Tomasz Siwiec,
kat: dorośli, II miejsce w konkursie "Po co pisać do szuflady"
SPADEK
Antek i Franek wrócili do domu dopiero,
kiedy dowiedzieli się, że ich matka nie żyje. Nie byli najlepszymi synami, bo
nawet nie pofatygowali się na jej pogrzeb, ale w powrocie do domu mieli
konkretny cel. Swoje życie spędzali na pochłanianiu nadmiernych ilości różnego
rodzaju trunków. Było im obojętne, co pili, byle tylko szumiało w głowach.
Z domu wyprowadzili się, ponieważ matka
nie tylko zabraniała im pić, ale także potocznie mówiąc — ganiała ich do
roboty. Zarówno Antkowi, jak i Frankowi nie w głowie było rąbać drewno na zimę,
czy sprzątać wokół chałupy, zatem woleli wyprowadzić się na suski dworzec PKP i
codziennie rano stołować się w miejskich kontenerach. Wrócili do domu, ponieważ
podejrzewali, że matka trzyma w domu skarby. Jeden znajdował się w
kilkudziesięciolitrowym dymionie, z kolei o miejscu drugiego wiedziała jedynie
matka.
Już nie jeden raz próbowali dostać się do
wina, ale staruszka pilnie strzegła swojego skarbu i zazwyczaj kończyło się na
srogich batach. Nawet w nocy musiała być czujna jak ptak. Wreszcie zrezygnowali
i opuścili dom, zostawiając matkę zupełnie samą. Od tamtej pory minęło już
prawie dwa lata. O jej śmierci dowiedzieli się z nekrologów rozwieszonych na
tablicach informacyjnych w Suchej Beskidzkiej. Jednak zamiast łez pojawił się
chytry plan przechwycenia skarbów. Teraz już nikt im nie przeszkadzał. Mieli
chałupę wyłącznie dla siebie. Co prawda była jeszcze siostra Zosia, która kilka
lat temu wyjechała za granicę, ale wierzyli, że po pogrzebie wróci ona w swoje
strony, a oni będą mogli oddać się przyjemnościom oraz poszukiwaniom.
Franek i Antek cierpliwie czekali aż
skończy się pogrzeb i wszyscy ludzie rozejdą się do domów. Chwilę kręcili się
wokół chałupy, aby wreszcie wyłamać drzwi, a następnie wedrzeć się do środka.
- Niepotrzebnie je wyrwałeś – stwierdził
Antek. – Przecież teraz i tak jesteśmy spadkobiercami.
- Czym? – wychrypiał Franek.
- Spadkobiercami! Teraz dom należy do
nas. Zresztą, nie ma czasu na pogaduchy. Robota czeka.
Oboje popędzili w stronę ciasnej komórki
i po chwili ich oczom ukazał się najpiękniejszy widok, jaki widzieli w życiu.
Na środku pomieszczenia, pośród sterty szmat i starych mebli stał zakurzony
dymion. Chłopy wstrzymały oddech. Antek klasnął w dłonie i ze łzami w oczach zbliżył
się do skarbu. Następnie kilkoma zamaszystymi ruchami pozbyli się zatyczki i
już po chwili napełnili kubki, których nie zapomnieli zabrać z kuchni.
- Aaahhh! – westchnął Antek. – Jabłkowe!
Pierwsze pięć kubków pochłonęli w
kilkanaście minut. Wino było dość mocne, zatem szybko zaczęło szumieć w ich
pustych łbach.
Pijacką degustację przerwała siostra
Zosia, która wróciła z pogrzebu.
- A ty, czego tutaj? – warknął Franek –
Mało ci majątków w świecie?
Zosia pokiwała głową.
- To tak oddajecie cześć matce, która was
wychowała, wykarmiła i zapewniła dach nad głową? Przecież on się chyba w grobie
przewraca!
- Zmykaj do tej swojej Ameryki! – ryknął
Antek, chwytając za kij od miotły.
- Pogrzeb się skończył! – dodał Franek –
Pora wracać!
Zrezygnowana kobieta wzruszyła ramionami
i opuściła swój rodzinny dom. Było jej przykro, że bracia postąpili w taki, a
nie inny sposób.
- Najwyższy czas brać się do roboty –
stwierdził Antek, przecierając brodę.
Chłopy doskonale zdawali sobie sprawę, że
matka każdego miesiąca pobierała rentę i gdzieś w domu znajdowały się
zaoszczędzone pieniądze. - Musimy dokładnie przeszukać dom. Centymetr po
centymetrze.
Jak postanowili, tak też wzięli się do
pracy. Wino szumiało w głowach, więc nie mieli litości dla szuflad i drzwiczek,
które wyszarpywali z zawiasów, a zawartość mebli wysypywali na środek podłogi.
Przetrzepywali stare fotele i krzesła. Nożem rozpruli pierzyny, poduszki oraz
matki łóżko, które stało w pobliżu pieca. Setki piór wirowało pomiędzy coraz
bardziej pijanymi braćmi. W przerwach na oddech, śmiało polewali sobie z
wielkiego dymiona, wprost do metalowych garnuszków.
Wywalili na podłogę wszystkie ubrania, które staruszka
przed śmiercią zdołała starannie poukładać na półkach. Antek zrzucił ze stojaka
ruski telewizor, niszcząc tylną klapę. Franek wyszarpał stare drzwi z komórki
na strychu, ale poza kilkoma zakurzonymi naczyniami niczego tam nie znalazł.
- Przecież musi to być gdzieś ukryte! –
warknął wkurzony Antek, nalewając do kubka kolejną porcję wina. Dymion powoli
robił się pusty, a chłopom coraz trudniej było ustać na nogach.
- Może zabiła deskami w podłodze? –
stwierdził Franek, wycierając zalaną winem brodę.
Po krótkiej przerwie bracia zabrali się
do roboty. W szopie na tyłach domostwa znaleźli dwie metalowe brechy, którymi
podważali każdą deskę z podłogi. Drewno trzeszczało i pękało pod naporem siły
pijaków. Powoli kończyły się miejsca, gdzie można było szukać skarbu. Wkurzony
Antek cisnął narzędziem w okno, rozbijając brudną szybę.
- Niech ją piekło pochłonie! – wrzasnął
wściekły - Pewnie zabrała pieniądze ze sobą do trumny. Skąpe babsko – dodał, z
ledwością krocząc w stronę opustoszałego dymiona.
Załamani bracia rozlali sobie resztę
wina, które osiadło na dnie naczynia i rzucając pustymi garnkami w kąt,
opuścili zdewastowane mieszkanie.
Zosia była w szoku po tym, co zobaczyła.
Dom znajdował się w takim stanie, jakby przeszedł przez niego huragan. Wszystko
zostało zniszczone i połamane. W powietrzu unosił się zapach pleśni i
jabłkowego wina. Całe szczęście, że mama już tego nie widzi – pomyślała,
obcierając łzy.
Jedyną rzeczą, która się zdołała się
uchować w całości, był stojący na środku pomieszczenia dymion. Bracia zapewne
byli zbyt głupi, albo zbyt pijani, aby się z nim rozprawić. Być może nawet
jedno i drugie.
Zosia zbliżyła się do niego i uśmiechnęła
się pod nosem. Dobrze znała charakter mamy i przeczuwała, gdzie staruszka mogła
ukryć swoje oszczędności. Objęła szyjkę dymiona drżącymi rękami i wyciągnęła go
z metalowego koszyka.
Na spodzie kosza znajdowała się wypchana
banknotami koperta. Biedna matuchna. Sama sobie z ust odjęła, by dzieciom
niczego nie brakło. Świeć panie nad jej duszą – wyszeptała, rozmyślając, na co
powinna przeznaczyć te pieniądze. Zapewne mamie należał się solidny pomnik z
ciężką, nagrobną płytą , żeby żadnemu pijakowi nie przyszło do głowy szukać
pieniędzy w trumnie. Księdzu też wypadałoby trochę odłożyć, aby pomodlił się o
rozum dla dwóch braci, którzy jeszcze bardzo długo zastanawiali się, gdzie też
matka mogła ukryć oszczędności życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz