poniedziałek, 10 lipca 2017

Szafot

Zofia Kalemba
I miejsce, gimnazjum

Szafot

1
Jestem mordercą.
Śmiejąc się niepozornie tłumię żal.
Szaleni niewidomi,
wszyscy popełniamy zbrodnie
w imię naszych grzechów.
2
Jestem zbyt zmęczony budzeniem się nad ranem z papierosem w lewej dłoni. Za bardzo żałuję za zbrodnie, żeby móc zasnąć. A jednak robię to codziennie. Zasypiam, budzę się, zapalam papierosa, modlę się. Przecież nie brakuje mi skruchy.
3
Tamtego dnia zatrzymali mnie, kiedy stałem zamyślony nad bezwładnym ciałem.
Spoglądałem wtedy na ściany poplamione krwią, bo widziałem ją wszędzie.
Nie mogę przypomnieć sobie, co mówili, kiedy po mnie przyszli. Czerwona ciecz była na ciele, którego nie pamiętam.
4
Jestem mordercą.
Nie będę kłamał, bo w mieszkaniu zostawiłem białą koszulę poplamioną wczorajszą kawą i nie mogę już po nią wrócić.
Biel pasowała mi wieczorem,
niewinność nie jest już istotna.
5
Kiedy z nimi stałem poplamili nią kafelki. Krew była wszędzie. Na moich spodniach, na butach, we włosach. Krew jest wszędzie, oprócz moich dłoni. A przecież oni odeszli zanim przyłożyłem palec do ust.
6
Nigdy nie prosiłem o litość, a jednak odczuwam ją, kiedy w lustrze oglądam swoje grube blizny naznaczone własnymi kłamstwami i szyderstwem. Lustro kiedyś nie istniało, a blizny ropiały z dnia na dzień coraz mocniej, aż w końcu przestały zupełnie.
7
Zakonnice często tutaj przychodzą.
Lubię na nie spoglądać, bo przypominają mi, że Bóg gdzieś tam jest.
Szkoda tylko, że one nigdy nie patrzą na mnie. Ile bym dał, żeby spojrzały chociaż jeden raz.
8
Jestem mordercą.
Wiernym zaślepiającej niewinności, która skradła mi serce.
9
Kiedy zadają mi pytania, milczę. Myślą, że mam duszę, bo nie brakuje mi skruchy. Szukam jej wszędzie. Mógłbym oddać za nią życie.
10
Tamtego dnia siedzieliśmy w zbyt dusznym pomieszczeniu. Kazali mi czytać raport dotyczący zbrodni. Nie mogłem się skupić, dzień był zbyt upalny. Powiedziałem im, że przepraszam za to, co zrobiłem. Wszyscy na mnie patrzyli, a ja musiałem odwrócić od siebie swój wzrok. Skóra piekła mnie mniej niż powinna.
11
Jestem mordercą.
Każdego dnia.
Nie mam pojęcia, dlaczego.
Jestem nim tak często, że siebie samego nazywam grzechem.
12
Oni myślą, że mam zbyt silne ręce, by potrafiły drżeć.
13
Przykuwam uwagę nawet wtedy, kiedy brakuje mi słów, które uspokoiłyby moje myśli. Co jakiś czas słyszę krzyki; krwawe, niepokojące, miarowe bicie mojego serca. Czasami zastanawiam się czy w ogóle je mam. Wrzaski są coraz cichsze.
14
Jestem mordercą. Nie mógłbym być nikim innym.
Jestem Kubą Rozpruwaczem, który stając przed osądem zawsze słyszy wyrok uniewinniający.
15
Mordercy nie pijają z czystych szklanek, nie jedzą czystymi sztućcami.
Mordercy umywają ręce, które zawsze pozostają brudne.
16
Tamtego dnia nie czułem się zbyt dobrze. Wyszedłem z mieszkania i mówiłem do nich szeptem. Oni i tak nie chcieli słuchać, chociaż wiedzieli, że kiedy wrócę, drzwi będą zamknięte.
17
Dzisiaj musiałem wstawić się na zdjęcia.
Wyszedłem na fotografii dosyć przyzwoicie.
Któż nie byłby zadowolony z takiego efektu?
Pozowałem jak każdy większy i mniejszy morderca ode mnie.
Nie uśmiechałem się, kiedy fotograf mi kazał.
Jestem pełny skruchy.
18
Radio jest włączone zawsze, gdy wchodzę do pomieszczenia.
Biorę je w dłonie i trzymam głuchy przed sobą, bo słońce dzisiaj pięknie świeci. Dzięki Bogu.
„Dzień dobry, jestem mordercą” — Bogu dzięki.
19
Czytam gazetę każdego popołudnia, chociaż tak naprawdę nie wiem, o której godzinie dokładnie. Znam ją już na pamięć, ale czasami zapominam niektórych wyrazów. Udaję wtedy, że codziennie dostaję nową prasę. Jednak zawsze piszą o tym samym — w inny sposób, ale na jedno wychodzi. Nienawidzę czytać gazet.
20
O piątej rano wypaliłem ostatniego papierosa.
Jeszcze za czasów perfekcji domków dla lalek, zawsze budziłem się o tej godzinie zlany potem. Liczyłem do dziesięciu, skrucha odchodziła. Miarowy oddech został zastąpiony przez dym. Oni od zawsze wiedzieli, że odejdzie.
21
Kiedy na chwilę zostawiają mnie samego, myślę sobie, że podobają mi się te drzewa za piątym oknem drugiego piętra; złączone w wiecznym tańcu. Gdy wracają, czuję wiatr ciasno owijający się wokół mojej szyi. Wolę nie wychodzić na zewnątrz, bo jest na to zbyt zimno. Wrócili, a nie pamiętam, żeby ktokolwiek wspominał o wietrze.
22
Niewiele brakowało, a przyłapałbym ich na błędzie. Pozwolili mi jeszcze raz spojrzeć na ściany i zakrwawiony dywan. Mogłem popatrzyć na moje obmyte krwią ręce, ale tylko przez chwilę, która wydawała się nie istnieć.
23
Przeszedłem wczoraj pięć kroków z zamkniętymi oczami. Myślałem, że mogę być niewidzialny. Kiedy nie jestem mordercą, staram się być sobą, ale brakuje mi odwagi. Jako morderca mogę przestać bać się samego siebie. Jako on — jestem pełny żalu.
24
Nie mogę wypić kawy stojącej przede mną— ja nie mam czasu, a ona i tak już ostygła. Spieszę się razem z szalenie niewidomymi, biegnącymi na szafot. Bo nie wiemy, co robiliśmy tamtego dnia, kiedy zabijaliśmy powoli samych siebie. Bez skruchy, której teraz mogłoby nam nie brakować.
25
Teraz każdego dnia składam ręce jak do modlitwy za zmarłych, bo jestem tylko człowiekiem którego zabiła moralność.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz