niedziela, 14 grudnia 2014

Wiktoria?

Na długi wieczór polecamy lekturę opowiadania Klaudii Skrzypek, która w Konkursie Literackim "Po co pisać do szuflady" zajęła 2 miejsce





"Wiktoria"

2 lutego
                    No to dzień dobry nowy świecie, świecie osób, w którym znam tylko swoich rodziców, którzy kazali mi przeprowadzić się do tego podłego, szarego miasta, którzy nie zważają na moje uczucia, na to, że zostawiłam TAM moje całe życie, przyjaciół, drzewa, naturę, szkołę. Którzy umieścili mnie w niewielkim mieszkaniu w jakimś brudnym bloku. Mówią, że w krótkim czasie przeprowadzimy się do apartamentowca. Ojciec dostał cudowną posadę w prestiżowej firmie, będzie nas teraz na wszystko stać. Zasrany awans... Wraz z pierwszym krokiem postawionym na chodniku tego miasta poczułam nienawiść do wszystkiego i wszystkich znajdujących się wokół. Tak bardzo chcę TAM wrócić, chcę wrócić do mojej maleńkiej miejscowości, ale nie ma na to żadnych szans. 
3 lutego
                   Byłam dziś pierwszy raz w mojej nowej szkole. Jedno z najlepszych liceów w mieście? Dobry żart! To rodzicom akurat wyszło, po raz pierwszy byli zabawni. Jednak myślałam, że będzie gorzej, cholernie się bałam tego, jak przyjmą NOWĄ, klasa jest już zgrana, mają za sobą pierwsze półrocze spędzone razem. Wchodząc do Sali, poczułam się najpierw jak intruz... Jak jakiś odmieniec, wszyscy na mnie patrzyli, prześwietlając mnie na wylot, jak gdyby mieli w oczach rentgen. Straszne uczucie, paskudne... po prostu okropne. Dyrektor mnie przedstawił, typowa pogadanka, mieli być mili itd, o dziwo...byli. Kilka osób zaraz po zakończeniu pierwszej lekcji do mnie podeszło, próbowało nawiązać kontakt, w jakimś tam stopniu nawet im to wyszło. Mimo tego nadal nienawidzę tego mojego nowego świata. Idę po słuchawki, aby choć na chwilę zapomnieć.
4 lutego
                    Drugi dzień za mną. Chyba stałam się pupilkiem nauczycielki od francuskiego, powiedziała, że nikt do tej pory tak płynnie i pięknie nie mówił na jej lekcjach jak ja. W sumie miło, ale i tak mam to gdzieś. Poziom nauki w tym LO jest o dupę rozbić. Jak można na matmie w pierwszej klasie, niby tak dobrego liceum siedzieć w jednym temacie już czwartą lekcję? Ale nieważne, jak tak dalej pójdzie, będę miała najwyższą średnią w klasie, ba, może nawet w szkole. Integracja idzie mi całkiem nieźle. Jedna dziewczyna dzisiaj do mnie podeszła i zaprosiła na imprezę w sobotę, powiedziała, że będzie "zajebisty odjazd" i że "szykuje się boska ekipa". Z jednej strony nie chce mi się nigdzie wychodzić, nawet kiedy mam iść do sklepu po bułki, przechodzą mnie dreszcze i ogarnia uczucie obrzydzenia, gdy patrzę na tę szarość i bród, ale z drugiej, nie oszukujmy się, zapewne moich przyjaciół zobaczę dopiero w wakacje, bo mieszkają na drugim końcu Polski. Stanę się warzywkiem, jeśli nie będę z nikim rozmawiać, a z rodzicami nie zamierzam. Nadal jestem na nich wściekła za to, że mnie tutaj przywieźli.


5 lutego
                    Nauczyciele mnie kochają, dosłownie. Ale co się dziwić, skoro uczą takich banałów? Jutro jest impreza u Elizy, nadal się zastanawiam, czy iść. Chyba pójdę, nie zdzierżę kolejnego dnia w tym obrzydliwym bloku.
6 lutego
                    Jezu, ale jestem zdenerwowana. Nie wiem, dlaczego. Na tej imprezie ma być tylko Eliza, kilka osób z klasy i paru jej znajomych. A jeśli wyjdę na idiotkę, kiedy będę rozmawiać z jednym z nich? Nienawidzę tego, że wszystkim tak bardzo się przejmuję. Koniec już, wychodzę. Mama dała mi czas do 12 w nocy. Powiedziała nawet, że po mnie przyjedzie, ale przecież nie będzie mi robić siary przed znajomymi... Szczególnie, że to kilka ulic dalej. 
7 lutego
                    Nadal boli mnie głowa i jest mi niedobrze. Nie pamiętam prawie niczego z tego, co działo się wczoraj. Pamiętam tylko pierwsze chwile, uśmiechy, głośną muzykę, pełno alkoholu i dymu oraz moich rodziców krzyczących na mnie. Nigdy wcześniej nie widziałam ich tak zdenerwowanych... Nie mam siły nad tym myśleć. Nie mam siły dochodzić tego, co się stało. Nie mam siły na nic. Chcę spać.
                    Obudziłam się dopiero koło osiemnastej. Nie przeszkadzało mi to, lubię spać. Rodzice nie odzywali się do mnie ani słowem, olałam to. Bo to niby oni mają jakiś powód, aby być na mnie źli. To przez nich jesteśmy w tym brudnym mieście. Co do imprezy - pamiętam tylko rozbawioną Elizę siedzącą z fajką w ręku na kolanach jakiegoś kolesia. I twarz nieznajomego chłopaka, jego mocno zielone oczy, który wołał do mnie "Wiktoria, Wiktoria! Obudź się!", a ja nie chciałam go słuchać, odpływałam, potem przypomniałam sobie rodziców pakujących mnie do samochodu. To było jak pourywany film. O co chodzi? Nie wiem. Dowiem się jutro, idę spać, brzuch znowu zaczyna boleć.
8 lutego
                  Miałam dzisiaj bardzo dziwny dzień w szkole. Wszyscy na mnie patrzyli, coś szeptali za plecami. Dopiero Eliza wyjaśniła mi,  o co chodzi. Powiedziała, że miałam "niezły odjazd w sobotę, jeden z najlepszych w historii". Niezły odjazd? Ja i niezły odjazd? Przecież nie pamiętam, żebym piła alkohol, no właśnie, nie pamiętam... Nie pamiętam prawie niczego. To nie może już nigdy się powtórzyć. Wstyd mi, że miałam taką akcję, nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło. Nie dziwię się, że rodzice byli źli, ale nie potrafię ich przeprosić. Chyba jestem zbyt dumna, idę poczytać, spróbować się oderwać od tego wszystkiego.
9 lutego
                   Byłam dzisiaj z Elizką i jej znajomymi po szkole w jakimś starym budynku. Długo mnie namawiała, żebym z nimi poszła, w końcu się zgodziłam. Po drodze kupili jakąś tanią wódkę i kilka piw. Nie chciałam widzieć żadnego alkoholu, kiedy otworzyli butelkę, zrobiło mi się niedobrze. Wyciągnęli z portfela małe opakowanie z czymś zielonym. Nie musiałam się długo domyślać, co to. Zrobili jointa i zaciągnęli się. Powiedzieli, że jeśli nie piję alkoholu, to chociaż tym niech się pocieszę. Nie wiedziałam co zrobić, nie chciałam wyjść na kogoś gorszego. Zapaliłam. Było mi po tym dobrze. Bardzo dobrze. Chciałam być w takim stanie cały czas. Ale w końcu uczucie tego szczęścia się ulotniło i wróciłam do domu.
10 lutego
                   Dzisiaj przeżyłam moje pierwsze wagary. W końcu każdy może sobie zrobić czasem wolny dzień. W szkole mam dobre stopnie, nauczyciele się nie zorientują. Razem z Elizką i jej paczką znowu poszliśmy do "budy". Znowu był joint. Znowu uczucie błogości. Potem kolejny, kilka łyków wódki. Nadal trochę mnie odrzuca. Ale lubię ten stan. Stan tego bezwzględnego szczęścia.
11 lutego
                    Rodzice nie mają o niczym pojęcia i dobrze. Byliby wściekli, gdyby się dowiedzieli. Nie zrozumieliby tego, jak dużo daje gram zioła, czy parę kieliszków wódki. Jutro mamy dwudniową wycieczkę szkolną. Elizka wymyśliła, abyśmy wzięły pieniądze od rodziców, ale zostały u niej, jej starszych nie będzie do soboty, są w jakiejś ważnej delegacji. Cały czas przypominają mi się zielone tęczówki tego chłopaka, który był na imprezie u Elizy. Chciałabym je zobaczyć jeszcze raz, jeszcze raz usłyszeć jego głos i znowu odpłynąć, czując jego dotyk. 
13 lutego
                   Dopiero teraz mam trochę siły, aby pisać. To, co się wydarzyło u Elizy podczas niby pobytu na wycieczce szkolnej, jest nieprawdopodobne. Sama nie wierzę, że coś takiego się zdarzyło. Mam mieszane uczucia, bałagan w głowie. Tysiąc myśli. Albo i zero. Sama nie wiem. Nie byłyśmy tylko we dwie, była cała jej paczka i Gabriel. Zielonooki, przystojny, delikatny Gabriel. Ten, którego oczy widziałam każdego dnia przed zaśnięciem. Było mnóstwo alkoholu, papierosów, zioła i twardszych narkotyków. Mam na ręku parę blizn... Wstrzykiwali mi w żyłę amfetaminę. Za pierwszym razem nie miałam pojęcia, co się ze mną działo. Spałam dobre parę godzin. Zasnęłam? Tak, chyba tak. Drugi raz już pamiętam. Uczucie było niesamowite. Czułam się jak nowo narodzona, z innego świata. Było cudownie. Chcę więcej.
14 lutego
                   Byłam dzisiaj u Gabriela, Elizka zapraszała nas do siebie, ale woleliśmy zostać sami w domu. Było przyjemnie. Mamy o czym rozmawiać. Jest kochany, opiekuńczy i bardzo przystojny. Wciągnęliśmy kilka kresek jakiegoś towaru, który miał ukryty pod łóżkiem. Chyba straciłam dziewictwo. Chyba? Cholera, co się ze mną dzieje? Jak mogę tego nie pamiętać? Wiem tylko, ze czułam się dobrze, bardzo dobrze. Byłam z nim, chciałam z nim być. To się liczy. Stracić dziewictwo w walentynki? Całkiem nieźle... Chyba się zakochałam.
16 lutego
                    Moje życie w ostatnim czasie bardzo się zmieniło. Nie miałam pojęcia, że przyjazd tutaj tak na mnie wpłynie. Zaczynam się zastanawiać, czy dobrze się stało, że poznałam Elizę. W zasadzie oprócz niej nie mam tutaj nikogo. Rodzice ciężko pracują, ojciec musi się wykazać, aby przełożeni byli pewni, że zasłużył na awans. Mama ma idiotycznego szefa, który nie daje jej chwili wytchnienia, ale o pracę teraz bardzo ciężko, dlatego trzyma się jej z zaciśniętymi zębami. Nawet nie zauważyli, że już trzy razy byłam na wagarach i całą wycieczkę szkolną przesiedziałam kilka ulic dalej. Eliza mnie rozumie, jej rodzice są po rozwodzie, matka to jakaś ważna biznesswoman, a ojca widuje raz, dwa razy w roku, dobrze wie, co to znaczy samotność. Wcześniej tak nie było, miałam rodziców. Naprawdę ich miałam. Potrafili i chcieli ze mną rozmawiać, teraz zadają tylko głupie, bezsensowne pytania "jak było w szkole?", "dostałaś jakąś ocenę?", zawsze odpowiadam to samo. I tak nie zauważyliby różnicy. Nieważne. Mam Gabriela, który daje mi szczęście. W końcu mam osobę, przy której czuję się bezpiecznie, której chcę dawać miłość. To najlepsza rzecz, jaka spotkała mnie po przyjeździe tutaj.
17 lutego
                    Wczoraj wieczorem powiedziałam rodzicom, że idę na noc uczyć się do Elizki, bo mamy ważny egzamin z francuskiego i bardzo chciała, abym jej pomogła. Oczywiście, była to ściema. Wylądowałam u Gabriela. Jego rodziców nie było. Najlepsza noc, jaką kiedykolwiek przeżyłam. Wziął mnie na dach swojego domu, gdzie oglądaliśmy niebo pełne gwiazd. Pięknych, lśniących gwiazd, które błyszczały prawie tak samo cudownie jak jego szmaragdowe oczy. Potem rozsiedliśmy się na miękkim dywanie u niego w pokoju, zjedliśmy truskawki w czekoladzie, które kupił specjalnie dla mnie. Dużo rozmawialiśmy. Z nikim tak dobrze mi się nie rozmawia jak z nim. Następnie wyciągnął spod łóżka trochę towaru, chciał wykorzystać to, że jego starszych nie ma i ja jestem obok. Lubimy to. Czuliśmy się po tym jeszcze lepiej. Myślę, że tak czuje się człowiek w niebie. Nawzajem wstrzyknęliśmy sobie w żyły. Kiedy on to robi, to jakoś nie czuję bólu, skupiam się na jego oczach i uśmiechu. Potem widzę już tylko to. Mogę rzec, że już standardowo wylądowaliśmy w łóżku. Chyba nie mieliśmy zabezpieczenia. Chyba nigdy go nie mieliśmy. Nie pamiętam. Ale przecież na pewno nic się stało. On z pewnością jest warty każdego grzechu.  
18 lutego
                    Gabriel odprowadził mnie rano do szkoły, kiedy byliśmy na miejscu, do ręki włożył mi bransoletkę z zawieszką anioła, na której odwrocie widniała litera "G".
Kocham Go.
21 lutego
               Złapało mnie jakieś przeziębienie. Rodzice mówią, że nic mi nie jest i mam chodzić do szkoły. Faszerują mnie lekami, a ja czuję się źle nie tylko pod względem fizycznym, ale i psychicznym, nie widziałam Gabriela od czasu, kiedy dał mi tę bransoletkę. Martwię się. Nie mam z nim żadnego kontaktu. Bardzo chciałabym go zobaczyć, przytulić się, pocałować. Nie wiem, co się dzieje. Zaczynam sie naprawdę niepokoić...
23 lutego
                   Nadal ani śladu po Gabrysiu. Szukałam go w "budzie", niejednokrotnie byłam u niego w domu, w kawiarni, kinie, basenie, w każdym miejscu, w którym razem przebywaliśmy. Zniknął. Nie daje znaku życia. Jego telefon jest ciągle wyłączony. Boję się. Tak strasznie się boję. Nie ma już tego gorącego płomienia, który czułam jeszcze do niedawna, teraz jest niepokój. A to najgorsze uczucie. Rano budzi mnie serce. Tak bardzo szybko bijące i próbujące wyrwać się z piersi. Z dnia na dzień czuję się coraz gorzej, ale to nic w porównaniu z bólem psychicznym. Mam dość.
24 lutego
                   Elizka nic nie wie na temat jego zniknięcia. Albo nie chce wiedzieć. Od jakiegoś czasu unika mnie jak ognia. Nie wiem, o co chodzi. Znowu czuję się tak cholernie samotna. Zapaliłam dzisiaj dwa jointy. Ale to mało, potrzebuję czegoś twardszego, co pomoże mi na chwilę zapomnieć.
26 lutego
                   Prawie w ogóle nie pamiętam wczorajszego dnia. Udało mi się rano załatwić amfe od znajomego dilera. Zaszyłam się w budzie, wciągnęłam parę kresek i ocknęłam dopiero koło 19. Rodzice byli na mnie źli, że nie powiedziałam, gdzie poszłam po szkole. Oczywiście w ogóle w niej nie byłam, powiedziałam, że poszłam ze znajomymi na lodowisko. Z tego powodu też nie byli zadowoleni, bo jest ze mną coraz gorzej. Nie zdrowieje, a jeszcze bardziej choruję, ale mam to gdzieś. Amfetamina pozwoliła na chwilę ukoić ból i ten tak bardzo wkurzający niepokój.
Chcę tylko jednego
Gabriela.
27 lutego
                   Mija dziewiąty dzień, odkąd nie miałam żadnego kontaktu z Gabrysiem. Serce mi pęka. Czuję się bezradna. Wręcz zrezygnowana. Eliza nie chce ze mną rozmawiać, powiedziała, że chce zakończyć tę znajomość, tak będzie najlepiej dla mnie i dla niej. Nie rozumiem. Niczego nie rozumiem. Joint, amfa? Tak, to chyba pomoże. Idę zapalić.
29 lutego
                   Wczoraj nie miałam siły zupełnie na nic. Choroba postępuje. Nie wiem, o co chodzi, jak tak dalej pójdzie, trafię do szpitala. Leki nie pomagają, rodzice się martwią. Coraz bardziej zaczynają się mną interesować. Niedobrze. Nie chcę z nimi rozmawiać. Nie teraz.
Nie teraz, kiedy nie mam serca.
2 marca
                   Dopiero teraz mam trochę sił, aby coś napisać. Jestem w szpitalu. Wysoka gorączka, "łamanie w kościach", wymioty. Lekarze robią co mogą, aby dowiedzieć się, co mi jest. Ja wiem. Diagnoza jest prosta: brak serca.

3 marca
                   Robione są mi badania. Boję się, że lekarze wykryją zawartość narkotyków we krwi, ale chyba jak na razie są zbyt zajęci próbami zbicia mojej gorączki, która się mnie trzyma jak jakiś rzep. Dostaję leki przeciwbólowe, jest w nich trochę narkotyków. Pomaga mi to. Nic tutaj nie ma sensu. Rodzice robią co mogą, ale martwią się też o swoje posady. W sumie trochę mi ich szkoda, ale i tak są w lepszej sytuacji niż ja - oni mają serce. 
5 marca
                  Wczoraj nastało gwałtowne pogorszenie. Choroba postępuje, a lekarze nadal załamują ręce. Rodzice czują się coraz gorzej, może jednak mam serce, bo boli, kiedy na nich patrzę. Jestem beznadziejnym przypadkiem, to pewne.
6 marca
                   Lubię noce. Uwielbiam noce. Kocham noce. Wtedy widzę blond włosy, jasną karnację i szmaragdowe oczy. Widzę Gabriela, który słodko wymawia moje imię, który karmi mnie truskawkami, z którym siedzę w kinie, z którym palę jointy. Który mnie przytula, całuje. Który jest. 
9 marca
                   Diagnoza braku serca to nie jedyna dolegliwość. Moje życie już do końca zostało pozbawione sensu. Wszystko zaczyna się układać w jedną całość.
Jestem chora.
Umieram.
Mam HIV.

13 marca
                  Rodzice są w rozsypce. Ja nie czuję się lepiej. Chyba zaczynam się z tym godzić. Może już dawno pogodziłam się z tym, że już nie żyję. Boli mnie tylko widok moich rodziców. Chyba jeszcze dla nich mój organizm pracuje. 
14 marca
                   Alkohol, narkotyki, papierosy, brak odporności już od dzieciństwa - to wszystko przyspieszyło postępowanie choroby. Nie mam szans. Wiem o tym. Rodzice jeszcze się łudzą. Przegrałam? Boję się powiedzieć "tak".
16 marca
                    Lekarze faszerują mnie lekami, robią badania. A ja czuję się tylko gorzej. Robią co mogą, wiem o tym. Wczoraj musiałam się do wszystkiego przyznać. Do brania, palenia, picia. Rodzice płakali, ja też. Po raz pierwszy od dawna naprawdę poczułam, że mam serce, że mam rodzinę. Rodzinę, która mnie kocha. Zabolało mnie to jeszcze bardziej, niż uczucie, że jej nie mam. Zniszczyłam swoje życie, bo myślałam, że jest bezwartościowe, że nie mam dla kogo żyć.
Walczę.
18 marca
                    Chyba powoli daję za wygraną. Mama płacze nad łóżkiem i mówi, że nie bez powodu dali mi na imię Wiktoria Angelika. Wiktoria - znaczy zwycięstwo, Angelika - anioł. Gdzie jest mój anioł? Mój anioł stróż. Dlaczego mnie zostawił? Dlaczego wydarł z mojej piersi serce, a w zamian za to zostawił śmierć. Dlaczego?
21 marca
                    Nie mam sił trzymać długopisu w ręku. Zostawiam tutaj moją historię. Tę najważniejszą. Jeden z etapów życia. Ten najistotniejszy. Tak naprawdę pierwszy, ale i ostatni. 


25 marca
                   Przepraszam
Przepraszam moją mamę
Przepraszam mojego tatę
Przepraszam Elizę
Przepraszam Gabriela
Przepraszam mojego anioła
Przepraszam, że
przegrałam.

26 marca
                   Dziękuję
Dziękuję mojej mamie za to, że tak naprawdę była zawsze
Dziękuję mojemu tacie za troskę
Dziękuję Elizie za pokazanie innego świata
Dziękuję Gabrielowi za miłość
Dziękuję aniołowi za opiekę
Dziękuję za
wszystko.

31 marca
                    Proszę o miejsce w niebie. Wiktoria nie zawsze znaczy zwycięstwo.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz