środa, 31 stycznia 2018

Bogu na chwałę, ludziom na ratunek

     

      27 października 2017 roku. Pogoda okropna. Wciąż pada, jednak ta pogoda nie powstrzymuje mnie przed wyjściem z domu i pokonaniem prawie dwustu kilometrów  samochodem wraz ze znajomym, który zgodził się mi towarzyszyć. Jedziemy do Częstochowy. To właśnie dziś w Centralnej Szkole Państwowej Straży Pożarnej odbędzie się ślubowanie 88 młodych mężczyzn. Przyszli strażacy stoją w odświętnych mundurach. Zastanawiam się,  czy  ukradkiem szukają w tłumie swoich ukochanych, bliskich. Każdy z nich zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństwa, któregoś dnia mogą wyjechać na akcję z zamiarem ratowania ludzkiego życia, lecz już nie wrócić do domu. Mimo to widzę ich tutaj, słucham, jak składają słowa przysięgi, patrzę, jak maszerują. Jestem pełna podziwu dla nich za przetrwanie okresu unitarnego. Były to dla nich dwa trudne miesiące, podczas których sprawdzano  ich umiejętności fizyczne, ale też  odporność psychiczną. Spali w namiotach trudnych warunkach pogodowych, pełnili warty, odbywali meldunki. W tym czasie nie mieli dostępu do telefonów, nie mogli opuszczać terenu szkoły. Ich jedynym kontaktem ze światem zewnętrznym były… listy. Tak! Listy w XXI w. Z pewnością trudno było im się przyzwyczaić - na list trzeba było czekać tydzień. Dzisiaj stoję pośród tłumu, widzę stęsknione rodziny, matki szukające swoich synów, ojców patrzących dumnie na potomków, dziewczyny ze łzami w oczach, które czekają na moment, w którym będą mogły wreszcie wtulić się w ukochanych. Mimo złej pogody  to piękny dzień. Dzień, w którym zyskujemy strażaków, dzięki którym będziemy mogli żyć spokojnie, z ufnością, że przybędą, gdy będzie potrzeba.
                                                 ***
     Jakiś czas później rozmawiam z Rafałem, który jest już teraz kadetem w Centralnej Szkole Państwowej Straży Pożarnej w Częstochowie. Przetrwał okres unitarny, złożył ślubowanie. Teraz czeka go czas nauki  niezbędny do wykonywania zawodu.
-Rafał, jakie jest pierwsze skojarzenie, jakie masz, gdy usłyszysz ,,unitarka?’’
-Przerąbane, pierwsze co mi się nasuwa na myśl, to straszny wycisk, dużo biegania, brak telefonu, mało snu, najgorsze dwa miesiące życia. Dołujące było to, że nie wychodziliśmy poza teren szkoły i czuliśmy się jak w więzieniu. Jedną z najgorszych rzeczy było właśnie to, że nie mogliśmy kontaktować się z bliskimi inaczej niż przez listy.
-Miałeś kryzys?
-Kryzys... Miałem, jak większość zaraz na początku, bo trudno było przestawić się na taki tryb życia, na robienie wszystkiego na czas, do tego życia unitarkowego.
-Jak sobie z tym radziłeś?
-Pocieszało mnie jedynie to, że to będzie trwało tylko dwa miesiące; to, że jak przetrwam, będę mógł być strażakiem, robić coś wielkiego, że tak będzie wyglądała moja przyszłość. Dobrą motywacją byli też koledzy, wszyscy się jakoś wspieraliśmy.
-Jak reagowaliście na listy?
-Wiadomo, to było dla nas coś nowego, radość nie do opisania. To była nasza jedyna forma kontaktu ze światem, mogliśmy dowiedzieć, co się dzieje u bliskich. Za każdy list robiliśmy trzysta pompek, ale to nie było ważne,  radość wynagradzała wszystko.
-Ślubowanie to z pewnością była ważna chwila w twoim życiu. Jak się wtedy czułeś?
-To był jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu. Cieszyłem  się, że ten trudny czas się już skończył, że oficjalnie stałem się strażakiem,  że moi bliscy mi w tym towarzyszyli, spełniłem swoje marzenie i no zobaczyłem ciebie (śmiech).
- Jak to było zobaczyć bliskich po takim czasie rozłąki? 
-Gdy byłem za granicą, to nawet wtedy nie tęskniłem tak bardzo za rodziną, jak na tej unitarce. Brak kontaktu zrobił swoje. Zobaczenie ich wszystkich było niesamowite, strasznie mi ich brakowało, cieszyłem się, że w końcu mogę ich uściskać.

***

     Gdy słyszymy alarm z remizy strażackiej prośmy, by strażakom udało się wrócić do domu. Bądźmy pełni szacunku dla tych mężczyzn, którym przyświeca idea ,,Bogu na chwałę, ludziom na ratunek.’’
                                   

 Madzia


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz