czwartek, 20 czerwca 2019

65. kilometr

Karolina Malaga
 I miejsce w Konkursie Literackim
kategoria II



65. kilometr

- Inspektor Mroczkowska znowu nie w humorze? Czyżby nasza super kobieta nie znalazła żadnego trupa w ostatnim czasie? – naigrywa się nowy technik, ale żaden z kryminalnych się nie śmieje.
                Zastanawiam się kiedy się zorientuje, że stoję za nim, ale chyba nie prędko. Coraz większych idiotów umieszczają na moim wydziale. Cóż, przynajmniej nie można się nudzić w pracy.
                - Niedługo znajdą ciebie, Malinka – mówię, zniżając głos i przybliżając się do niego.
                Technik momentalnie blednie i milknie. To chyba nie jest jego najlepszy dzień. Zresztą nie mam czasu się nad tym zastanawiać. W jednym z poniemieckich schronów w Kamiennej Górze jakiś turysta znalazł zwłoki mężczyzny w średnim wieku.
                - Zbierajcie się, mamy denata – mówię do podwładnych, a oni natychmiast ruszają.
                Gdy docieramy przed schron, zastajemy spanikowanego dwudziestolatka, który nas wzywał. Zlecam psychologowi zabranie go na komisariat, a sama wraz z technikami i prokuratorem Wisielskim wchodzę do schronu.
                W środku panuje ciemność i chłód. Zapalamy latarki i idziemy w głąb korytarza. Rozdzielamy się na rozwidleniu, żeby szybciej przeszukać mroczne zakamarki. Schron jest dokładnie taki, jakim go zapamiętałam z dzieciństwa, kiedy pomagałam ojcu historykowi w badaniach naukowych. Zimny, mroczny, zamglony. Mimo, że na zewnątrz panuje upał, to w środku jest poniżej 8 stopni. Świetne miejsce na porzucenie zwłok…
                Dochodzę do końca korytarza i znajduję ciało mężczyzny. Leży na brzuchu, a na jego czaszce widać obrażenia. Łysinę pokrywa zaschnięta krew. A jego twarz… wygląda jakby zastygła w przerażeniu i zdziwieniu. Przyglądam mu się przez dłuższą chwilę. Gdzieś już widziałam tego mężczyznę…
                - Panowie do mnie – rzucam przez krótkofalówkę.
                Natychmiast przybiegają. Z ust prokuratura wydobywa się paskudne przekleństwo. Technicy od razu przestępują do pracy. Robią zdjęcia i pobierają próbki.
                Zakładam lateksowe rękawiczki i dotykam stropu i ścian. Tak jak kiedyś pokryte są szarą mazią z rozmokłych ścian.
                - To nie mogło być samobójstwo – mówi jeden z techników. – Nigdzie nie ma narzędzia i nie mógłby sobie zadać ran z tyłu czaszki.
                - To prawda, o skały też nie mógł uderzać. Nie ma na nich ani śladu krwi, a nawet jeśli, to na jego głowie nie widać śladów tej mazi – odwracam dłoń w kierunku prokuratora i oświetlam ją latarką.
                - Czyli zabójstwo – szepcze zrezygnowany prokurator.
                Wisielski już ostatnio narzekał, że ma za dużo pracy i chciałby urlop. A skoro to morderstwo, to  nie zamknie sprawy tak szybko. Współczułabym mu jakby nie to, że też mam dużo pracy.
                - Jak skończycie to wracajcie na komisariat, a ja jadę przesłuchać naszego znalazcę.

***
                Wchodzę do pokoju przesłuchań. Przy metalowym stole czeka młody chłopak. Siadam naprzeciwko niego, recytuję formułkę i informuję go o jego prawach jako świadka.
                - Co robiłeś w schronie? – pytam niskim głosem z lekką nutą groźby. Nie chcę mu mówić, że dopóki nic nie wyjaśnimy, jest jedynym podejrzanym o morderstwo.
                - Byłem na urbexie. Wie pani, pani inspektor. To popularne zwiedzać opuszczone i niebezpieczne miejsca. Mam nawet kanał na Youtube. Pokazać? – wyrzuca z siebie jednym tchem.
                - Zwolnij, kolego. Jesteś na razie jedynym podejrzanym. Zdajesz sobie z tego sprawę? Te schrony są zapomniane i nikt do nich nie wchodził od wielu lat. To poważna sprawa. Opowiadaj wszystko po kolei.
                Opuszczam pokój przesłuchań i polecam wypuścić youtubera. Nic konkretnego mi nie powiedział. Dowiedziałam się tylko tyle, że pojechał zobaczyć schron III Rzeszy i liczył na to, że znajdzie jakiś symbol Rzeszy, żeby móc pochwalić się znajomym, a znalezienia ciała nigdy by się nie spodziewał.
                Pracuję bez przerwy od dwudziestu godzin. Do komisariatu wciąż dobijają się kolejni dziennikarze. Oględziny wykazały, że ofiarą zabójstwa padł znany naukowiec z Akademii Górniczo – Hutniczej, który kilka miesięcy temu przybył z ekipą badawczą w okolice Wałbrzycha, żeby odnaleźć legendarny złoty pociąg. Odkąd prasa się od tym dowiedziała, jesteśmy bombardowani przez telefony z telewizji. Wiem, że sprawę trzeba wyjaśnić jak najszybciej. Zwołuję w swoim gabinecie kryzysowe zebranie.
                - Co już wiemy? – pytam podwładnych.
                - Mężczyzna, rasy białej, wiek pomiędzy 55 a 60 lat… - zaczyna nasz antropolog, który zwięzłością swoich mów mógłby dorównywać Sienkiewiczowi.
                - Dobra, dobra. To możemy z papierów wyczytać. Chcę znać datę zgonu i przyczynę.
                - Śmierć nastąpiła około dwie doby temu. Denat został kilkakrotnie uderzony w tył głowy tępym i płaskim narzędziem. Czaszka jest połamana i pocięta. Musiała zajść działalność osób trzecich.
                Notuję najważniejsze informacje w czarnym skórzanym notesie z logiem Koła Naukowego Kamiennej Góry.
                - Coś jeszcze?
                - Tak, - wtrąca patolog – na ciele znaleziono ślady walki.
                Odnotowuję to i polecam zespołowi skończyć pracę na dzisiaj. Od jutra rano znów zaczynamy śledztwo i przesłuchania członków ekipy naukowej profesora Krasko.
                Kiedy wychodzę z komendy jest już ciemno. Miasto powoli zasypia. Robi się coraz ciszej i chłodniej. A może to tylko cisza przed sierpniową burzą…

***
                - Pani inspektor, świadkowie już czekają. Zgarnęliśmy całą ekipę: Gabrielę Mostowską, Annę Podkomorzy, Macieja Reatorskiego i profesora Antoniego Zagajewskiego – mówi aspirant, podając mi kawę i papiery.
                - Przejdę do pokoju przesłuchań. Dajcie mi najpierw Zagajewskiego – oznajmiam i wychodzę ze swojego biura.
                Do pokoju przesłuchań wchodzi starszy mężczyzna. Recytuję formułkę praw świadka i zaczynam zadawać mu pytania.
                - Co pan robił w dwa dni temu późnym wieczorem?
                - Pisałem w swoim pokoju hotelowym rozprawę naukową na temat tajnego laboratorium Hitlera.
                - Czy ktoś może to poświadczyć?
                - Niestety byłem sam. Każdy członek ekipy ma oddzielny pokój od reszty.
                Zadaję mu jeszcze kilka pytań odnośnie znajomości i współpracy z nieboszczykiem. Rozmowa nie wnosi wiele do sprawy. Zagajewski jest miłym, starszym panem, który najchętniej całymi godzinami rozprawiałby o historii. Dowiedziałam się od niego tylko tyle, że profesor Krasko nie miał wrogów, a studenci go uwielbiali.
                Robię kilka zapisków w notesie i wzywam Mostowską. Do pokoju wchodzi młoda blondynka, jej twarz jest czerwona i zapłakana. Idzie powoli, waha się lekko. Jest roztrzęsiona. Polecam jej usiąść naprzeciwko i łagodnym tonem informuję, że może odmówić składnia zeznań. Zadaję jej podstawowe pytania, ale kobieta niewiele wie na ten temat.
                - Jest już pani wolna – oświadczam, bo nie chcę dłużej męczyć dziewczyny.
                - Niech mi pani obieca, że znajdzie mordercę. Profesor był dla mnie jak ojciec. Pomagał mi rozwijać karierę naukową i zachęcał do rozwoju. Sam zabiegał o moją nominację do zespołu badawczego. Nie wierzę, że ktoś mógł go zabić i to jeszcze w takim momencie… - urywa i zaczyna płakać.
                - Jakim momencie? – pytam.
                - Profesor powiedział kilka dni temu, że jesteśmy już blisko odnalezienia złotego pociągu, że potrzebujemy jeszcze trochę czasu, a odnajdziemy pociąg z całym złotem i tajnymi dokumentami III Rzeszy.
                - Myśli pani, że ktoś jeszcze o tym wiedział?
                - Tylko członkowie ekipy.
                Notuję najważniejsze informacje w notesie i wzywam kolejnego świadka. Do pokoju przesłuchań wchodzi niska brunetka. Idzie pewnym krokiem i nie wydaje się być smutna. Jest całkowitym przeciwieństwem blondynki. Wskazuję jej miejsce naprzeciwko.
                - Gdzie pani była dwa dni temu wieczorem? – pytam.
                - Siedziałyśmy z Gabą w jej pokoju, malowałyśmy paznokcie i oglądałyśmy Dirty Dancing. Wie pani, babski wieczór.
                - A potem?
                - Potem wróciłam do swojego pokoju.
                Zadaję kobiecie jeszcze kilka pytań. Wygląda na najmniej przejętą śmiercią Krasko, ale na jej korzyść przemawia to, że jej wersja pokrywa się ze słowami Mostowskiej. Zresztą nie wydaje mi się, żeby ta filigranowa kobieta była w stanie zabić rosłego mężczyznę.
                Nadeszła pora na ostatniego świadka. Wzywam do siebie Reatorskiego. Do pokoju wchodzi przystojny młody mężczyzna. Jest barczysty i wygląda na wysportowanego. Recytuję podstawowe formułki i zadaję mu kolejne pytania.
                - Na pewno nie zna pan motywu, dla którego ktoś mógłby zamordować profesora? – pytam znudzona bezowocnymi przesłuchaniami.
                - Wszyscy jesteśmy grzesznikami. Ktoś mógł mu zazdrościć kariery, a ktoś inny pracy. Nie pomogę pani, pani inspektor – oznajmia zaczepnie. – Wiem tylko, że ja go nie zabiłem.
                Robię notatki i stawiam pytajnik przy nazwisku Reatorskiego. Dziwnie się zachowywał. Świadkowie z ekipy profesora na niewiele mi się przydali, ale przynajmniej mam jakiś trop.
                Zabieram papiery i wracam do swojego biura. Siadam za biurkiem i próbuję uporządkować wszystkie zdobyte dotychczas informacje. Nagle niemal razem z drzwiami wpada technik Malinka.
                - Nie nauczyli was w szkole pukać? – podnoszę głos zdenerwowana, bo przez niego prawie wylałam na siebie herbatę.
                - Ale mam coś o czym pani musi wiedzieć – broni się. – Powiedzieli, że to pilne.
                Kiwam głową zachęcająco, by mówił.
                - Krasko nie został zabity tam, gdzie znaleźliśmy. Zbadaliśmy dokładnie wnętrze korytarzy. Zginął gdzie indziej, a w schronie ktoś próbował ukryć ciało. Nie był wystarczająco silny, więc od samego wejścia ciągnął za sobą denata. Ponadto próbka ziemi na ubraniu ofiary nie przypomina składu tej, która znajduje się w jaskini.
                - Może jeszcze coś z ciebie będzie – mówię do chłopaka, zachęcająco i notuję to, co powiedział. – Szukajcie dalej, może coś jeszcze znajdziecie.
                Krasko nie został zabity schronie. To już jakiś trop. Zabójca ciągnął jego ciało po podłożu, czyli nie był na tyle silny. Nadal nie mogę wykluczyć żadnego podejrzanego.
                - Macie jakiekolwiek ślady? – dzwonię do laboratorium. – Cokolwiek… A DNA sprawcy? Nie? Ehh. W porządku. Dajcie znać jak coś znajdziecie.
                Morderca musiał znać się na tym, co robi. Nie zostawił po sobie żadnych śladów, które mogłyby nas na niego naprowadzić. Jestem pewna, że musiał znać się na tym, co robi, a co ważniejsze, musiał znać i być bliski profesorowi. To musiał być ktoś z jego ekipy… Tylko kto? Najbardziej pasują mi Podkomorzy i Reatorski. Któreś z nich musi być mordercą, tylko potrzebuję na to dowodów.
                Nie potrafię siedzieć bezczynnie. Postanawiam przyjrzeć się działalności profesora Krasko i jego ekipy badawczej. Otwieram Internet i wpisuję w wyszukiwarkę Profesor Krasko, poszukiwania złotego pociągu. Wyświetla mi się milion nagłówków: Jesteśmy blisko odnalezienia złotego pociągu, Złoty pociąg nie był legendą, 65. kilometr na linii kolejowej Wrocław – Wałbrzych, 61. czy 65. kilometr? Naukowcy mówią o 64…
                Boli mnie głowa. Pulsujący ból z prawej skroni rozpływa się po całej czaszce. Przeszkadza mi w koncentracji. Próbuję skupić myśli, ale udaje mi uchwycić jakieś urywki.

                złoty pociąg
                                                                                                                                                                            65. kilometr
                                                                                                              Wrocław
                                               Wałbrzych
                                                                                                                                             linia kolejowa nr 274
złoty pociąg
                                                                              nasyp
                                                                                                              złoty pociąg
jesteśmy już blisko odnalezienia złotego pociągu

                Otwieram oczy i gapię się w swoje notatki. Przesuwam wzrokiem po czarnym atramencie. Mój wzrok zwraca logo Koła Naukowego Kamiennej Góry.
                Tata. To on je założył…
                Ojciec przed śmiercią poświęcił wiele lat na poszukiwania złotego pociągu. Badał historię Wałbrzycha i Kamiennej Góry. Fascynowało mnie to kiedy byłam dzieckiem. Chodziłam z nich do podziemnych korytarzy, które pozostały po nazistach i III Rzeszy. Spędzałam godziny na studiowaniu notatek ojca, których nie rozumiałam i uczyłam się historii Dolnego Śląska... i pomagałam w poszukiwaniu złotego pociągu…
                Wstaję zza biurka i wybiegam z komendy. Wsiadam do mojego ulubionego czerwonego samochodu i łamiąc wszystkie ograniczenia prędkości, pędzę do domu rodzinnego do Przedwojowa. Instynkt mi podpowiada, że zabójstwo Krasko ma coś wspólnego z pociągiem i którymś z członków jego ekipy badawczej.
                W domu witam z zaskoczoną mamą i biegnę na strych. Odnajduję ogromne pudło z opracowaniami naukowymi i rzeczami ojca. Znajduję w nim dwa czarne zakurzone notesy. Dokładnie takie jak mój. Zabieram je i idę do dawnego gabinetu ojca.
                Jest taki jak dawniej. Po środku ciemnozielonego pokoju stoi masywne dębowe biurko, a przy nim czarny skórzany fotel. Nic więcej. Wystrój jest ascetyczny, dokładnie tak jak wtedy, gdy tata żył. Siadam w fotelu i rozkładam przed sobą notesy – ojca i mój.
                Przeszukuję wzrokiem setki notatek, rysunków i map. Ojciec był historykiem, a w zapiskach pozostawił więcej cyfr niż liter. Zastanawiam się, czy to mogą być jakieś współrzędne. Wpisuję je w mapę. Jest! Udało się. Znacznik pojawił się na ul. Uczniowskiej w Szczawienku.
                Postanawiam poczekać aż zapadnie zmrok i udać się tam, gdzie według ojca i zapewne według ekipy badawczej AGH znajduje się złoty pociąg.
                Dochodzi północ. Idę przez las w stronę znacznika, który wciąg wyświetla mi się na mapie. Na szczęście jest pełnia, więc nie potrzebuję latarki. Muszę być ostrożna, bo jeśli moje przeczucie się sprawdzi, to zabójca może gdzieś czyhać w pobliżu. Dochodzę w okolice nasypu w pobliże stanowiska badawczego ekipy. Jednak nie wchodzę na nie w razie, gdyby było jakoś zabezpieczone. Zakładam rękawiczki i biorę do woreczka próbkę ziemi. Rozglądam się. Wokół panuje ciemność i cisza.
Nie zwlekając, jadę na komisariat i zanoszę do laboratorium torebkę z glebą. Dołączam karteczkę z napisem: Porównajcie to z niezidentyfikowaną ziemią, którą znaleźliście na ubraniu profesora. Mam nadzieję, że udało mi się znaleźć jakiś trop.

***
Piję kolejną kawę i niecierpliwie czekam na wyniki z laboratorium. Co chwilę sprawdzam, która godzina i wychodzę z gabinetu pytać, czy już coś wiadomo.
- Pani inspektor, spokojnie – mówi Malinka. – Osobiście powiadomię panią, jeśli coś będzie wiadomo.
                Biorę długi oddech i wracam do siebie. Stukam paznokciami po biurku i odliczam czas. Jestem niecierpliwa, ale to ważne. Potrzebuję to szybko wiedzieć.
W końcu, po całej wieczności, do mojego gabinetu wchodzi technik Malinka z brązową teczką. Chyba jeszcze ani razu nie cieszyłam się na jego widok. Kładzie dokumenty przede mną i czeka.
Biorę oddech i zaglądam w papiery.
ZGODNOŚĆ 97,6%
Natychmiast polecam Malince wezwać do mnie resztę zespołu z kryminalnej. Kiedy przychodzą, podnoszę kartkę do góry, tak żeby wszyscy widzieli.
- Widzicie? Znamy mniej więcej miejsce zabójstwa. Wie o nim tylko zespół badawczy z AGH.
Wyjaśniam w skrócie jak udało mi się to ustalić i polecam wezwać ponownie na komisariat Zagajewskiego, Reatorskiego, Podkomorzy i Mostowską.
- I sprowadźcie mi jeszcze tego chłopaka, który znalazł nieboszczyka. Myślę, że musi mi coś wyjaśnić – dodaję. – Niech nikt nie podejmuje żadnych działań bez mojej wiedzy. Możecie wyjść wszyscy oprócz Malinki.
- Pani inspektor?
- Bądź około 23 na komisariacie. Przydasz mi się w czasie śledztwa – oznajmiam, nie wyjawiając mu więcej szczegółów.
Godzinę później po raz kolejny wchodzę do pokoju przesłuchań. Wzywam świadków po kolei. Zagajewski znów przybliża historie poszukiwania pociągu i opisuje zalety swojego zmarłego kolegi. Na końcu dodaje, że to i tak tylko pewnie tylko legenda. Mostowska i Podkomorzy nie mówią niczego, czego nie powiedziałyby ostatnio. Są tylko załamane, że po śmierci szefa ekipy rektor AGH chce rozwiązać ich działalność. Jako ostatniego z członków ekipy wzywam Reatorskiego. Zachowuje się jak poprzednio, jest tajemniczy i mówi półsłówkami. Jakby coś wiedział, ale nie chce niczego powiedzieć. Jak na razie zachowuje się najbardziej podejrzanie.
                Wychodzę z pokoju przesłuchań na korytarz i zabieram ze sobą do gabinetu chłopaka, który znalazł ciało profesora.
                - Nie jesteś podejrzany o morderstwo – oddycha z ulgą. – Ale jest jedna ważna sprawa. Schrony w Kamiennej Górze są od dawna zapomniane. Skąd się o nich dowiedziałeś?
                Chłopak opowiada mi, że znalazł to na stronie Koła Naukowego Kamiennej Góry i prosi, żebym nie mówiła nic jego matce. Zgadzam się, ponieważ dzięki niemu zdobyłam ważne informacje. Kiedy wychodzi z mojego biura, zlecam podwładnej zdobycie listy członków należących do KNKG.
                Po godzinie dostaję spis kilkudziesięciu osób. Znajduję na niej… dwa interesujące nazwiska – Annę Podkomorzy i Macieja Reatorskiego… To oznacza, że niemal można zawęzić grono podejrzanych do dwóch osób. Odnotowuję to i cierpliwie czekam aż w końcu zapadnie zmrok.
                Kiedy dochodzi 23, na komendzie zjawia się Malinka, tak jak prosiłam, cały ubrany na czarno. Tłumaczę mu pokrótce, co zamierzam i dlaczego akurat tam.
                Dojeżdżamy samochodem w okolice ul. Uczniowskiej i dalej idziemy pieszo. Prowadzę go w okolice nasypu kolejowego przy 65. kilometrze. Jest ciemno, ale drogę oświetla nam księżyc. Po kilkunastu minutach w końcu udaje nam się dość na miejsce pracy ekipy badawczej z AGH.
                - Tutaj został zamordowany Krasko – szepczę i pokazuję dłonią najbliższą okolicę i stanowisko badawcze. - Gdzieś wśród tych rzeczy, może znajdować się narzędzie zbrodni. Zabierz tylko to, czym mógł zostać zadany cios.
                Po przeszukaniu najbliższej okolicy zabieramy kilka narzędzi. Może na którymś z nich będzie jakiś ślad. Gdy wracamy potykam się o coś leżącego na ziemi, ale Malinka mnie podtrzymuje. Schylam się i podnoszę… łopatę.

***
                Przychodzę do pracy około południa. Jestem pewna, że w laboratorium już coś udało się ustalić. Wchodzę do gabinetu i proszę podwładnych o raport. Malinka przynosi mi brązową teczkę i oznajmia, że pozwolił sobie do niej zajrzeć. Wzdycham i pytam go czego się dowiedział.
                - Jest pani niesamowita… Znalazła pani narzędzie zbrodni. Na łopacie znajdywała się krew ofiary – mówi rozemocjonowany. – Niestety nie udało się znaleźć DNA sprawcy. Musiał być przygotowany do zabójstwa albo mieć rękawiczki.
                - Dzięki, Malinka – wstaję zza biurka i udaję się w kierunku drzwi. – Jeszcze będziesz moim zastępcą – puszczam mu oko i wychodzę.
                Teraz już nie mam żadnych wątpliwości co do tożsamości zabójcy. Mogłabym wezwać całą ekipę ponownie na przesłuchanie, ale znowu niczego się od nich nie dowiem. Lepiej będzie, jeśli sama ich odwiedzę na miejscu pracy…i zbrodni.
                Wsiadam do samochodu i jadę jak najbliżej 65. kilometra linii kolejowej nr 274 na linii Wrocław – Wałbrzych. Gdy docieram na miejsce, odbezpieczam broń. Idę na konfrontację z ewentualnymi mordercami, więc wolę się zabezpieczyć.
                Kiedy w końcu docieram do nasypu nie zastaję nikogo. Stanowisko badawcze jest puste. Wokół panuje martwa cisza. Rozglądam się podejrzliwie. Nie dostałam żadnej informacji o przerwaniu prac. Dziwne.
                - Spodziewałem się, że spotkam panią tutaj – odwracam się, słysząc głos.
                To profesor Zagajewski.
                Przypominają mi się jego słowa: to i tak tylko pewnie tylko legenda.
                Wiem, że złoty pociąg istnieje. Jest w tunelu pod nami. Ojciec nie mógł mnie okłamać. A może… Może ktoś nie chce, żeby to legenda okazała się prawdą…
                Wyciągam broń i celuję w mężczyznę.
                - To pan zabił profesora Krasko.
                - Tak – odpowiada krótko. – Wiedziałem, że prędzej czy później dowie się pani o tym. Jest pani uparta po ojcu…
                - Skąd znasz mojego ojca?
                - Szukał pociągu. I znalazł. Tylko że świat nie mógł się o tym dowiedzieć… A potem przyszedł Krasko i też mu się udało… ale musiałem go powstrzymać, zabiłem go i ukryłem jego ciało schronie, ale jakiś idiota oczywiście musiał pchać się, gdzie nie trzeba…
                Nagle wszystko staje się jasne…
                Ojciec nie był zdolny do samobójstwa. To Zagajewski musiał je upozorować, gdy spotkali się, żeby porównać wyniki swoich badań naukowych. A wiedział, gdzie znajdują się schrony, bo pewnie podsłuchał rozmowę Podkomorzy i Reatorskiego.
                - Jest pan aresztowany i grozi panu dożywocie, profesorze – mówię i zaciskam dłonie na pistolecie.
                Zagajewski podchodzi bliżej, podnosi ręce do góry i uśmiecha się gorzko, a zarazem złowieszczo.

                - Może mnie pani zabić, stać się mordercą jak ja i ujawnić istnienie pociągu, ale to nie skończy się dobrze albo może pani zamknąć sprawę i zapomnieć o niej, i o legendzie… Zniszcz świat albo go ocal… Co pani wybiera?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz