poniedziałek, 8 grudnia 2014

Bryk MM

Perypetie Wokulskiego

Śnieżne wichury brzmiały dostojnie, 
Wokulski pisał listy na wojnie. 
Rzeckiemu serce skakało radośnie, 
Stachu z Syberii miał wrócić po wiośnie.
Na handlu uzbierał trzysta tysięcy, 
by Izę Łęcką kupić w kilka miesięcy.
Pierwszą swą pulę otrzymał w spadku, 
po śmierci żony Minclowej - z przypadku.
Wykupił weksle, srebrną zastawę,
wywołując w całej Warszawie 
niemałą wrzawę.
Łęcka przerażona swym adoratorem, 
pozostała obojętna i uniosła się honorem. 
Z kolei arystokracja zaintrygowana, 
od razu chciała poznać owego pana. 
Utworzył spółkę do handlu ze Wschodem, 
by móc spokojnie obchodzić się z dochodem. 
Po pewnym czasie kupił kamienicę, 
by udobruchać nieznośną pannicę. 
Ta zaskoczona zainteresowaniem, 
rozpoczęła swą grę omamianiem. 
Starała się utrzymać przy sobie Stanisława,
by za jego sprawą wróciła jej sława. 
W tym samym czasie kokietowała -
Starskiego, Ochockiego i wymuszała 
brawa dla skrzypka Molinariego.  
Od tych zabaw urosło jej ego. 
Artyści najbardziej ją intrygowali
bawili, śpiewali i przepięknie grali
Wokulski był tylko kupcem,
co w jej mniemaniu oznaczało – głupcem.
Po swej ucieczce do stolicy Francji, 
pogodzeniu się z utratą gwarancji
szczęśliwego życia i miłości zdobycia, 
oddał się nauce, doświadczeniom
oryginalnego Geista przemyśleniom. 
Mimo wszystko, po listu otrzymaniu, 
wrócił do kraju i w Zasławiu poświęcił 
się graniu człowieka innego. 
Poznał Wąsowską, którą zauroczył, 
Ochockiego ideą balona zamroczył, 
Starskiego ocenił dokładnie, 
a  na dokładkę do Izabeli 
zbliżył się dosadnie. 
W ruinach zamku nadzieję mu zrobiła, 
gdy siedząc na kamieni łzę uroniła. 
I jego wyznania nie skomentowała, 
rumieńcem lekkim tylko się oblała. 
Wokulski zakochany spędził w amoku 
dzień, dwa dni, miesiąc, pół roku. 
Aż pewnego dnia, gdy się wybrał 
z nią i Łęckim Tomaszem do Krakowa, 
w Skierniewicach ugrzęzła mu w gardle 
mowa. 
Izabela flirtowała z Starskim jawnie, 
nie wiedząc, że Wokulski angielskim 
operuje dość sprawnie. 
Stachu tłumacząc to zamroczenie 
stukotem pociągu o kamienie, 
wysiadł szybko telegramem 
wezwany od siebie samego. 
I  to właśnie na tej stacji 
w Skierniewicach, z racji 
chęci śmierci, na torach 
położył się i nadal w amorach
czekał na pociąg. 
Uratował go niejaki Wysocki, 
jednak to go nie powstrzymało 
i trochę czasu później zawrzało. 
Stachu testament zostawił 
i tak się doprawił, że prawdopodobnie
od dynamitu zginął w Zasławiu. 
Nikt tego nie wie, bo Bolesław Prus, 
zamiast oczywistego zakończenia, 
dał czytelnikowi do myślenia. 



                                                                  Magdalena Mika





1 komentarz: