Dwudziesty
piąty listopada. Dzień wyjątkowo słoneczny i ciepły jak na jesienną porę.
Słońce rozświetlało krakowskie uliczki, ale wiedziałam, że najlepsze dopiero
przede mną. Stałam właśnie przed klubem Studio w oczekiwaniu na koncert jednego
z moich ulubionych wykonawców Taco Hemingwaya. Po
chwili byłam już przed sceną, czekając aż pojawi się warszawski piosenkarz. Nie
był to pierwszy koncert Taco, w którym miałam przyjemność uczestniczyć, lecz
cieszyłam sie jak dziecko na samą myśl, że znowu zobaczę, a co najważniejsze, usłyszę
swojego idola.
Kiedy
zgromadzeni zaczęli się lekko niecierpliwić bez żadnej zapowiedzi z głośników
rozbrzmiał znajomy głos i na scenie pojawił się Taco. „Kiedy wieczór zmienia
się w świt, coś dobija się do mych drzwi…” tymi słowami Filip Szcześniak
przerwał narastającą frustrację fanów i rozpoczął koncert, w końcu mogłyśmy
oddać się rozkoszy, jaką było słuchanie na żywo jednego z naszych ulubionych
wokalistów.
Bardzo podobała mi się interakcja
artysty z publicznością. Taco nie jest wokalistą, który przyjeżdża, zaśpiewa
kilka piosenek, bierze pieniądze za występ i jedzie do kolejnego miasta, aby
tam zrobić to samo. Podczas występu i po nim nawiązuje kontakt z fanami. W trakcie
śpiewania współgra z widownią, macha do niej. Między piosenkami opowiada o
doświadczeniach związanych z ich powstaniem lub o swoich przemyśleniach.
Pokazuje to nie tylko zaufanie wokalisty do publiczności, integrację z nią, ale
także szacunek. Jako fankę Fifiego bardzo cieszy mnie fakt, że w połowie utworu
przerywa on śpiew i pozwala widowni dokończyć dany fragment. Tak było również
tym razem. Taco pozwolił publiczności zaśpiewać każdy refren „Tlenu”. W pewnym
momencie postanowił sobie zażartować z nas i oznajmił, że to już koniec
koncertu, po czym zszedł ze sceny. Na sali było słychać wyłącznie rozgniewaną
publiczność, proszącą o bis. Po niespełna dwóch minutach na scenę z
uśmiechem wskoczył Taco i powiedział, że
żartował, a w klubie ponownie zapanowała radosna atmosfera.
Imponujący jest również fakt, że pomimo
rosnącej popularności Filipowi nie uderzyła woda sodowa do głowy, a na
występach daje z siebie 100%. Nadal pozostaje skromnym artystą, dla którego
najważniejsze jest zadowolenie słuchaczy. W jednej z jego starych piosenek
możemy usłyszeć takie słowa:
„korzystając z tej okazji
podziękuję fanom. To dla was
siedzę nocą i modyfikuje kanon” Świadczą one o trosce i dbałości o to, aby jego
utwory nie wiały nudą, lecz zaskakiwały odbiorcę. Po każdym utworze wokalista
zachęcał zgromadzonych do głośnych oklasków dla Marcina Rumaka, który tworzy
podkład muzyczny.
Fifi w swoich utworach ukazuje polskie
społeczeństwo, jego hipokryzję i ciągłe dążenie do modnych wzorców zachodnich.
Sam o sobie śpiewa ,,Jestem głosem pokolenia, które nie ma nic do powiedzenia.
Mimo to relacjonuję wszystkie posiedzenia: każde wyjście, kino, szybkie piwo,
jeszcze szybszą miłość." Już po koncercie, stojąc w kolejce do szatni, aby
odebrać swój płaszcz, podsłuchałam
rozmowę dwóch dziewczyn. Jedna z nich stwierdziła, że „ Taco to jeden z
nielicznych artystów, który potrafi trafnie ocenić polskie społeczeństwo”.
W pełni się z nią zgadzam. Uważam
jednak, że najważniejszy jest sposób przekazu. Mówi on o wszystkim z niezwykłą
swobodą i lekkością.
Przyznam, że byłam w szoku, że po tak
wykańczającym występie Fifi znalazł jeszcze czas i chęci na rozmowę ze swoimi
fanami. Pomimo wielkiego ścisku mogłyśmy porozmawiać z wokalistą i jego
partnerem Marcinem. Mimo zmęczenia Taco był bardzo zadowolony i wdzięczny za
to, że mógł zagrać dla nas. Na koniec występu, ku zaskoczeniu wszystkich uniósł
kieliszek z winem i napił się za nasze zdrowie.
Nie ulega wątpliwości, że koncert był wielkim
sukcesem. Jestem pewna, że zapamiętam go na bardzo długo, ale cytując Taco
,,było, minęło, nie przewija się do tyłu video."
Ania i Kinga
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz