Karolina Malaga
I miejsce w Konkursie Literackim
kategoria II
I miejsce w Konkursie Literackim
kategoria II
65. kilometr
- Inspektor Mroczkowska znowu nie w humorze? Czyżby
nasza super kobieta nie znalazła żadnego trupa w ostatnim czasie? – naigrywa
się nowy technik, ale żaden z kryminalnych się nie śmieje.
Zastanawiam się
kiedy się zorientuje, że stoję za nim, ale chyba nie prędko. Coraz większych
idiotów umieszczają na moim wydziale. Cóż, przynajmniej nie można się nudzić w
pracy.
- Niedługo znajdą
ciebie, Malinka – mówię, zniżając głos i przybliżając się do niego.
Technik momentalnie
blednie i milknie. To chyba nie jest jego najlepszy dzień. Zresztą nie mam
czasu się nad tym zastanawiać. W jednym z poniemieckich schronów w Kamiennej
Górze jakiś turysta znalazł zwłoki mężczyzny w średnim wieku.
- Zbierajcie się,
mamy denata – mówię do podwładnych, a oni natychmiast ruszają.
Gdy docieramy
przed schron, zastajemy spanikowanego dwudziestolatka, który nas wzywał. Zlecam
psychologowi zabranie go na komisariat, a sama wraz z technikami i prokuratorem
Wisielskim wchodzę do schronu.
W środku panuje
ciemność i chłód. Zapalamy latarki i idziemy w głąb korytarza. Rozdzielamy się
na rozwidleniu, żeby szybciej przeszukać mroczne zakamarki. Schron jest
dokładnie taki, jakim go zapamiętałam z dzieciństwa, kiedy pomagałam ojcu
historykowi w badaniach naukowych. Zimny, mroczny, zamglony. Mimo, że na
zewnątrz panuje upał, to w środku jest poniżej 8 stopni. Świetne miejsce na
porzucenie zwłok…
Dochodzę do końca
korytarza i znajduję ciało mężczyzny. Leży na brzuchu, a na jego czaszce widać
obrażenia. Łysinę pokrywa zaschnięta krew. A jego twarz… wygląda jakby zastygła
w przerażeniu i zdziwieniu. Przyglądam mu się przez dłuższą chwilę. Gdzieś już
widziałam tego mężczyznę…
- Panowie do mnie
– rzucam przez krótkofalówkę.
Natychmiast
przybiegają. Z ust prokuratura wydobywa się paskudne przekleństwo. Technicy od
razu przestępują do pracy. Robią zdjęcia i pobierają próbki.
Zakładam
lateksowe rękawiczki i dotykam stropu i ścian. Tak jak kiedyś pokryte są szarą
mazią z rozmokłych ścian.
- To nie mogło być
samobójstwo – mówi jeden z techników. – Nigdzie nie ma narzędzia i nie mógłby
sobie zadać ran z tyłu czaszki.
- To prawda, o
skały też nie mógł uderzać. Nie ma na nich ani śladu krwi, a nawet jeśli, to na
jego głowie nie widać śladów tej mazi – odwracam dłoń w kierunku prokuratora i
oświetlam ją latarką.
- Czyli zabójstwo
– szepcze zrezygnowany prokurator.
Wisielski już
ostatnio narzekał, że ma za dużo pracy i chciałby urlop. A skoro to morderstwo,
to nie zamknie sprawy tak szybko.
Współczułabym mu jakby nie to, że też mam dużo pracy.
- Jak skończycie
to wracajcie na komisariat, a ja jadę przesłuchać naszego znalazcę.
***
Wchodzę do pokoju
przesłuchań. Przy metalowym stole czeka młody chłopak. Siadam naprzeciwko
niego, recytuję formułkę i informuję go o jego prawach jako świadka.
- Co robiłeś w
schronie? – pytam niskim głosem z lekką nutą groźby. Nie chcę mu mówić, że
dopóki nic nie wyjaśnimy, jest jedynym podejrzanym o morderstwo.
- Byłem na
urbexie. Wie pani, pani inspektor. To popularne zwiedzać opuszczone i
niebezpieczne miejsca. Mam nawet kanał na Youtube. Pokazać? – wyrzuca z siebie
jednym tchem.
- Zwolnij,
kolego. Jesteś na razie jedynym podejrzanym. Zdajesz sobie z tego sprawę? Te
schrony są zapomniane i nikt do nich nie wchodził od wielu lat. To poważna
sprawa. Opowiadaj wszystko po kolei.
Opuszczam pokój
przesłuchań i polecam wypuścić youtubera. Nic konkretnego mi nie powiedział.
Dowiedziałam się tylko tyle, że pojechał zobaczyć schron III Rzeszy i liczył na
to, że znajdzie jakiś symbol Rzeszy, żeby móc pochwalić się znajomym, a
znalezienia ciała nigdy by się nie spodziewał.
Pracuję bez
przerwy od dwudziestu godzin. Do komisariatu wciąż dobijają się kolejni
dziennikarze. Oględziny wykazały, że ofiarą zabójstwa padł znany naukowiec z
Akademii Górniczo – Hutniczej, który kilka miesięcy temu przybył z ekipą
badawczą w okolice Wałbrzycha, żeby odnaleźć legendarny złoty pociąg. Odkąd
prasa się od tym dowiedziała, jesteśmy bombardowani przez telefony z telewizji.
Wiem, że sprawę trzeba wyjaśnić jak najszybciej. Zwołuję w swoim gabinecie
kryzysowe zebranie.
- Co już wiemy? –
pytam podwładnych.
- Mężczyzna, rasy
białej, wiek pomiędzy 55 a 60 lat… - zaczyna nasz antropolog, który zwięzłością
swoich mów mógłby dorównywać Sienkiewiczowi.
- Dobra, dobra.
To możemy z papierów wyczytać. Chcę znać datę zgonu i przyczynę.
- Śmierć
nastąpiła około dwie doby temu. Denat został kilkakrotnie uderzony w tył głowy
tępym i płaskim narzędziem. Czaszka jest połamana i pocięta. Musiała zajść
działalność osób trzecich.
Notuję
najważniejsze informacje w czarnym skórzanym notesie z logiem Koła Naukowego Kamiennej
Góry.
- Coś jeszcze?
- Tak, - wtrąca
patolog – na ciele znaleziono ślady walki.
Odnotowuję to i
polecam zespołowi skończyć pracę na dzisiaj. Od jutra rano znów zaczynamy
śledztwo i przesłuchania członków ekipy naukowej profesora Krasko.
Kiedy wychodzę z
komendy jest już ciemno. Miasto powoli zasypia. Robi się coraz ciszej i
chłodniej. A może to tylko cisza przed sierpniową burzą…
***
- Pani inspektor,
świadkowie już czekają. Zgarnęliśmy całą ekipę: Gabrielę Mostowską, Annę
Podkomorzy, Macieja Reatorskiego i profesora Antoniego Zagajewskiego – mówi
aspirant, podając mi kawę i papiery.
- Przejdę do
pokoju przesłuchań. Dajcie mi najpierw Zagajewskiego – oznajmiam i wychodzę ze
swojego biura.
Do pokoju
przesłuchań wchodzi starszy mężczyzna. Recytuję formułkę praw świadka i
zaczynam zadawać mu pytania.
- Co pan robił w
dwa dni temu późnym wieczorem?
- Pisałem w swoim
pokoju hotelowym rozprawę naukową na temat tajnego laboratorium Hitlera.
- Czy ktoś może
to poświadczyć?
- Niestety byłem
sam. Każdy członek ekipy ma oddzielny pokój od reszty.
Zadaję mu jeszcze
kilka pytań odnośnie znajomości i współpracy z nieboszczykiem. Rozmowa nie
wnosi wiele do sprawy. Zagajewski jest miłym, starszym panem, który najchętniej
całymi godzinami rozprawiałby o historii. Dowiedziałam się od niego tylko tyle,
że profesor Krasko nie miał wrogów, a studenci go uwielbiali.
Robię kilka
zapisków w notesie i wzywam Mostowską. Do pokoju wchodzi młoda blondynka, jej
twarz jest czerwona i zapłakana. Idzie powoli, waha się lekko. Jest
roztrzęsiona. Polecam jej usiąść naprzeciwko i łagodnym tonem informuję, że
może odmówić składnia zeznań. Zadaję jej podstawowe pytania, ale kobieta
niewiele wie na ten temat.
- Jest już pani
wolna – oświadczam, bo nie chcę dłużej męczyć dziewczyny.
- Niech mi pani
obieca, że znajdzie mordercę. Profesor był dla mnie jak ojciec. Pomagał mi
rozwijać karierę naukową i zachęcał do rozwoju. Sam zabiegał o moją nominację
do zespołu badawczego. Nie wierzę, że ktoś mógł go zabić i to jeszcze w takim
momencie… - urywa i zaczyna płakać.
- Jakim momencie?
– pytam.
- Profesor
powiedział kilka dni temu, że jesteśmy już blisko odnalezienia złotego pociągu,
że potrzebujemy jeszcze trochę czasu, a odnajdziemy pociąg z całym złotem i
tajnymi dokumentami III Rzeszy.
- Myśli pani, że
ktoś jeszcze o tym wiedział?
- Tylko
członkowie ekipy.
Notuję
najważniejsze informacje w notesie i wzywam kolejnego świadka. Do pokoju
przesłuchań wchodzi niska brunetka. Idzie pewnym krokiem i nie wydaje się być
smutna. Jest całkowitym przeciwieństwem blondynki. Wskazuję jej miejsce
naprzeciwko.
- Gdzie pani była
dwa dni temu wieczorem? – pytam.
- Siedziałyśmy z
Gabą w jej pokoju, malowałyśmy paznokcie i oglądałyśmy Dirty Dancing. Wie pani, babski wieczór.
- A potem?
- Potem wróciłam
do swojego pokoju.
Zadaję kobiecie
jeszcze kilka pytań. Wygląda na najmniej przejętą śmiercią Krasko, ale na jej
korzyść przemawia to, że jej wersja pokrywa się ze słowami Mostowskiej. Zresztą
nie wydaje mi się, żeby ta filigranowa kobieta była w stanie zabić rosłego
mężczyznę.
Nadeszła pora na
ostatniego świadka. Wzywam do siebie Reatorskiego. Do pokoju wchodzi przystojny
młody mężczyzna. Jest barczysty i wygląda na wysportowanego. Recytuję
podstawowe formułki i zadaję mu kolejne pytania.
- Na pewno nie
zna pan motywu, dla którego ktoś mógłby zamordować profesora? – pytam znudzona
bezowocnymi przesłuchaniami.
- Wszyscy
jesteśmy grzesznikami. Ktoś mógł mu zazdrościć kariery, a ktoś inny pracy. Nie
pomogę pani, pani inspektor – oznajmia zaczepnie. – Wiem tylko, że ja go nie
zabiłem.
Robię notatki i
stawiam pytajnik przy nazwisku Reatorskiego. Dziwnie się zachowywał. Świadkowie
z ekipy profesora na niewiele mi się przydali, ale przynajmniej mam jakiś trop.
Zabieram papiery
i wracam do swojego biura. Siadam za biurkiem i próbuję uporządkować wszystkie
zdobyte dotychczas informacje. Nagle niemal razem z drzwiami wpada technik
Malinka.
- Nie nauczyli
was w szkole pukać? – podnoszę głos zdenerwowana, bo przez niego prawie wylałam
na siebie herbatę.
- Ale mam coś o
czym pani musi wiedzieć – broni się. – Powiedzieli, że to pilne.
Kiwam głową
zachęcająco, by mówił.
- Krasko nie
został zabity tam, gdzie znaleźliśmy. Zbadaliśmy dokładnie wnętrze korytarzy.
Zginął gdzie indziej, a w schronie ktoś próbował ukryć ciało. Nie był
wystarczająco silny, więc od samego wejścia ciągnął za sobą denata. Ponadto
próbka ziemi na ubraniu ofiary nie przypomina składu tej, która znajduje się w
jaskini.
- Może jeszcze
coś z ciebie będzie – mówię do chłopaka, zachęcająco i notuję to, co
powiedział. – Szukajcie dalej, może coś jeszcze znajdziecie.
Krasko nie został
zabity schronie. To już jakiś trop. Zabójca ciągnął jego ciało po podłożu,
czyli nie był na tyle silny. Nadal nie mogę wykluczyć żadnego podejrzanego.
- Macie
jakiekolwiek ślady? – dzwonię do laboratorium. – Cokolwiek… A DNA sprawcy? Nie?
Ehh. W porządku. Dajcie znać jak coś znajdziecie.
Morderca musiał
znać się na tym, co robi. Nie zostawił po sobie żadnych śladów, które mogłyby
nas na niego naprowadzić. Jestem pewna, że musiał znać się na tym, co robi, a
co ważniejsze, musiał znać i być bliski profesorowi. To musiał być ktoś z jego
ekipy… Tylko kto? Najbardziej pasują mi Podkomorzy i Reatorski. Któreś z nich
musi być mordercą, tylko potrzebuję na to dowodów.
Nie potrafię
siedzieć bezczynnie. Postanawiam przyjrzeć się działalności profesora Krasko i
jego ekipy badawczej. Otwieram Internet i wpisuję w wyszukiwarkę Profesor Krasko, poszukiwania złotego
pociągu. Wyświetla mi się milion nagłówków: Jesteśmy blisko odnalezienia złotego pociągu, Złoty pociąg nie był
legendą, 65. kilometr na linii kolejowej Wrocław – Wałbrzych, 61. czy 65.
kilometr? Naukowcy mówią o 64…
Boli
mnie głowa. Pulsujący ból z prawej skroni rozpływa się po całej czaszce.
Przeszkadza mi w koncentracji. Próbuję skupić myśli, ale udaje mi uchwycić
jakieś urywki.
złoty pociąg
65.
kilometr
Wrocław
Wałbrzych
linia
kolejowa nr 274
złoty pociąg
nasyp
złoty
pociąg
jesteśmy już blisko odnalezienia
złotego pociągu
Otwieram oczy i
gapię się w swoje notatki. Przesuwam wzrokiem po czarnym atramencie. Mój wzrok
zwraca logo Koła Naukowego Kamiennej Góry.
Tata. To on je
założył…
Ojciec przed
śmiercią poświęcił wiele lat na poszukiwania złotego pociągu. Badał historię
Wałbrzycha i Kamiennej Góry. Fascynowało mnie to kiedy byłam dzieckiem.
Chodziłam z nich do podziemnych korytarzy, które pozostały po nazistach i III
Rzeszy. Spędzałam godziny na studiowaniu notatek ojca, których nie rozumiałam i
uczyłam się historii Dolnego Śląska... i pomagałam w poszukiwaniu złotego
pociągu…
Wstaję zza biurka
i wybiegam z komendy. Wsiadam do mojego ulubionego czerwonego samochodu i
łamiąc wszystkie ograniczenia prędkości, pędzę do domu rodzinnego do
Przedwojowa. Instynkt mi podpowiada, że zabójstwo Krasko ma coś wspólnego z
pociągiem i którymś z członków jego ekipy badawczej.
W domu witam z zaskoczoną
mamą i biegnę na strych. Odnajduję ogromne pudło z opracowaniami naukowymi i
rzeczami ojca. Znajduję w nim dwa czarne zakurzone notesy. Dokładnie takie jak
mój. Zabieram je i idę do dawnego gabinetu ojca.
Jest taki jak
dawniej. Po środku ciemnozielonego pokoju stoi masywne dębowe biurko, a przy
nim czarny skórzany fotel. Nic więcej. Wystrój jest ascetyczny, dokładnie tak
jak wtedy, gdy tata żył. Siadam w fotelu i rozkładam przed sobą notesy – ojca i
mój.
Przeszukuję
wzrokiem setki notatek, rysunków i map. Ojciec był historykiem, a w zapiskach
pozostawił więcej cyfr niż liter. Zastanawiam się, czy to mogą być jakieś
współrzędne. Wpisuję je w mapę. Jest! Udało się. Znacznik pojawił się na ul.
Uczniowskiej w Szczawienku.
Postanawiam
poczekać aż zapadnie zmrok i udać się tam, gdzie według ojca i zapewne według
ekipy badawczej AGH znajduje się złoty pociąg.
Dochodzi północ.
Idę przez las w stronę znacznika, który wciąg wyświetla mi się na mapie. Na
szczęście jest pełnia, więc nie potrzebuję latarki. Muszę być ostrożna, bo
jeśli moje przeczucie się sprawdzi, to zabójca może gdzieś czyhać w pobliżu.
Dochodzę w okolice nasypu w pobliże stanowiska badawczego ekipy. Jednak nie
wchodzę na nie w razie, gdyby było jakoś zabezpieczone. Zakładam rękawiczki i biorę
do woreczka próbkę ziemi. Rozglądam się. Wokół panuje ciemność i cisza.
Nie zwlekając, jadę na komisariat i zanoszę do
laboratorium torebkę z glebą. Dołączam karteczkę z napisem: Porównajcie to z niezidentyfikowaną ziemią,
którą znaleźliście na ubraniu profesora. Mam nadzieję, że udało mi się
znaleźć jakiś trop.
***
Piję kolejną kawę i niecierpliwie czekam na wyniki
z laboratorium. Co chwilę sprawdzam, która godzina i wychodzę z gabinetu pytać,
czy już coś wiadomo.
- Pani inspektor, spokojnie – mówi Malinka. –
Osobiście powiadomię panią, jeśli coś będzie wiadomo.
Biorę długi
oddech i wracam do siebie. Stukam paznokciami po biurku i odliczam czas. Jestem
niecierpliwa, ale to ważne. Potrzebuję to szybko wiedzieć.
W końcu, po całej wieczności, do mojego gabinetu
wchodzi technik Malinka z brązową teczką. Chyba jeszcze ani razu nie cieszyłam
się na jego widok. Kładzie dokumenty przede mną i czeka.
Biorę oddech i zaglądam w papiery.
ZGODNOŚĆ
97,6%
Natychmiast polecam Malince wezwać do mnie resztę
zespołu z kryminalnej. Kiedy przychodzą, podnoszę kartkę do góry, tak żeby
wszyscy widzieli.
- Widzicie? Znamy mniej więcej miejsce zabójstwa.
Wie o nim tylko zespół badawczy z AGH.
Wyjaśniam w skrócie jak udało mi się to ustalić i
polecam wezwać ponownie na komisariat Zagajewskiego, Reatorskiego, Podkomorzy i
Mostowską.
- I sprowadźcie mi jeszcze tego chłopaka, który
znalazł nieboszczyka. Myślę, że musi mi coś wyjaśnić – dodaję. – Niech nikt nie
podejmuje żadnych działań bez mojej wiedzy. Możecie wyjść wszyscy oprócz
Malinki.
- Pani inspektor?
- Bądź około 23 na komisariacie. Przydasz mi się w
czasie śledztwa – oznajmiam, nie wyjawiając mu więcej szczegółów.
Godzinę później po raz kolejny wchodzę do pokoju
przesłuchań. Wzywam świadków po kolei. Zagajewski znów przybliża historie
poszukiwania pociągu i opisuje zalety swojego zmarłego kolegi. Na końcu dodaje,
że to i tak tylko pewnie tylko legenda. Mostowska i Podkomorzy nie mówią
niczego, czego nie powiedziałyby ostatnio. Są tylko załamane, że po śmierci
szefa ekipy rektor AGH chce rozwiązać ich działalność. Jako ostatniego z
członków ekipy wzywam Reatorskiego. Zachowuje się jak poprzednio, jest
tajemniczy i mówi półsłówkami. Jakby coś wiedział, ale nie chce niczego
powiedzieć. Jak na razie zachowuje się najbardziej podejrzanie.
Wychodzę z pokoju
przesłuchań na korytarz i zabieram ze sobą do gabinetu chłopaka, który znalazł
ciało profesora.
- Nie jesteś
podejrzany o morderstwo – oddycha z ulgą. – Ale jest jedna ważna sprawa.
Schrony w Kamiennej Górze są od dawna zapomniane. Skąd się o nich dowiedziałeś?
Chłopak opowiada
mi, że znalazł to na stronie Koła Naukowego Kamiennej Góry i prosi, żebym nie
mówiła nic jego matce. Zgadzam się, ponieważ dzięki niemu zdobyłam ważne
informacje. Kiedy wychodzi z mojego biura, zlecam podwładnej zdobycie listy
członków należących do KNKG.
Po godzinie
dostaję spis kilkudziesięciu osób. Znajduję na niej… dwa interesujące nazwiska
– Annę Podkomorzy i Macieja Reatorskiego… To oznacza, że niemal można zawęzić
grono podejrzanych do dwóch osób. Odnotowuję to i cierpliwie czekam aż w końcu
zapadnie zmrok.
Kiedy dochodzi
23, na komendzie zjawia się Malinka, tak jak prosiłam, cały ubrany na czarno.
Tłumaczę mu pokrótce, co zamierzam i dlaczego akurat tam.
Dojeżdżamy
samochodem w okolice ul. Uczniowskiej i dalej idziemy pieszo. Prowadzę go w
okolice nasypu kolejowego przy 65. kilometrze. Jest ciemno, ale drogę oświetla
nam księżyc. Po kilkunastu minutach w końcu udaje nam się dość na miejsce pracy
ekipy badawczej z AGH.
- Tutaj został
zamordowany Krasko – szepczę i pokazuję dłonią najbliższą okolicę i stanowisko
badawcze. - Gdzieś wśród tych rzeczy, może znajdować się narzędzie zbrodni.
Zabierz tylko to, czym mógł zostać zadany cios.
Po przeszukaniu
najbliższej okolicy zabieramy kilka narzędzi. Może na którymś z nich będzie
jakiś ślad. Gdy wracamy potykam się o coś leżącego na ziemi, ale Malinka mnie
podtrzymuje. Schylam się i podnoszę… łopatę.
***
Przychodzę do
pracy około południa. Jestem pewna, że w laboratorium już coś udało się
ustalić. Wchodzę do gabinetu i proszę podwładnych o raport. Malinka przynosi mi
brązową teczkę i oznajmia, że pozwolił
sobie do niej zajrzeć. Wzdycham i pytam go czego się dowiedział.
- Jest pani
niesamowita… Znalazła pani narzędzie zbrodni. Na łopacie znajdywała się krew
ofiary – mówi rozemocjonowany. – Niestety nie udało się znaleźć DNA sprawcy.
Musiał być przygotowany do zabójstwa albo mieć rękawiczki.
- Dzięki, Malinka
– wstaję zza biurka i udaję się w kierunku drzwi. – Jeszcze będziesz moim
zastępcą – puszczam mu oko i wychodzę.
Teraz już nie mam
żadnych wątpliwości co do tożsamości zabójcy. Mogłabym wezwać całą ekipę
ponownie na przesłuchanie, ale znowu niczego się od nich nie dowiem. Lepiej
będzie, jeśli sama ich odwiedzę na miejscu pracy…i zbrodni.
Wsiadam do
samochodu i jadę jak najbliżej 65. kilometra linii kolejowej nr 274 na linii
Wrocław – Wałbrzych. Gdy docieram na miejsce, odbezpieczam broń. Idę na konfrontację
z ewentualnymi mordercami, więc wolę się zabezpieczyć.
Kiedy w końcu
docieram do nasypu nie zastaję nikogo. Stanowisko badawcze jest puste. Wokół
panuje martwa cisza. Rozglądam się podejrzliwie. Nie dostałam żadnej informacji
o przerwaniu prac. Dziwne.
- Spodziewałem
się, że spotkam panią tutaj – odwracam się, słysząc głos.
To profesor
Zagajewski.
Przypominają mi
się jego słowa: to i tak tylko pewnie
tylko legenda.
Wiem, że złoty
pociąg istnieje. Jest w tunelu pod nami. Ojciec nie mógł mnie okłamać. A może…
Może ktoś nie chce, żeby to legenda okazała się prawdą…
Wyciągam broń i
celuję w mężczyznę.
- To pan zabił
profesora Krasko.
- Tak – odpowiada
krótko. – Wiedziałem, że prędzej czy później dowie się pani o tym. Jest pani
uparta po ojcu…
- Skąd znasz
mojego ojca?
- Szukał pociągu.
I znalazł. Tylko że świat nie mógł się o tym dowiedzieć… A potem przyszedł
Krasko i też mu się udało… ale musiałem go powstrzymać, zabiłem go i ukryłem
jego ciało schronie, ale jakiś idiota oczywiście musiał pchać się, gdzie nie
trzeba…
Nagle wszystko
staje się jasne…
Ojciec nie był
zdolny do samobójstwa. To Zagajewski musiał je upozorować, gdy spotkali się,
żeby porównać wyniki swoich badań naukowych. A wiedział, gdzie znajdują się
schrony, bo pewnie podsłuchał rozmowę Podkomorzy i Reatorskiego.
- Jest pan
aresztowany i grozi panu dożywocie, profesorze – mówię i zaciskam dłonie na
pistolecie.
Zagajewski
podchodzi bliżej, podnosi ręce do góry i uśmiecha się gorzko, a zarazem
złowieszczo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz