sobota, 6 lipca 2019

Nagroda w kategorii "W teatrze życia"

Ewelina Kozina
 wyróżnienie w Konkursie Literackim


Familia

(Syn i Córka wchodzą do pokoju. Na scenie znajduje się stół z dwoma miejscami siedzącymi. Nieopodal stoi drewniany barek. Córka ściąga płaszcz i zawiesza na krześle. Siada. Zostaje jedno wolne miejsce.)

            Córka
Będziesz tak stał? Usiądź.
            Syn
Postoję.
(Mężczyzna opiera się o drzwi. Nie patrzy na kobietę.)
            Córka
Kiepsko wygląda… Gorzej niż myślałam.
Syn
Nie było cię wcześniej. Teraz nie jest jeszcze tak źle.
            Córka
Nie pociesza mnie to.
            Syn
Bo nie zamierzałem cię pocieszać.
(Córka odwraca się do mężczyzny. Jej głos słabnie.)
            Córka
Jesteś zły, że przyjechałam tak późno?
            Syn
Nie… Po prostu… wiesz… często cię nie ma, kiedy cię potrzebuję… znaczy my… kiedy my potrzebujemy.
            Córka
(Wstaje i powoli zbliża się do brata)
Kiedy mnie nie było?
            Syn
Znaczy… nieważne. Nie będę ci przecież wypominać, tylko tak powiedziałem.
            Córka
Nie, ale powiedz. Chcę wiedzieć.
            Syn
Nie, nieważne… nie teraz, proszę cię.
            Córka
To ja cię proszę.
            Syn
Nie.



(Panuje nerwowa atmosfera. Mężczyzna raz po raz przemierza pokój.)

            Córka
Co powiedział lekarz?
            Syn
Że możliwe, że… możliwe, że nie zobaczy już wschodu słońca… Ale trzeba mieć nadzieję.
            Córka
Tak powiedział? Poeta jakiś czy co?
            Syn
Nie wiem, chciał być miły.
            Córka
No ja nie wiem, czy to było miłe.
            Syn
Nie słyszałaś tej rozmowy, więc skąd możesz wiedzieć… zresztą nieważne.
            Córka
Ważne.
            Syn
Dla ciebie nie.
            Córka
Jak możesz tak mówić? Przecież tu jestem. To również mój Ojciec, jestem jego córką…
            Syn
Tak? A mi się wydawało, że przez ostatnie pięć lat miał tylko syna.
            Córka
(Podchodzi i zmusza go, żeby na nią spojrzał.)
Przecież się starałam. Przyjeżdżałam, kiedy mogłam.
            Syn
Tak… tak, masz rację.
            Córka
Więc czemu mnie tak traktujesz?
            Syn
(milczy)
            Córka
Mów do mnie. Proszę cię.
            Syn
Wiesz co? Nie zamierzam o tym rozmawiać. Nie teraz. Nie w takiej chwili. Nie kiedy on leży za ścianą i…
            (Odsuwa zniecierpliwiony dziewczynę i podchodzi do barku. Wyciąga 33-letną Port Ellen.)
            Córka
To Ojca.
            Syn
Wiem.

            Córka
Trzymał to na specjalna okazję.
            Syn
Ta jest nader specjalna.
            Córka
(waha się)
Mi też nalej.
(Syn zawiesza na niej na chwilę wzrok, podaje jej szklankę i siada przy stole.)


            Córka
Pamiętasz, jak tata brał nas nad rzekę jak byliśmy mali? My się bawiliśmy, a on zawsze wtedy zasypiał w trawie nad brzegiem. Jak było ciepło przynajmniej.
            Syn
Wcale nie spał. Przynajmniej nie za każdym razem. Kiedyś się wspięła na skałkę i zniknęła w lasku po drugiej stronie, to pierwszy poszedł cię szukać.
            Córka
Tak, pamiętam. Ale niepotrzebnie, bo tylko zbierałam poziomki.
            Syn
Ale szukaliśmy cię, bo się martwił i w ogóle…
            Córka
Wiem, wiem.
            Syn
Dobrze, że wiesz.
            (Zegar wybija pierwszą w nocy)
            Córka
A ty coś pamiętasz?
            Syn
Coś wesołego?
            Córka
Tak, byłoby dobrze.
            Syn
Nie wiem… muszę się zastanowić. Nie ma tego jakoś dużo…       
            (wzdycha)
Muszę?
            Córka
Nie. Możemy czekać w milczeniu, aż…
            Syn
Nie, poczekaj… Pomagałem mu przy robocie. Wiesz, nauczył mnie kłaść kafelki, murować… gwizdać i… palić w sumie też.
(uśmiecha się)

            Córka
Nie wiedziałam, że…
            Syn
To teraz już wiesz. W sumie to tylko od święta. Na specjalne okazje.
            (Kobieta wyjmuje z kieszeni paczkę i podsuwa mu bliżej)
            Córka
Ta jest nader specjalna, prawda?
            (śmieje się)

(Mężczyzna przysunął krzesło do kobiety.)

            Syn
W ogóle, to co słychać w wielkim mieście? Wszystko gra?
            Córka
Po części tak. Dostałam ostatnio ciekawe zlecenie. Sprawa sprzed dwóch lat. Dziewczynę znaleziono w swoim mieszkaniu na ul. Falerzy. Ślady na nadgarstkach sugerowały na samobójstwo.
            Syn
Więc po co śledztwo, skoro sprawa jest jasna?
            Córka
Widzisz… sęk w tym, że cięcia były za wysoko. Zaraz jak rozpoczyna się dłoń i do tego płytkie. W takim razie była to tylko próba. Ktoś kto naprawdę chce to zrobić, tnie niżej, gdzie skóra jest grubsza, żyły bardziej widoczne i na pewno głęb…
            Syn
Dobra, pomińmy takie szczegóły, do czego doszłaś?
            Córka
Ktoś najwidoczniej pomógł jej się przenieść na tamten świat. Ale wtedy o tym nie myślano. Sprawa wypłynęła teraz, gdy znaleziono dziewczynę w dokładnie takiej samej sytuacji. Ktoś łebski przypomniał im tę sprawę i tak trafili do mnie.
            Syn
Masz już kogoś na oku?
            Córka
Dostałam listę podejrzanych, ale to żaden z nich, myślę.
            Syn
Więc kto?
            Córka
Według mnie to jeden z doktor z katedry biotechnologii. Wybacz, nie mogę ujawniać danych. Studiowały u niego i obie w różnych odstępach czasu leczyły się psychiatrycznie. Jak z nim rozmawiałam to dziwnie się zachowywał, ale to ogólnie dziwak. Zresztą… to tylko domysły.
            Syn
Rzeczywiście ciekawe. Nigdy nie opowiadałaś o swoich sprawach.
            Córka
(do siebie)
Przecież nie rozmawiamy…
            Syn
Co?
            Córka
A co na wsi słychać? Oprócz Ojca, bo to już wiem.
            Syn
Cóż… najlepiej trzyma się mama. Pracuje w domu, pierze, sprząta, gotuje i nie pozwala sobie pomóc. Uwierz, próbowałem… Czasami śpiewa. Ale tylko jak nikt nie patrzy… Ja tam zawsze słucham, uwielbiam jak śpiewa.
            Córka
Ja też.
            Syn
A oprócz tego to po staremu. Bronicki z Walerówną się pożenili, Martusi się trafił spadek od jakiegoś wuja z Ameryki, a Baśka od Kazika sprowadziła jakiegoś gacha z miasta, co nawet nie wie do czego widły służą, a krowę to chyba pierwszy raz w życiu widział i…
            Córka
Dobra, a konkretnie to co u ciebie.
            Syn
Ano nic. Żyję… opiekuję się gospodarstwem… i Ojcem… i jakoś leci no.
            Córka
Ojcem…
(Dziewczyna wpatruje się chwilę w pustą szklankę. Mężczyzna wstaje i jej dolewa.)
            Córka
Dziękuję.
            Syn
O czym myślisz?
            Córka
Ja… zastanawiam się. Gdzie trafi Ojciec…
            (Syn patrzy pytająco)
Nie, nieważne… o czym my to…
            Syn
Wiesz, za późno na lekarzy i szpitale, próbowaliśmy…
            Córka
Nie, nie o to mi chodziło…
            Syn
To o co?
            Córka
Nieważne, to głupie
            Syn
Powiedz.
            Córka
Znaczy wiesz… chodzi mi o to, gdzie trafi… jak już odejdzie.
Syn
Masz na myśli niebo, piekło i tak dalej?
            Córka
Trochę tak, ale nie do końca. Znasz moje poglądy na ten temat.

            Syn
Tak, w przeciwieństwie do reszty, nigdy nie dociekałem… nie oceniałem.
            Córka
Wiem… i dziękuję. Chyba ci tego nigdy nie mówiłam.
            Syn
(Ujmuje jej dłoń)
Nie szkodzi. A wracając… Do nieba chyba.
            Córka
Tak sądzisz?
            Syn
A ty nie?
            Córka
Nie wiem. Znałeś go, wiesz jaki był.
            Syn
No tak, ale to nasz Ojciec, myślałem…
            Córka
A jeśli nie?
            Syn
            (Wstaje)
Co ty mówisz, on leży za ścianą i może w każdej chwili…
            Córka
Tak, wiem. Tylko się zastanawiałam.
            Syn
Proszę cię, był jaki był… znaczy jest… jest jeszcze, ale…
            Córka
To ja cię proszę, dość. Tak tylko mi przyszło do głowy.
            Syn
            (Wzdycha. Wraca na krzesło.)
Przepraszam. Możemy o tym porozmawiać, mamy czas.
            Córka
            (Chowa głowę w dłoniach.)
Nie, nie chcę.

(Chłopak przytula dziewczynę. Zegar pokazuje 3:43 nad ranem.)

            Syn
Hej, mi też jest ciężko. Nam wszystkim. Wiem przecież jaki był… jest. Pamiętam co robił. Byłem przy tym… nawet jak ciebie już nie było.
            Córka
            (Podnosi głowę, jej oczy zachodzą łzami)
Wiesz dlaczego wyjechałam?
            Syn
No… żeby się kształcić, poznawać ludzi…

            Córka
Wiesz dlaczego naprawdę wyjechałam?
            (Mężczyzna milczy)
Bo nie mogłam już na niego patrzeć. Nie mogłam znieść tego co robił… mamie, mi i tobie.
            (Po policzku spływa jej łza)
Pamiętasz? Co się działo jak…
            Syn
Pamiętam.
            Córka
Te kłótnie? Co niedziela… potem i w sobotę, co drugi dzień i w końcu codziennie. Od zaczepek, przez słowa do czynów. Od bagatelizowania, przez milczenie do sińców.
            Syn
Tak, wszystko pamiętam.
            Córka
Ile razy dostałeś jak próbowałeś jej bronić?
            (Milczy)
            Syn
Raz mu oddałem. Od tamtej pory zaczął się mnie trochę bać. Szanować może nie, ale bać.
            Córka
Tak, potem uciekłeś z domu po raz pierwszy.
            Syn
No… Pojechałem pierwszym busem i schroniłem się u pani Radeckiej pod miastem. Chowała mnie przez półtora tygodnia… Była… Nie, wiesz co… może już wystarczy tych wspominek…
            Córka
Nie. Porozmawiajmy.
            Syn
Przed chwilą nie chciałaś rozmawiać.
            Córka
Chcę. Chcę przerwać tą ciszę, co spala naszą rodzinę od lat.
            Syn
Może lepiej nie rozmawiać o takich rzeczach.
            Córka
Nigdy nie rozmawiamy.
            Syn
Bo to smutne, po co wracać do tego…
            Córka
Żebyśmy…

            Syn
Co?
            Córka
Znali prawdę.

            Syn
Jaką?
            Córka
O nas… o nim.
            Syn
Ale co ci to da?
            Córka
Odpowiedzi. Czy cię znam… tak naprawdę. Kim on był dla nas, kim jest i kim… czym pozostanie w naszej pamięci. Co w nas siedzi… strach czy smutek czy wściekłość czy obojętność… Czy umiemy wybaczać jeszcze i czy powinniśmy. Chcę to wiedzieć…
            (Po policzku płyną jej kolejne łzy)
            Syn
Nie wiem, czy znam odpowiedzi na te pytania, siostro… Nie wiem czy jeszcze wiemy kim jesteśmy… tyle lat…
            Córka
Dlatego przyjechałam tak późno.
            Syn
Co?
            Córka
Nie chciałam go widzieć. Ale przełamałam się i przyjechałam. Głównie dla ciebie.
            Syn
Dziękuję. Przynajmniej za to.

(Dziewczyna wyciera nos. Syn siedzi w pewnym oddaleniu.)
            Córka
Czemu mu oddałeś?
            Syn
Hmm?
            Córka
Oddałeś mu. Mimo strachu, byłeś młody… ile miałeś? Siedemnaście lat? Ale się odważyłeś…
            Syn
Ja… coś we mnie… pękło. Widziałem mamę… Ja musiałem… inaczej ona by… on mógłby…
            Córka
Rozumiem.

            Syn
Dodało mi to odwagi. Bo on zawsze mówił… cierpkie słowa. U was się to tak fachowo nazywa.
            Córka
Przemoc psychiczna.


            Syn
No, coś takiego… I nagle poczułem, że… mogę… jestem w stanie kogoś obronić. Mamę i ciebie. I zrozumiałem jeszcze jedno. Że w tym domu nigdy nie było prawdziwego mężczyzny. Takiego co broni, a nie odwrotnie, jak… rozumiesz.
            Córka
Rozumiem.
            Syn
(uśmiecha się)
I wtedy rzeczywiście broniłem. W domu ciebie i mamę, w szkole chuderlaki, biedaczyska, na których się wyżywano. I raz dziewczynę od takiego jednego… nazywali go we wsi „Siekiera”. Chociaż ja bym nie chciał w domu takiej tępej siekiery.
            (Dziewczyna się uśmiecha i przysuwa krzesło do niego)
            Córka
Nie wiedziałam tego. Znaczy coś słyszałam, ale…
            Syn
Rzadko bywałaś w domu. Wiatr cię niósł, gdzie chciał.
            Córka
To ja byłam wiatrem. Miasto może nie było takie wielkie, ale miało charakter… Było niepowtarzalne.
            Syn
Nigdy nie mówiłaś, co robiłaś tam całe dnie.
            Córka
Wszystko i nic. Głównie rozmawiałam. Jak my teraz. To było moje ulubione zajęcie.
            Syn
Z kim rozmawiałaś?
            Córka
Ze wszystkimi. Bywały z tego dobre historie, nowe znajomości, imprezy, dyskusje…, ale i kłopoty.
            Syn
Jak to?
            Córka
Wiesz… niewiele trzeba. Jakiś dyskurs, sprzeczne poglądy, plotka, półprawda albo prawda, niedopowiedzenie… czasami ci się coś wymsknie, a czasami celowo, raz spontanicznie a raz świadomie… czasami źle dobierzesz słowa…
            Syn
Nie wiedziałem. Znaczy słyszałem, że…
            Córka
To teraz już wiesz.

(Zza ściany słychać jęki i krzątanie się Matki.)
            Syn
To przez to zaczęłaś rozwiązywać sprawy?
            Córka
Przez co?
            Syn
Przez rozmowy.
            Córka
A tak. Po części tak. Trochę z powodu, dla którego ty broniłeś chuderlaków i głupiutkie dziewczyny.
            Syn
I was.
            Córka
I nas… Do tego jeszcze dochodzi trzeci powód. Niemoc.
            Syn
Jak to?
            Córka
Jestem kobietą, nie? Jeśli mam szukać odpowiedzi na czyjeś pytania, to na drodze prawnej. Nie gołymi rękami.
            Syn
No tak… Jak to się zaczęło w ogóle?
            Córka
Znaczy… znałam ludzi. Różnych. I informacje. Rozumiesz czasami po alkoholu zbiera się ludziom na zwierzenia…, w sumie na trzeźwo też. I miałam jakieś tam swoje obserwacje.
            Syn
I?
            Córka
No i… ktoś przychodził, popytał, odchodził. Potem znów przychodził, znowu pytał…
            Syn
A ty odpowiadałaś?
            Córka
Ehh… wiesz… do pewnego momentu. Szybko zorientowałam się, że… światem nie rządzą pieniądze, a informacje. A mi było potrzebne tylko to pierwsze. Na kolejne imprezy… i resztę.
            Syn
            (Marszczy brwi ożywiony)
Brałaś?
            Córka
Przez jakiś czas… tak. Miasto bawi, ale i niszczy. A wszystko mi było wolno. Poza tym, to to nie jest takie złe. Co jakiś czas, umiarkowanie i w towarzystwie… czujesz się wtedy jak bóg. Możesz zdobywać świat… i widzisz piękne i kolorowe rzeczy… i co w tym złego? Świat jest taki szary i brzydki…
           
Syn
O Jezu…, czemu o tym nie wiedziałem… powstrzymałbym cię.
            Córka
Jak mogłeś wiedzieć, jak nigdy nie rozmawialiśmy…
            Syn
Od teraz będziemy.
            Córka
            (cicho)
Przecież wiesz, że nie…
            Syn
Właśnie, że tak…
            Córka
Ale to już nie ważne. Wyszłam na prostą. Teraz jest dobrze i jest spokój. I już nie musisz nic udowadniać.
            Syn
Ja nie…
            Córka
Tak. Wiesz, że tak. I nie opieraj się. Chciałeś zastąpić Ojca, ale to niemożliwe. Więc daj sobie spokój. Jestem już silna i daję sobie radę.
            Syn
Ej ja… dobra. Skoro tak twierdzisz…


            Córka
Masz do mnie żal?
            Syn
O co?
            Córka
O wszystko. Że mnie nie było to raz, że długo to dwa i w końcu wcale to trzy. Że ja mogłam a ty nie i za to, że to było niesprawiedliwe. Że nic z tym nie zrobiłam i też nie chciałam. Że przeze mnie zostałeś i straciłeś szansę na inne życie.
            Syn
Lepsze?
            Córka
Może nie… ale na pewno inne.
            Syn
            (Uśmiecha się)
To nie mam żalu. Miałem. Ale wiesz co? Zniknął dziś rano. Dokładnie wtedy, jak stanęłaś w drzwiach. Bardzo się cieszę, że jesteś.

(Na stole stoi w połowie pusta Port Ellen. Dźwięki zza ściany cichną.)

            Córka
Co do mnie czułeś? Byłeś zły, smutny…
            Syn
Zawiedziony.
            Córka
A teraz? Co czujesz teraz?
            Syn
Do ciebie?
            Córka
Ogólnie.
            Syn
Już prawie spokój.
            Córka
Prawie?
            Syn
Cóż…
            (Patrzy na zegar. Niedługo będzie świtać)
Jeszcze parę godzin.
            Córka
Ja prawie też.
            Syn
Nie.
            Córka
Co nie?
            Syn
Ty jesteś spokojna. Przyszłaś na spuszczenie kurtyny.
            Córka
Lepiej późno niż wcale.
            Syn
Lepiej wcześniej, niż za późno.
            Córka
            (śmiech)
O, to nie dla mnie. Nigdy nie jestem na czas.
            Syn
Wiem.


            Córka
Przyjdzie jakiś… ksiądz?
Syn
Był wczoraj. Ojciec jest czysty… dlatego wtedy powiedziałem, że pewnie trafi do nieba. Teraz… teraz już sam nie wiem.
            Córka
Czysty… szkoda, że zostawił taki bałagan.
            (Mężczyzna odkłada pustą szklankę)
            Syn
Jeśli mogę… w co ty w ogóle wierzysz?
            Córka
W siebie.


            Syn
A ty jak myślisz…, gdzie trafi?
            Córka
Myślę… myślę, że nie odejdzie. Fizycznie, owszem. Jego dusza, jeśli coś takiego w ogóle istnieje, też. Ale tak naprawdę, to on zostanie. Tu (stuka palcem w głowę). Pytanie tylko jako kto…
            Syn
Cóż… po tej rozmowie nie jestem pewien, czy mamy jakiś wybór.
            Córka
Wybór ma każdy i zawsze.
            Syn
To co proponujesz?
            Córka
Jest kilka opcji. Może zostać jako Strach. Będzie obecny, ale daleki. Niedostrzegalny, ale wszystkowidzący. Będzie nas widział, słyszał i oceniał. I się w końcu odezwie. Przy moim i twoim ślubie… „Oto mój godny zastępca.” I już nie będziesz wiedzieć… albo przy kłótni… „Uderz”, kiedy indziej „Nie zapominaj”, aż w końcu przy śmierci „Dołącz do mnie”
            Syn
Nie…
            Córka
Może być też Opiekunem. Wróci jak się zgubisz, szukając poziomek i przy robocie i przy gwizdaniu i na każdym „papierosku”. I znajdzie cię u każdej kolejnej Radeckiej i nawrzeszczy po każdym wypadzie, mniej lub bardziej udanym, na miasto. I nigdy nie znajdzie okazji do otwarcia Port Ellen.
            Syn
Ja…
            Córka
Albo ostatnia z opcji. Będzie Kropką. Taką kończącą zdanie. „Pisz: Imię, Nazwisko… Żonaty… data i miejsce urodzenia, już podaję… Data zgonu? Dzisiaj. Która to była?... Ehh… W domu, a gdzie?... Mamo podaj dane… Dobra. Doktor podbije i podpisze, tak.”
            Syn
 Kim w takim razie chcesz, żeby był?
            Córka
Sęk w tym, że nie my wybieramy. Dla każdego będzie kim innym.
            Syn
Ciekawe, kim dla mamy…

(Wchodzi Matka. Za oknem już prawie świta.)
            Matka
            (ociera oczy)
Dzieci… czas się pożegnać.
            Syn
Mamo?

            Matka
Tak?
            Syn
Zanim… mam do ciebie pytanie. Kim dla ciebie będzie teraz Ojciec?
            Matka
Jak to kim? Mężem i ojcem moich dzieci. Co za bzdura teraz. Chodźcie.
            Syn
Mamo, ale… chodzi o to, jak go zapamiętasz.
            Matka
Synku… nie zapamiętam.
            Syn
Jak to…
            Matka
Nie czas ani miejsce na taką rozmowę. Chodźcie już.
            Syn
Nie. Właśnie teraz jest czas.
            Matka
Później, proszę was. Jeszcze nie zdążycie…
            Syn
Mamo, to ja proszę. To ważne.
            Matka
Matko Boska Łaskawa, daj mi siłę do tych dzieci. Jak to jak go zapamiętam… dom zbudował, pracował uczciwie, was wychował, gospodarka stoi…
            Syn
Ale…

            Matka
Nie ma żadnego „ale”. Idźcie się natychmiast pożegnać. O ile teraz zdążycie… takie głupoty  w takiej chwili… nie do pomyślenia.
            (Wychodzi. Jej słowa cichną)

            Syn
            (do Córki)
Nie rozumiem.
            Córka
Widzisz… ona nie pamięta krzywd. Bo jest dobra. Patrzy miłością… i dokładnie tym dla niej będzie… Miłością. Krzywą i pobliźnioną. Ciemną niczym noc, ale… w jej świecie nigdy tak naprawdę nie zapada mrok. Ona zawsze czeka, aż wstanie słońce… bo wie, że w końcu wstanie.
            Syn
To szaleństwo…
            Córka
Ale daje nadzieję. Bez niej, czym byśmy się stali.
            (Uśmiecha się)
            Syn
Może to i dobrze.
            Córka
Może nawet lepiej.
            Syn
Popatrz. Słońce wstaje.
            (Wchodzi Matka, jest spokojna)
            Matka
Odszedł.
            Córka
            (Do brata)
Już wstało.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz