Zachariasz Zborowski
„Strażnik Pamięci”
kategoria I
Niewiele pamiętał z
dnia, w którym się urodził, ale kto by to wszystko spamiętał? Nie ma już tych,
którzy przy tym byli. Był jednak pewien, że najpierw było ciemno, jak
w nocy, a potem jasno; i nagle, z bezkształtnej masy, którą wcześniej był, stał się tym, czym jest teraz. Nie, nie od razu. Wcześniej były ręce. One go ukształtowały, sprawiły, że wzbijał się wysoko i dumnie ponad innych. Nie była to jednak duma powodowana pychą, lecz wynikająca z dobrze spełnianych obowiązków. Przez lata wiernie służył swej Ojczyźnie, Polsce, słuchał pochwał i zachwytów. Opowieści. Wielu opowieści. Przychodzili do niego wszyscy: starzy i młodzi, biedni i bogaci. Lubili spędzać z nim czas, wspominać, dzielić się smutkami i radościami, czasem uronić samotną łzę. Wtedy miał zawsze ochotę, jak to się mówi, przygarnąć ich pod swe skrzydła. Marzył, aby robić to już zawsze. Przenoszono go z miejsca na miejsce, ale nie martwił się tym zbytnio, znał swoje powołanie i wypełniał je. Był czas, gdy strącono go z piedestału, jak mówiono: dla jego własnego dobra. W ukryciu pozostał jakiś czas, choć szalejąca zawierucha zdawała się nie mieć końca. Świat oglądał teraz jakby spod ziemi, a księżyc w tafli wody. Ukrywał się, ale powrócił i znów rzucił w wir codziennych obowiązków, słuchania, pocieszania. Choć nie czuł się stary, to jednak widocznie się postarzał. Nie przeszkadzało mu to jednak. Nie tak dawno, w uznaniu zasług, inne od tamtych ręce wzięły go w opiekę. Dom mu odnowiły, gdy srebrne niegdyś włosy stały się białe, choć do setki zostało mu jeszcze siedem pełnych lat. Przeczuwał, że już wkrótce znów go odwiedzą, bo niedługo jego święto. Znów będą kwiaty, piosenki, dobre życzenia. Błyszczeć będzie dumnie korona jubilata na jego głowie, a on jak zawsze przygarniać ich będzie do siebie. Będzie żałował, że nie może już wiele powiedzieć, ale swoją obecnością będzie za to próbował przekazać, że wystarczy na niego spojrzeć, by dowiedzieć się wiele.
w nocy, a potem jasno; i nagle, z bezkształtnej masy, którą wcześniej był, stał się tym, czym jest teraz. Nie, nie od razu. Wcześniej były ręce. One go ukształtowały, sprawiły, że wzbijał się wysoko i dumnie ponad innych. Nie była to jednak duma powodowana pychą, lecz wynikająca z dobrze spełnianych obowiązków. Przez lata wiernie służył swej Ojczyźnie, Polsce, słuchał pochwał i zachwytów. Opowieści. Wielu opowieści. Przychodzili do niego wszyscy: starzy i młodzi, biedni i bogaci. Lubili spędzać z nim czas, wspominać, dzielić się smutkami i radościami, czasem uronić samotną łzę. Wtedy miał zawsze ochotę, jak to się mówi, przygarnąć ich pod swe skrzydła. Marzył, aby robić to już zawsze. Przenoszono go z miejsca na miejsce, ale nie martwił się tym zbytnio, znał swoje powołanie i wypełniał je. Był czas, gdy strącono go z piedestału, jak mówiono: dla jego własnego dobra. W ukryciu pozostał jakiś czas, choć szalejąca zawierucha zdawała się nie mieć końca. Świat oglądał teraz jakby spod ziemi, a księżyc w tafli wody. Ukrywał się, ale powrócił i znów rzucił w wir codziennych obowiązków, słuchania, pocieszania. Choć nie czuł się stary, to jednak widocznie się postarzał. Nie przeszkadzało mu to jednak. Nie tak dawno, w uznaniu zasług, inne od tamtych ręce wzięły go w opiekę. Dom mu odnowiły, gdy srebrne niegdyś włosy stały się białe, choć do setki zostało mu jeszcze siedem pełnych lat. Przeczuwał, że już wkrótce znów go odwiedzą, bo niedługo jego święto. Znów będą kwiaty, piosenki, dobre życzenia. Błyszczeć będzie dumnie korona jubilata na jego głowie, a on jak zawsze przygarniać ich będzie do siebie. Będzie żałował, że nie może już wiele powiedzieć, ale swoją obecnością będzie za to próbował przekazać, że wystarczy na niego spojrzeć, by dowiedzieć się wiele.
O, już chyba idą
pierwsi goście! To uczniowie klasy III miejscowej szkoły podstawowej ze swoją
Panią. Urocze smyki! Dzień dobry, dzień dobry!
– Witamy Cię, dzień dobry! – kłania
się mała Kasia.
– Cicho, Kasia, on nie słyszy! –
upomina ją Jacek.
– Skąd wiesz? – uśmiecha się
tajemniczo Pani. – Kiedy byłam młodsza opowiedział mi ciekawą historię.
– Naaapraaawdę?! – dziwią się
dzieci.
– Naprawdę, chcecie ją usłyszeć? To
wojenna opowieść, nie boicie się?
– Taaaaaaak!!! Nieeee!!! Prosimy, niech Pani
opowie! – wołają dzieci.
Pani zaczyna
opowiadać…, wszyscy zamieniają się w słuch: Jeśli dobrze liczę, było ich
trzydziestu ośmiu. Z różnych rodzin, różnych nazwisk, różnych armii – trudno mi
odtworzyć ich drogi. Mieli od dziewiętnastu do pięćdziesięciu lat, takie wtedy
były przepisy. Nie wiem jak i kiedy wyruszyli, kto ich żegnał, kto chciał powitać,
kto pozostał po nich. Najwięcej wśród nich było szeregowców piechoty, po
niemiecku zwanych Infanterist, potem dwóch kaprali (niem. Korporal) i jeden
sierżant, z niemieckiego Feldwebel. Wiem, że nie wrócili. Bo wiecie dzieci, Polski nie było na mapie 123 lata,
opowiadałam wam kiedyś. Trzej zaborcy podzielili się naszymi ziemiami: Rosja,
Austria, Prusy. Mijały lata. Polacy starali się odzyskać wolność, ale nie
udawało im się to. Kolejna nadzieja zatliła się w ich sercach na wieść o
wybuchu wielkiej wojny, w której te właśnie mocarstwa stanęły naprzeciw siebie
jako wrogowie. Carska Rosja przeciwko Prusom, które wtedy nazywały się już
Niemcami oraz przeciwko Austrii, która była zwana Austro–Węgrami. Tu gdzie
teraz mieszkamy, była Galicja, część Austro–Węgier właśnie.
– Niesamowite! I trudne, proszę Pani. – odezwał się
nieśmiało Andrzejek.
– Nie martwcie się, będziecie się o tym jeszcze dużo uczyć. Na razie
zapamiętajcie, że Polska nie zawsze była wolna. I właśnie w tych czasach
niewoli rozpoczyna się moja opowieść…. Spójrzcie na tę mapę, o tutaj:
Zobaczcie, czterech zostało pod Kraśnikiem, o tu. Szeregowi piechoty:
Jan, Teofil, Wawrzyniec i Ludwik. Teren był lesisty i bagnisty, niebezpieczna
przeprawa. Do tego lato, 23–25 sierpnia 1914 r., dopiero co zaczęła się wojna.
Działania armii austro-węgierskiej, w której służyli, rozpoczęły się już 21
sierpnia: najpierw przeprawa przez niełatwy teren, potem umocnienie się na
pozycjach, w końcu atak na armię rosyjską. Austriacy rzucili do walki ok. 9 dywizji piechoty, 2 dywizje kawalerii, 354 działa. Do Kraśnika dotarli w ostatnim dniu bitwy,
zmuszając liczniejsze siły Rosjan do odwrotu. Była to pierwsza bitwa tej wojny
tym odcisku frontu i pierwsze
zwycięstwo austro–węgierskie. Zwycięzcy stracili ok. 40 tys. zabitych i
rannych, zaś pokonani ok. 60 tys. zabitych i rannych, ok. zostało 6 tys.
wziętych do niewoli, zdobyto też 28 dział. Dowodzący w tej bitwie generał Victor Dankl otrzymał w 1917 tytuł barona, a rok później
tytuł hrabiego Kraśnika na pamiątkę tego właśnie zwycięstwa.
Dowodził też w innej znanej bitwie, tej pod Gorlicami, spójrzcie. A wraz z nim było tam ich pięciu, szeregowi: Józef,
Faustyn, Piotr, Jan i Józef. Z nim wyszli, ale już
z nim nie wrócili. Gorlicz, tak tę nazwę pisano. Walki w tamtym rejonie, w okolicach Gorlic, Jasła i Krosna trwały jakieś pół roku, ale decydujące starcie zjednoczonych sił niemieckich i austro–węgierskich rozpoczęło się 2 maja 1915 r. W tych dniach, do
5 maja, przerwany został front rosyjski. Nazywano potem tę bitwę „małym Verdun”, choć zwycięstwo było po stronie austro–węgierskiej, co pod Verdun się już nie powtórzyło. Tak sobie myślę, że nasi bohaterowie należeli do wchodzącej w skład armii austro–węgieskiej 12 Dywizji Piechoty, składającej się z poborowych z Galicji. Zginąć mieli w Gorlicach, ale bezpośrednio na to miasto nacierała armia niemiecka. Może więc ich tam nie było? Opisywano potem, że najcięższe walki stoczono o wzgórze zwane Pustki w Łużnej. Owa galicyjska dywizja piechoty bez strat sforsowała dwie linie okopów rosyjskich, ale dalsze, znajdujące się w lesie stawiały zaciekły opór, przełamano je dopiero po walkach na bagnety… Może musieli walczyć przeciwko swoim, gdyż Polacy brali udział w walkach po stronie każdego z zaborców. Życie straciło wówczas
w „polskich pułkach” prawie tysiąc żołnierzy. Ale bitwa zakończyła się zwycięstwem
12 maja i doprowadziła do wyparcia Rosjan z Galicji. Zwycięzcy z ok. 218 tys. żołnierzy stracili ok. 90 tys. zabitych i rannych, zaś pokonani, których siły rzucone do bitwy nie są do dziś znane, ok. 100 tys. zabitych i rannych oraz ok. 240 tys. wziętych do niewoli.
z nim nie wrócili. Gorlicz, tak tę nazwę pisano. Walki w tamtym rejonie, w okolicach Gorlic, Jasła i Krosna trwały jakieś pół roku, ale decydujące starcie zjednoczonych sił niemieckich i austro–węgierskich rozpoczęło się 2 maja 1915 r. W tych dniach, do
5 maja, przerwany został front rosyjski. Nazywano potem tę bitwę „małym Verdun”, choć zwycięstwo było po stronie austro–węgierskiej, co pod Verdun się już nie powtórzyło. Tak sobie myślę, że nasi bohaterowie należeli do wchodzącej w skład armii austro–węgieskiej 12 Dywizji Piechoty, składającej się z poborowych z Galicji. Zginąć mieli w Gorlicach, ale bezpośrednio na to miasto nacierała armia niemiecka. Może więc ich tam nie było? Opisywano potem, że najcięższe walki stoczono o wzgórze zwane Pustki w Łużnej. Owa galicyjska dywizja piechoty bez strat sforsowała dwie linie okopów rosyjskich, ale dalsze, znajdujące się w lesie stawiały zaciekły opór, przełamano je dopiero po walkach na bagnety… Może musieli walczyć przeciwko swoim, gdyż Polacy brali udział w walkach po stronie każdego z zaborców. Życie straciło wówczas
w „polskich pułkach” prawie tysiąc żołnierzy. Ale bitwa zakończyła się zwycięstwem
12 maja i doprowadziła do wyparcia Rosjan z Galicji. Zwycięzcy z ok. 218 tys. żołnierzy stracili ok. 90 tys. zabitych i rannych, zaś pokonani, których siły rzucone do bitwy nie są do dziś znane, ok. 100 tys. zabitych i rannych oraz ok. 240 tys. wziętych do niewoli.
Mimo takich zwycięstw, późniejsze walki
nie kończyły się dla Austro–Węgier tak pomyślnie. Seria mniejszych bitew z
Rosją w Galicji zakończyła się niepowodzeniem. Odtąd będą już zawsze potrzebować
pomocy Niemiec…
– I-wan–gród –
sylabizuje Marysia. Dziwna nazwa psze Pani, to na pewno w Polsce?
– Tak Marysiu,
tak nazywano kiedyś miasto Dęblin, dziś znane ze szkoły pilotów,
a kiedyś z wielkiej twierdzy i miasta nazwanego na cześć rosyjskiego namiestnika
z czasów zaborów – Iwana Paskiewicza. I to tam właśnie zwycięscy w Galicji Rosjanie chcieli rozprawić się nie tylko z austryjackimi, ale i z niemieckimi siłami, co doprowadziło w dniach 28 września–8 listopada 1914 r. do bitwy pod Warszawą
i Iwangrodem…
a kiedyś z wielkiej twierdzy i miasta nazwanego na cześć rosyjskiego namiestnika
z czasów zaborów – Iwana Paskiewicza. I to tam właśnie zwycięscy w Galicji Rosjanie chcieli rozprawić się nie tylko z austryjackimi, ale i z niemieckimi siłami, co doprowadziło w dniach 28 września–8 listopada 1914 r. do bitwy pod Warszawą
i Iwangrodem…
– Czyli Dęblinem! – dopowiada, dumny, że zapamiętał, Antek.
– Tak, Dęblinem. Walkę rozpoczęli
Niemcy, którym 12 października udało się zająć lewy brzeg Wisły, aż do obecnej
stolicy. Jednak Rosjanie utrzymywali się w Iwangrodzie
i Warszawie, stawiając zaciekły opór. Ostatecznie zwyciężyli, ponosząc straty 65 tys. ludzi (z 400 tys. biorących udział w bitwie), zaś sprzymierzone siły austriacko–wegiersko–niemieckie z 306 tys. straciły prawie połowę, bo aż 139,5 tys. ludzi. Wśród nich byli „nasi”, dwunastu szeregowców, niczym dwunastu apostołów, nawet imiona
w większości biblijne: trzech Pawłów, dwóch Karolów, Józef, Michał, Jan, Szczepan, Teofil, Franciszek, Andrzej. Okazało się po latach, że była to jedna z największych operacji I wojny, i choć wtedy przegrana, w sierpniu 1915 roku, po porzuceniu twierdzy przez Rosjan Niemcy wkroczyli jednak dumnie do rosyjskiej Twierdzy Iwanogród.
i Warszawie, stawiając zaciekły opór. Ostatecznie zwyciężyli, ponosząc straty 65 tys. ludzi (z 400 tys. biorących udział w bitwie), zaś sprzymierzone siły austriacko–wegiersko–niemieckie z 306 tys. straciły prawie połowę, bo aż 139,5 tys. ludzi. Wśród nich byli „nasi”, dwunastu szeregowców, niczym dwunastu apostołów, nawet imiona
w większości biblijne: trzech Pawłów, dwóch Karolów, Józef, Michał, Jan, Szczepan, Teofil, Franciszek, Andrzej. Okazało się po latach, że była to jedna z największych operacji I wojny, i choć wtedy przegrana, w sierpniu 1915 roku, po porzuceniu twierdzy przez Rosjan Niemcy wkroczyli jednak dumnie do rosyjskiej Twierdzy Iwanogród.
– Proszę Pani, a co to znaczy na polach Włoch i dlaczego
obok jest napisane Ajżja Goł? –
odzywa się nagle Karolek, prymus zajęć z angielskiego.
– Karolku – tłumaczy cierpliwie Pani, to wcale nie i żadna
Azja, to włoski i Asiago, miasto w północnych Włoszech. Wiecie, Włochy kiedyś
wyglądały inaczej niż teraz, a przed
I wojną światową, która przyniosła Polsce niepodległość, były sojusznikami Austrii. Jednak zaraz po jej wybuchu, z powodu sporów z nią, dołączyły do jej przeciwników. Ponieważ cała granica włosko–austriacka była górzysta, walki mogły być toczone jedynie w niezwykle trudnych warunkach w okolicach Trydentu oraz na wschód od doliny rzeki Isonzo. Włosi za wszelka cenę chcieli opanować miasto Gorycja w dolinie tej rzeki. Lecz choć mieli przewagę liczebną, to byli słabo wyposażeni i mało doświadczeni, a walki często wymagały wspinaczki. Do dziś znajdowane są nieznane ślady tych walk,
w tym zmumifikowane ciała ich ofiar, choć minęło już od nich ponad sto lat! W obecnych północnych Włoszech rozegrano wiele bitew i gdy wiadomo było, że dana osoba brała
w nich udział i zginęła, starano się jak najdokładniej, zgodnie z ówczesnymi możliwościami ustalić miejsce, w którym pożegnała się z życiem. Jednak nie zawsze było to możliwe, stąd często mówi się i pisze „na polach” w znaczeniu „na polach bitew” na danym terenie, a nie, jak my to mówimy, w znaczeniu zwykłego wyjścia na zewnątrz. Tak zginął sierżant Teofil. Choć był wysoki stopniem, to jednak nic więcej o nim nie wiemy. Może zginął pod Asiago jak kapral Michał, lub w jego okolicach?
I wojną światową, która przyniosła Polsce niepodległość, były sojusznikami Austrii. Jednak zaraz po jej wybuchu, z powodu sporów z nią, dołączyły do jej przeciwników. Ponieważ cała granica włosko–austriacka była górzysta, walki mogły być toczone jedynie w niezwykle trudnych warunkach w okolicach Trydentu oraz na wschód od doliny rzeki Isonzo. Włosi za wszelka cenę chcieli opanować miasto Gorycja w dolinie tej rzeki. Lecz choć mieli przewagę liczebną, to byli słabo wyposażeni i mało doświadczeni, a walki często wymagały wspinaczki. Do dziś znajdowane są nieznane ślady tych walk,
w tym zmumifikowane ciała ich ofiar, choć minęło już od nich ponad sto lat! W obecnych północnych Włoszech rozegrano wiele bitew i gdy wiadomo było, że dana osoba brała
w nich udział i zginęła, starano się jak najdokładniej, zgodnie z ówczesnymi możliwościami ustalić miejsce, w którym pożegnała się z życiem. Jednak nie zawsze było to możliwe, stąd często mówi się i pisze „na polach” w znaczeniu „na polach bitew” na danym terenie, a nie, jak my to mówimy, w znaczeniu zwykłego wyjścia na zewnątrz. Tak zginął sierżant Teofil. Choć był wysoki stopniem, to jednak nic więcej o nim nie wiemy. Może zginął pod Asiago jak kapral Michał, lub w jego okolicach?
Ta bitwa zebrała sobie wśród jej
uczestników kilka przydomków: dla Włochów jest do dziś „bitwą o Płaskowyż”, a
dla Austriaków „ekspedycją karną”. Rozgrywała się prawie miesiąc, w dniach 15
maja–10 czerwca1916 roku. Austriacy chcieli zaskoczyć przeciwników osłabionych
po piątek bitwie nad rzeką Isonzo i ich okrążyć. Mieli ułatwione zadanie, gdyż
Włosi nie uwierzyli w atak przeciwnika, mimo wcześniejszych
o nim wiadomości. Siły Austro–Węgier odniosły zwycięstwo taktyczne (z 300 batalionów tracąc jednak 150 tys. żołnierzy), jednak nie wykorzystały go, gdyż musiały się zająć Rosjanami w Galicji i przez to się wycofać. W ten sposób Włosi odnieśli zwycięstwo strategiczne, choć ze 172 batalionów stracili 100 tys. żołnierzy, a do niewoli dostało się 50 tys. ich jeńców.
o nim wiadomości. Siły Austro–Węgier odniosły zwycięstwo taktyczne (z 300 batalionów tracąc jednak 150 tys. żołnierzy), jednak nie wykorzystały go, gdyż musiały się zająć Rosjanami w Galicji i przez to się wycofać. W ten sposób Włosi odnieśli zwycięstwo strategiczne, choć ze 172 batalionów stracili 100 tys. żołnierzy, a do niewoli dostało się 50 tys. ich jeńców.
Kolejna bitwa na polach Włoch rozegrała się nad rzeką Piawą i bywa
też nazywana „bitwą przesilenia”
albo „bitwą połowy czerwca”.
Zobaczcie, po włosku pisana nazwa Piave to rzeka w okolicy, o której wcześniej
wam mówiłam. W tym czasie sytuacja Włoch
na froncie, w obliczu wielu porażek nie była dobra, dlatego jesienią
1917 roku zaczęli im pomagać Francuzi i Brytyjczycy. Gdy zatem wiosną kolejnego
roku te tereny opuścili pomagający Austro–Węgrom Niemcy, doszło do tej ważnej
bitwy. Rozpoczęła się ona 15 czerwca 1918 austriackimi ostrzałami i atakami.
Zostały one jednak przez Włochów zatrzymane, gdyż działania ich przeciwników
zostały im ujawnione przez dwóch dezerterów z armii austriackiej. Dzięki temu
zostali oni odcięci od zaopatrzenia
i pobici przez dostarczone Włochom posiłki. Tak musieli zginąć szeregowi Jan
i Władysław. Byli wśród tych nieszczęsnych 125 tys. zabitych w tej potyczce (nie licząc 25 tys. jeńców), spośród 57 dywizji, które stanęły do walki. Bitwa, zakończona
23 czerwca 1918, wykazała słabość monarchii Austro–Węgierskiej. Było to decydujące zwycięstwo Włoch i ich sojuszników (poniesiono straty 87 tys. rannych i zabitych
z rozpoczynających bitwę 58 dywizji włoskich, 3 brytyjskich i 2 francuskich). Pewnie Polakom pozostałym na ziemiach trzech zaborów zwycięstwo Włochów dodało nadziei, ale w domach owych dwóch chłopców królowały tylko smutek i żal.
i pobici przez dostarczone Włochom posiłki. Tak musieli zginąć szeregowi Jan
i Władysław. Byli wśród tych nieszczęsnych 125 tys. zabitych w tej potyczce (nie licząc 25 tys. jeńców), spośród 57 dywizji, które stanęły do walki. Bitwa, zakończona
23 czerwca 1918, wykazała słabość monarchii Austro–Węgierskiej. Było to decydujące zwycięstwo Włoch i ich sojuszników (poniesiono straty 87 tys. rannych i zabitych
z rozpoczynających bitwę 58 dywizji włoskich, 3 brytyjskich i 2 francuskich). Pewnie Polakom pozostałym na ziemiach trzech zaborów zwycięstwo Włochów dodało nadziei, ale w domach owych dwóch chłopców królowały tylko smutek i żal.
Jakąś godzinę drogi od Piawy znajduje się miasteczko Grassaga,
tutaj jako Grasago. Tam pozostał na zawsze szeregowiec Marian. Nie wiadomo czy
zapuścił się tak daleko w bitwie nad Piawą, czy też w jednej z bitew nad
wspomnianą już wam rzeką Isonzo. Nazywa się ją także ze słoweńska Soczą – nad
tą rzeką miało miejsce aż dwanaście bitew austriacko–włoskich w latach
1915–1917!
Choć w czasie pierwszych pięciu bitew Włochom nie udało się
przełamać obrony austriackiej, to podczas szóstej, w sierpniu 1916, w końcu
zajęli miasto Gorycja, cel swoich działań wojennych. W listopadzie ponownie
przejęli ją Austriacy, wycofali się
z tych terenów dopiero w końcu 1918 roku. Gorycja, do Włoch przyłączona dopiero
w 1920 roku, to miasto znajdujące się na styku wielu kultur, stąd ma w ich językach różną pisownię i wymowę. Oficjalna, włoska nazwa to Gorizia (Goritsja), po słoweńsku nazywa się ją Gorica, zaś po niemiecku Görz, i to chyba tę nazwę miano tu na myśli, pisząc nazwę bitwy jako Gortz. Tam zginąć mieli szeregowcy: Stanisław, Franciszek, Michał, Szczepan, Karol.
z tych terenów dopiero w końcu 1918 roku. Gorycja, do Włoch przyłączona dopiero
w 1920 roku, to miasto znajdujące się na styku wielu kultur, stąd ma w ich językach różną pisownię i wymowę. Oficjalna, włoska nazwa to Gorizia (Goritsja), po słoweńsku nazywa się ją Gorica, zaś po niemiecku Görz, i to chyba tę nazwę miano tu na myśli, pisząc nazwę bitwy jako Gortz. Tam zginąć mieli szeregowcy: Stanisław, Franciszek, Michał, Szczepan, Karol.
Ich ofiara nie
przyniosła jednak zwycięstwa. Kolejne
bitwy kończyły się dla obu stron bez większych sukcesów, doprowadzając obu
przeciwników do wyczerpania. Żołnierze często musieli walczyć w bardzo trudnych
warunkach, bez odpoczynku biorąc udział w kolejnych natarciach nie
przynoszących żadnych rezultatów. Dopiero dwunasta bitwa pod Isonzo, w październiku
1917 roku, zwana bitwą pod Caporetto, w której przybyłe z odsieczą wojskom
austro–węgierskim Niemcy użyły gazów bojowych, spowodowała odwrót Włochów. Te
dwanaście bitew rozegrało się w ciągu dwóch lat, od 23 maja 1915 do 7 listopada
1917 roku. Austro–Węgry i Niemcy poniosły ogromne straty
484 tys. zabitych, rannych i chorych, zaś pokonani Włosi stracili aż 1 mln 258
tys. żołnierzy.
Mimo takiej klęski,
ostatnie słowo w tej wojnie należało
jednak do Włochów. Choć nie wykorzystali sukcesu w
bitwie nad Piawą, decydująca dla losów wojny na tym odcinku frontu okazała się
bitwa pod Vittorio Veneto, gdzie ostatecznie pobili oddziały austriackie.
Wówczas, dnia 3 listopada 1918 r. ok. 300 tys. Austriaków poddało się,
a kolejnego dnia Austro–Węgry podpisały zawieszenie broni. Tydzien później I wojna światowa oficjalnie się zakończyła, zaś 11 listopada 1918 roku Polska odzyskała niepodległość.
a kolejnego dnia Austro–Węgry podpisały zawieszenie broni. Tydzien później I wojna światowa oficjalnie się zakończyła, zaś 11 listopada 1918 roku Polska odzyskała niepodległość.
Jednak dla Polaków nie był to koniec walk. Choć Austo–Węgry
skapitulowały
i rozpadły się, Niemcy przegrały, a Rosję ogarnęła komunistyczna rewolucja, trzeba było walczyć o kształt polskich granic. Walki o poszczególne miasta, miasteczka i wsie, walki o Lwów i Wilno, powstania wielkopolskie oraz trzy śląskie… Nie wiemy, gdzie spoczęły ciała szeregowców: dwóch Józefów, Teofila, Szczepana i Stefana, prócz tego, że zginęli właśnie w walkach polskich. Jakby tego było mało zaraz potem nadszedł dla Polaków jeszcze jeden bojowy sprawdzian – wojna z Rosją, walki polsko–radzieckie z lat 1919–1921, która dzięki cudowi nad Wisłą zakończyła się dla nas pomyślnie. Podczas tej wojny zginęli najbardziej doświadczeni, bo posiadający tytuły porucznika i kaprala Władysław i Szczepan.
i rozpadły się, Niemcy przegrały, a Rosję ogarnęła komunistyczna rewolucja, trzeba było walczyć o kształt polskich granic. Walki o poszczególne miasta, miasteczka i wsie, walki o Lwów i Wilno, powstania wielkopolskie oraz trzy śląskie… Nie wiemy, gdzie spoczęły ciała szeregowców: dwóch Józefów, Teofila, Szczepana i Stefana, prócz tego, że zginęli właśnie w walkach polskich. Jakby tego było mało zaraz potem nadszedł dla Polaków jeszcze jeden bojowy sprawdzian – wojna z Rosją, walki polsko–radzieckie z lat 1919–1921, która dzięki cudowi nad Wisłą zakończyła się dla nas pomyślnie. Podczas tej wojny zginęli najbardziej doświadczeni, bo posiadający tytuły porucznika i kaprala Władysław i Szczepan.
Tutaj kończy się nasza opowieść. Tak sobie policzyłam, że gdyby
przejść cały ten szlak bojowy, to idąc bez przerwy, co jest przecież
niemożliwe, cała wyprawa zajęłaby miesiąc. Pierwsza wojna światowa była wielką
tragedią, choć dla nas skończyła się odzyskaniem upragnionej wolności. Różni
badacze podają, że w latach 1914–1918 zginęło lub zaginęło ok. 500 tys. Polaków,
w tym ponad 200 tys. wcielonych do armii austro–węgierskiej, zaś ok. 700 tys.
cywilów w samej Galicji straciło w tym czasie dach nad głową…
– To straszne, proszę Pani! – z łezką w oku westchnęła
Krysia.
– Nie płacz! – zaczęła pocieszać przyjaciółkę Hania. – Oni
zostali tam, żebyśmy my mogli być teraz tu, wolni.
– Masz rację Haniu.– pochwaliła uczennicę Pani. Dzięki ich
odwadze i ofierze życia ich
i kolejnych pokoleń żyjemy dziś w wolnym kraju i możemy cieszyć się z odzyskanej sto lat temu wolności.
i kolejnych pokoleń żyjemy dziś w wolnym kraju i możemy cieszyć się z odzyskanej sto lat temu wolności.
– Sto to bardzo dużo, nawet mój pradziadek tyle nie ma! –
wykrzyknął zdziwiony Stasio. – Tak, to bardzo dużo, ale wciąż mnie niż trwała
nasza niewola. – oznajmiła Pani.
– Czy możemy zrobić coś, aby im podziękować? – zapytał nagle
Tomek.
– Możemy o nich pamiętać i opowiadać kolejnym pokoleniom o
ich bohaterstwie, możemy też, tak jak prosili, westchnąć do Boga z
wdzięcznością za ich dusze, mamy przecież listopad, miesiąc w którym wspominamy
zmarłych.
– I zapalić znicze i dać kwiaty! – przewodniczący klasy, wysoki
Szymek, od razu przechodził od słów do czynów…
Tymczasem on spoglądał na nich z
wysoka. Widział, jak te małe ludziki
w kolorowych kurteczkach i płaszczykach w czapeczkach z pomponami, w spodniach
i spódniczkach zostawiają kwiaty i obiecują, że wrócą ze światłem, kiedy przyjdzie Ten Ważny Dzień. Jego Rocznica. Słyszał jak chwalą go za nowy wygląd i strój, a potem widział, jak kłaniają się mu wytwornie, a nawet salutują i zbierają się do odejścia. „Do widzenia, do widzenia kochani, przyjdźcie koniecznie za parę dni!” – chciał do nich zawołać. Ale zamyślił się akurat wtedy nad tym, co powiedziała Pani. Myślał z ilu bitew wyszli zwycięsko jego podopieczni, ci, których miał, odkąd pamiętał pod swoimi skrzydłami, zanim zostali tam, daleko. Czy musieli walczyć przeciwko swym braciom
z innych zaborów? Miał nadzieję, że nie… Czy gdyby się poddali uniknęliby takiego losu? Czy ktoś z ich kolegów wrócił, skoro tylu tam, gdzieś hen, zostało. Czy wiedzieli za czyją wolność walczą, czy spodziewali się, że za w ostatecznym rozrachunku za swoją? Czy spodziewali się takiego obrotu sprawy, wolności, niepodległości? Ci z walk polskich
i z wojny z Rosją na pewno jeszcze zdążyli się z niej ucieszyć, więc chcieli walczyć o to, co odzyskali przed tak krótką chwilą. Ale tamci? Co czuli, co myśleli?
w kolorowych kurteczkach i płaszczykach w czapeczkach z pomponami, w spodniach
i spódniczkach zostawiają kwiaty i obiecują, że wrócą ze światłem, kiedy przyjdzie Ten Ważny Dzień. Jego Rocznica. Słyszał jak chwalą go za nowy wygląd i strój, a potem widział, jak kłaniają się mu wytwornie, a nawet salutują i zbierają się do odejścia. „Do widzenia, do widzenia kochani, przyjdźcie koniecznie za parę dni!” – chciał do nich zawołać. Ale zamyślił się akurat wtedy nad tym, co powiedziała Pani. Myślał z ilu bitew wyszli zwycięsko jego podopieczni, ci, których miał, odkąd pamiętał pod swoimi skrzydłami, zanim zostali tam, daleko. Czy musieli walczyć przeciwko swym braciom
z innych zaborów? Miał nadzieję, że nie… Czy gdyby się poddali uniknęliby takiego losu? Czy ktoś z ich kolegów wrócił, skoro tylu tam, gdzieś hen, zostało. Czy wiedzieli za czyją wolność walczą, czy spodziewali się, że za w ostatecznym rozrachunku za swoją? Czy spodziewali się takiego obrotu sprawy, wolności, niepodległości? Ci z walk polskich
i z wojny z Rosją na pewno jeszcze zdążyli się z niej ucieszyć, więc chcieli walczyć o to, co odzyskali przed tak krótką chwilą. Ale tamci? Co czuli, co myśleli?
Pamiętał przecież ich babki, matki,
żony, siostry. Ale i ojców, dziadków, braci, wąsatych jegomościów, których
poznał prawie sto lat temu. Tak wiele się dziś dowiedział, tak wiele przypomniał,
a tak dużo jeszcze było do odkrycia. Zdał sobie sprawę, że tak naprawdę nigdy
pewnie nie pozna odpowiedzi na tyle pytań. Zasmucił się tym wszystkim bardzo, bo
zaraz przypomniał sobie fraszkę Jana Sztaudyngera, którą nie tak dawno ktoś mu opowiedział:
„Życie”
Zanim się
opamiętasz,
Kołyska, ołtarz,
cmentarz.
I robisz
smutne odkrycie,
Że to już całe
życie.
To nieprawda, pomyślał jednak po chwili z
uśmiechem, to nie całe życie. Na pewno nie ich. Poza tym, rozmarzył się, oni
będą żyć wiecznie, póki istnieje pamięć,
i póki ja jestem jej strażnikiem. Zresztą nie tylko ja, jest jeszcze Pani, Pani… Nie mógł sobie przypomnieć jej imienia, ale Pani, zanim odeszła, zebrała wokół siebie te kolorowe smyki i zaczęła czytać. Wtedy właśnie ją rozpoznał. To nie była żadna Pani, ale jego Hela! Helenka, która często przy nim przystawała jadąc do Krakowa na studia. Przypomniał sobie, jak wielokrotnie czytała nieco zatarte wówczas słowa, jakby próbując je zapamiętać. Dzięki niej on też znał je na pamięć:
i póki ja jestem jej strażnikiem. Zresztą nie tylko ja, jest jeszcze Pani, Pani… Nie mógł sobie przypomnieć jej imienia, ale Pani, zanim odeszła, zebrała wokół siebie te kolorowe smyki i zaczęła czytać. Wtedy właśnie ją rozpoznał. To nie była żadna Pani, ale jego Hela! Helenka, która często przy nim przystawała jadąc do Krakowa na studia. Przypomniał sobie, jak wielokrotnie czytała nieco zatarte wówczas słowa, jakby próbując je zapamiętać. Dzięki niej on też znał je na pamięć:
Ku wiecznej pamięci Rodacy Rodakom
Za Ojczyznę i wolność.
DOM [łac. Deo Optimo Maximo – Bogu Najlepszemu,
Największemu lub Domus Omnium Mortuorum – dom wszystkich zmarłych] S.P.
[Świętej Pamięci]
Poległym od roku 1914–1920 w wojn.[ie] świat.[owej]
por.[ucznik]
|
Władysław Cyankiewicz [Cyrankiewicz]
|
w wojnie
|
z Rosyą [Rosją]
|
kapr.[korporal]
|
Szczepan Żmudka
|
,,
|
,,
|
inf.[anterist]
|
Jan Danek
|
,,
|
Kraśnik
|
,,
|
Teofil Łukasik
|
,,
|
,,
|
,,
|
Wawrzyniec Łukasik
|
,,
|
,,
|
,,
|
Ludwik Nosalik
|
,,
|
,,
|
,,
|
Jozef [Józef] Palarski
|
,,
|
Gorlicz [Gorlice]
|
,,
|
Faustyn Talaga
|
,,
|
,,
|
,,
|
Piotr Gruszeczka
|
,,
|
,,
|
,,
|
Jan Kopacz
|
,,
|
,,
|
,,
|
Józef Grygiel
|
,,
|
,,
|
,,
|
Paweł Danek
|
,,
|
Iwangród [Dęblin]
|
,,
|
Józef Zwierowski
[Żwirowski]
|
,,
|
,,
|
,,
|
Karol Hochur
[Hochór]
|
,,
|
,,
|
,,
|
Paweł Nowak
|
,,
|
,,
|
,,
|
Michał Gażdzicki [Gaździcki]
|
,,
|
,,
|
,,
|
Jan Nosal
|
,,
|
,,
|
,,
|
Szczepan Danek
|
,,
|
,,
|
,,
|
Teofil Jastrzębski
|
,,
|
,,
|
,,
|
Francziszek Mieśkowiec [Franciszek Miśkowiec]
|
,,
|
,,
|
,,
|
Karol Prorok
|
,,
|
,,
|
,,
|
Paweł Talaga
|
,,
|
,,
|
,,
|
Andrzej Morycki
|
,,
|
,,
|
Feldy.[Feldwebel]
|
Teofil Prorok
|
Na polach
|
Włoch
|
kapr.[korporal]
|
Jan Mirocha
|
,,
|
Asiago
|
inf[anterist]
|
Jan Gunia
|
,,
|
Piawa
|
,,
|
Władysław Zawiła
|
,,
|
,,
|
,,
|
Maryan [Marian] Nowak
|
,,
|
Grasago [Grassaga]
|
,,
|
Stanisław Danek
|
,,
|
Gortz [Gorycja]
|
,,
|
Francziszek [Franciszek] Nosalik
|
,,
|
,,
|
,,
|
Michał Bielasz [Bielarz]
|
,,
|
,,
|
,,
|
Szczepan Łach
|
,,
|
,,
|
,,
|
Karol Zawiła
|
,,
|
,,
|
szer.[egowy]
|
Józef Głowicki
|
w walkach
|
polskich
|
,,
|
Józef Kopacz
|
,,
|
,,
|
,,
|
Teofil Uczak [Łuczak]
|
,,
|
,,
|
,,
|
Szczepan Nosalik
|
,,
|
,,
|
,,
|
Stefan Miś
|
,,
|
,,
|
PROSZĄ O WESTCHNIENIE DO
BOGA!
Po odczytaniu tych słów, Pani odmówiła „Ojcze nasz” w intencji
poległych, spełniając wyrytą w kamieniu prośbę sprzed lat. Obiecała, że wróci.
Dzieci również. Wkrótce przecież
11 listopada, Święto Odzyskania Niepodległości. Wierzył im, wiedział, że wrócą. Ale nie sami. Przeczuwał, że już wkrótce znów go odwiedzą, bo niedługo jego święto. Znów będą kwiaty, piosenki, dobre życzenia. Błyszczeć będzie dumnie korona na jego głowie, a on przygarniać ich będzie do siebie. Będzie żałował, że nie może nic powiedzieć, ale swoją obecnością będzie próbował przekazać, że wystarczy na niego spojrzeć, by wiele się dowiedzieć. Z wysokości podwyższenia, na którym od zawsze i na zawsze siedział patrzył długo jak dzieci i Pani odchodzą do szkoły... Ale wrócą, choć żołnierze nie wrócili. Tak właśnie będzie. Był tego pewien jak niczego na świecie. Od 1925 roku był przecież Białym Orłem z pomnika na Rynku
w Zembrzycach.
11 listopada, Święto Odzyskania Niepodległości. Wierzył im, wiedział, że wrócą. Ale nie sami. Przeczuwał, że już wkrótce znów go odwiedzą, bo niedługo jego święto. Znów będą kwiaty, piosenki, dobre życzenia. Błyszczeć będzie dumnie korona na jego głowie, a on przygarniać ich będzie do siebie. Będzie żałował, że nie może nic powiedzieć, ale swoją obecnością będzie próbował przekazać, że wystarczy na niego spojrzeć, by wiele się dowiedzieć. Z wysokości podwyższenia, na którym od zawsze i na zawsze siedział patrzył długo jak dzieci i Pani odchodzą do szkoły... Ale wrócą, choć żołnierze nie wrócili. Tak właśnie będzie. Był tego pewien jak niczego na świecie. Od 1925 roku był przecież Białym Orłem z pomnika na Rynku
w Zembrzycach.
Tekst fraszki Jana
Sztaudyngera „Życie” pochodzi ze strony: http://przykominku.com/piorka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz