiem
szukają w tłumie swoich ukochanych, bliskich. Każdy z nich zdaje sobie sprawę z
niebezpieczeństwa, któregoś dnia mogą wyjechać na akcję z zamiarem ratowania
ludzkiego życia, lecz już nie wrócić do domu. Mimo to widzę ich tutaj, słucham,
jak składają słowa przysięgi, patrzę, jak maszerują. Jestem pełna podziwu dla
nich za przetrwanie okresu unitarnego. Były to dla nich dwa trudne miesiące, podczas
których sprawdzano ich umiejętności
fizyczne, ale też odporność psychiczną.
Spali w namiotach trudnych warunkach pogodowych, pełnili warty, odbywali
meldunki. W tym czasie nie mieli dostępu do telefonów, nie mogli opuszczać
terenu szkoły. Ich jedynym kontaktem ze światem zewnętrznym były… listy. Tak!
Listy w XXI w. Z pewnością trudno było im się przyzwyczaić - na list trzeba
było czekać tydzień. Dzisiaj stoję pośród tłumu, widzę stęsknione rodziny,
matki szukające swoich synów, ojców patrzących dumnie na potomków, dziewczyny
ze łzami w oczach, które czekają na moment, w którym będą mogły wreszcie wtulić
się w ukochanych. Mimo złej pogody to
piękny dzień. Dzień, w którym zyskujemy strażaków, dzięki którym będziemy mogli
żyć spokojnie, z ufnością, że przybędą, gdy będzie potrzeba.
***
Jakiś czas później rozmawiam z Rafałem,
który jest już teraz kadetem w Centralnej Szkole Państwowej Straży Pożarnej w Częstochowie.
Przetrwał okres unitarny, złożył ślubowanie. Teraz czeka go czas nauki niezbędny do wykonywania zawodu.
-Rafał,
jakie jest pierwsze skojarzenie, jakie masz, gdy usłyszysz ,,unitarka?’’
-Przerąbane,
pierwsze co mi się nasuwa na myśl, to straszny wycisk, dużo biegania, brak
telefonu, mało snu, najgorsze dwa miesiące życia. Dołujące było to, że nie
wychodziliśmy poza teren szkoły i czuliśmy się jak w więzieniu. Jedną z
najgorszych rzeczy było właśnie to, że nie mogliśmy kontaktować się z bliskimi
inaczej niż przez listy.
-Miałeś
kryzys?
-Kryzys...
Miałem, jak większość zaraz na początku, bo trudno było przestawić się na taki
tryb życia, na robienie wszystkiego na czas, do tego życia unitarkowego.
-Jak
sobie z tym radziłeś?
-Pocieszało
mnie jedynie to, że to będzie trwało tylko dwa miesiące; to, że jak przetrwam,
będę mógł być strażakiem, robić coś wielkiego, że tak będzie wyglądała moja
przyszłość. Dobrą motywacją byli też koledzy, wszyscy się jakoś wspieraliśmy.
-Jak
reagowaliście na listy?
-Wiadomo,
to było dla nas coś nowego, radość nie do opisania. To była nasza jedyna forma
kontaktu ze światem, mogliśmy dowiedzieć, co się dzieje u bliskich. Za każdy
list robiliśmy trzysta pompek, ale to nie było ważne, radość wynagradzała wszystko.
-Ślubowanie
to z pewnością była ważna chwila w twoim życiu. Jak się wtedy czułeś?
-To
był jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu. Cieszyłem się, że ten trudny czas się już skończył, że
oficjalnie stałem się strażakiem, że moi
bliscy mi w tym towarzyszyli, spełniłem swoje marzenie i no zobaczyłem ciebie
(śmiech).
-
Jak to było zobaczyć bliskich po takim czasie rozłąki?
-Gdy
byłem za granicą, to nawet wtedy nie tęskniłem tak bardzo za rodziną, jak na
tej unitarce. Brak kontaktu zrobił swoje. Zobaczenie ich wszystkich było
niesamowite, strasznie mi ich brakowało, cieszyłem się, że w końcu mogę ich
uściskać.
***
Gdy słyszymy alarm z remizy strażackiej
prośmy, by strażakom udało się wrócić do domu. Bądźmy pełni szacunku dla tych
mężczyzn, którym przyświeca idea ,,Bogu na chwałę, ludziom na ratunek.’’
Madzia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz