piątek, 27 października 2017

Malowana smutkiem




    Byłam zmęczona po nieprzespanej nocy, kiedy matka po raz kolejny weszła do mojej sypialni, nalegając, bym czym prędzej wyszykowała się do panny de Boznańskiej.

— Lauren, pośpiesz się! Sama wiesz, jak trudno umówić wizytę u tej malarki! Nie możemy tego przegapić, co by powiedział na to twój narzeczony?!
   Właśnie, narzeczony. Odkąd ojciec zgodził się na moje zamążpójście, cały czas słyszałam to pytanie:  Co powiedziałby narzeczony? A ja jestem za młoda! Momentami żałuję, że jestem bogatą arystokratką, której głównym celem jest znalezienie równie bogatego i uprzywilejowanego męża.
    Nie chcąc denerwować rodzicielki, najszybciej jak umiałam, ubrałam białą suknię z bufiastymi rękawami, włosy zaczesałam w warkocz i ruszyłam w stronę powozu.
— Jak ty wyglądasz?! — przeraziła się matka i zaczęła mi wpinać we fryzurę wielką, granatową kokardę.
    Droga do panny Boznańskiej była długa i męcząca. Gdy dojechaliśmy było już późne południe, jednak słońce ani myślało zachodzić. Daję słowo, to był najbardziej słoneczny dzień w całym Monachium.
   Wchodząc do pracowni czułam dreszcze. Wszechobecne płótna, unoszący się zapach farby sprawiał, że sama miałam ochotę zamoczyć pędzel i namalować piękny ogród, który ukrywał się za oknem. Ogród, który miałam okazję bardzo długo podziwiać, ponieważ panna Boznańska bardzo długo szukała odpowiedniej inspiracji. Na próby mojego portretu zmarnowała wiele płócien.
    Patrząc w okno rozmyślałam nad swoim życiem. Nie chciałam brać ślubu, nie znałam tego człowieka. Chciałam poznać świat, zwiedzić każdy zakątek, znaleźć swoją pasję, a tymczasem wkrótce miałam zostać zamknięta, w pięknym, ale i tak to strasznym dworze, gdzie każdy poczułby się osamotniony i smutny.
   Co jakiś czas panna Boznańska próbowała nawiązać ze mną rozmowę. Twierdziła, że muszę być szczęśliwa, mając dobrego kandydata na męża. Przez myśl przeszło mi, że bardzo chętnie bym się z nią zamieniła.
    Po skończonej pracy podziękowałam malarce, a moja mama zaprosiła ją na wesele, twierdząc, że to dobry pomysł na kolejny obraz.
   Gdy wróciłam do domu wreszcie miałam okazję przyjrzeć się portretowi. Zobaczyłam w nim swoje myśli, swoją rezygnację i smutek, zobaczyłam klatkę, w której jestem zamknięta, podczas gdy w ogrodzie była moja wolność…


***

— Proszę pani, przepraszamy, ale za chwilę zamykamy muzeum — usłyszałam i poczułam, jak ochroniarz mną delikatnie potrząsa.
— Tak, przepraszam. Musiałam się zamyślić i… już wychodzę — tłumaczyłam się. - Dobranoc!
   Wybiegając z Górnośląskiego Muzeum w mroźną noc na ulice Bytomia, wiedziałam, że to czas, aby zmienić swoje życie. Czas powalczyć o lepszy dzień. Nie muszę teraz brać ślubu, mogę poczekać, wydorośleć, zwiedzić świat, poznać siebie. Nie jestem dziewczynką z obrazu. Jestem dorosłą kobietą, która może wrócić do dzieciństwa.
   Gdy wróciłam do domu, spakowałam rzeczy i uciekłam, pozostawiając niedoszłemu narzeczonemu list, w którym poprosiłam o zrozumienie. Wytłumaczyłam mu wszystko, mając nadzieję, że dołączy do mnie w mojej wielkiej podróży i razem odkryjemy tajemnice tego świata. Spełnimy niedoścignione marzenia dziewczynki przy oknie.


Magdalena 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz