czwartek, 15 lutego 2018

Ego Icare




Ego Icare

„Był taki młody nie rozumiał że skrzydła są tylko przenośnią (…)”
 – Z. Herbert „Dedal i Ikar”

          Przypomniała mi się pewna scena. Była to lekcja  na basenie. Jedna z dziewcząt zawzięcie tłumaczyła nauczycielowi: „Ryby mają skrzela i płetwy, więc pływają. Ptaki mają skrzydła po to, żeby latać. A ludzie są stworzeni do chodzenia i niczego więcej.” BŁĄD! To właśnie ludzie latają! Nieudolne istoty ludzkie zapragnęły wznosić się coraz wyżej i wyżej. Świat jest pełny skrzydeł. Każdego dnia mijamy dziesiątki, setki Ikarów. Może jeden na dwudziestu okaże się być rozsądnym Dedalem. Ale przecież Dedal też latał. Lotem można nazwać całokształt życia człowieka. Nie bez powodu używa się określenia: „Upadłeś na samo dno, już niżej się nie dało!” Człowiek stworzony jest do lotu! Dlatego tak bardzo boi się niskości.

„Istota rzeczy jest w tym aby nasze serca
które toczy ciężka krew
napełniły się powietrzem
i tego właśnie Ikar nie chciał przyjąć


módlmy się”
 – Z. Herbert „Dedal i Ikar”

           Jan Paweł II jako rozsądny Dedal… Czy nie brzmi to kontrowersyjnie? Z jakim więc odbiorem spotkałoby się określenie: „Jan Paweł II – Ikar, który nie upadł”?  Karol Wojtyła marzył  o wolnej Polsce. W czasach II wojny światowej, a potem komunizmu takie marzenia wydawały się nie do spełnienia. Nasz kraj był przepełniony bólem, cierpieniem, łzami. Jan Paweł II już przed rozpoczęciem swojego pontyfikatu postanowił na miarę swoich możliwości to zmienić. Jego odwaga i upór zadziwiły wszystkich w Stolicy Piotrowej. Jak jeden młody polski duchowny może przeciwstawić się tylu komunistom? Uważał on jednak, że Kościół ma obowiązek sprzeciwić się porządkowi świata, w którym siłą i milczeniem próbowano zaprzeczyć prawdzie Bożej, prawdzie  o Bogu.
     Karol Wojtyła mówił w swoich homiliach o tym, jak Polacy są traktowani przez komunistów: o uczniu, którego wydalono ze szkoły za noszenie krzyża na szyi; o groźbach skierowanych do kobiety, która pozwoliła, aby w jednym z pomieszczeń jej mieszkania nauczano religii; o mężczyźnie, który nie dostał pracy, bo przyznał się do wiary katolickiej.  W książce pt. „Świadectwo”  kardynał Dziwisz przytacza słowa, które wypowiedział Wojtyła jeszcze jako biskup: „Jak mógłbym milczeć? (…) Jak mógłbym nie interweniować? (…)  mam obowiązek być pierwszym, który służy tej sprawie. Wielkiej sprawie człowieka.”
     Powoli unosił się w górę, działał, nie poddawał się. I… udało mu się! Na świecie stopniowo zaczął szerzyć się pokój. Działania Jana Pawła II można nazwać lotem,  a jego zaś Ikarem. Ale Ikarem, który nie upadł. Ikarem – bo marzył i miał odwagę. Tym, który nie upadł – bo jego działania zostały spełnione, a on sam nie poniósł klęski i został okrzyknięty Wielkim.

„Płyną zburzone kościoły,
Ogrody zmienione w cmentarze (…)
I płynie miasto na skrzydłach sławy
I spada kamieniem na serce. Do dna.
Ogłaszam alarm dla miasta Warszawy.
Niech trwa!”
- A. Słonimski „Alarm”

       Podczas wojny w getcie warszawskim i w Auschwitz, i w Birkenau… również mieszkali Ikarowie. Ale oni byli tacy inni. Byli bez skrzydeł. Gdyby je przecież mieli, nie spaliby na przepełnionych pryczach w zimnych barakach. Gdyby tylko mogli, odlecieliby, z pewnością.
Poddawali się swoim oprawcom, znosili zadawane ciosy… Pozwolili na odbieranie sobie wszystkiego, co mieli. Zostali z niczym, jak Ikar, któremu zabrano skrzydła. Tylko w tym przypadku, mówiąc „skrzydła”, mam na myśli normalne życie. 
      „Na ściany, podłogi, cegły padła krew i opowiada o ludziach, którzy tu ginęli. Zostali tam, gdzie polała się ich krew. To nic, że ściany zabielono wapnem. Te ściany są nadal czerwone.”  napisała Seweryna  Szmaglewska w swojej książce pt. „Dymy nad Birkenau”. Kiedy zwiedzamy muzeum w Auschwitz, widzimy na ścianach mnóstwo zdjęć, gabloty z włosami, butami, dziecięcymi ubrankami… Przecież to wszystko należało do ludzi! A ludzie ci wiedli zwyczajny żywot. Mężowie pracowali, żony gotowały, dzieci uczyły się. A potem obcięto im skrzydła…

„Nie czuć na sobie niczyjego wzroku – to jest najgorsze.”
- K. Brandys „Jak być kochaną”

       „Jak być kochaną”…  Już sam tytuł sugeruje, że utwór Kazimierza Brandysa jest o miłości. Czyż miłość nie  uskrzydla? Czy zakochanych nie możemy nazwać Ikarami? Marzą o drugiej osobie, niejednokrotnie popełniają wiele błędów. I toną w morzu łez, gdy coś pójdzie nie tak – zupełnie jak nasz Ikar, który też przecież utonął.
        Główna bohaterka opowiadania K. Brandysa była zakochana w Rawiczu. Gotowa była ryzykować dla niego życiem podczas wojny. Ukrywała go w swoim mieszkaniu przed Niemcami. Gdy ci, szukając Rawicza, wtargnęli do jej domu i nie znaleźli go, dokonali zbiorowego gwałtu na kobiecie. Wyrządzili jej tym niewątpliwie okropną krzywdę. Co zrobiła Felicja? Zamknęła się w sobie? Odsunęła od ukochanego, zostawiając na pastwę okupanta? A może była tak załamana, że popełniła samobójstwo? Nic z tych rzeczy. Dla lepszej ochrony Rawicza zdecydowała się na współpracę  z wrogiem – zgłosiła się do niemieckiego teatru. Po zakończeniu wojny Rawicz opuścił kryjówkę. Nie okazał żadnej wdzięczności!
           Po kilku latach spotkali się ponownie. Ona przez cały czas go kochała, pomimo faktu, że obok miała mężczyznę, który kochał ją. Znalazła Rawicza w knajpie – zaniedbanego i pijanego. Chciała mu pomóc, zapewnić dom i wyleczyć z nałogów. W zamian pragnęła tylko jego miłości.
Jednak ten żałosny egoista nie rozumiał, ile dla niego poświęciła. Na jej oczach rzucił się z i zginął na miejscu.  Felicja została sama z całym swoim cierpieniem.
              Może to jego powinniśmy nazwać Ikarem? Leciał, upadł, zginął… Nie. W mojej opinii żaden z niego pełen marzeń, „uskrzydlony” Ikar. Może najwyżej „zapatrzony w siebie Ikar egoista”.
Prawdziwych skrzydeł dostała Felicja. Nieustannie marzyła o jego miłości. Przefrunęłaby dla niego nad niejednym oceanem. Była zdolna do największych poświęceń. To piękne!    Nie czuła jednak na sobie jego wzroku. Na Ikara miliony oczu zwróciły się… ale już po fakcie. Upadał sam. Ona upadała, kochając. Również sama.


„Z migotliwą tańczy falą
Białe piórko z kroplą wosku.”
- J. Kaczmarski „Upadek Ikara”

           Kobieta – Ikar, tytułowa bohaterka wiersza Marii Pawlikowskiej – Jasnorzewskiej, jest nieszczęśliwie  zakochana. Taka miłość  to wzlot, często długi. Mówi się, że właśnie nieodwzajemniona miłość jest silniejsza, bo trzeba kochać za dwoje.
          Powszechnie uważa się, że kobiety są bardziej stałe w uczuciach, niż mężczyźni. Stąd ta lekkość Kobiety – Ikara – do tego stopnia została uskrzydlona, że leci dłużej. „Chwytającym ją pod ramię wiatrem” może być ten mężczyzna, którego kocha. Może poświęca jej swoją uwagę, sprawiając, że ta czuje się dla niego ważna. To wznosi ją jeszcze wyżej. Jednak nie ma ona nadziei. Wie, że z jego strony to tylko życzliwość,  a nie miłość. Udaje szczęśliwą, nakłada na twarz sztuczny uśmiech i staje się duszą towarzystwa. Kiedy zostaje sama, uświadamia sobie, że bez tego mężczyzny nie jest w stanie nic zrobić. I „spada tak ciężko jak kamień”.
         Kamienie są przyrodą nieożywioną. Co za tym idzie – nie mają uczuć. Być może Kobieta – Ikar była tak bardzo przygnieciona nieodwzajemnioną miłością i koniecznością udawania, że sama stała się nieczuła i ciężka?
Nasz Ikar czuł. A co, jeżeli kochał słońce i pragnął się wznieść, by być bliżej niego? Może zginął  z powodu miłości, a nie marzeń? Jeśli tak, to nie pozostało z tego nic, prócz unoszącego się na powierzchni wody białego piórka i kropli wosku… Bardzo chciałabym nie mieć racji. Mam nadzieję, że się mylę…

„Jaskółko (…)
kotwico powietrza,
ulepszony Ikarze (…),
wskazówko bez minut (…)
zmiłuj się nad nimi.”
- W. Szymborska „Upamiętnienie”


            Maria Pawlikowska – Jasnorzewska w wierszu „Samobójca” pisze o śmierci dobrego człowieka. Uważam, że źli ludzie się nie zabijają. Im nawet źle  nie jest. Potrafią być złośliwi, dążyć po trupach do celu. Złośliwcy nie odebraliby sobie życia. Byliby w stanie żyć choćby na przekór innym. Gdyby jednak postanowili się zabić, oznaczałoby to, że obudziło się w nich dobro.
            Człowiek w utworze Pawlikowskiej – Jasnorzewskiej „miał ciężkie serce”. Widzę dwie możliwe interpretacje tego stwierdzenia. Albo miał on poważnie obciążone sumienie, albo jego serce było dobre i duże – dlatego ciężkie. Skłaniałabym się ku tej drugiej opcji, ponieważ dalej czytamy, że          „z głębi wody ukłonił się światu”. Osoba, która popełniła złe czyny, nie będzie w stanie odejść z taką godnością.  Następny wers mówi, że samobójca „spoczął wśród kwiatów”. To potwierdza moje spekulacje – ten człowiek był dobry. Być może przerosło go okrucieństwo tego świata. Był ziarnkiem piasku na pustyni i nie mógł zmienić otoczenia. Nie chciał go więc oglądać. Miał serce dobre, ale słabe – poszedł z nim na dno.
              Człowiek będący na dnie to nie tylko człowiek  z marginesu społeczeństwa. Alkoholik, narkoman, prostytutka….
A ja powiem, że samobójcy  też sięgają dna. I nie mam tu na myśli dość popularnej opinii: „Ten tchórz, egoista nie myślał o bliskich. Zostawił ich, zabijając się.” Twierdzę raczej, że trzeba być na dnie studni bólu i cierpienia, żeby targnąć się na własne  życie. Nie uważam, że to głupota. Który człowiek chciałby żyć na dnie pustej studni? Taką studnią często jest depresja, a wpadają w nią osoby wrażliwe, nierzadko o wielkich i skorych do pomocy sercach.
                A co Ikarowi do tego? Nie sugeruję, nie narzucam żadnej odpowiedzi. Był chłopcem – zło nie zdążyło jeszcze skalać jego serca. On wzniósł się za marzeniami – tego się trzymajmy. Przecież nie powiem: „A może Ikar był samobójcą?”…

„Ja jeden zauważyłem, że Ikar utonął.”
- J. Iwaszkiewicz „Ikar”

          Często słyszymy o uczniach gimnazjów czy szkół średnich, którzy wpadli w nałogi lub nawet popełnili samobójstwo. Tylko dlaczego takie sprawy wychodzą na jaw, gdy jest już za późno?  W dzisiejszym świecie zapracowani rodzice nie zwracają uwagi na swoje dzieci, a mający przed oczami tylko wyniki matur nauczyciele i pedagodzy nie dostrzegają problemów młodzieży. Obecnie popularny wśród młodzieży stał się serial „13 powodów”. Głównym wątkiem jest samobójstwo pewnej licealistki. Serial sam w sobie nie jest niczym złym. Problem może pojawić się w tym, jak zostanie odebrany. Wielu młodych ludzi staje przed różnymi wyzwaniami. Nawet jeśli są wyjątkowo upartymi Ikarami – mają marzenia i wbrew wszystkiemu za nimi podążają – mogą pojawić się u nich wątpliwości. Psychika młodego człowieka jest podatna  na wpływy środowiska zewnętrznego. Taka osoba może źle odebrać przesłanie serialu i z samobójstwa uczynić jedyne i najlepsze rozwiązanie swojego problemu.
Fakt, że ktoś będący u progu dorosłości, się zabił, będzie szokujący. Jednak uważam, że dużo gorszym będzie fakt, że zupełnie nikt nie zauważył jego trudności i mu nie pomógł.
        Upadek Ikara stał się słynny. Ale okoliczności jego upadania pozostają niezauważone, pominięte. Czy wzywał pomocy? Czy krzyczał? A może spadał po cichu? Nie wiadomo. To przeraża.

„Jesteśmy samotni i razem, wspólnie, nie tyle w przestrzeni, ile w czasie. Samotność nasza to poczucie, że świat przeżywa coś, w czym nie będziemy chcieli ani mogli uczestniczyć.”
 – Kazimierz Brandys

         Ikar upadł, Dedal zaś doleciał do celu. Doskonale o tym wiemy, jednak przypomina o tym Ernest Bryll w swoim wierszu pt. „Wciąż o Ikarach głoszą”. Po co? Co autor miał na myśli?
        
Na początku został przedstawiony problem niesprawiedliwości. Do celu dotarł tylko Dedal, a nie jest on opiewany czy wymieniany w tylu dziełach, co jego syn.
          Ikar podjął ryzyko. Zapłacił za to najwyższą cenę, jednak właśnie za to jest podziwiany.  Dziś nazwalibyśmy to wyłamaniem się czy wyjściem poza schemat. Dlaczego krytykujemy osoby mające odwagę ryzykować? Może właśnie dlatego, że tę odwagę mają? Ludzie zaś, którzy po cichu dochodzą do swego, są niezauważani, pomijani. „Dedale”… A może bardziej postrzegani są jako„Detale”?
          W dalszej części wiersza autor nawiązuje do obrazu Pietera Breughla. Twierdzi, że malarz osiwiał, próbując zrozumieć ludzi. „Oczy im odwracał od podniebnych dramatów.” Z jakiego powodu? Bryll wyraźnie zasugerował odpowiedź na to pytanie poprzez użycie potocznych wyrazów („gapić”, „ucapić”). Dla ludzi przedstawionych na obrazie liczyła się codzienność i przyziemność –  praca czy odpoczynek w letni dzień. Na Ikara nikt nie popatrzył, nie mówiąc już o próbie pomocy.
Dramatyczności całej sytuacji dodaje ostatni wers, który zawiera pytanie: „A Dedal, by ratować Ikara, powrócił?” Nie.
             Mamy do czynienia z prawdziwą tragedią. Upadek jednostki nie znaczy dla ogółu nic! Żyjemy w tłumie, ale tak naprawdę jesteśmy archipelagiem samotnych wysepek. Może sami nie chcemy brać udziału w upadkach otaczających nas Ikarów. Bo praca, szkoła, obowiązki, przyjemności…
„Ratować jakiegoś Ikara? Przecież to zmieniłoby cały schemat. Komu to potrzebne? Doceniać bezideowe kukły systemu i marionetki uszyte z ludzkich upodobań – to jest coś. Tylko taka jest droga do celu” mówi ktoś …

„A gdy serce twe przytłoczy myśl, że żyć nie warto,
 z łez ocieraj cudze oczy, choć twoich nie otarto.”
- M. Konopnicka
          Jacek Kaczmarski w utworze pt. „Lot Ikara” pokazuje nam mitologicznego bohatera z zupełnie innej perspektywy. Mamy do czynienia nie z głupim marzycielem, lecz z osobą dążącą do swojego celu, pomimo negatywnych komentarzy ze strony innych ludzi.
             My – młodzi ludzie będący u progu dorosłości, możemy utożsamić się z podmiotem lirycznym. „Lot na własny rachunek” to inaczej życie na własny koszt i odpowiedzialność. Chcemy wznosić się     w górę – na uczelniach, w pracy. Spotykamy się z negatywnymi opiniami, zupełnie jak Ikar Kaczmarskiego. Im wyżej się znajdujemy, tym mniejsze wydają się być takie miejsca, jak na przykład wioska rodzinna. Ludzie, krytykujący Ikara, spadają – jest to złudzenie, gdyż tak naprawdę to podmiot liryczny znajduje się wyżej. Możemy dostrzec u niego przeświadczenie o samowystarczalności. „Ja sam jestem drogą za kres!” mówi o sobie. Kaczmarski nawiązuje do słów Jezusa: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem”…
                 Aż wreszcie - moment upadku. Ikar zostaje strącony przez kogoś wyższego rangą, przez kogo nie został nawet zauważony. Ma nadzieję, że jego porażka będzie spełnieniem czyjegoś marzenia. Czyż nie tak właśnie jest w dużych firmach? Role się odwracają – wszystko podąża ku górze, a gorące ciało Ikara spada. Bohater nie jest załamany. To wprawdzie jego ostatni lot, ale jednak własny. Nie jest ciągnięty na siłę wzwyż  ani popychany. Zachowuje godność i ustępuje miejsca. Wydaje się być zadowolony z faktu, iż jego przygoda mogła być odbierana przez kogoś pozytywnie. Być może otarł łzy z cudzych oczu, choć jego własnych nawet nie dostrzeżono…


 „ (…) Nie zabłądźcie.
     Bądźcie.
Mijajcie, mijajmy się,
      ale nie omińmy.
      Mińmy.
      My.
Wy, co latacie
i jesteście popychani.”
- M. Białoszewski „Ja stróż latarnik”

         Ludzie walczą o przetrwanie w betonowych puszczach ogromnych korporacji. Chcą być coraz wyżej w hierarchii, chcą coraz wyższych zarobków. Powoli zapominają, czym jest sen,  a o wolnym czasie nie mają pojęcia. Dążą do swojego, niszcząc przy tym innych. Nie kochają, bo po co? Nie śmieją się, bo nikt im za to nie płaci. Nie widzą, że gdzieś po drodze do sukcesu zgubili swoje człowieczeństwo. Nazwałabym ich zniekształconymi Ikarami. Bo przecież cel, marzenia… gdzieś coś świta, ale nie do końca tak, jak trzeba. Syn Dedala nie skrzywdził nikogo swoim lotem. Skrzywdził ojca, ale… swoją śmiercią.

„Ikarze (…)
Jeśli nie jesteśmy żółwiami, dożywającymi trzystu jałowych lat,
To może za twoją przyczyną…”
- T. Śliwiak „Kaskaderzy”

            Tadeusz Peiper w swoim wierszu pt. „Miasto” opisał ludzi jako niezwykle przyziemnych Ikarów. Postawili sobie oni cel bardzo realny – wybudowanie miasta.
            I miasto zostało zbudowane. Autor twierdzi, iż „wśrubowało się w ziemię”. Owszem, było marzenie i na dodatek je spełniono. „Człowiek zamieszkał w swojej własnej dłoni”, czyli, moim zdaniem, zamknął się na inne wyzwania i cele. Skupił się na tym, co już osiągnął, zamiast marzyć dalej. Jeśli już raz się udało, to dlaczego nie spróbować i drugi?
 Peiper nazwał niebo „kartą zaginionej książki”. Ludzie nie są stworzeni do życia w swoim zamkniętym, na pozór idealnym środowisku.
Naszą metą jest Raj.  Niebo to „zaginiona książka”, a zaginionych rzeczy należy szukać.  „W swojej własnej dłoni” nigdy nie znajdziemy pełni szczęścia. Zawsze będzie nam czegoś brakowało.
             Wyobraźmy sobie, że Ikar nie zginął. Wylądował, powiedział: „Doleciałem” i… no właśnie – i co dalej? Czy taki wielki marzyciel, któremu udało się spełnić pragnienie, poprzestałby na nim? Myślę, że z pewnością próbowałby dalej, walczyłby o coś innego. A skoro on dążyłby dalej, to tym bardziej my powinniśmy. Bo przecież czym różnimy się od niego? … Ach, tak, my żyjemy. Ikar nie. On pokazał nam, czym jest odwaga. Chyba jesteśmy mu coś winni. Jeżeli nasze „marzenia walczą”, nie usypiajmy ich.


„Gdym odjeżdżał na zawsze znajomym gościńcem,
Patrzyły na mnie bratków wielkie, złote oczy
Podkute szafirowym dookoła sińcem (…)
I dlaczego te oczy były coraz łzawsze?
Czy nie wolno nic nigdy porzucać na zawsze?”
- B. Leśmian „Odjazd”

         Niewątpliwie tragedia Ikara była czymś strasznym. Zginął chłopiec, który miał przed sobą całe życie. Stał się archetypem, motywem, dla niektórych nawet wzorem. Można by rzec, że nie zginął na próżno. Dedal przeżył, doleciał, wybudował świątynię dla Apollina. I przez to chyba mało kto dostrzega jego tragedię. A przecież on stracił syna! Dlaczego nie widzimy jego rozwartych w niemym krzyku ust? I tej jednej słonej kropli, która wypłynęła z oka, a zginęła w kąciku warg? Dlaczego nie usłyszeliśmy trzasku, jaki, pękając, wydało jego spłakane serce? Zrobiliśmy z niego postać przyziemną. Tymczasem on wolałby być nie przy ziemi, a razem ze swoim synem w niej. Jego dziecko upadło na jego oczach, a on sam był bezradny. Nie mógł nawet złożyć ciała Ikara w grobie, bo pochłonęły je fale.
         „Wybrańcy bogów umierają młodo” – takie piękne, mądre i prawdziwe słowa – pomyśli wielu z nas. Tak? W takim razie miej odwagę powiedzieć je kobiecie, która tuli do piersi swoje nowo narodzone, ale martwe dziecko. Filozofuj tak przed rodzicami, którzy, zamiast wesela, organizują pogrzeb młodej córki.  Cytuj Plauta starszemu mężczyźnie, wiedząc, że przeżył poważny wypadek samochodowy, w przeciwieństwie do swojego syna. Dla nich nie liczą się żadni bogowie. Mieli plany i wspomnienia związane z dzieckiem i nagle to zostało im odebrane. Cierpienie rodzica jest niewyobrażalne. Upadek Ikara  był nożem wbitym w serce jego ojca.
                 Ale upaść można na wiele sposobów. Chłopczyk wypadł z okna. Przeżył, ale jest sparaliżowany – to nie tylko jego tragedia, ale i jego rodziców. Patrzeć na cierpienie fizyczne osoby, której dało się życie, to ogromny ból. Jednak na co dzień spotykamy się także z upadkami moralnymi. Jak wielki ciężar dźwiga matka alkoholika, prostytutki, hazardzisty czy skazanego odsiadującego wyrok w więzieniu? Poniżenia ze strony mieszkańców osiedla ona wytrzyma. Dużo bardziej rani ją ból jej dziecka. I nawet jeśli jest ono już do tego stopnia znieczulone, że go nie czuje, ona odczuwa podwójnie.
„Źle wychowałem, moja wina, zabrakło mnie” – myśli ojciec. Przytłacza go nie tylko presja otoczenia, nie tylko świadomość cierpienia dziecka i tego, że zmarnowało sobie życie, ale również obwinianie siebie o to, że pewnych spraw się nie zauważyło. A przecież Ikar dostał ostrzeżenie. Mimo to postawił na swoim. Zmiażdżone ojcowskie serce Dedala…
                  A my, Ikarowie XXI wieku, stale robimy swojemu Ojcu na złość. Zapominamy o Nim. Żyjemy bez Niego. Ale jakie to nasze życie jest? Nijakie, puste, bezcelowe. On tylko patrzy na upadki swoich dzieci i jest bezradny, bo dał im skrzydła, które mogą je prowadzić zbyt blisko słońca lub wody. Dał wolną wolę. Ale nasz Ojciec różni się od Dedala, który nie zawrócił do tonącego syna. Nasz wyciągnął dłoń.  Ostatnią deskę ratunku i chwała Mu za to, że nie rzucił tego krzyża zbyt daleko. My, wpatrzeni w marzenia o żałosnej niezależności, powinniśmy odbić się od dna, wdrapać na dryfujący w pobliżu krzyż i uderzając się w pierś, w swojej małości i bezsile, powtarzać:  „Jam niegodzien, Panie.”
„Nawet gdybyś żył tylko w powietrzu,
zawsze cię na koniec wpuszczą do ziemi.”
- E. Przybylska „Dzień kolibra”

         Każdy z nas umrze. Nasz lot kiedyś się skończy. Być może śmierć przyjdzie znienacka – spadniemy nagle w morskie fale. Ale może nasze umieranie okaże się być łagodnym lądowaniem; z biegiem lat będziemy obniżać swój lot.
       Nie tylko Ikar latał. Wielu ludzi wzniosło się w górę. Po prostu nie zostali zapamiętani. Czy o naszym locie ktoś będzie pamiętał? Nie wiemy. Jednak każdy z nas już dziś może powiedzieć:
Icarus nomen meum.








Pati 



Bibliografia:


·        Białoszewski Miron, Ja stróż latarnik, [Dokument elektroniczny], tryb dostępu: http://ewiersze.net/bialoszewski-miron-ja-stroz-latarnik-nadaje-z-mrowkowca,41523/
·        Brandys Kazimierz, Jak być kochaną, Wydawn. Literackie 1994.
·        Bryll Ernest, Wciąż o Ikarach głoszą…, [Dokument elektroniczny], tryb dostępu: http://bryll.pl/2011/04/04/wciaz-o-ikarach-glosza/.
·        Dziwisz Stanisław, Świadectwo, ISBN, Warszawa 2007.
·        Herbert Zbigniew, Dedal i Ikar, [Dokument elektroniczny], tryb dostępu: https://www.poema.art.pl/publikacja/58657-dedal-i-ikar.
·        Iwaszkiewicz Jarosław, Ikar, [Dokument elektroniczny], tryb dostępu: http://www.bsip.miastorybnik.pl/zsu/album/ikar.htm.
·        Kaczmarski Jacek, Lot Ikara, [Dokument elektroniczny], tryb dostępu: http://www.groove.pl/jacek-kaczmarski/lot-ikara/piosenka/266618 .
·        Kaczmarski Jacek, Upadek Ikara, [Dokument elektroniczny], tryb dostępu: http://www.tekstowo.pl/piosenka,jacek_kaczmarski,upadek_ikara.html.

·        Leśmian Bolesław, Odjazd, [Dokument elektroniczny], tryb dostępu: http://wiersze.annet.pl/w,,12464.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz