sobota, 17 lutego 2018

Głos pokolenia, które nie ma nic do powiedzenia?



      Dwudziesty piąty listopada. Dzień wyjątkowo słoneczny i ciepły jak na jesienną porę. Słońce rozświetlało krakowskie uliczki, ale wiedziałam, że najlepsze dopiero przede mną. Stałam właśnie przed klubem Studio w oczekiwaniu na koncert jednego z moich ulubionych wykonawców Taco Hemingwaya. Po chwili byłam już przed sceną, czekając aż pojawi się warszawski piosenkarz. Nie był to pierwszy koncert Taco, w którym miałam przyjemność uczestniczyć, lecz cieszyłam sie jak dziecko na samą myśl, że znowu zobaczę, a co najważniejsze, usłyszę swojego idola.
         Kiedy zgromadzeni zaczęli się lekko niecierpliwić bez żadnej zapowiedzi z głośników rozbrzmiał znajomy głos i na scenie pojawił się Taco. „Kiedy wieczór zmienia się w świt, coś dobija się do mych drzwi…” tymi słowami Filip Szcześniak przerwał narastającą frustrację fanów i rozpoczął koncert, w końcu mogłyśmy oddać się rozkoszy, jaką było słuchanie na żywo jednego z naszych ulubionych wokalistów.


       Bardzo podobała mi się interakcja artysty z publicznością. Taco nie jest wokalistą, który przyjeżdża, zaśpiewa kilka piosenek, bierze pieniądze za występ i jedzie do kolejnego miasta, aby tam zrobić to samo. Podczas występu i po nim nawiązuje kontakt z fanami. W trakcie śpiewania współgra z widownią, macha do niej. Między piosenkami opowiada o doświadczeniach związanych z ich powstaniem lub o swoich przemyśleniach. Pokazuje to nie tylko zaufanie wokalisty do publiczności, integrację z nią, ale także szacunek. Jako fankę Fifiego bardzo cieszy mnie fakt, że w połowie utworu przerywa on śpiew i pozwala widowni dokończyć dany fragment. Tak było również tym razem. Taco pozwolił publiczności zaśpiewać każdy refren „Tlenu”. W pewnym momencie postanowił sobie zażartować z nas i oznajmił, że to już koniec koncertu, po czym zszedł ze sceny. Na sali było słychać wyłącznie rozgniewaną publiczność, proszącą o bis. Po niespełna dwóch minutach na scenę z uśmiechem  wskoczył Taco i powiedział, że żartował, a w klubie ponownie zapanowała radosna atmosfera.
       Imponujący jest również fakt, że pomimo rosnącej popularności Filipowi nie uderzyła woda sodowa do głowy, a na występach daje z siebie 100%. Nadal pozostaje skromnym artystą, dla którego najważniejsze jest zadowolenie słuchaczy. W jednej z jego starych piosenek możemy usłyszeć takie słowa:  „korzystając z tej okazji  podziękuję  fanom. To dla was siedzę nocą i modyfikuje kanon” Świadczą one o trosce i dbałości o to, aby jego utwory nie wiały nudą, lecz zaskakiwały odbiorcę. Po każdym utworze wokalista zachęcał zgromadzonych do głośnych oklasków dla Marcina Rumaka, który tworzy podkład muzyczny.



       Fifi w swoich utworach ukazuje polskie społeczeństwo, jego hipokryzję i ciągłe dążenie do modnych wzorców zachodnich. Sam o sobie śpiewa ,,Jestem głosem pokolenia, które nie ma nic do powiedzenia. Mimo to relacjonuję wszystkie posiedzenia: każde wyjście, kino, szybkie piwo, jeszcze szybszą miłość." Już po koncercie, stojąc w kolejce do szatni, aby odebrać swój płaszcz,  podsłuchałam rozmowę dwóch dziewczyn. Jedna z nich stwierdziła, że „ Taco to jeden z nielicznych artystów, który potrafi trafnie ocenić polskie społeczeństwo”. W  pełni się z nią zgadzam. Uważam jednak, że najważniejszy jest sposób przekazu. Mówi on o wszystkim z niezwykłą swobodą i lekkością.
       Przyznam, że byłam w szoku, że po tak wykańczającym występie Fifi znalazł jeszcze czas i chęci na rozmowę ze swoimi fanami. Pomimo wielkiego ścisku mogłyśmy porozmawiać z wokalistą i jego partnerem Marcinem. Mimo zmęczenia Taco był bardzo zadowolony i wdzięczny za to, że mógł zagrać dla nas. Na koniec występu, ku zaskoczeniu wszystkich uniósł kieliszek z winem i napił się za nasze zdrowie.      


      Nie ulega wątpliwości, że koncert był wielkim sukcesem. Jestem pewna, że zapamiętam go na bardzo długo, ale cytując Taco ,,było, minęło, nie przewija się do tyłu video."


Ania i Kinga

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz